Izraelskie media informują, że Waszyngton dał zielone światło sprzedaży do Państwa Żydowskiego dużej partii uzbrojenia. Najważniejszą jej częścią będzie od dawna upragniona przez Izraelczyków trzecia eskadra samolotów bojowych F-35I Adir. Ale na tym nie koniec – Izrael ma otrzymać także dwadzieścia pięć samolotów F-15EX, dwanaście śmigłowców AH-64 i duże dostawy amunicji.

Wojna z Hamasem w Strefie Gazy oraz towarzyszące jej starcia z Hezbollahem na pograniczu libańskim – które nie muszą, ale mogą przerodzić się w pełnoskalową wojnę, angażującą także irańskich protektorów Partii Boga – zmusiła władze Izraela do przyspieszenia negocjacji. Przedwczoraj dyrektor w izraelskim ministerstwie obrony Ejal Zamir zakończył wizytę roboczą w Waszyngtonie, podczas której omawiał realizację wszystkich zamówień.



Według portalu The Times of Israel, podpisanie umów ma nastąpić w ciągu kilku tygodni. Amunicja to kwestia „na wczoraj”, ponieważ wojna przetrzebiła magazyny Cahalu. Już w październiku Barak Rawid z serwisu Axios dowiedział się, iż Pentagon planuje dostarczyć Izraelowi kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej z rezerwy wojennej pierwotnie przeznaczonych dla Ukrainy. Od 7 października Amerykanie dostarczyli Izraelowi ponad 10 tysięcy ton uzbrojenia (odbyło się łącznie co najmniej 250 lotów, a do izraelskich portów zawinęło ponad dwadzieścia statków).

Para izraelskich F-35I.
(IDF Spokesperson’s Unit)

Samoloty bojowe mogą poczekać – zarówno nad Strefą Gazy, jak i nad Libanem izraelskie lotnictwo w jego obecnej postaci nie napotka rzeczy­wistych zagrożeń. Mają one stanowić zabezpieczenie na wypadek ewen­tu­al­nego starcia z Iranem. A przede wszystkim mają być orężem zdolnym zniszczyć irańskie podziemne instalacje nuklearne.

O izraelskich staraniach w temacie trzeciej eskadry F-35I pisaliśmy wielokrotnie. Przypomnijmy tylko, że izraelskie ministerstwo obrony zaapro­bowało pozyskanie kolejnych Adirów już w lipcu ubiegłego roku. Zakup – wart około 3 miliardów dolarów – będzie finansowany ze środków pochodzących z amerykańskiej pomocy wojskowej dla Izraela. Izrael przedstawia kwestię Adirów jako egzystencjalną – w razie wojny z Iranem to na nich opierałaby się zdolność rażenia celów na terytorium Islamskiej Republiki.

Izrael zamówił pierwszych dziewiętnaście F-35I – czyli F-35A zmodyfikowanych pod kątem lokalnych wymagań – w 2010 roku. Kolejną transzę czternastu maszyn zamówiono w 2015 roku, a ostatnią – licząca siedemnaście myśliwców – w 2016. Razem daje to pięćdziesiąt samolotów do wyposażenia dwóch eskadr liniowych. Dostawy F-35I rozpoczęły się w grudniu 2016 roku. Pierwsze kilkanaście egzemplarzy repre­zen­to­wało „pospolity” standard F-35A, lecz w Izraelu wszystkie one klasyfikowane są jako F-35I i prędzej czy później zostaną poddane stosownym modyfikacjom.



Większość Adirów zgrupowano w 140. Eskadrze „Złoty Orzeł” i 116. Eskadrze „Lwy Południa”, stacjonujących w bazie Newatim na Negewie. Tam też ma siedzibę 117. Eskadra „Pierwsza Odrzutowa”, która jest jednostką przeszko­lenia operacyjnego. Jeden egzemplarz (numer 924) stacjonuje w bazie Tel Nof na zachód od Jerozolimy. Jest on wykorzystywany przez 5601. Eskadrę „Manat”, czyli „Merkaz Nisuj Tisa” – Ośrodek Prób w Locie. 924 powstał na wyraźne życzenie Izraela, jest przystosowany do integracji krajowego uzbrojenia i wyposażenia. Pomarań­czowo-niebies­kie oznaczenia i insygnia eskadry oraz dobrze widoczne oznaczenia przynależności państwowej czynią go najbardziej kolorowym Lightningiem II na świecie.

Oficjalna informacja o użyciu bojowym F-35I nadeszła w maju 2018 roku, gdy dowódca Chejl ha-Awir, generał dywizji Amikam Norkin, poinformował o ich lotach nad Syrią i Libanem. Na międzynarodowej konferencji generał przedstawił zdjęcia F-35I na Bejrutem. Izraelskie Adiry uczestniczyły ponadto dwukrotnie w misjach bojowych nad Syrią, gdzie przeprowadziły ataki w lutym oraz kwietniu. – Latamy F-35 nad całym Bliskim Wschodem – powiedział Norkin. – Zaatakowaliśmy już dwa razy na różnych frontach. Nadal utrzymujemy swobodę działania w regionie.

Dokładny zakres modyfikacji wprowa­dzo­nych w F-35I jest oczywiście tajny. Wiadomo jedynie, że obejmują one integrację izraelskiego systemu walki radioelektronicznej, a także izraelskiego uzbrojenia. Poza tym Izraelczycy nie stronią jednak od dłubania w innych komponentach maszyny. Ekspe­ry­men­talny Adir z Tel Nofu był wykorzystywany do pracy nad zbudowaniem dodatkowych zbiorników paliwa dla F-35I.

Tu dochodzimy do kwestii ataku na irańskie instalacje nuklearne. Bodaj najsłynniejsza z nich – ośrodek wzbogacania uranu w Natanzie – leży 1500 kilometrów od granic Izraela. Konieczne jest więc albo tankowanie w powietrzu, albo też zabranie przez samoloty bojowe stosownie powiększo­nego zapasu paliwa.



Jerozolima od dawna stara się o pozyskanie latających cystern KC-46A Pegasus. Uzgodniono już wprawdzie sprzedaż czterech egzemplarzy, ale mają one być dostarczone do 31 grudnia 2026 roku. Na kolejne cztery, które zaspokoiłyby wymagania Chejl ha-Awir, trzeba by czekać jeszcze dłużej. Osiem KC-46A pozwoli na systematyczne wycofywanie ze służby siedmiu rachitycznych Boeingów KC-707 (pierwszy trafił do Izraela w 1973 roku). Nie dają one już gwarancji nieawaryjności, a bez ich udziału izraelskie samoloty byłyby skazane na międzylądowanie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich albo Arabii Saudyjskiej, co teoretycznie dałoby się załatwić, ale wiązałoby się z innymi problemami natury i technicznej, i dyplomatycznej.

F-15I pobiera paliwo z Boeinga 707 nad Tel Awiwem.
(Israeli Defence Forces Spokesperson’s Unit)

Ale wyposażenie Adirów w zbiorniki podwieszane wbrew pozorom nie jest łatwe. Nie bez powodu F-35 w tej chwili ich nie przenoszą. Po pierwsze sam zbiornik, a także belka, do której jest podczepiony, muszą mieć kształty minimalizujące skuteczną powierzchnię odbicia fal radarowych, aby zanadto nie pogarszać właściwości stealth. Kolejnym problemem jest to, że nawet po odrzuceniu pustego już zbiornika, a nawet belki, w skrzydle pozostaną odsłonięte niewielkie elementy mocujące i złącza instalacji paliwowej niepokryte powłoką pochłaniającą fale radarowe. Gdy przeciwnik będzie stosował najnowocześniejsze radiolokatory, nawet tak niewielka odsłonięta powierzchnia może doprowadzić do wykrycia samolotu.

Drugą kwestią jest kompatybilność dodatkowych zbiorników z uzbrojeniem przenoszonym na zewnętrznych zacze­pach w trybie beast mode, w którym nie liczy się niewykrywalność, ale jak największa siła rażenia. W fazie rozwoju F-35 Lockheed planował, że myśliwiec będzie kompatybilny ze standardowymi zbiornikami paliwa o pojemności 1816 litrów (480 galonów) stosowanymi na F/A-18. Badania w tunelu aerody­na­micznym wykazały jednak, iż powietrze opływające zbiorniki paliwa może spowodować, że pocisk lub bomba uderzy w samolot. W toku kolejnych badań opracowano bezpieczniejszy zbiornik o pojemności 1740 litrów (460 galonów), ale ostatecznie on również nie wszedł do produkcji. Mimo to w skrzydłach pozostawiono końcówki instalacji paliwowej umożliwiające zastosowanie dodatkowych zbiorników paliwa w przyszłości.



Izrael chciałby wyposażyć swoje F-35 w dodatkowe zbiorniki paliwa o pojemności 2270 litrów (600 galonów) aby mieć większe możliwości atakowania celów położonych w tak zwanej trzeciej strefie. Pierwsza strefa obejmuje niewielkie cele położone najbliżej samego Izraela, na przykład obiekty należące do Hamasu. Druga strefa to poważniejsze cele znajdujące się na przykład w Libanie czy Syrii. Cele z trzeciej strefy leżą w państwach, które nie mają bezpośredniej granicy z Izraelem, na przykład w Iranie czy Iraku.

F-35I ze 140. Eskadry. W wojnie w Strefie Gazy Izrael z powodzeniem używa Adirów uzbrojonych w bomby kierowane jako maszyn bliskiego wsparcia.
(twitter.com/IAFsite)

I w tym wypadku atmosfera tajności nie pozwala stwierdzić, czy i jak zakończyły się te prace, ale z doniesień izraelskich mediów o zwiększeniu zasięgu tamtejszych F-35 można wyciągnąć wniosek, że odniesiono sukces. Co ciekawe, również w 1981 roku Izraelczycy byli pionierami w użyciu myśliwców F-16 w konfiguracji z dodatkowymi zbiornikami paliwa i bombami. Wcześniej Amerykanie uważali, że zrzut bomb w takiej konfiguracji jest niebezpieczny i nie był jeszcze testowany, ale po izraelskich osiągnięciach sami zaczęli powszechnie stosować taką konfigurację podwieszeń.

Amerykanie dali wprawdzie Izraelowi trochę swobody, ale nie ma mowy o całkowitym permisywizmie. O tym, jak ścisłej ochrony kontrwywiadowczej żąda Waszyngton, najlepiej świadczy sytuacja z początku ubiegłego roku. Pod naciskiem Pentagonu i CIA Izrael musiał podjąć decyzję, iż do służby na F-35I nie będą dopuszczani piloci mający podwójne obywatelstwo.

Notabene izraelskie starania o pozyskanie amerykańskiego uzbrojenia do użycia w ataku na Iran sięgają co najmniej 2008 roku. Ówczesny premier Ehud Olmert w rozmowach z George’em Bushem starał się o sprzedaż bomb do niszczenia celów umocnionych (mogło chodzić o bomby GBU-57/B Massive Ordnance Penetrator, które akurat wchodziły w końcową fazę prób) i bombowców strategicznych B-2A Spirit (sic!), a także o wypożyczenie dziesięciu latających cystern – nieustalonego typu, najpewniej KC-135R Stratotankerów. Zwolennikiem transakcji był wice­pre­zydent Dick Cheney. Oczywiście nic z tego nie wyszło, ale właśnie podczas tych rozmów Amerykanie dali zielone światło do cyberataku na Natanz za pomocą wirusa Stuxnet.



Tyle o F-35. A co z F-15EX? W tym przypadku trudno mówić o zaskoczeniu, ale też gdyby nie wojna, możliwe, że nie doczekalibyśmy się tej transakcji. Izraelczycy nie byli bowiem stupro­cen­towo przekonani do Eagle’a II i wydawało się, że traktują go raczej jako opcję rezerwową na wypadek, gdyby Waszyngton zablokował sprzedaż kolejnych F-35.

– W tej chwili mamy dwie eskadry [Adirów] – mówił w styczniu 2021 roku ówczesny minister obrony Beni Ganc. – Przypuszczam, że ich liczba się zwiększy. O to poprosiłem Amerykanów. Chcę kupić kolejną eskadrę F-35 i później zobaczyć, co zrobić z resztą pieniędzy, dokupić jeszcze kolejne F-35 czy może F-15.

porównanie F-15E i F-15EX

U góry F-15E, na dole – F-15EX. W tym drugim widoczne różnice to między innymi antena systemu ostrzegania o zbliżających się pociskach (MAWS) pod kopułką osłony kabiny i anteny systemu walki radioelektronicznej EPAWSS pod oboma statecznikami pionowymi.
(USAF)

Dyskusje na temat tego, czy lepiej kupić trzecią eskadrę F-35 czy dodatkowe F-15 toczą się w Izraelu od co najmniej pięciu lat. Przewagą F-35I są właściwości stealth, teoretycznie umożliwiające działanie nad obszarem z silną zintegrowaną obroną powietrzną. Z drugiej strony F-15IA (tak bowiem będzie oznaczony nowy „orzeł po żydowsku”) ma większy udźwig uzbrojenia – 13 300 kilogramów wobec 10 tysięcy kilogramów F-35I (przy wykorzystaniu również zaczepów podskrzydłowych i utracie cech stealth). F-35 ma nowocześniejsze wyposażenie pokładowe, w tym systemy umożliwiające naprowadzanie uzbrojenia pochodzącego z innych samolotów. Natomiast F-15EX jest bardziej podatny na samodzielne izraelskie modernizacje.

Ale nie ma co ukrywać – najważniejsza jest możliwość użycia w roli zarówno myśliwca przewagi powietrznej, jak i pseudobombowca w ewentualnej wojnie z Iranem. Z tego też względu można zakładać, że F-15IA od samego początku będą wyposażone w zbiorniki konforemne.

Nieoficjalnie wiadomo, że US Air Force odstąpi Izraelowi swoje sloty w kolejce do linii produkcyjnej w St. Louis, tak aby zamówienie można było zrealizować jak najszybciej. Obecnie izraelskie siły powietrzne posiadają osiemdziesiąt sześć F-15 różnych wersji. Dwadzieścia pięć z nich reprezentuje wersję F-15I Ra’am. Są to w istocie F-15E Strike Eagle zizraelizowane w podobny sposób co Adiry. Niewykluczone, że Izrael będzie chciał zmodernizować Ra’amy do standardu F-15IA.



Pozostaje więc pytanie, czy Izrael ma czym zniszczyć ośrodek w Natanzie. Nie jest to wprawdzie jedyna placówka działająca w ramach irańskiego programu jądrowego, ale najważniejsza i najlepiej zabezpieczona. Podobnie istotny jest podziemny ośrodek nuklearny w Fordo w pobliżu miasta Kom, który rzekomo miał być broniony przez baterię systemu S-300. Bez wyeliminowania Natanzu i Fordo, gdzie łącznie ma się znajdować około 53 tysięcy wirówek, wszelkie inne sukcesy ewentualnej operacji będą nic niewarte.

F-15I z 69. Eskadry „Młoty” przygotowany do lotu bojowego nad Gazą. Widać sześć podwieszonych bomb GBU-31 JDAM o wagomiarze 907 kilogramów (siódma schowana pod prawym silnikiem), jeden pocisk AIM-120 AMRAAM i dwa zasobniki LANTIRN.
(חיל האוויר)

W informacjach o zastosowanej w Fordo technice umacniania stopów jest sporo przesady, ale nie należy mieć wątpliwości, że jest twardym orzechem do zgryzienia. Massive Ordnance Penetrator jest zdolna do przebicia się przez ośmiometrową warstwę zbrojonego betonu o wytrzymałości na ściskanie rzędu 69 megapaskali, 60 metrów klasycznego betonu zbrojonego lub 40 metrów skały o średniej twardości. Według większości analityków bomba GBU-57/B nie będzie mieć problemów z obróceniem obiektu w perzynę, ale Izrael nie ma ani bomb tego typu, ani środków ich przenoszenia. Dysponuje jedynie starszymi bombami GBU-28 o wagomiarze 2270 kilogramów, które mogą być zrzucane z F-15I/IA.

W analizie opublikowanej dwanaście lat temu w magazynie Tablet Austin Long z Columbia University szacował, że penetracja Fordo wymagałaby użycia dwudziestu pięciu F-15I i siedem­dzie­sięciu pięciu bomb (w tym dwudziestu pięciu GBU-28), które metr po metrze kolejnymi eksplozjami drążyłyby dziurę w stropie tak długo, aż dokopałyby się do pomieszczenia z wirówkami. Problem w tym, że „długo” oznacza w tym wypadku naprawdę długo: bomby trzeba by zrzucać w co najmniej półminutowych odstępach, co przekłada się na minimum czterdzieści minut bombardowania, a w praktyce zapewne około godziny.



Taka operacja wymagałaby jednocześnie chirurgicznej precyzji i zdolności do długotrwałego przebywania w nieprzy­ja­ciels­kiej przestrzeni powietrznej. Możliwość uzupełniania paliwa w locie staje się wówczas tylko jednym z szeregu problemów. I to nawet nie największym, gdyż zużycie paliwa jest przynajmniej przewidywalne i o ile nie nastąpi awaria, można je obliczyć zawczasu z dużą dokładnością. Reakcja irańskiej obrony powietrznej może zaś przybrać różne postaci, zwłaszcza że Iran planuje kompleksową modernizację sił powietrznych we współpracy z Rosją.

Kwestia śmigłowców bojowych Apache jest najbardziej zagadkowa. Można założyć w ciemno, że będą to maszyny w wersji AH-64E Guardian. Nie wiadomo jednak, czy chodzi o egzemplarze fabrycznie nowe czy też pochodzące z zasobów US Army AH-64D poddane kompleksowej modernizacji, określanej przez Boeinga jako remanufacture (co ma oznaczać, że modyfikacja już istniejącego płatowca jest na tyle głęboka, iż można ją uznać za ponowne wyprodukowanie). Sięgnięcie po maszyny już fizycznie istniejące pozwoliłoby oczywiście przyspieszyć dostawy.

Przeczytaj też: HF-24 Marut. Indyjskie dziecko niemieckiego umysłu

Celia Garion