W stoczni Jong Shyn Shipbuilding Co. w Kaohsiungu odbyła się ceremonia symbolicznego położenia stępki pod dwa nowe okręty dla marynarki wojennej Republiki Chińskiej. Są to prototypowe lekkie fregaty, jedna optymalizowana pod kątem obrony przeciwlotniczej, druga – zwalczania okrętów podwodnych. Takie koncepcje omawiano już od kilku lat, jednak początkowo stawiano na korwety, do tego bardzo specyficzne.

– Lekkie fregaty, dzięki mniejszemu tonażowi i krótszym okresom budowy, pozwolą naszej marynarce wojennej zmniejszyć obciążenie głównych okrętów wojennych podczas misji i zapewnią większą elastyczność w rozmieszczaniu personelu – mówiła podczas zorganizowanej 17 listopada ceremonii prezydent Tsai Ing-wen. Okręty mają pozwolić Tajwanowi skuteczniej odpowiadać na chińskie działania w szarej strefie poniżej progu wojny, przynajmniej w zakresie koszt/efekt.



Niestety o okrętach wiadomo niewiele ponad to, że mają być gotowe już w roku 2026. Ministerstwo obrony podało koszt programu: 9,05 miliarda nowych dolarów tajwańskich (1,14 miliarda złotych), ale nie uściśliło, czy chodzi o obie fregaty czy tylko jedną. Odrobinę więcej wiadomo o fregacie przeciwlotniczej, której bardzo uproszczony model wręczono prezydent Tsai. Okręt ma wypierać 2500 ton – i na tym kończą się konkretne informacje.

Model przedstawia jednostkę o ograniczonej wykrywalności, z działem, zapewne kalibru 76 milimetrów na dziobie i lądowiskiem dla śmigłowca MH-60 Seahawk na rufie. Za działem rozmieszczono pionowe wyrzutnie pocisków, ale w jakiej liczbie i jakich typów, można się jedynie domyślać. O fregacie ZOP nie podano żadnych informacji.

Od korwet do lekkich fregat

W roku 2018 tajwańskie ministerstwo obrony zapowiedziało, że pierwsza transza seryjnych korwet typu Tuo Chiang zostanie ukończona w konfiguracji przeciwlotniczej. Tym sposobem powstały nie tylko najmniejsze okręty przeciwlotnicze świata, ale też jedyne w układzie katamaranu.

Okręt prototypowy typu Tuo Chiang (PGG-618).
(中華民國國防部)

Informacje o przystosowaniu typu Tuo Chianga do roli okrętu obrony przeciwlotniczej pojawiły się w roku 2015. Mówiono wówczas o wyposażeniu jednostek w system krótkiego zasięgu TC-1. Z czasem pojawiły się ambitniejsze plany i już w grudniu 2016 roku za docelowy uznano system średniego zasięgu Tien Kung III (TK-3), a same okręty miały wejść w skład tajwańskiej tarczy przeciwrakietowej. System okazał się jednak za duży dla katamaranów o wyporności pełnej nieco ponad 700 ton. Ostatecznie zdecydowano się na pociski TC-2N. Jest to również system średniego zasięgu, jednak mniejszy i lżejszy.



Przy tak małej wyporności okręty otrzymały jednak potężne uzbrojenie. Szesnaście wyrzutni TC-2N uzupełnia solidne uzbrojenie przeciwokrętowa złożone z ośmiu wyrzutni pocisków przeciwokrętowych HF-2 i czterech wyrzutni pocisków manewrujących HF-3. Dzięki prędkości maksymalnej 45 węzłów, udało się stworzyć groźne, przynajmniej w teorii, jednostki mogące zagrozić chińskiej flocie inwazyjnej. W służbie są już dwie korwety, Ta Chiang i Fu Chiang, w różnych stadiach budowy są jeszcze trzy okręty, a w planach jest pozyskanie łącznie dwunastu jednostek.

Drugi okręt typu: Ta Chiang.
(總統府, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Przy bardzo szczątkowych danych trudno wnioskować, jakie koncepcje przyświecały planistom marynarki wojennej w stworzeniu pomysłu lekkiej fregaty przeciwlotniczej. Mały kadłub niesie wiele ograniczeń, nie dziwi więc, że Tajpej zdecydowało się na wprowadzenie znacznie większych okrętów, które zapewne da się uzbroić w oferujący większe możliwości system TK-3. Podobny proces można zaobserwować w Finlandii, gdzie projekt korwet typu Pohjanmaa przytył do rozmiarów nie tak lekkiej fregaty. Z drugiej strony katamarany Tuo Chiang musiały wywrzeć pozytywne wrażenie, bowiem w ubiegłym roku pojawiła się koncepcja zbudowania ich wariantu ZOP.

Rozbudowa obrony przed wrogimi okrętami podwodnymi stała się jednym z priorytetów marynarki wojennej. Ma to być odpowiedź na scenariusz blokady, który Chiny zdają się regularnie toczyć podczas częstych i intensywnych manewrów wokół Tajwanu po wizycie Nancy Pelosi na początku sierpnia ubiegłego roku. Utrzymanie morskich i lądowych połączeń wysypy z resztą świata jest kluczowym czynnikiem na wypadek jakiegokolwiek konfliktu z Chińską Republiką Ludową.

Blokada blokadzie nierówna. Jeśli Pekin zdecyduje się na prowadzenie jej przy użyciu okrętów podwodnych, stwarza to ryzyko gwałtownej eskalacji. Doświadczenia obu wojen światowych uczą, że jednostki nawodne mogą prowadzić blokadę, przechwytując statki handlowe lub je zawracając. Okręty podwodne mają bardzo ograniczone możliwości takich działań. Wynurzanie się i kontakt z jednostkami cywilnymi pozbawia je głównego atutu, którym jest skrytość działania.



Mówiąc krótko: jeżeli Pekin faktycznie rozważa użycie sił podwodnych do ustanowienia morskiej blokady Tajwanu, oznacza to, że szykuje się do zatapiania statków, a zapewne również bitew konwojowych. Taki scenariusz oznacza zaś pełnoskalowy konflikt. Gabriel Honrada z Asia Times zwrócił uwagę na jedną niewątpliwą zaletę okrętów podwodnych wiążącą się z takim rozwojem wypadków. Straty okrętów podwodnych łatwiej ukryć, zwłaszcza przed własną opinią publiczną. Nie wiadomo bowiem, jak zwykli Chińczycy zareagowaliby na zdjęcia i nagrania płonących i tonących okrętów pod czerwoną banderą.

Zapewne podobnie jak w przypadku okrętów przeciwlotniczych stwierdzono, że duży może więcej. Skąd pewność, że lekkie fregaty ZOP nie będą wersją rozwojową katamaranów? Jednostki typu Tuo Chiang buduje konkurencyjna stocznia Lung Teh z Suao. Logika wskazuje też na korzyści logistyczne i finansowe płynące z budowy dwóch bardzo podobnych typów okrętów, opartych na tym samym kadłubie.

W szarej strefie

Rosnąca aktywność i pomysłowość chińskich działań w szarej strefie wymusiła poważne przewartościowania w tajwańskich planach obrony. Do tej pory opierano się na strategii „jeżozwierza”. Inwestycje w środki asymetryczne i niekonwencjonalną taktykę miały uczynić perspektywę inwazji niezwykle kosztowną dla Pekinu, nawet jeżeli zakończyłaby się sukcesem. Stąd, oprócz na przykład kupna pocisków przeciwokrętowych i min morskich, także budowa rodzimych okrętów podwodnych.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy głównym wyzwaniem stało się jednak nie ryzyko inwazji, w Tajpej uważane za mało prawdopodobne, ale chińskie działania w szarej strefie, mające sprawdzać i męczyć przeciwnika. Z tego powodu nigdy nie porzucono klasycznych atrybutów siły militarnej, jak modernizacja lotnictwa i floty. Tajwan w końcu musi reagować na częste i liczne naruszenia strefy identyfikacji powietrznej czy rejsy chińskich okrętów naokoło wyspy. Pozostawienie tych działań bez odpowiedzi byłoby niczym innym jak zaproszeniem do tańca, na który nie ma się ochoty.



Takie podejście było przyczyną ciągłych spięć z amerykańskim sojusznikiem. Pentagon i analitycy z waszyngtońskich think-tanków naciskali na Tajwan, aby inwestował wyłącznie w środki asymetryczne. Jak jednak informuje dziennik Taipei Times, do Amerykanów zaczęło docierać, że nie tędy droga. Amerykańskie koncepcje wojny asymetryczne bazują na własnych i izraelskich doświadczeniach z Bliskiego Wschodu. Azja Wschodnia to zupełnie inne warunki geograficzne, a Chiny są przeciwnikiem innego typu niż islamiści i wspierane przez Iran bojówki. Aktualna wojna Hamasu z Izraelem ukazała, że wiele z dotychczasowych założeń było po prostu błędnych.

Źródło w tajwańskim ministerstwie obrony, na które powołuje się Taipei Times, mówi o trwających pracach nad nową strategią obrony i współpracy z USA. Nie będzie całkowitego odejścia od „jeżozwierza”, ale przejście do bardziej mieszanego podejścia, które Amerykanie są wreszcie skłonni zaakceptować. Według źródła gazety nowa strategia będzie połączeniem „jeżozwierza” z „ogrodzonym podwórkiem”. Pod tym drugim terminem kryją się działania w szarej strefie, mające utrudnić Chińczykom buszowanie po tajwańskim podwórku. W takie podejście mają wpisywać się projekty lekkich fregat.

Pytanie, co i jak Tajpej chce osiągnąć, pozostaje na razie bez odpowiedzi. Przechwytywanie samolotów i obserwacja okrętów to jedno, radzenie sobie z milicjami morskim i strażą wybrzeża to coś zupełnie innego. Do tego Chińczycy w działaniach w szarej strefie okazują się niezwykle pomysłowi. Standardem jest już stosowanie przez chińskie formacje regularne i paramilitarne laserów do oślepiania pilotów.



14 listopada australijska fregata HMAS Toowoomba (FFH 156) przebywała na wodach międzynarodowych w japońskiej wyłącznej strefie ekonomicznej. Canberra nie podaje dokładnego miejsca incydentu, jednak fakt, że okręt uczestniczył w egzekwowaniu sankcji nałożonych na Koreę Północną i zmierzał do Japonii, wskazuje na Morze Wschodniochińskie. Fregata stała w dryfie, ponieważ w jej śruby napędowe zaplątały się fragmenty sieci rybackich, które usuwali nurkowie. Do australijskiej jednostki zbliżył się chiński niszczyciel Ningbo (139) rosyjskiego projektu 956EM i mimo ponawianych komunikatów, których przyjęcie potwierdził, wyemitował jeden lub kilka impulsów z kadłubowego sonaru aktywnego. W efekcie nurkowie odnieśli drobne obrażenia i musieli przerwać pracę.

Andrew Hastie, minister obrony w konserwatywnym gabinecie cieni, stwierdził, że o ile wina chińskiej marynarki wojennej jest bezsporna, o tyle laburzystowski rząd Tony’ego Albanesego musi odpowiedzieć na kilka niewygodnych pytań. Canberra ujawniła incydent 18 listopada, po powrocie premiera z Pekinu i szczytu APEC w San Francisco, gdzie ponownie spotkał się z Xi Jinpingiem. Do ataku sonarem doszło pomiędzy tymi wydarzeniami. Oburzenie australijskich mediów wywołał fakt, że Albanese najwyraźniej nie poruszył kwestii incydentu podczas drugiego spotkania z Xi. Tym sposobem została podważona narracja rządu o odprężeniu w relacjach z Chinami.

Zobacz też: Miarka się przebrała. Niemcy natychmiast wycofają ze służby rządowe A340

Simon Liu / Office of the President