Wydana osiem dni temu deklaracja sił zbrojnych Ruchu Huti zapowiadająca ataki na statki powiązane z Izraelem najprawdopodobniej po raz kolejny dała o sobie znać. Kolejną ofiarą piractwa stał się dzisiaj pływający pod banderą Liberii niewielki zbiornikowiec Central Park (IMO: 9725823). Do ataku doszło w godzinach porannych w pobliżu cieśniny Bab al-Mandab, 53 mile morskie na południowy zachód od Adenu. Na minutę przed atakiem w tym samym miejscu zaobserwowano trzy jednostki mające transportować osoby ubrane „po wojskowemu”.

Właścicielem jednostki jest mająca siedzibę w Londynie Zodiac Maritime, należąca do izraelskiego miliardera Ejala Ofera. Przedsiębiorstwo potwierdziło, że doszło do porwania, wskazując jako właściciela firmę Clumvez Shipping, również kontrolowaną przez rodzinę Oferów. Wedle informacji podanych przez armatora załoga składa się z dwudziestu dwóch osób narodowości rosyjskiej, wietnamskiej, bułgarskiej, indyjskiej, gruzińskiej i filipińskiej wraz z tureckim kapitanem. Firma zadeklarowała, że jej priorytetem jest zapewnienie bezpieczeństwa porwanym pracownikom. Transportowanym ładunkiem ma być kwas fosforowy.



Statek najwyraźniej wyłączył swój system automatycznej identyfikacji (AIS), co wskazuje, że załoga miała świadomość ryzyka ataku. Do porwania doszło w strefie, która uchodzi za mało niebezpieczną. Idący z północy statek zdołał przekroczyć cieśninę Bab al-Mandab i stał się celem ataku z dala od wybrzeża kontrolowanego przez Ruch Huti.

Jemeńscy rebelianci nie wydali komunikatu w związku z porwaniem, są jednak głównym podejrzanym z racji na powiązanie celu z Izraelem i miejsce ataku, które nie jest typowe dla somalijskich piratów. Nie jest to pierwszy atak wymierzony w Zodiac Maritime na wodach w pobliżu Półwyspu Arabskiego. W 2021 tankowiec Mercer Street (IMO: 9539585) został zaatakowany za pomocą drona z ładunkiem wybuchowym w Zatoce Omańskiej. W wyniku incydentu śmierć poniosło dwóch marynarzy. O atak Amerykanie oskarżyli Iran, który nie przyznał się do tych działań.

Wczoraj doszło do kolejnego incydentu, w którym osoby podające się za przedstawicieli jemeńskich władz rozkazały zmienić kurs jednemu ze statków. Podawanie się za legalny rząd Jemenu jest elementem działań Ruchu Hutich. Sam incydent nie przyniósł większych konsekwencji.



Informacje na temat załogi porwanego 19 listopada Galaxy Leadera (IMO: 9237307) nadal są szczątkowe. Według deklaracji sił zbrojnych Ruchu Huti załoga została potraktowana „zgodnie z nauką i wartościami islamu”. Dowódca sił morskich Ruchu Huti nazwał porwanych gośćmi w Jemenie oraz zadeklarował gotowość do zapewnienia im odpowiedniej opieki. Nikt z porwanych osób nie jest narodowości izraelskiej ani amerykańskiej, Huti nie mają również istotnych powodów żeby krzywdzić porwanych, warto jednak czekać na potwierdzenie dobrostanu zakładników z niezależnego źródła. Sam statek stał się natomiast istotnym trofeum w rękach Huti. W social mediach pojawiają się filmy świętujących bojowników.

Przypomnijmy również, że tydzień temu Huti opublikowali nagranie z ataku na Galaxy Leadera. Jest to materiał o wyjątkowym znaczeniu dokumentalnym, gdyż przedstawia najprawdopodobniej pierwszy w historii atak Hutich na statek z użyciem śmigłowca. Film pokazuje, jak Mi-171 zbliża się do Galaxy Leadera i wysadza desant – prawdopodobnie siedmiu terrorystów uzbrojonych w karabiny automatyczne rodziny AK – na otwartym górnym pokładzie. Następnie widać, jak terroryści zabezpieczają statek i przejmują kontrolę nad mostkiem, gdzie znajduje się trzech marynarzy.

Oprócz porwania Central Parku i Galaxy Leadera na wodach w pobliżu Jemenu doszło również do ataku dronem na idący z Dubaju CMA CGM Symi (IMO: 9867839) pod maltańską banderą. Kontenerowiec miał zostać zaatakowany przez drona Szahed-136 na wodach międzynarodowych na Ocenie Indyjskim. Jednostka należy do francuskiej firmy Eastern Pacific Shipping kontrolowanej przez brata Ejala Ofera – Idana. Atak nie spowodował ofiar śmiertelnych. Z racji na pochodzenie drona i bliżej nieokreśloną lokalizację za incydent może odpowiadać Iran lub korzystający z ich sprzętu Ruch Huti.



Oświadczenie Ruchu Huti z 19 listopada zapowiadające ataki na wszystkie statki pod izraelską banderą, posiadane przez izraelskie przedsiębiorstwa lub przez nie wykorzystywane stanowi element zaangażowania Ansar Allah w wojnę w Strefie Gazy. Zaprzestanie działań w Palestynie ma stanowić warunek wypuszczenia zakładników i wstrzymania ataków na żeglugę międzynarodową.

Oprócz ataków na statki Ruch Huti próbował również zaatakować Izrael za pomocą rakiet i dronów. Trwający konflikt stał się głównym tematem w lokalnych mediach, co wiąże się z licznymi manifestacjami poparcia dla sprawy palestyńskiej. Antyizraelskość i antyamerykańskość ruchu jest widoczna między innymi na sztandarze organizacji głoszącym „Śmierć Ameryce” i „Śmierć Izraelowi”. Obecne wydarzenia są korzystne dla władz w Sanie, które dzięki bazowaniu na sentymentach ludności są w stanie odwrócić uwagę opinii publicznej od problemów wewnętrznych.

Aktualizacja (27 listopada, 1.15): Amerykański niszczyciel USS Mason (DDG 87) typu Arleigh Burke (wchodzący w skład grupy uderzeniowej lotniskowca Dwight D. Eisenhower) i nieujawniony okręt japońskich Morskich Sił Samoobrony zareagowały na wezwanie o pomoc nadane z Central Parka. Jak informuje serwis USNI News, załoga zabarykadowała się w opancerzonej „cytadeli”, toteż piraci – wbrew wcześniejszym doniesieniom – nie byli w stanie przejąć kontroli nad statkiem i po pewnym czasie wsiedli do motorówki i odpłynęli w stronę Jemenu. Dowódca Masona wysłał w pościg śmigłowiec pokładowy MH-60R, który przechwycił piratów i umożliwił aresztowanie ich przez załogę niszczyciela. Marynarzom z Central Parka nic się nie stało.

Aktualizacja (27 listopada, 4.55): Amerykańskie Dowództwo Centralne poinformowało, że około godziny 1.41 czasu jemeńskiego (23.41 czasu polskiego) z kontrolowanej przez Hutich części Jemenu odpalono w stronę Masona i Central Parka dwa pociski balistyczne. Oba wpadły do wód Zatoki Adeńskiej około dziesięciu mil morskich od obu jednostek i nie stworzyły dla nich zagrożenia.

Jemen dysponuje bogatym arsenałem pocisków balistycznych ziemia–ziemia dostarczanych przez Iran, ale wiadomo, że otrzymał także co najmniej jedną dostawę pocisków balistycznych ziemia–woda Chalidż-e Fars (Zatoka Perska), wywodzących się konstrukcyjnie z Fatehów-110. Pociski Chalidż-e Fars (w Jemenie otrzymały nazwę Asif) mają zasięg około 300 kilometrów i są wyposażone w termonamiernik mający umożliwić autonomiczne naprowadzanie się na cel w końcowej fazie lotu. W gruncie rzeczy mamy wówczas do czynienia z pociskiem pseudobalistycznym.



Bez termonamiernika lub innego precyzyjnego systemu naprowadzania przeciwokrętowy pocisk balistyczny nie ma racji bytu. Jak pisaliśmy w kontekście chińskich pocisków tego rodzaju, trafienie dużego, ale ruchomego celu na dystansie kilkuset czy kilku tysięcy kilometrów nie jest prostym zadaniem. Poza systemem naprowadzania konieczny jest także sprawny system obserwacji i rozpoznania, przekazujący dane w czasie rzeczywistym. Huti na pewno wiedzieli, gdzie z grubsza znajdował się Central Park, więc skierowanie pocisku w obszar w promieniu kilkunastu mil od celu nie stanowiłoby problemu. Ale jeśli chce się trafić, „z grubsza” to za mało. I jemeńscy bojownicy na pewno o tym wiedzą, więc być może chodziło nie o to, aby trafić, ale po prostu dać Amerykanom do zrozumienia, iż nie powinni się czuć bezpiecznie.

W tym roku Huti pochwalili się także innym przeciwokrętowym pociskiem balistycznym. To Falegh-1, mający zasięg 200 kilometrów, oparty konstrukcyjnie na dobrze już znanym pocisku lotniczym Fadżr-4 o szacowanym zasięgu 75 kilometrów (Fadżr-4 z kolei jest wersją rozwojową pocisku odpalanego z wyrzutni lądowych).

Aktualizacja (27 listopada, 20.00): Nowo pojawiające się informacje wskazują, że (wbrew początkowym doniesieniom) piraci najwyraźniej nie byli członkami Ruchu Huti i przybyli nie z Jemenu, ale z przeciwnej strony Zatoki Adeńskiej – z Somalii. Rzecznik prasowy Pentagonu generał brygady Patrick Ryder podkreślił również, że w okolicy poza Masonem i japońskim okrętem znajdowały się aż trzy jednostki chińskiej marynarki wojennej. Żadna z nich nie zareagowała na wezwanie o pomoc.

Jeżeli jednak piraci są Somalijczykami, sprawa pocisków odpalonych z Jemenu staje się dużo dziwniejsza. Byłby to nieprawdopodobny zbieg okoliczności, trzeba więc założyć, że próba porwania i użycie pocisków balistycznych było powiązane. Czyżby napaść na zbiornikowiec była koordynowana między ugrupowaniami z obu stron Zatoki Adeńskiej? To, że piraci uciekali w stronę Jemenu, a nie Somalii, również jest podejrzane, ale da się wytłumaczyć łatwo – Jemen był bliżej. Jak się ucieka przed Amerykanami, to nie warto kombinować.

Dowiedzieliśmy się również, że w incydencie, o którym pisaliśmy wyżej – gdy osoby podające się za przedstawicieli jemeńskich władz rozkazały zmienić kurs jednemu ze statków – ofiarą był również Central Park. Tym bardziej wskazuje to na koordynację.

Zobacz też: Nowe informacje o izraelskich próbach sabotowania reaktora Osirak na terenie Francji

US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Rob Aylward