Dowódca US Army na Pacyfiku, generał Charles Flynn, zapowiedział rozmieszczenie w regionie jego odpowiedzialności już w przyszłym roku pierwszych elementów systemu Typhon, czyli lądowych wyrzutni Tomahawków. Będzie to dopiero początek rozmieszczania przez Stany Zjednoczone systemów rażenia dalekiego zasięgu, mających równoważyć i odstraszać Chiny. Większość sojuszników USA w regionie początkowo odnosiła się sceptycznie do tych pomysłów, jednak działania Pekinu, po raz kolejny, pomogły im zmienić zdanie.

– Przetestowaliśmy je i mamy dziś baterię lub dwie – mówił generał Flynn na Międzynarodowym Forum Bezpieczeństwa w kanadyjskim Halifaksie. – W 2024 zamierzamy wdrożyć ten system w tym regionie. Nie powiem, gdzie i kiedy. Powiem tylko, że je rozmieścimy. – Dodał też, że w następnej kolejności do Typhona mogą dołączyć pociski PrSM (Precision Strike Missile).

Czym jest Typhon, którego pierwszą prototypową baterię US Army odebrała blisko rok temu? W największym uproszczeniu to lądowa wersja okrętowej wyrzutni Mk 41 VLS, przystosowana do odpalania pocisków manewrujących Tomahawk i przeciwlotniczych/przeciwrakietowych SM-6.



Użycie tych ostatnich przeciwko celom lądowym jest ze względu na cenę i niewielką głowicę bojową mocno dyskusyjne, chociaż jak pokazały rosyjskie doświadczenia z systemem S-300 w Ukrainie, niewątpliwą zaletą pocisków przeciwlotniczych jest wysoka prędkość. Przypomnijmy w tym miejscu, że SM-6 ma zwalczać także pociski hipersoniczne, w związku z czym jego prędkość jest bardzo duża, a wraz z tym rośnie pokusa użycia do zwalczania innych celów.

Tomahawk to już zupełnie inne historia. Zasięg wersji lądowej, powracającej do służby po ponad trzydziestu latach przerwy, wynosi do 2500 kilometrów. Opracowanie wersji Block V, zdolnej do zwalczania celów nawodnych (Block Va) i lądowych (Block Vb), było pierwszą amerykańską odpowiedzią na rosnący chiński arsenał pocisków balistycznych pośredniego zasięgu i przeciwokrętowych pocisków balistycznych. Sam Typhon został pomyślany jako rozwiązanie proste i szybkie. Wykorzystano rozwiązania „z półki”, co znacznie przyspieszyło prace. Typhon, znany także pod oznaczeniem MRC, czyli Mid-Range Capability, zaczął powstawać latem 2020 roku.

Schematyczne wyobrażenie działań powierzchnia–powierzchnia realizowanych przez US Army na polu walki przyszłości. W lewym dolnym rogu wyrzutnie pocisków hipersonicznych w ramach zespołu ogniowego Strategic Fires. Z lewej pośrodku wyrzutnie M270A2 z pociskami PrSM, tu jeszcze pod starą nazwą Long Range Precision Fires.
(US Army)

Następną przyczyną bólu głowy dla chińskich planistów będzie PrSM. Początkowo pocisk ten, pomyślany jako następca ATACMS-a, miał mieć zasięg do 499 kilometrów. Amerykanie już jednak otwarcie mówią, że udało się osiągnąć więcej i PrSM można zaliczyć do kategorii „500+”.

Pocisk zintegrowano z wyrzutniami M142 HIMARS, co zapewnia dużą mobilność taktyczną i operacyjną, niezwykle istotne w warunkach Pacyfiku. Do tego, z racji mniejszych rozmiarów, HIMARS może zabrać dwa PrSM, a nie jeden, jak w przypadku pocisku ATACMS. Dodajmy jeszcze, że nowy pocisk ma także razić cele morskie. Trafienie w przemieszczający się okręt ciągle jest wyzwaniem, ale jak pokazują doświadczenia z Ukrainy, jednostki zacumowane w portach to zupełnie inna sprawa.



Jak wyglądałby zasięg amerykańskich systemów dalekiego zasięgu rozmieszczonych na Filipinach, obrazuje poniższa mapa. W ich zasięgu znalazłoby się całe wybrzeże od granicy z Wietnamem po Szanghaj plus większość lotnisk i baz w głębi lądu istotnych w przypadku wojny o Tajwan. Amerykanie nie ukrywają, że takie stawianie sprawy ma chińskim decydentom, jeśli nie wybić z głowy wszelkie plany inwazji na wyspę, to przynajmniej zmusić do poważnego ich przemyślenia.

Przypomnijmy, że to rozbudowa chińskiego arsenału rakietowego była przyczyną wycofania się USA z Układu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu (INF) w roku 2019. Niemniej administracja Trumpa zrzuciła winę na Rosję, oskarżając ją o łamanie ustaleń. Nie jest wykluczone, że Moskwa faktycznie tak robiła, ale jednoznacznych dowodów brak. Iskander, który wylądował w Kazachstanie na początku 2020 roku, był wyposażony w głowicę telemetryczną, znacznie lżejszą od bojowej, przez co rakieta uzyskała większy zasięg.

Co na to sojusznicy?

Wielu azjatyckich sojuszników początkowo ostrożnie odnosiło się do pomysłów rozbudowy amerykańskich systemów przeciwrakietowych, a następnie rażenia celów lądowych. Przyczyną była niechęć do zadrażniania relacji z Chinami. Pekin jednak, podobnie jak Moskwa, sam decyduje, kiedy i czym zostanie sprowokowany. W ciągu ostatniej dekady rozpychanie się Chin na morzach i granicach lądowych razem z częstym i chętnym stosowaniem nacisku ekonomicznego doprowadziły do zmiany podejścia w wielu stolicach.



Najlepszego przykładu dostarcza Japonia, która zdecydowała się zbudować solidny arsenał pocisków manewrujących, hipersonicznych i bomb szybujących dalekiego zasięgu. W kwietniu tego roku Tokio zapowiedziało chęć zakupu 400 Tomahawków. Z uwagi na duże poparcie tej inicjatywy w Pentagonie procedury przebiegały szybko. Departament Stanu poinformował 17 listopada o zatwierdzeniu potencjalnej umowy realizowanej w ramach programu FMS. Za 2,35 miliarda dolarów Japonia ma otrzymać 200 pocisków wersji Block IV i 200 Block V wraz z koniecznym wyposażeniem i wsparciem.

Zwraca uwagę zgoda na sprzedaż czternastu systemów Tactical Tomahawk Weapon Control Systems (TTWCS). Wiadomo, że Tomahawki mają trafić na uzbrojenie niszczycieli z systemem Aegis. Sęk w tym, że Morskie Siły Samoobrony posiadają tylko osiem takich okrętów. Nawet jeśli doliczymy projektowane nowe wielkie niszczyciele, daje to tylko dwie dodatkowe jednostki. Czyżbyśmy wkrótce mieli dowiedzieć się o planowanym wzmocnieniu japońskiej floty czterema kolejnymi niszczycielami z systemem Aegis?

Drugi kluczowy sojusznik USA w regionie Indo-Pacyfiku, czyli Korea Południowa, cały czas stara się pozostać na uboczu. Bliskość Korei Północnej i odmienna niż w przypadku Japonii struktura powiązań gospodarczych z Chinami zniechęca Seul do tak otwartego stawania po stronie Waszyngtonu, jak robi to Tokio. Nie oznacza to, że Koreańczycy siedzą z założonymi rękami. Wręcz przeciwnie. Korea Południowa pracuje nad własną strefą antydostępową, mającą ograniczyć Chinom swobodę operowania na Morzu Żółtym.

W przypadku kolejnego traktatowego sojusznika Stanów Zjednoczonych, Filipin, większym ograniczeniem niż wola polityczna były i cały czas pozostają skromne zasoby finansowe. Mimo wszystko Manila także działa. Jak już widzieliśmy, Filipiny są jednym z potencjalnych miejsc rozmieszczenia Typhonów i PrSM. Do tego wraz z zakupem indyjsko-rosyjskiego systemu BrahMos filipińskie siły zbrojne zaczęły budować własne zdolności antydostępowe, które w razie „W” będą cennym uzupełnieniem amerykańskich zasobów.



Najciekawszy jest przypadek Australii. Laburzystowski gabinet Tony’ego Albanesego chciał poprawić relacje z Chinami, jednak poza gestami nie uzyskał nic konkretnego. Ostatni incydent, w którym, chiński niszczyciel Ningbo „ostrzelał” impulsami z kadłubowego sonaru aktywnego australijskich nurków z fregaty HMAS Toowoomba (FFH 156) ściągnęło na rząd falę krytyki. Z drugiej strony Australijskie Siły Obronne są reorganizowane pod kątem ewentualnego konfliktu z Chinami. W ramach tego procesu Canberra nie wyklucza pozyskania, a nawet udziału w produkcji pocisków PrSM.

Co więcej, Australia wystąpiła z pomocą dla zmagających się z chińską presją na Morzu Południowochińskim Filipin. Wracając z wód wokół Półwyspu Koreańskiego i Japonii, znana nam już fregata Toowoomba wzięła udział w pierwszych dwustronnych ćwiczeniach. Australijskie i filipińskie jednostki w ramach trzydniowych manewrów przeprowadziły wspólne patrole morskie i powietrzne na Morzu Południowochińskim. Dodajmy, że w drodze na Filipiny fregata przeszła przez Cieśninę Tajwańską.

W tym samym czasie wspólne ćwiczenia prowadziły filipińska i japońska straż wybrzeża. Kolejnym wartym odnotowania wydarzeniem, zwłaszcza z polskiego punktu widzenia, były amerykańsko-filipińskie ćwiczenia lotnicze. W ich trakcie filipińskie FA-50 współdziałały z amerykańskimi myśliwcami F-15 i morskimi samolotami patrolowymi P-8A Poseidon. Żeby było jeszcze ciekawiej, wspólny patrol przeprowadzono na północy Filipin, już blisko Tajwanu.

Zobacz też: Zakłady w Yeovil oczekują nowych zamówień na AW159 i AW101

Darrell Ames / Program Executive Office Missiles and Space