Lockheed Martin dostarczył amerykańskim wojskom lądowym pierwszą prototypową baterię systemu Typhon (nie mylić z: Typhoon) – jednego z trzech systemów mających stanowić o potencjale przyszłych sił rakietowych US Army w zakresie precyzyjnego rażenia odległych celów. Typhon jest w praktyce lądową wersją morskich wyrzutni pionowych Mk 41 VLS. Przystosowany jest do odpalania pocisków Standard Missile-6 w konfiguracji ziemia–ziemia i Tomahawk na odległość wpasowującą się pomiędzy dwa pozostałe komponenty Long Range Precision Fires: PrSM i LRHW. Stąd zresztą jego alternatywna nazwa: MRC, czyli Mid-Range Capability.

– MRC szybko przeszedł z czystej kartki w lipcu 2020 roku w ręce żołnierzy w zaledwie dwa lata – cieszył się generał dywizji Robert Rasch, nadzorujący rozwój systemu w ramach Biura Szybkiego Rozwoju Zdolności i Technik Krytycznych (RCCTO).

Lockheed Martin otrzymał zlecenie na budowę systemu w listopadzie 2020 roku. Obecne plany zakładają, że system będzie wprowadzony do służby jesienią roku 2023. Początkowo Typhon trafi pod egidę jednego z Wielodomenowych Zespołów Bojowych (Multidomain Task Force, MDTF) – eksperymentalnych jednostek mających sprawdzać pomysły i koncepcje w czasie rzeczywistych ćwiczeń w polu. Szkolenie żołnierzy ruszy po Bożym Narodzeniu. Ogłoszenie wstępnej gotowości operacyjnej ma nastąpić w roku budżetowym 2023, czyli najpóźniej 30 października.



Oczywiście na pierwszych przeszkolonych żołnierzach spocznie szczególna odpowiedzialność. Z wniosków, które wyciągną na podstawie pracy z systemem, US Army stworzy pierwszą doktrynę użycia Typhona. W tym miejscu trzeba podkreślić, że wojska lądowe określają Typhona i pozostałe komponenty inicjatywy Long Range Precision Fires jako uzbrojenie strategiczne, a nie taktyczne.

Nie znaczy to, że Typhon ma odpalać pociski z głowicami jądrowymi. Oczywiście Tomahawk jest do tego konstrukcyjnie przystosowany, mimo że ostatnie pociski z głowicami nuklearnymi wycofano ze służby około dziesięciu lat temu. W odniesieniu do Typhona zastosowanie strategiczne oznacza raczej szczebel, na którym system ma razić siły przeciwnika. Mówimy więc o najważniejszych stanowiskach dowodzenia, kluczowych bazach i ogniwach sieci logistycznej. Dla porównania możemy się odwołać do wojny w Ukrainie: atak na bazę lotniczą Engels-2 byłby zadaniem dla PrSM-a lub Typhona, ale atak na pierwszy lepszy skład amunicji – nie.

Odpalenie pocisku SM-6 z niszczyciela typu Arleigh Burke.
(US Navy)

Lockheed przekazał wojskom lądowym kompletną baterię systemu Typhon, na którą składa się ze stanowiska dowodzenia baterią (na naczepie holowanej przez samochód ciężarowy M983A4 LET – Light Equipment Transporter), czterech wyrzutni (także holowanych przez M983A4) z czterema pociskami każda, pojazdu amunicyjnego (który na wizualizacjach składał się z ciągnika siodłowego innego typu i naczepy) oraz pojazdu wsparcia na podwoziu samochodu terenowego.

Obecnie program realizowany jest przez RCCTO w trybie szybkiego prototypowania. Jak widać, pozwala to na imponujące tempo rozwoju, ale zarazem stwarza szereg problemów formalnych w rozległej biurokracji otaczającej bajeczne budżety Pentagonu. Jak pisze Emma Helfrich z The War Zone, w ramach obecnego stadium rozwoju wojska lądowe chcą przyjąć jeszcze cztery baterie, po czym program ma być unormowany i prowadzony dalej normalnym trybem. To zmniejszy ryzyko, iż całość trafi do kosza na śmieci, gdyby pojawiły się nieprzewidziane problemy techniczne.



Skoro wspomnieliśmy o wojnie w Ukrainie, trudno się nie odwołać do użycia przez Rosję pocisków systemu przeciwlotniczego S-300 w trybie ziemia–ziemia. Przekonaliśmy się, że jest to stosunkowo groźna broń – niezbyt celna i o stosunkowo słabej głowicy bojowej, ale sensowna koncepcyjnie. W pocisku SM-6 zdolność taką wprowadzono w obecnie produkowanej wersji Block IA. Następna wersja – Block IB – ma być pociskiem hipersonicznym. Chodzi głównie o to, aby umożliwić pociskowi strącanie pojazdów hipersonicznych, ale wstyd byłoby nie wykorzystać takiej prędkości również do atakowania celów naziemnych.

Pozostałe dwa systemy

Pierwszą, najbliższą warstwę Long Range Precision Fires utworzy system PrSM (Precision Strike Missile), którego nominalny zasięg ma wynosić około 300 mil, czyli 480 kilometrów. Nieoficjalne przecieki z testów sugerują jednak, iż w ubiegłorocznych testach pokonał odległość większą niż 499 kilometrów, co oznacza, że przekroczył limity ustalone w dawnym traktacie INF.

PrSM ma zastąpić w służbie pociski ATACMS. Wiadomo, że US Army chce, aby miał zdolność niszczenia celów morskich (niegdyś planowano, że takie zadania będzie wypełniać ATACMS) oraz samodzielnego rozpoznawania i śledzenia celów. Wciąż nie wiadomo za to, jaki jest pożądany zasięg pocisku i czy wojska lądowe będą nalegać na jego znaczące wydłużenie poza barierę 500 kilometrów.

Ciągnik M983A4 z naczepą M870.
(US Army / Spc. Karleshia Gater)

Zasadniczo PrSM ma być odpalany z wyrzutni M142 HIMARS, ale podobnie jak ATACMS będzie się nadawać do współpracy także z wyrzutniami M270A2 MLRS na podwoziu gąsienicowym. Jako że PrSM jest smuklejszy, wyrzutnia systemu HIMARS pomieści dwa pociski, a MLRS – cztery (dwa na moduł). W przypadku ATACMS-ów jest to odpowiednio dwa i jeden – po jednym na moduł.

Warstwę najdalszą pokryje zaś system Long Range Hypersonic Weapon z pociskami hipersonicznymi Dark Eagle. Mają one rozwijać prędkość maksymalną Mach 17 i razić cele oddalone o 2775 kilometrów. Pierwsze wyrzutnie na naczepach kołowych, jeszcze bez pocisków, dostarczono w październiku 2021 roku.

Odpalenie pocisku ATACMS z wyrzutni systemu MLRS.
(US Army)



System ten opracowywany jest we współpracy wojsk lądowych z marynarką wojenną, która swoją gałąź programu nazwała Intermediate-Range Conventional Prompt Strike. Siły powietrzne również uczestniczyły w pracach – ich system nosił nazwę Hypersonic Conventional Strike Weapon – ale w lutym 2020 roku zdecydowały się na rozwijanie wyłącznie pocisku zoptymalizowanego pod ich wymagania. Broni tej nadano nazwę AGM-183A Air-Launched Rapid Response Weapon.

Systemy marynarki wojennej i wojsk lądowych używają różnych platform startowych, ale tego samego zespołu efektora i napędu: beznapędowego pojazdu szybującego Common Hypersonic Glide Body (C-HGB) i przyspieszacza rakietowego. Ten drugi nadaje efektorowi pożądaną prędkość i trajektorię lotu, po czym C-HGB się odłącza i szybuje w kierunku celu. US Army odpowiada za pozyskanie dla obu rodzajów sił zbrojnych kadłubów nośnych, a marynarka wojenna – za zapewnienie silników rakietowych. Po serii wspólnych prób każdy rodzaj sił zbrojnych dostosuje pociski do własnych wymagań.

W ramach MDTF ma funkcjonować batalion ogniowy nazwany Strategic Fires, złożony z trzech baterii: wyrzutni HIMARS z pociskami PrSM, pocisków średniego zasięgu Typhon i pocisków dalekiego zasięgu Dark Eagle.

Zobacz też: TikTok w rękach żołnierzy zagraża bezpieczeństwu narodowemu USA

US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class Robert S. Price