Nowy bułgarski minister obrony Dragomir Zakow przyznał, że Bułgaria nie przekaże Ukrainie żadnego używanego poradzieckiego uzbrojenia. Powód jest tyleż prosty, co wstydliwy: potencjał militarny Bułgarii jest zatrważająco niski. W ten sposób Zakow odniósł się do listu sześciu byłych ministrów obrony apelujących o przekazanie uzbrojenia siłom zbrojnym Ukrainy i jak najszybsze włączenie Bułgarii do „paneuropejskiej i euroatlantyckiej reakcji na agresję”.

– Nie możemy dać Ukrainicie czegoś, czego sami nie mamy – powiedział dziś Zakow. Zamiast tego Sofia obiecuje skupić się na modernizacji sił zbrojnych, które od dawna cierpią z powodu niedofinansowania.

Wiadomo już, na które obszary Bułgarzy chcą przeznaczyć pieniądze w pierwszej kolejności. Zakow zapowiedział pozyskanie trójwspółrzędnych stacji radiolokacyjnych, bezzałogowych statków latających, okrętów podwodnych o napędzie dieslowsko-elektrycznym, amunicji dla okrętów, nabrzeżnych systemów przeciwokrętowych i systemów łączności polowej oraz budowa systemu obrony powietrznej kraju.



Trzeba pamiętać, że Ukraińcy spoglądali na Bułgarię – podobnie jak na Polskę i Słowację – z wielką nadzieją. Kraje te miały przekazać Ukrainie swoje MiG-i-29 (a w przypadku Bułgarii także Su-25K/UBK), tak aby ukraińscy piloci, zaznajomieni już z samolotami tego typu, mogli praktycznie z dnia na dzień wdrożyć je do służby i wykorzystać do walki przeciw rosyjskim najeźdźcom. Same bułgarskie siły powietrzne dysponują jedenastoma MiG-ami-29A i dwoma szkolno-bojowymi MiG-ami-29UB, które dostarczono w latach 1989–1990.

Bułgarski Su-25UBK.
(Chris Lofting, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

W każdym z tych krajów sprawa umarła z trochę innego powodu. U nas poszło głównie o przepychanki na linii Warszawa–Waszyngton dotyczące tego, kto i na jakich zasadach miałby przekazać nasze samoloty. Z kolei Słowacy nie chcieli się pozbawiać lotnictwa bojowego, tymczasem Bułgaria, jak się okazuje, choćby chciała, nie ma czego odstąpić.

Trzeba jednak przyznać, że trudno tu mówić o zaskoczeniu. W 2017 roku piloci odmówili latania z obawy o swoje bezpieczeństwo, ponieważ nowe i naprawione w Rosji silniki nie zostały zamontowane w myśliwcach z powodu braków w dokumentacji. Bułgarskie środki masowego przekazu określiły ówczesną sytuację w bazie jako otwarty bunt. Teoretycznie szacuje się, że obecnie w gotowości do lotu jest osiem egzemplarzy stacjonujących w 3. Bazie Lotnictwa Myśliwskiego w Graf Ignatiewie, ale w praktyce, jak widać, sytuacja jest jeszcze gorsza. Liczba sprawnych Su-25 to według niektórych źródeł okrągłe zero.

Bułgarski MiG-29UB.
(US Air Force / Airman 1st Class Brooke Moeder)



– Potrzebujemy sprawnego i gotowego do walki wojska, które może nas bronić, musimy odtworzyć podstawowe zdolności wojskowe – powiedział Zakow. O fatalnej sytuacji sprzętowej w bułgarskim lotnictwie wiadomo zresztą od dawna. Już ponad dwa lata temu pisaliśmy, że 67% sprzętu lotniczego ma usterki techniczne.

Przypomnijmy, że w lipcu 2019 roku bułgarski parlament w głosowaniu zaaprobował zakup ośmiu samolotów wielozadaniowych F-16 Block 70 za 1,25 miliarda dolarów. Dwa lata później ministerstwo obrony zwróciło się do Stanów Zjednoczonych z prośbą o zgodę na sprzedaż kolejnych ośmiu. Świadomość, że w składzie wojsk lotniczych już wkrótce pojawią się samoloty bojowe nowej generacji, z pewnością nie wpłynęła pozytywnie na finansowanie obsługi technicznej starych MiG-ów-29.

Dragomir Zakow został ministrem obrony 1 marca. Jego poprzednik Stefan Janew (który był premierem, kiedy wystosowano prośbę o zgodę na zakup drugiej partii F-16) pożegnał się ze stanowiskiem, po tym jak oświadczył, że Bułgaria powinna zachować neutralność w obliczu rosyjskiej napaści na Ukrainę. Posunął się nawet do nazwania wojny – w ślad za Kremlem – „specjalną operacją wojskową”.

Zobacz też: Czeskie ministerstwo obrony ukarane za zakup amerykańskich śmigłowców

Chavdar Garchev, Creative Commons Attribution 2.0 Generic