Temat, który w zachodniej historiografii praktycznie nie istnieje, na terenie Polski, Czech i Niemiec jeszcze kilka lat temu potrafił wywoływać niemałe emocje społeczne i polityczne. Mowa o przymusowych przesiedleniach ludności niemieckiej (i niemieckojęzycznej) po zakończeniu drugiej wojny światowej z terenów dawnej Czechosłowacji, Jugosławii, Węgier, Rumunii oraz tych terenów niemieckich, które po zakończeniu konfliktu przypadły Polsce. Lukę postanowił wypełnić amerykański historyk R. M. Douglas z Colgate University.

Powojenną akcję przeprowadzoną przez zwycięskich aliantów można uznać za jedną z największych migracji w dziejach jednego narodu. Migrację tę można podzielić na zorganizowaną przy czynnym udziale władz amerykańskich, brytyjskich i radzieckich oraz „spontaniczną”, dotyczącą osób, które postanowiły na własną rękę uciec przed zbliżającą się Armią Czerwoną, niewiedzących jeszcze wówczas, że już nigdy nie będzie im dane powrócić do domu. Douglas wspomina także o „dzikich” wypędzeniach, do których dochodziło w Polsce latem 1945 roku, przeprowadzanych siłami dopiero co powstającego aparatu państwowego przy wydatnym udziale cywilów pragnących osobistych korzyści – nowych osadników i szabrowników. Podobne sytuacje zdarzały się oczywiście w sąsiednich krajach, choć o tym już Autor nie wspomina.

Szacuje się, że wysiedlenia dotknęły około 12–14 milionów osób, głównie kobiet, dzieci i starców. Szacunki dotyczące tych, którzy nie przeżyli (głód, choroby, morderstwa, przetrzymywanie w obozach przesiedleńczych w tragicznie złych warunkach), są równie nieprecyzyjne i mówią o 0,5–1,5 miliona osób. To też tragedia dzieci – odbieranych rodzicom w czasie akcji przesiedleńczej (co dotknęło około 160–180 tysięcy nieletnich), rozdzielanych z rodzinami, zamykanych w obozach dla internowanych, niekiedy potraktowanych jako łupy wojenne w ramach „uzupełnień strat ludnościowych”.

W Polsce powojenne przesiedlenia Niemców traktuje się jako konsekwencję wywołanej przez nich wojny i nazistowskiego terroru w latach okupacji. Przesiedlenia dla osób, które dotknęły, z pewnością były tragedią. Jak słusznie zauważa Autor, „cokolwiek jednak wydarzyło się po wojnie, nie można zrównywać tego ze zbrodniami popełnionymi przez Niemców w czasie jej trwania, a jeśli ktoś – choćby i z grona samych wygnańców – twierdzi inaczej, to daje wyraz wypaczonego nastawienia do historii”. Oczywiście, jak by nie patrzeć, ze strony Polaków i Czechów dochodziło do łamania praw człowieka, ale główną winą za „wypędzenia” Autor obarcza zachodnich aliantów i Związek Radziecki. To oni podyktowali Europie Środkowo-Wschodniej warunki pokoju i z pewnością zdawali sobie sprawę, w jaką katastrofę humanitarną zamienią się wymyślone przez nich przesiedlenia, których organizację przerzucono na barki zrujnowanych w wyniku działań wojennych państw.

„Mocarstwa okupujące Niemcy doprowadziły do wielkiego społecznego, gospodarczego i humanitarnego kryzysu w tym kraju, grożącego zniweczeniem wszelkich snutych planów odbudowy Niemiec” – wskazuje Douglas. Słabiej dostrzegalnym efektem przesiedleń było popadnięcie w nędzę deportowanej ludności, wcale niewitanej z otwartymi ramionami na terenie „nowych” Niemiec, ale także załamanie gospodarcze terenów przez nich opuszczonych, którego nie udało się nadrobić przez nawet 30 kolejnych lat.

Według Autora nie broni się żaden z argumentów, które na przestrzeni lat wysuwano przy okazji prób uzasadnienia przesiedleń jako niezbędnej operacji: 1. mającej nie dopuścić do masakry niemieckich sąsiadów; 2. zapobiegającej wybuchowi kolejnego europejskiego konfliktu zbrojnego; 3. będącej sprawiedliwą karą za zbrodniczą postawę Volksdeutschów przed wojną i w jej trakcie. R.M. Douglas wychodzi z założenia, że skoro akcji wysiedleńczej nie da się przeprowadzić tak, aby uniknąć okrucieństw, niesprawiedliwości i niepotrzebnych cierpień, to nie wolno ich dokonywać wcale. Rozwiązania arcytrudnej sytuacji, w której znalazły się po wojnie Niemcy i ich sąsiedzi, jednak nie proponuje. Może wynikać to z braku pełnej wiedzy na temat zawiłych stosunków narodowościowych w tej części Europy.

Czy jest to książka niezbędna na polskim rynku wydawniczym? Mam pewne wątpliwości. Nie tylko dlatego, iż temat nie został potraktowany po macoszemu przez polskich badaczy. Szkoda, że w bibliografii pracy R.M. Douglasa polskich źródeł jest znacznie mniej niż chociażby brytyjskich, niemieckich czy czeskich. Zresztą dominującym motywem książki są losy Niemców sudeckich, a wątki związane z Polską czy Węgrami potraktowane są w sposób skrótowy.

Skutkuje to fragmentami, które wymagałyby reakcji redaktora wydania, chociażby co do rzekomej zgody Polaków na wymianę Lwowa i Wilna za Wrocław i Szczecin (tak jakby Stalin liczył się z naszym zdaniem…) czy też złamania humanitarnych postanowień Karty Atlantyckiej przez polski rząd (a przypomnijmy, że podpisał ją wyłącznie rząd „londyński”, a nie Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w kraju). Sprostowaniem powinien też być podsumowany fragment o „masakrze” Niemców w Bydgoszczy we wrześniu 1939 roku (wydarzenia tzw. „krwawej niedzieli”), które to określenie mocno nie przystaje do rezultatów nowszych badań historycznych. Skrótowo potraktowano wątek masowych zbrodni dokonywanych przez członków Selbstschutzu, łącznie z podaniem mocno zaniżonej liczy ofiar tej formacji.

Ciekawe są za to rozdziały o kwestiach prawnych dotyczących starań wysiedleńców o zadośćuczynienie za pozostawiony w kraju narodzin majątek oraz wykorzystywaniu tematu powojennych deportacji – i samych wysiedlonych jako potencjalnych wyborców – w Niemczech Zachodnich oraz dyskusji wokół budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom w Berlinie i postaci Eriki Steinbach.

Szkoda też, że Wydawnictwo RM zdecydowało się na wręcz ascetyczne przygotowanie książki. Brak jakichkolwiek zdjęć, grafik czy chociażby map, które pomogłyby w orientacji zwłaszcza osobom niezaznajomionym z geografią Europy Środkowo-Wschodniej, nie ułatwia lektury niełatwego w odbiorze tematu.