W ciągu ostatnich kilkunastu dni odżyła debata na temat dostarczenia Ukrainie samolotów bojowych przez państwa zachodnie. Ma to bezpośredni związek ze zmasowanymi rosyjskimi atakami z użyciem pocisków manewrujących, ale też posiadanie silnego lotnictwa jest we współczesnych konfliktach warunkiem koniecznym do wygrywania wojen. A należy zakładać, że w kolejnych miesiącach Ukraina będzie chciała przeprowadzać kolejne ofensywy wyzwalające okupowane terytoria. Mimo wszystko nie należy także lekceważyć Rosji, która ciągle na papierze dysponuje znaczącym potencjałem i może chcieć go wykorzystać w kolejnych operacjach, zwłaszcza po uzupełnieniu na wiosnę przyszłego roku strat w ludziach. Myśliwce na pewno by się Ukrainie przydały.

Za pomysłem dostarczenia Ukrainie myśliwców stoją dwie główne przesłanki. Przeprowadzone do tej pory analizy przebiegu wojny wykazały, że nawet ograniczone zagrożenie ze strony ukraińskiej obrony przeciwlotniczej wystarczy do drastycznego ograniczenia aktywności lotnictwa rosyjskiego i znacznego obniżenia jego efektywności. Z drugiej strony zmasowane rosyjskie ataki pociskami manewrującymi stanowią poważne wyzwanie dla obrony przeciwlotniczej. Ocenia się, że nawet niewielka liczba nowoczesnych zachodnich myśliwców uzbrojonych w pociski powietrze–powietrze dalekiego zasięgu mogłaby mieć wielokrotnie większy wpływ na przebieg walk w powietrzu, niż wynikałoby to z samej liczebności samolotów. Tak samo było w przypadku dostaw HIMARS-ów, których niewielka liczba poczyniła znaczne straty w rosyjskim potencjale wojennym.



Ponieważ wyszkolenie pilota na nowy typ samolotu zaprojektowanego do działania według zupełnie innej filozofii nie jest proste i szybkie, pomijając już polityczną wolę przekazania samolotów produkcji zachodniej, możliwe jest również drugie rozwiązanie – przekazanie Ukrainie samolotów produkcji radzieckiej przez państwa NATO, które jeszcze takimi maszynami dysponują. Chodzi tu o Polskę, Słowację i Bułgarię, dysponujące MiG-ami-29. Także Węgry mają pewną liczbę tych myśliwców, ale od lat są one poza służbą i ich przywrócenie do lotu byłoby długotrwałe (pomińmy już wolę polityczną Węgier).

Ukraiński Su-27P1M.
(Łukasz Golowanow, Konflikty.pl)

Możliwość przekazania Ukrainie polskich MiG-ów-29 rozważano już w marcu. Miało to polegać na oddaniu naszych myśliwców Amerykanom, którzy następnie przekazaliby je Ukrainie. W zamian Polska miała otrzymać pewna liczbę używanych F-16. Miesiąc po wybuchu wojny Zachód wciąż jednak się obawiał szybkiego rosyjskiego zwycięstwa i nie chciał eskalować konfliktu, więc sprawa upadła.

Obecnie sytuacja się zmieniła. Nie tylko państwa mające własne negatywne historyczne doświadczenia z Rosją – jak Polska, Czechy, Słowacja czy republiki bałtyckie – zaczęły dostarczać Ukrainie ciężkie uzbrojenie. Także państwa zachodnie wspomagają obrońców coraz większą ilością uzbrojenia, w tym bardzo nowoczesnego. Dobrym przykładem są dostawy wspomnianych już HIMARS-ów, ale być może jeszcze lepszym, bo pochodzącym z pacyfistycznych (lub prorosyjskich, jak kto woli) Niemiec – haubice PzH 2000, a zwłaszcza niedawne przekazanie systemów przeciwlotniczych IRIS-T SLM. Wydaje się, że następnym krokiem może być już przekazanie lub sprzedaż samolotów bojowych. Tylko których?

Gripen w konfiguracji uzbrojenia dostępnej po modernizacji MS20 Block 2 z pociskami (od lewej): IRIS-T, Meteor i AIM-120 AMRAAM.
(Maciej Hypś, Konflikty.pl)

JAS 39C/D Gripen

Analitycy brytyjskiego ośrodka analitycznego Royal United Services Institute uważają, że optymalnym rozwiązaniem dla Ukrainy byłby Saab JAS 39C/D Gripen. Pozyskanie maszyn tego typu byłoby szczególnie korzystne w planowaniu krótko i średnioterminowym, ponieważ niemal natychmiast przyczyniłoby się do zminimalizowania ryzyka ze strony rosyjskiego lotnictwa dalekiego zasięgu i pocisków manewrujących.



Analitycy RUSI słusznie wskazują, że Gripen został od podstaw pomyślany do działania w warunkach przewagi przeciwnika. Szwedzkie plany obronne czasu zimnej wojny zakładały, że kraj będzie musiał poradzić sobie z radzieckim atakiem samodzielnie. Doktrynalnie zakładano maksymalne rozproszenie lotnictwa i szerokie wykorzystanie drogowych odcinków lotniskowych. Całą konstrukcję Gripena i wyposażenia naziemnego do jego obsługi zaprojektowano z myślą o operowaniu z lotnisk polowych, a więc w podobnych warunkach, w których muszą działać Ukraińcy. Ponadto schemat obsługi, przygotowania do lotu i odtwarzania gotowości bojowej przygotowano z myślą, że wiele prac będą wykonywać powołani rezerwiści i żołnierze służby zasadniczej, a więc w teorii jest najprostszy do nauczenia się i nie wymaga dużego zaplecza logistycznego.

Szwedzkie Gripeny C z latającą cysterną Tp 84 (KC-130H).
(Milan Nykodym, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Systemy walki elektronicznej Gripenów są zoptymalizowane do radzenia sobie z radarami produkcji radzieckiej/rosyjskiej. Ponadto dużą zaletą jest pakiet uzbrojenia, zwłaszcza pociski powietrze–powietrze dalekiego zasięgu MBDA Meteor. Jest to najnowocześniejszy pocisk tej klasy produkowany na Zachodzie. Główną zaletą Meteora jest silnik strumieniowy, który pozwala na utrzymanie prędkości Mach 4 na całej trasie lotu. Pociski poprzednich generacji wykorzystują silniki rakietowe w fazie rozpędzania się, ale większość trasy pokonują bez napędu, co ogranicza ich zasięg i skuteczność przeciwko celom uciekającym. Meteor ma znacznie większą strefę „gwarantowanego trafienia”, odznacza się wysoką manewrowością, zaś naprowadzany jest na cel dzięki aktywnemu radarowi. Do tego ma łącze danych, dzięki czemu może być używany z wykorzystaniem danych z innych sensorów.

Drugim kluczowym z punktu widzenia Ukrainy rodzajem uzbrojenia zintegrowanym z Gripenem są pociski przeciwokrętowe RBS15F. Pocisk dysponuje zasięgiem ponad 200 kilometrów, odpalany jest w trybie „odpal i zapomnij”, a zasięg wykrywania celów może być powiększony dzięki transmisji danych z innych samolotów i okrętów. Po odpaleniu pocisk w środkowej części lotu naprowadzany jest pasywnie w połączeniu z systemem nawigacji bezwładnościowej i nawigacją GPS. Dopiero w ostatniej fazie lotu uaktywnia się pokładowy radar, co korzystnie wpływa na emisję sygnałów i sprawia, że pocisk jest trudniejszy do wykrycia. Ładunek bojowy stanowi 200-kilogramowa głowica odłamkowa. W związku z wielokrotnie już udowodnioną nieporadnością Floty Czarnomorskiej i nieszablonowym podejściem Ukrainy do zwalczania marynarki wojennej przeciwnika można by się spodziewać, że Gripeny z tymi pociskami mogłyby uzyskać kilka ciekawych rezultatów.

Szwedzki JAS 39D.
(Maciej Hypś, Konflikty.pl)

Gripeny C/D są w uzbrojeniu Szwecji, Czech i Węgier. Te ostatnie, biorąc pod uwagę ich dotychczasową postawę względem wojny, prawdopodobnie nie byłyby chętne do przekazania swoich samolotów. Trudno brać pod uwagę również myśliwce czeskie, ponieważ ich zadaniem jest obrona przestrzeni powietrznej nie tylko Czech, ale również Słowacji, która wycofała swoje MiG-i-29 (o czym poniżej). Największe szanse są wiązane ze Szwecją, której potencjał obronny nie ucierpiałby tak bardzo, ponieważ w porównaniu z Węgrami i Czechami ma dużo myśliwców (dziewięćdziesiąt cztery), a ponadto byłby to kolejny gest jedności z NATO, do którego Szwecja miejmy nadzieję wkrótce dołączyć.



F-16 Fighting Falcon

Viper jest najpopularniejszym zachodnim myśliwcem, znajduje się w uzbrojeniu kilkunastu państw NATO, chociaż niektóre już go wycofały bądź wycofują, zastępując nowszym F-35A. I właśnie ten proces sprawia, że F-16 jest atrakcyjną opcją dla Ukrainy – na rynku jest dostępnych wiele egzemplarzy wycofanych ze służby niedawno, a więc w dobrym stanie. Co więcej, były one regularnie modernizowane i wykorzystywane przez państwa o wysokiej kulturze technicznej, więc nie ma obaw o ich kondycję.

Amerykański F-16C Block 50C w Łasku.
(US Air Force / Senior Airman Ali Stewart)

Głównym uzbrojeniem powietrze–powietrze F-16 są pociski AIM-120 AMRAAM – nowoczesne i zdolne do poradzenia sobie ze wszystkimi rosyjskimi samolotami, ale dysponujące mniejszym zasięgiem niż Meteor. Jeśli chodzi o uzbrojenie powietrze–woda, F-16 mogą być zintegrowane z pociskami rodziny Harpoon, ale wymaga to modyfikacji oprogramowania sterującego uzbrojeniem i adaptera interfejsu umożliwiającego komunikację między systemem zarządzania uzbrojeniem a systemem sterowania w pocisku.

Egzemplarze amerykańskie, podobnie jak większości państw NATO, nie są w tej chwili dostosowane do przenoszenia Harpoonów. Taką możliwością dysponują tylko samoloty greckie i tureckie, które z różnych przyczyn na pewno nie trafią do Ukrainy. Za to w porównaniu z Gripenem F-16 ma znacznie szerszy wachlarz uzbrojenia powietrze–ziemia, obejmujący między innymi bomby JDAM, pociski antyradiolokacyjne AGM-88 HARM, czy pociski manewrujące AGM-158 JASSM. Oczywiście dostarczenie ich Ukrainie to kwestia polityczna.

Głównym źródłem używanych F-16 mogą być Stany Zjednoczone. Miały one najwięcej myśliwców tego typu, a w ostatnim czasie kolejne eskadry wyposażone do tej pory w F-16 są przezbrajane w F-35A. Ich minusem jest to, że niemal wszystkie brały udział w wielu operacjach wojskowych i wojnach toczonych przez Stany Zjednoczone w ciągu ostatnich kilku dekad. Są to więc płatowce mocno wyeksploatowane, ale po remontach jeszcze kilka lat polatają. Plusem jest to, że Amerykanie starali się doprowadzać swoje samoloty do jak najnowszego dostępnego wariantu.



Ciekawą informacją podzielił się Kurt Volker, były ambasador Stanów Zjednoczonych przy NATO i były specjalny przedstawiciel Stanów Zjednoczonych w Ukrainie. Otóż w wywiadzie udzielonym Aerotime powiedział, że grupa ukraińskich pilotów już jest szkolona na F-16. Z drugiej strony Waszyngton spodziewa się, że wojna może się zakończyć, nim F-16 będą mogły zostać przekazane Ukrainie i zintegrowane z jej siłami powietrznymi. Wiele zależy od rozwoju sytuacji, ale taka opcja przekazania tych samolotów przez Amerykanów jest otwarta.

Amerykański F-16C Block 42H.
(US Air Force / Master Sgt. Jack Braden)

Źródłem używanych F-16 mogłyby być również europejskie państwa NATO dysponujące pewną liczbą zakonserwowanych F-16 wycofanych ze służby w ramach redukcji po zakończeniu zimnej wojny i wycofujących je teraz z powodu wprowadzania F-35. Są to samoloty w starszej wersji F-16A/B, ale po modernizacji mid-life upgrade odpowiadają zdolnościami wersji F-16C Block 50. Samoloty takie posiadają Belgia, Holandia i Dania (Norwegia swoje maszyny już sprzedała Rumunii). Belgia i Holandia nie mają ich jednak zbyt wiele, ponieważ dużo myśliwców już sprzedano do innych państw, a nawet firm prywatnych. Z kolei Dania po rosyjskiej napaści na Ukrainę postanowiła na dłużej zachować swoje F-16 w służbie. Zamiast szybkiego wycofania przez jakiś czas będą one uzupełniały F-35. Tak więc głównym możliwym źródłem potencjalnych ukraińskich F-16 będą jednak Stany Zjednoczone.

MiG-29

Przekazanie Ukrainie MiG-ów-29 byłoby operacją najprostszą, ponieważ nie wymagałaby ona przeszkolenia tamtejszych pilotów, którzy są dobrze zaznajomieni z myśliwcami tego typu. Odpada również problem serwisowania czy zaplecza naziemnego. Ta opcja ma też wady. Fulcrumy mają już swoja lata, przeważnie były dostarczane odbiorcom na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, i od tamtego czasu nie przechodziły poważniejszych modernizacji. Oczywiście dokładano im nowe wyposażenie, głównie systemy nawigacyjne i łączności zgodne ze standardami NATO, ale ich zdolności bojowe nie zwiększano tak, jak to się działo z europejskimi F-16 w ramach programu MLU.

Mimo to w określonych warunkach, przy zastosowaniu odpowiedniej taktyki mogą jeszcze stanowić poważne zagrożenie dla lotnictwa rosyjskiego. Można tu się odwołać do przykładu Wietnamu, gdzie najnowocześniejsze amerykańskie samoloty były zestrzeliwane przez prymitywne w porównaniu z przeciwnikami MiG-i-17.



Pierwsza propozycja przekazania MiG-ów-29 pojawiła się już w pierwszych dniach wojny. Jak wspomniano, myśliwce należące do Polski miały najpierw trafić do Amerykanów i być przebazowane do bazy Ramstein, a Waszyngton przekazałby je Ukrainie. Polski rząd wyraził zgodę na taki transfer, ale Amerykanie byli przeciwni. Wokół sprawy powstało wtedy wiele zamieszania i sprzecznych informacji, nie tylko ze strony polskiej czy amerykańskiej, ale również przedstawicieli Unii Europejskiej.

Ukraiński MiG-29UB.
(Jurij Balko, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Jeśli chodzi o inne możliwości – w odróżnieniu od Polski, która poza MiG-ami dysponuje jeszcze F-16, na Słowacji i w Bułgarii radzieckie myśliwce stanowią całość lotnictwa myśliwskiego. Z tego powodu Bratysława nie chciała ich przekazać, chociaż mocno wsparła Ukrainę innymi rodzajami uzbrojenia, w tym systemami przeciwlotniczymi S-300. Natomiast w przypadku Bułgarii, poza brakiem zastępstwa, na przeszkodzie stanął opłakany stan techniczny samolotów. Wielokrotnie informowaliśmy o zapaści bułgarskiego lotnictwa, która w swoim czasie nawet doprowadziła do odmowy wykonywania lotów przez tamtejszych pilotów. Przy tym zaznaczmy, że oba państwa zamówiły już myśliwce F-16 Block 70, ale na ich dostawy trzeba jeszcze poczekać.

Po dziewięciu miesiącach walk i obnażeniu słabości Rosji sytuacja zmieniła się na tyle, że ponownie pojawiają się głosy o możliwości dostarczenia Ukrainie MiG-ów-29 z tych trzech państw.

Niezmiennie najłatwiej byłoby przekazać Ukrainie samoloty polskie. Po pierwsze: dysponujemy F-16. Po drugie: od czasu dwóch wypadków sprzed kilku lat ich stan techniczny nie budzi zaufania i nie są niezbędnym elementem polskiej obrony powietrznej, a zapas części zamiennych właściwie się wyczerpał. A po trzecie: na naszym terytorium rotacyjnie, ale przez cały czas stacjonują sojusznicze jednostki lotnicze. Na północy, w Malborku, są to elementy wspierające misję Baltic Air Policing, a w centrum kraju, w Łasku, stacjonuje amerykański Aviation Detchament. W przeszłości tworzyły go F-16, ale także F-15, a ostatnio nawet F/A-18 należące do marines i F-22. Poza tym już w przyszłym roku rozpoczną się dostawy południowokoreańskich FA-50, których rozlokowanie w Mińsku Mazowieckim sugeruje, że przejmą one część zadań obrony powietrznej wykonywaną w tej chwili przez MiG-i.

Słowacki MiG-29AS
(Maciej Hypś, Konflikty.pl)

Drastycznej zmianie uległa sytuacja na Słowacji. Tamtejszy rząd podjął decyzję o wycofaniu MiG-ów-29 ze służby na koniec sierpnia 2022 roku. Uroczyste pożegnanie zorganizowano w trakcie pokazów lotniczych Slovak International Air Fest w ostatni weekend sierpnia w bazie Malacky-Kuchyňa. W momencie wycofania słowackie siły powietrze dysponowały jedenastoma myśliwcami tego typu: dziewięcioma jednomiejscowymi i dwoma szkolno-bojowymi. W latach 2004-2006 przeszły one modernizację dostosowującą je do wymogów NATO. Poza tym trzy niezmodernizowane samoloty są składowane w bazie Sliač.



Pierwotnie MiG-i miały być wycofane w latach 2029–2035 wraz z wejściem do uzbrojenia F-16, ale w związku z wybuchem wojny trudno jest myśleć o sensownym wsparciu serwisowym ze strony kraju producenta, a już teraz ich serwisowanie przysparzało Słowakom wielu problemów. W obecnej sytuacji trudno było myśleć o utrzymaniu samolotów w sprawności do połowy przyszłej dekady. W związku z wycofaniem MiG-ów zadania obrony powietrznej Słowacji wzięły na siebie Polska i Czechy.

Polski MiG-29.
(Chris Lofting, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Po wycofaniu myśliwców słowackie ministerstwo obrony poinformowało, że prowadzi z sojusznikami dyskusję na temat najlepszego zagospodarowania wycofanych samolotów. Oczywistym rozwiązaniem wydaje się przekazanie ich Ukrainie. Nie wiadomo jedynie, w jakiej formule. We wcześniejszych doniesieniach na ten temat pojawiała się informacja, że Słowacja chciałaby myśliwca sprzedać, a nie podarować. Pojawiała się wtedy suma 300 milionów dolarów – bardzo wysoka jak na możliwości Ukrainy. Były to jedynie plotki, a Słowacja nie ujawniła swojego oficjalnego stanowiska w tej sprawie. W każdym razie od wycofania MiG-ów-29 minęło już dwa i pół miesiąca, a samoloty nie zmieniły swojego właściciela. Wszystko jednak wskazuje, że prędzej czy później słowackie Fulcrumy polecą na wschód.

Bułgaria znalazła się w podobnej sytuacji. O ile plany zakładały, że z pomocą producenta uda się jakoś dociągnąć z MiG-ami do wprowadzenia do służby F-16, o tyle po wstrzymaniu handlu z Rosją te nadzieje się rozwiały. W związku z tym MiG-i mają być wycofane już w 2023 roku, ale F-16 osiągną gotowość operacyjną dopiero w latach 2027–2028. Aby zapobiec całkowitej utracie lotnictwa myśliwskiego na pięć lat, bułgarskie ministerstwo obrony ogłosiło zamiar pozyskania samolotów przejściowych. Z zapytaniami zwrócono się do Stanów Zjednoczonych, Francji, Szwecji i Izraela. Na początku listopada ministerstwo potwierdziło wpłynięcie ofert od Szwecji i Francji. Szybkie wdrożenie samolotów przejściowych pozwoliłoby na przekazanie MiG-ów-29 Ukrainie. Ta dysponuje, a w każdym razie do niedawna dysponowała, zdolnościami przemysłowymi do ich naprawy i modernizacji.

Bułgarski MiG-29UB.
(US Air Force / Airman 1st Class Brooke Moeder)

Takie rozwiązanie pozwoliłoby wzmocnić ukraińskie lotnictwo bez konieczności wysyłania do Kijowa zachodnich myśliwców, co ciągle w wielu stolicach budzi opór. W związku z zakupem F-16 Block 70 dla Sofii prawdopodobnie najkorzystniejsze byłoby pozyskanie amerykańskich lub izraelskich F-16, dzięki czemu piloci i mechanicy mogliby się zapoznawać ze sprzętem podobnym do tego, który mają otrzymać za kilka lat. A jeśli samoloty te byłyby w znośnym stanie i mogły służyć dłużej, automatycznie przyczyniłyby się do powiększenia i ujednolicenia w pewnym zakresie bułgarskiej floty myśliwców.



Podsumowanie

W ostatnich dniach pojawiła się jeszcze jedna możliwość. Według niepotwierdzonych, ale bardzo prawdopodobnych informacji rząd holenderski zamierza zaoferować wycofywane ze służby F-16A/B MLU sojusznikom z Europy Wschodniej tak, aby ci mogli w zamian przekazać Ukrainie MiG-i. Nie podano, o których sojuszników ze wschodu chodzi. Słowacja i Bułgaria byłyby z nich bardzo zadowolone, ale i Polska nie powinna nimi pogardzić, gdyby zostały zaoferowane również nam. Pozyskanie dodatkowych F-16 jest wpisane w plan modernizacji technicznej polskich sił zbrojnych, a nawet stare F-16 dysponują większymi zdolnościami bojowymi niż FA-50. Do tej pory obowiązywała narracja, że w obecnej sytuacji trudno jest kupić samoloty tego typu – obojętnie nowe czy używane. Teraz pojawia się okazja, tym bardziej wobec zapowiedzi pozyskania myśliwców przewagi powietrznej. F-16 nie są pod tym względem tak dobre jak F-15 czy Eurofighter, ale nadal mają duży potencjał.

Holenderskie F-16A wyprodukowane w zakładach Fokkera.
(Ministerie van Defensie)

Mimo wszystko bardziej prawdopodobna jest opcja bułgarska. Były bułgarski wiceminister obrony Angeł Najdenow w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że Holandia złożyła Bułgarii wstępną propozycję sprzedaży F-16 już w czerwcu tego roku. Nie była to formalna oferta, ale jedynie wspomnienie, że taka możliwość istnieje. Być może przeciek z holenderskiego rządu wskazuje, że ta oferta stanie się bardziej formalna. Niezależnie, czy mowa o F-16 holenderskich, izraelskich czy pochodzących z jeszcze innego państwa, ostateczny głos w sprawie ich reeksportu należy do Stanów Zjednoczonych. Pamiętamy jeszcze, jak Amerykanie swego czasu zablokowali sprzedaż używanych izraelskich F-16 do Chorwacji.

Jak widać, na rynku jest dostępnych kilka opcji. Każda ma zalety i wady. Zaletami Gripena i F-16 są duże możliwości bojowe, ale do wad trzeba zaliczyć konieczność przeszkolenia pilotów i mechaników oraz zorganizowania nowego sytemu logistycznego. Ten ostatni istnieje już dla MiG-ów-29, które mogą być dostarczone przez Polskę, Słowację i Bułgarię. Są także przeszkoleni na tym typie piloci. Wadą jest wiek samolotów, ich stan techniczny i mniejsze w porównaniu z konkurentami możliwości bojowe, które jednak mogą być zwiększone, o czym świadczy integracja z aktualnymi ukraińskimi MiG-ami-29 amerykańskich pocisków przeciwradiolokacyjnych AGM-88 HARM. Zasadnicza decyzja w sprawie przekazania samolotów, czy będą to F-16, Gripeny czy MiG-i-29, zapadnie w gabinetach Białego Domu. Miejmy nadzieję, że zapadnie niedługo i będzie pozytywna.

Przeczytaj też: Pangolin – nieoczekiwany, lecz potrzebny następca pancerza ERAWA

© Milan Nykodym, Czech Republic, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0