Pomimo zakończenia wojny między gangsterami a rządem Ekwadoru kraj pozostaje daleki od stabilności. Na razie uniknął losu Haiti, jednak nadal nie można mówić o wyjściu z kryzysu. Obecnie nadrzędnym celem władz jest niedopuszczenie do całkowitego rozkładu struktur państwa oraz przekształcenia go w narkorepublikę. Brakuje jednak spójnej i długofalowej strategii.

Doraźnie rząd zdecydował się na wprowadzenie kolejnego stanu wyjątko­wego. Ogłoszony 22 maja, objął zasięgiem siedem prowincji (z dwudziestu czterech). Został zaplanowany na 60 dni i raczej nie przyczyni się do trwałego ustabilizowania Ekwadoru. Decyzja prezydenta Daniela Noboi związana była ze wzrostem zagrożenia ze strony grup przestępczych. Szczególnie drastycznie zwiększyła się liczba porwań i wymuszeń. Co być nieco zaskakujące, spadła liczba zabójstw – o 28%.



Wprowadzone przepisy zostaną spraw­dzone przez sąd konstytucyjny, który w przypadku poprzedniego stanu wyjątkowego dopatrzył się zaniedbań. Prezydent zdaje się pewny pomyślnego rozwiązania sprawy. Służby porządkowe otrzymają uprawnienia między innymi do kontroli korespondencji i ogólnie będą mogły działać ze znacznie większą swobodą.

Poprzednio danie policji wolnej ręki miało doprowadzić do licznych nadużyć. Obecnie prokuratura bada osiem spraw, w których stróże prawa oskarżani są o przestępstwa wobec Ekwadorczyków. Trwający od stycznia do kwietnia stan wyjątkowy doprowadził do zatrzymania 18 tysięcy osób. Do prokuratorów docierały również doniesienia o torturach czy biciu podejrzanych, ale w tych przypadkach nie wszczęto postępowań.

Dyrektorka Human Rights Watch na obszar amerykański Juanita Goebertus stwierdziła, że władze Ekwadoru nie dokładały należytych starań, aby zabezpieczyć prawa przysługujące zatrzy­ma­nym. Przykładem może być sprawa zabitego w Guayaquil Carlosa Javiera Vegi. Dziewiętnastolatek został brutalnie pobity, a później zastrzelony na jednym z punktów kontrolnych. Towarzyszący mu Eduardo Alfredo Velasco został aresztowany pod zarzutem stawiania oporu podczas aresztowania.

Rząd traktuje te nadużycia jako koszt niezbędny do opanowania sytuacji. Prezydent Noboa wprost potwierdził te oskarżenia mówiąc: „Nie pozwolę, aby jakikolwiek niepatriota mówił nam, że naruszamy czyjekolwiek prawa, podczas gdy chronimy prawa zdecydowanej większości”. Takie deklaracje padające z ust głowy państwa nie wróżą niczego dobrego w zakresie przestrzegania praw człowieka.



Krajobraz po wojnie

Obecnie problemy, mimo że bardzo poważne, są tylko cieniem wydarzeń ze stycznia. Krótkotrwała, lecz bardzo inten­sywna wojna obnażyła słabość Ekwadoru i była demonstracją siły półświatka. Konflikt nie zakończył się spek­ta­ku­larną bitwą czy falą aresztowań na wzór modelu zastosowanego w Salwadorze. Tutaj to gangsterzy zdecydowali o wstrzymaniu walk.

Ekwadorski półświatek urósł w siłę dzięki strategicznemu położeniu kraju na szlakach przerzutu narkotyków. Trans­porty kokainy z Peru przejeżdżają nieniepokojone na północ, umożliwiając ochraniającym je gangsterom czerpanie ogromnych zysków. Zysków, które w styczny umożliwiły wypowiedzenie wojny państwu. Gangi nie zyskały jeszcze wpływów i siły meksykańskich karteli, ale wobec tak słabego państwa kwestią czasu jest wybuch kolejnego kryzysu.

Eskalacja przemocy na skalę krajową jest konsekwencją zastosowania w 2020 roku „strategii dekapitacji” wobec najwięk­szego z karteli – Los Choneros (od miasta Chone, skąd pochodziło wielu założycieli). Podobnie jak w przypadku podobnych działań w Meksyku, również tutaj po eliminacji przywódcy nie doszło do złamania grupy, lecz do wojny. W styczniu przestępcy pokazali, że jak mogą pogrążyć kraj w chaosie, tak potrafią nagle wstrzymać eskalację przemocy. Państwo okazało się najbardziej aktywne po fakcie. Policja i wojsko uderzyły na więzienia, widząc w nich epicentra przemocy, z których koordynowano wydarzenia na ulicach.

Eduardo Santillán / Presidencia de la República