Jak poinformowały japońskie źródła rządowe, minister obrony Nobuo Kishi i amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin zgodzili się na ścisłą współpracę Japonii i Stanów Zjednoczonych w przypadku inwazji na Tajwan ze strony Chińskiej Republiki Ludowej. Tak mocne postawienie sprawy przez Tokio samo w sobie jest zaskakujące, do tej pory Japonia stawiała bowiem na bardziej wyważone i dyplomatyczne podejście. Sprzymierzeni zapowiedzieli także wspólne ćwiczenia obrony spornych wysp Senkaku/Diaoyu.

Szczegóły współpracy na wypadek konfliktu wokół Tajwanu mają zostać jeszcze dokładnie przedyskutowane. Nie oznacza to pod żadnym względem automatycznego zaangażowania Japonii w przypadku chińskiej inwazji na Tajwan. Rozważane opcje zakładają między innymi polecenie Siłom Samoobrony ochrony amerykańskich okrętów i samolotów na wypadek kolejnego kryzysu w Cieśninie Tajwańskiej. Jedną z głównych osi rozważań będzie wpływ ewentualnego konfliktu na bezpieczeństwo japońskich obywateli. Przybyły z Tokio komunikat został dobrze przyjęty na Tajwanie, który od kilku lat nie ukrywa, że w przypadku chińskiej inwazji będzie liczyć na pomoc Japonii.



Tyle deklaracji politycznych. Wojskowi są bardziej sceptyczni, wskazując na konstytucyjne bariery użycia Sił Samoobrony i ich ograniczone doświadczenie w dużych operacjach sił połączonych. Niejasna postawa Tokio na wypadek konfliktu od lat jest zresztą powodem nerwów nie tylko amerykańskich planistów. Również Chińczycy nie są w stanie przewidzieć, jak zareaguje Japonia.

Aktualne kalkulacje po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej przedstawiają się następująco. Pomimo wszystkich problemów trapiących siły zbrojne Republiki Chińskiej tajwańscy wojskowi są przekonani o swojej zdolności do przetrwania i powstrzymania pierwszego rzutu sił inwazyjnych, ale przyznają, że w razie pełnoskalowego konfliktu konieczna będzie pomoc z zewnątrz. Pomimo buńczucznych deklaracji polityków i oficerów średniego szczebla również planiści Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w pełni zdają sobie jednak sprawę, że inwazja nie będzie łatwa, a ewentualne straty byłyby bardzo duże. Siły konieczne do takiej operacji szacowane są na 400 tysięcy ludzi.

Nobuo Kishi i Lloyd J. Austin w Tokio.
(DoD / Lisa Ferdinando)

Kluczowym zadaniem jest izolacja teatru działań w celu uniemożliwienia amerykańskiej interwencji. Między innymi temu służy rozbudowa systemów antydostępowych z kontrowersyjnymi przeciwokrętowymi pociskami balistycznymi na czele. Sprawę komplikuje jednak obecność sił Stanów Zjednoczonych na terenie Japonii, zwłaszcza na relatywnie blisko położonej Okinawie. Atak na te obiekty może zostać potraktowany jako atak na terytorium Japonii, a tym samym doprowadzić do włączenia się Tokio do konfliktu. Jeszcze gorszy scenariusz to pomyłkowe trafienie japońskich obiektów cywilnych podczas ataku na amerykańskie cele.



Włączenie się Sił Samoobrony zupełnie zmienia obraz sytuacji. Japonia powoli, ale systematycznie rozbudowuje siły położone naprzeciwko Chin, tworząc własną bańkę w chińskiej bańce antydostępowej. Nie jest to jednak zwykłe kopiowanie strategii. Siły Samoobrony uznały strategię antydostępową za zbyt pasywną, a tym samym mało efektywną.

Rozmieszczone w archipelagu Riukiu (w którego skład wchodzi Okinawa) systemy przeciwlotnicze i przeciwokrętowe mają zapewniać wsparcie japońskim i amerykańskim siłom powietrznym i morskim w walce o panowanie w powietrzu i na morzu, a nie blokować dostęp siłom chińskim. Do tego Japończycy kładą bardzo duży nacisk na rozbudowę swoich zdolności walki radioelektronicznej, z myślą o przechwytywaniu i zakłócaniu łączności i systemów naprowadzania przeciwnika.

Japoński niszczyciel Myōkō typu Kongō.
(New Zealand Defense Force / LAC Amanda McErlich)

Porozumienie Kishiego i Austina jasno pokazuje rosnącą irytację i zaniepokojenie Tokio coraz agresywniejszą postawą Pekinu. W Japonii zawsze istniało wpływowe lobby protajwańskie, które wszakże nie forsowało antychińskiej polityki. Wydarzenia ubiegłych lat doprowadziły jednak do istotnych przewartościowań. W ostatnich miesiącach pojawił się pomysł japońskiego odpowiednika Taiwan Relations Act, który podobnie jak amerykańska ustawa z roku 1979 określiłaby politykę i zobowiązania Tokio wobec Tajpej. Co istotne, pomysł zaczął zdobywać poparcie polityków ze stronnictwa opowiadającego się za ugodową postawą względem Chin.



Kolejnym przykładem bardziej konfrontacyjnej postawy Tokio jest informacja o rozpoczęciu rozmów z Waszyngtonem w sprawie zorganizowania zakrojonych na dużą skalę ćwiczeń w celu zwiększenia zdolności do ochrony wysp Senkaku/Diaoyu spornych z Chinami. W manewrach miałyby wziąć udział US Marine Corps i jednostki Lądowych Sił Samoobrony (Rikujō Jieitai), co jasno wskazuje na Suiriku kidō-dan, czyli Amfibijne Siły Szybkiego Reagowania, japoński odpowiednik piechoty morskiej sformowany w marcu 2018 roku z myślą o operacjach w regionie archipelagów Senkaku i Riukiu.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że na maj tego roku zaplanowano już ćwiczenia francusko-japońsko-amerykańskie, które mają również objąć scenariusz obrony nieokreślonej wyspy, lub wysp, przed atakiem.

Zobacz też: USS Portland zestrzelił drona bronią laserową

(asia.nikkei.com, kyodonews.net, taiwannews.com.tw)

US Marine Corps / Cpl. Garrett White