Egipskie Zgromadzenie Narodowe 20 lipca jednogłośnie przegłosowało uchwałę zezwalającą na wysłanie żołnierzy na front zachodni. Za tym nieprecyzyjnym terminem kryje się zgoda na działania zbrojne w Libii. W trakcie głosowania mieli być obecni przedstawiciele wschodniolibijskich plemion.

Wynik głosowania nie jest zaskoczeniem. Prezydent Egiptu Abd al-Fattah as-Sisi już dwa tygodnie temu zapowiedział gotowość do wysłania wojsk do Libii. Zgodnie z konstytucją prezydent może skierować siły zbrojne do działań poza granicami kraju jedynie za zgodą parlamentu, ale po uzyskaniu zielonego światła od deputowanych egipscy żołnierze teoretycznie mogliby wyruszyć do Libii w ciągu kilku godzin. Przeprowadzone niedawno duże manewry przy granicy z Libią miały pokazać pełną zdolność Kairu do interwencji zbrojnej na dużą skalę.

Krok ten w oczywisty sposób jest wymierzony w Turcję. Ankara już ostro zareagowała na decyzję egipskiego Zgromadzenia Narodowego. – Wierzę, że będzie to niebezpieczna militarna przygoda dla Egiptu – powiedział İbrahim Kalın, doradca prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana. Jeszcze ostrzej wyrażają się przedstawiciele libijskiego Rządu Porozumienia Narodowego (GNA), nazywając uchwałę egipskiego parlamentu wypowiedzeniem wojny.

Ankara i Moskwa ogłosiły 22 lipca zawarcie porozumienia mającego na celu trwałe zawieszenie broni. Oba kraje wezwały strony konfliktu do zapewnieniu pomocy humanitarnej dla cywilów, rozważane jest także powołanie wspólnej grupy roboczej w sprawie uzgodnienia warunków porozumienia wewnątrzlibijskiego. Jest to już kolejna podjęta przez Moskwę i Ankarę próba zawarcia układu w Libii na wzór syryjski. Oba państwa popierają przeciwne strony konfliktu. Rosjanie aktywnie wspierają siły Libijskiej Armii Narodowej (LNA). W Libii obecni są najemnicy Grupy Wagnera, a w maju tego roku pojawiły się tam nawet rosyjskie samoloty bojowe. Moskwa swoje działania koordynuje z innymi sojusznikami LNA: Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi czy Egiptem.

Tymczasem nazajutrz po ogłoszeniu porozumienia na linii Moskwa–Ankara źródła LNA poinformowały o zestrzeleniu dwóch tureckich dronów w okolicach miasta Syrta. Ogłoszono także wzmocnienie obrony przeciwlotniczej na tym obszarze. Pojawiają się doniesienia o rosyjskich systemach S-300, ale nie jest jasne źródło pochodzenia tej broni. Teoretycznie wciąż obowiązuje embargo ONZ na dostawy uzbrojenia do Libii, w praktyce łamane jest jednak przez wszystkie strony konfliktu.

Ewentualna konfrontacja w Libii pomiędzy Egiptem a Turcją każe zastanowić się nad potencjałem militarnym obu państw. Trzeba jednak pamiętać, że nie wchodzi w grę pełnoskalowa wojna – zwłaszcza ze strony Turcji, która po prostu nie ma jak przerzucić dużych sił do Libii. W przypadku otwartego konfliktu z Egiptem musiałaby zabezpieczyć szlaki komunikacyjne, zarówno drogą powietrzną, jak i morską. Tymczasem otoczenie międzynarodowe raczej sprzyja Kairowi. Grecja i Cypr to kraje tradycyjnie niechętnie nastawione do Turcji, cały czas będące z nią w ostrym sporze na temat podziału wód morskich i eksploatacji węglowodorów.

Erdoğan, zdając sobie sprawę z potrzeby zapewnienia odpowiedniego zaplecza logistycznego, próbował namówić Tunezję do zgody na wykorzystanie przez Turcję terytorium tego kraju. Ale pomimo bliskich relacji obu państw, także w sferze militarnej, nic z tego nie wyszło. Jedynymi krajami w regionie, które jawnie wspierają politykę Ankary względem Libii, są Malta i nieuznawany Cypr Północny. Jest jeszcze dalszy sojusznik: Katar. Od początku wspiera on GNA i działania Turcji. Choć w przeciwieństwie do ZEA nie angażował się dotąd tak otwarcie w konflikt, nie bez znaczenia jest fakt posiadania przez Turcję baz w Katarze. Wojska tureckie w Katarze są postrzegane przez sąsiadów emiratu jako zagrożenie.

Egipt tymczasem ma w ręku dwa atuty: granicę lądową z Libią (a więc teoretycznie nieograniczoną możliwość łatwego przerzutu sił) oraz poparcie większości monarchii Zatoki Perskiej i pozostałych krajów regionu. W Libii ściśle współpracuje z ZEA, których samoloty wojskowe regularnie lądują na egipskich lotniskach, dostarczając broń dla LNA. Rzadko w analizach dotyczących Libii pojawia się Arabia Saudyjska. Jest to bliski sojusznik Kairu, na dobrą sprawę sponsor tamtejszych władz, wspierający program modernizacji egipskich sił zbrojnych.

Turecka marynarka wojenna posiada osiem fregat typu G, czyli głęboko zmodernizowanych fregat typu Oliver Hazard Perry. Jednostki te w razie potrzeby mogą stanowić rdzeń eskorty konwojów zmierzających do Libii.
(Diego Quevedo Carmona, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0)

Klęska w Libii i usadowienie się tam Turcji to najgorszy scenariusz dla Saudów. Tradycyjnie uważają się oni za przywódców w świecie islamu, stojąc przy tym w kontrze do szyickiego Iranu. Libia nie wydaje się leżeć w orbicie bezpośrednich zainteresowań królestwa, lecz tamtejsze władze będą przeciwdziałać każdemu wzmocnieniu Turcji w regionie. Nie bez znaczenia jest panarabska retoryka, raz po raz używana przez polityków egipskich bądź stronników Haftara. Ma to na celu przedstawienie konfliktu w Libii jako kwestii wewnątrzarabskiej – Turcja w tym układzie jest zatem elementem obcym.

Z kolei Erdoğan w przemówieniach często odnosi się do dziedzictwa Imperium Osmańskiego (przez przeciwników nazywany jest sułtanem), aby nacjonalistycznym tonem skonsolidować społeczeństwo. Obiektywnie trzeba przyznać, że za jego rządów Turcja rzeczywiście zaczęła prowadzić aktywną politykę międzynarodową: obecna jest od Afryki po Bliski Wschód, nie wahając się przy tym aktywnie angażować militarnie. Jednym z przykładów tureckiej projekcji siły jest rozwinięta sieć baz wojskowych za granicą. Obok wspomnianych sił w Katarze możemy wymienić bazy w Iraku, Syrii czy Somalii. Operacje w Iraku, Syrii, a teraz także w Libii wzmocniły pozycję Turcji na arenie międzynarodowej i Erdoğana w kraju.

Turcja stawia na szerokie wykorzystanie dronów i stała się jednym ze światowych liderów w wykorzystywaniu uzbrojonych bezzałogowców. Kampania w Libii przeprowadzona przy użyciu niewielkich tureckich sił regularnych i syryjskich bojowników odwróciła bieg wojny. Wielu ekspertów wieszczyło przy tym Erdoğanowi porażkę, zwłaszcza że tureckie społeczeństwo nie było przychylnie nastawione do udziału w konflikcie libijskim. Tymczasem, przynajmniej na tę chwilę, udało się Turcji zmienić bieg wojny i uratować Rząd Porozumienia Narodowego. Chalifa Haftar po ponad roku od rozpoczęcia ofensywy mającej na celu zdobycie Trypolisu musi nie tylko zrezygnować ze swoich planów, ale także bronić swojego stanu posiadania. Gdyby jednak Egipt rzeczywiście włączył się do wojny przeciw Turcji, sytuacja mogłaby ulec diametralnej zmianie.

US Air Force / Staff Sgt. Michael Battles