Oficerowie sił powietrznych USA ujawnili ogólne rezultaty i wnioski płynące z gier wojennych przeprowadzonych jesienią ubiegłego roku przez Departament Obrony. Scenariusz dotyczył hipotetycznej chińskiej inwazji na Tajwan. Gry wojenne obejmujące konflikty w perspektywie dekady są organizowane w stanach Zjednoczonych od początku tego stulecia, ale po raz pierwszy od lat siłom amerykańskim udało się obronić Republikę Chińską.

W grach przeprowadzonych w latach 2018–2019 Amerykanie nie tylko przegrali, ale też przegrali szybko i doznali miażdżących strat. W roku 2020 nie było lepiej. Scenariusz zaczął się od chińskiego ataku bronią biologiczną na amerykańskie bazy w regionie Pacyfiku. Pomysł ten został po części zainspirowany rzeczywistymi wydarzeniami. Wiosną tego roku rozprzestrzenienie się pandemii COVID-19 wśród załogi lotniskowca USS Theodore Roosevelt (CVN 71) skutecznie wyeliminowało okręt z działań. Dalej było już tylko gorzej. Pod pozorem zakrojonych na dużą skalę ćwiczeń Chiny zebrały siły inwazyjne. Atakowi na Tajwan towarzyszyło równoczesne uderzenia na amerykańskie bazy i okręty.

Gry prowadzono przez dwa tygodnie, w związku z czym w ich trakcie przetestowano liczne warianty operacyjne. Wreszcie jeden z weteranów gier wojennych, dowodzący siłami czerwonych, czyli Chińczyków, miał po przyjrzeniu się rozmieszczeniu i organizacji przeciwnika stwierdzić, że nie rozpocznie ataku wobec braku szans na powodzenie. Tym bardziej był to argument za rozegraniem scenariusza. Dzięki mieszance nowego wyposażenia, taktyki i organizacji siłom niebieskich, czyli Amerykanom, udało się obronić Tajwan.



Najszerzej o grach wojennych opowiadał generał dywizji Clint Hinote, zastępca szefa sztabu US Air Force do spraw strategii, z którym rozmawiała Valerie Insinna z Defense News. Przyjęcie scenariusza rozgrywającego się w przyszłości pozwala na wykorzystanie sprzętu i koncepcji, które dopiero są na różnych etapach rozwoju, a nawet wypracowanie nowych pomysłów. Tym sposobem USAF mógł wykorzystać ciągle rozwijany zaawansowany system zarządzania walką (ABMS), współdziałający z analogicznymi systemami wojsk lądowych i marynarki wojennej, realizowanych odpowiednio w ramach programów „Project Convergence 2020” i „Overmatch”.

Tajwańskie czołgi M60 i transportery opancerzone CM-21.
(玄史生, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Najogólniej rzecz ujmując, celem tych wszystkich projektów jest opracowania taktyki i procedur umożliwiających wspólną walkę wojskom lądowym, lotnictwu, siłom powietrznym, piechocie morskiej i siłom kosmicznym. Generał Richard Coffman, dyrektor Next-Generation Combat Vehicle Cross-Functional Team, działającej pod egidą Dowództwa Przyszłościowego wojsk lądowych, określił to humorystycznie jako wrzucenie w błoto naukowców i inżynierów razem z żołnierzami. Bardziej serio cel „Project Convergence 2020” opisał słowami: „przekazujemy cele tam i z powrotem do najlepszych strzelców, wszystkie czujniki do najlepszych strzelców i właściwego stanowiska dowodzenia”.

Pod uwagę wzięto też rozwój sił zbrojnych Tajwanu. Przyjęto założenie, że zrealizowane zostaną apele prezydent Tsai Ing-wen, aby położyć większy nacisk na systemy bezzałogowe i walkę radioelektroniczną. Asymetryczne podejście do ewentualnego konfliktu z Chinami i przyjęcie niekonwencjonalnych metod walki dobrze już zresztą zakorzeniło się w myśleniu tajwańskich wojskowych, co widać w „Całościowej Koncepcji Obrony” z roku 2018.



Zmiany strukturalne

Jak zaznaczył generał Hinote, sukces był w dużej mierze rezultatem zmian w organizacji logistyki i struktury dowodzenia. W myśl koncepcji elastycznego zastosowania bojowego (w skrócie: ACE), zbliżonej do realizowanych przez US Marine Corps działań ekspedycyjnych w bazach wysuniętych (EABO), siły powietrzne rozproszyły swoje zasoby po wyspach rozsianych na wyspach Pacyfiku. Pasy startowe wydłużono i umocniono, przygotowano składy paliwa i magazyny części zamiennych. Umożliwiło to odciążenie głównych baz, takich jak na przykład Pearl Harbor, która – jak zauważył Hinote – jest niszczona w trakcie niemal każdej gry wojennej. Ponadto żadne lotnisko nigdy nie przyjmowało więcej niż połowę możliwych samolotów.

B-52H Stratofortress ląduje w bazie Andersen na Guamie.
(US Air Force / Staff Sgt. Nicholas Crisp)

W miejsce osobnych dowództw lotnictwa, marynarki wojennej, piechoty morskiej i wojsk lądowych USAF zorganizował zintegrowane, nieduże zespoły dowodzenia, liczące od pięciu do trzydziestu osób. Nowe rozwiązania w dziedzinie łączności i oprogramowania umożliwiły tym grupom kierowanie ruchami wojsk nawet przy użyciu tabletów. Tym sposobem uniemożliwiono przeciwnikowi wyeliminowanie skutecznego i elastycznego dowodzenia.

Samoloty

W US Air Force od lat trwa dyskusja nad kształtem przyszłej floty samolotów, która sprowadza się do dwóch pytań. Jedno brzmi: czy starsze maszyny okażą się jeszcze przydatne w starciu z dysponującymi silnym lotnictwem i rozbudowaną obroną przeciwlotniczą Rosją i Chinami? Drugie: czy F-35 będzie w stanie wypełnić wszystkie stawiane przed nim zadania? Atmosferę dodatkowo podgrzał w lutym tego roku szef sztabu sił powietrznych, generał Charles Q. Brown, który wystąpił z pomysłem zaprojektowania od podstaw nowego myśliwca generacji 4+.



Rezultaty ubiegłorocznej gry wojennej wykazały, że najskuteczniejszym rozwiązaniem jest – jak zwykle – mieszanka zróżnicowanych maszyn. Zwycięska konfiguracja składała się z czterech typów samolotów bojowych. Pierwszym z nich był samolot szóstej generacji NGAD, który dzięki swojemu zaawansowaniu technicznemu i współdziałaniu z przypisanymi mu systemami był w stanie wdzierać się w strefę oddziaływania chińskiej obrony powietrznej. Koniem roboczym USAF-u w konflikcie był natomiast F-35. Hinote podkreślił jednak, iż były to samoloty w niedostępnej jeszcze wersji Block 4. Co znamienne, generał otwarcie przyznał, że nie było sensu uwzględniać w scenariuszu starszych wersji. Jest to kolejna w ostatnich miesiącach krytyka Lightninga II ze strony wysokiego rangą oficjela, tym razem bardziej pośrednia, ale nie mniej zjadliwa.

Różne wersje F/A-18 stanowią dzisiaj podstawę wyposażenia skrzydeł lotnictwa morskiego. Nawet po wejściu do służby na szeroką skalę F-35C Super Hornety będą miały przewagę liczebną.
(US Navy / Garrett LaBarge)

Uzupełnieniem obu zaawansowanych maszyn były maszyny bardziej konwencjonalne. Myśliwce wielozadaniowe F-15EX Eagle II wypełniały głównie zadania obrony powietrznej, uzupełnione o przeprowadzanie ataków spoza zasięgu nieprzyjacielskiej obrony przeciwlotniczej prowadzonych przy użyciu pocisków manewrujących dalekiego zasięgu i pocisków hipersonicznych. Ostatnim wykorzystanym typem myśliwca był zasugerowany przez Browna samolot generacji 4+. Maszyny te wykorzystano do obrony baz i wspierania innych samolotów.

Nie mogło się obejść również bez bombowców. Wiekowe B-52H Stratofortressy po raz kolejny wykazały swoją przydatność, atakując przeciwnika spoza zasięgu jego obrony powietrznej. Dużą rolę odegrały bombowce B-21 Raider, uznane za zdolne do operowania w warunkach silnego przeciwdziałania ze strony przeciwnika.



Drony i jeszcze więcej dronów

Kluczem do zwycięstwa okazały się jednak systemy bezzałogowe. Mimo starań General Atomics USAF uznał, że dziesięć lat Predatory i Reapery będą kompletnie nieprzydatne w przypadku konfliktu z Chinami. To samo dotyczy RQ-4 Global Hawków, aczkolwiek te ze względu na duży zasięg i możliwość długiego utrzymywania się w powietrzu okazały się jeszcze przydatne. Wykorzystano je w roli powietrznych stacji przekaźnikowych łączności dalekiego zasięgu i samolotów wczesnego ostrzegania.

Ciężar działań spoczął na barkach konstrukcji albo już rozwijanych, albo nawet jeszcze niezaplanowanych. Kluczową rolę odegrały nieduże, tanie i dzięki temu masowo zastosowane bezzałogowce. Utworzyły one nad Cieśniną Tajwańską kompleksową sieć, której zadaniem było wykrywanie i obserwacja ruchów przeciwnika. Część z nich była jednak uzbrojona, co umożliwiło atakowanie niedużych jednostek nawodnych. Dużą rolę odegrały także bardziej zaawansowane konstrukcje, wzorowane na Airpower Teaming System australijskiego oddziału Boeinga i XQ-58 Valkyrie Kratosa. Maszyny te nie tylko pełniły funkcję lojalnych skrzydłowych załogowych myśliwców, ale również wykonywały szereg samodzielnych zadań.

Amerykański RQ-4 Global Hawk startujący z bazy Sigonella we Włoszech.
(US Air Force / Staff Sgt. Ramon A. Adelan)

Na szeroką skalę wykorzystano także podwodne bezzałogowce, aczkolwiek na ich temat generał Hinote nie wypowiadał się zbyt wiele. Wiadomo jednak, iż Amerykanie z coraz większą życzliwością patrzą na konstrukcje zwane podwodnymi szybowcami, takie jak LBS-G. Układ konstrukcyjny przypominający torpedy z rozkładanymi skrzydłami umożliwia oszczędne gospodarowanie energią, a tym samym – prowadzenie długotrwałych misji rozpoznawczych i badawczych.

Transportowce i nie tylko

W pierwszych dniach konfliktu zaopatrywanie Tajwanu z powietrza było bardzo utrudnione, nie oznaczało to jednak, że C-130 Herculesy i C-17 Globemastery były bezczynne. Samolotów tych użyto w roli ofensywnej: zrzucano z nich spaletyzowaną amunicję. Jak sama nazwa wskazuje, jest to różnego typu amunicja załadowana na paletę wraz z systemem naprowadzania. Hinote stwierdził, że nie chodzi tutaj o przerabianie transportowców na bombowce, ale o zapewnienie dodatkowej siły ognia w krytycznych sytuacjach.



Pomysł, chociaż bardzo nieortodoksyjny, jest już realizowany. Pierwsze próby zrzutów spaletyzowanej amunicji przeprowadzono wiosną ubiegłego roku. Warto wspomnieć tutaj o jeszcze innym rozwijanym od kilku lat projekcie: X-61A Gremlin. Chodzi o stworzenie wielozadaniowego, także bojowego, drona startującego z pokładu samolotu transportowego i odzyskiwanego przez taki „powietrzny lotniskowiec”. W tej roli widziane są C-130 Herculesy, ale pod uwagę brane są też inne typy samolotów, w tym F-16 i B-1B.

X-61A w locie.
(Dynetics)

Dużym problemem okazało się tankowanie w powietrzu. Generalnie KC-46A trzymano z dala od przeciwnika. Bliżej strefy działań wykorzystano kilka projektów latających cystern nowej generacji, znowu jednak Hinote pominął konkrety. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że w grę wchodzą między innymi bezzałogowce zbliżone do MQ-25 Stingraya marynarki wojennej.

Co dalej?

Gry wojenne są często krytykowane ze względu na założenia, zwłaszcza jeżeli scenariusze wybiegają w przyszłość. W przypadku gry z jesieni ubiegłego roku można zapytać jakie charakterystyki przyjęto dla sił chińskich. Wypowiedzi Hinote’a sugerują, że Amerykanie nie walczyli z Chińską Armia Ludowo-Wyzwoleńczą anno domini 2020, ale jej prognozowaną wersją dla roku 2030, będącą jeszcze bardziej równorzędnym przeciwnikiem dla sił Stanów Zjednoczonych. Nie wiadomo także, czy w scenariuszu uwzględniono udział Japonii, który zdecydowanie zmienia układ sił w ewentualnym konflikcie.



Cele gier wojennych są jednak bardzo konkretne. Chodzi o znalezienie słabych i mocnych stron swoich i ewentualnego przeciwnika, a następnie znalezienie w oparciu o wnioski rozwiązania problemów. Generał Hinote jasno stwierdził, że doświadczenia z gry pomogą zaplanować dalszy rozwój USAF-u i zostaną wykorzystane w projektowaniu budżetu na rok 2023.

Najważniejszy wniosek płynący dla Amerykanów jest następujący: Chiny można pokonać na ich własnym podwórku, trzeba jednak przygotować się na duże straty, przy czym straty Chińczyków będą jeszcze większe. Hinote stawia tutaj ważne pytanie: na poniesienie jak dużych strat gotowi są Amerykanie? Jednocześnie wskazał, że celem jest doprowadzenie do sytuacji wspomnianej na początku tekstu, to znaczy, że decydenci w Pekinie patrzą na mapę i stwierdzają, iż rozpoczęcie działań wojennych jest nieopłacalne. A tym samym w ostatecznym rozrachunku nie zginie nikt.

Przeczytaj też: Izrael gotów do walki przeciwko arabskim F-35

US Air National Guard / Tech. Sgt. Adam Keele