Japoński rząd zaakceptował wczoraj przyszłoroczny budżet. Po raz dwunasty z rzędu wzrosły wydatki na obronę i po raz kolejny politycy okazali się hojni – resort obrony dostanie więcej, niż początkowo się domagał. Nie jest to jednak najważniejsza rzecz. Przede wszystkim złagodzono przepisy dotyczące eksportu broni. Wyprodukowane w Japonii pociski systemu Patriot będą mogły trafić do Stanów Zjednoczonych, co pozwoli na przekazanie większej liczby pocisków z amerykańskich zasobów Ukrainie.

W ubiegłorocznej strategii bezpieczeństwa narodowego za jeden z ważniejszych celów postawiono zwiększenie do roku 2027 wydatków na obronę do 2% PKB, co w teorii oznacza dwukrotny wzrost. W ubiegłym roku ministerstwo obrony przedstawiło projekt budżetu, który przewidywał wydatki w wysokości 5,596 biliona jenów (154 miliardy złotych według aktualnego kursu).

Nie była to jednak ostateczna kwota, resort musiał oszacować koszty niektórych projektów. Zdaniem mediów oznaczało to, że finalnie wydatki na obronę mogą osiągnąć 6 bilionów jenów, a tym samym przekroczyć 1% PKB. Przedstawiony kilka dni przed strategią bezpieczeństwa narodowego projekt wydatków na obronę mówi już o 6,5 biliona jenów, a w końcu doszło do 6,8 biliona jenów.



W projekcie przyszłorocznego budżetu przedstawionym na przełomie sierpnia i września wzrost wydatków był równie wyraźny. Resort zażądał 7,7 biliona jenów (210 miliardów złotych). Nie była to oczywiście ostateczna kwota, Siły Samoobrony (Jieitai) otrzymały w końcu 7,9 biliona jenów. Oznacza to wzrost aż o 16,5% w stosunku do roku budżetowego 2023. Zwróćmy uwagę, że w ostatnich dekadach tak wielki, dwucyfrowy wzrost notowano jedynie w Chinach.

Japoński czołg typu 90.
(Rikujō Jieitai)

Szerzej o planach japońskiego resortu obrony pisaliśmy tutaj, skupmy się więc na tym, ile zostanie przeznaczone na najważniejsze projekty. Największą pozycję stanowi grupa wydatków określana jako „rozwój zdolności kontruderzenia”. W jej ramach Jieitai mają pozyskać systemy umożliwiające prowadzenie odwetowych, co jest silnie podkreślane w przekazie publicznym, ataków na cele wojskowe w głębi terytorium przeciwnika, czyli Korei Północnej i Chin. Na ten cel przeznaczonych jest 734 miliardy jenów, blisko 10% przyszłorocznego budżetu.

Z tej kwoty 96 miliardów jenów pójdzie na udoskonaloną wersję pocisku przeciwokrętowego typu 12 o zasięgu wydłużonym do 1000 kilometrów. Japoński przemysł ma się czym pochwalić, dostawy nowych pocisków ruszą bowiem w roku 2025, czyli rok wcześniej, niż pierwotnie planowano. 80 miliardów jenów ma zostać przeznaczonych na dalszy rozwój systemów hipersonicznych. Japończycy podchodzą do sprawy kompleksowo i kwota ta obejmuje nie tylko prace nad pociskami, ale również przygotowania do uruchomienia ich produkcji.

Odpalenie pocisku przeciwokrętowego typu 12 z wyrzutni lądowej.
(ministerstwo obrony Japonii)



Pierwszy japoński pocisk hipersoniczny HGVP (Hyper Velocity Gliding Projectile) ma wejść do eksploatacji na przełomie lat 2026–2027. Na chwilę obecną jest przewidziana jedynie lądowa wersja systemu. Wreszcie 32,3 miliarda jenów przewidziano na rozwój „precyzyjnych środków rażenia ziemia–woda i ziemia–ziemia”.

200 milionów jenów zostanie przeznaczona na przystosowanie japońskich niszczycieli z systemem Aegis do przenoszenia pocisków manewrujących Tomahawk. W kwietniu tego roku Tokio zapowiedziało chęć zakupu 400 Tomahawków. Z uwagi na duże poparcie tej inicjatywy w Pentagonie procedury przebiegały szybko. Departament Stanu poinformował 17 listopada o zatwierdzeniu potencjalnej umowy realizowanej w ramach programu FMS. Za 2,35 miliarda dolarów Japonia ma otrzymać 200 pocisków wersji Block IV i 200 Block V wraz z koniecznym wyposażeniem i wsparciem.

Wodowanie fregaty Mogami.
(海上自衛隊)

Pozostając przy sprawach morskich. Na budowę planowanych dwóch wielkich niszczycieli z systemem Aegis ma w przyszłym roku pójść 373,1 miliarda jenów. Pojawia się też więcej informacji, chociaż nadal bardzo ogólnikowych, na temat nowego typu fregat, udoskonalonej wersji typu Mogami, uzbrojonej w systemy rażenia dalekiego zasięgu. Nie oznacza to uzbrojenia tych jednostek w Tomahawki. Chodzi o nowe pociski przeciwlotnicze średniego zasięgu, a także nowe pociski przeciwokrętowe dalekiego zasięgu, zapewne z możliwością atakowania celów lądowych. W przyszłym roku przewidziano 174 miliardy jenów na budowę dwóch fregat tego typu.



Z kwestii „twardej techniki wojskowej” wyróżniają się, przynajmniej finansowo, jeszcze dwa zagadnienia. Pierwsze z nich to oczywiście myśliwiec następnej generacji GCAP, projekt realizowany we współpracy z Wielką Brytanią i Włochami po połączeniu japońskiego F-X i brytyjsko-włoskiego Tempesta. Na ten cel ma pójść w przyszłym roku 64 miliardy jenów. Natomiast 75,7 miliarda jenów przewidziano na prowadzony wspólnie z USA program systemu obrony przed pociskami hipersonicznymi.

Solidne środki przewiedziono również na nagłaśnianą w ostatnich latach kwestię rozbudowy zaplecza logistycznego Jieitai. 565,3 miliarda jenów ma zostać przeznaczonych na rozbudowę infrastruktury i systemów umożliwiających sprawne przerzucanie jednostek w region rozciągający się między Kiusiu a Tajwanem i wyspami Riukiu. Archipelag, którego centralnym punktem jest Okinawa, odgrywa kluczową rolę w każdym scenariuszu konfliktu o Tajwan.

Myśliwiec F-15DJ startuje z bazy Hyakuri
(Toshiro Aoki, www.jp-spotters.com, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Istotnym krokiem jest powołanie, zapowiadanej od dawna, organizacji badawczo-rozwojowej wzorowanej na amerykańskiej DARPA. Na ten cel przewidziano aż 822,5 miliarda jenów. Tokio chce usprawnić współpracę między Siłami Samoobrony, uczelniami i przemysłem. Właściwa koordynacja i ukierunkowanie sił i środków staje się coraz istotniejsze ze względu na rosnące koszty i skomplikowanie systemów uzbrojenia. W związku z tym Japończycy nie tylko starają się lepiej zorganizować swoje wysiłki, ale stale szukają partnerów zagranicznych w celu wyszukiwania synergii i redukcji kosztów. Wprawdzie grono partnerów systematycznie się rozszerza, ale najważniejsze cały czas pozostają Stany Zjednoczone.



Agencja Zakupów, Technologii i Logistyki (ATLA) poinformowała 22 grudnia o zawarciu między japońskim resortem obrony a amerykańskim Departamentem Obrony umowy o współpracy w zakresie sztucznej inteligencji dla powietrznych systemów bezzałogowych. Cel projektu jest jasny: opracować sztuczną inteligencję dla bezzałogowych lojalnych skrzydłowych. W Japonii prace nad takim bezzałogowcem oficjalnie ruszyły na początku 2021 roku, a na rok budżetowy 2024 zaplanowane jest zakończenie prac nad demonstratorem technologii.

Patrioty dla USA

22 grudnia okazał się istotną datą. Oprócz rekordowego budżetu i współpracy w dziedzinie SI z USA rząd premiera Fumio Kishidy ogłosił kolejne złagodzenie zasad eksportu uzbrojenia. Po raz pierwszy dopuszczono do sprzedaży za granicę „uzbrojenia śmiercionośnego” – przyznano licencję na sprzedaż Stanom Zjednoczonym wyprodukowanych w Japonii pocisków do systemu Patriot.

Ustawodawstwo z czasów zimnej wojny na dobrą sprawę zablokowało eksport japońskiego uzbrojenia. W roku 2014 rząd złagodził przepisy, nie przełożyło się to jednak na znaczące sukcesy. Nie powinno to dziwić, powiązania i tradycyjnych klientów zdobywa się latami. Do tego paleta eksportowanego sprzętu była ograniczona do systemów „nieśmiercionośnych”, co konkretnie oznaczało systemu: ratownicze, transportowe, ostrzegawcze, obserwacyjne i trałowania min. Do tego dochodziły jeszcze elementy silników i systemów naprowadzania dla pocisków rakietowych.

Mimo zachęt ze strony władz krajowi producenci pozostali zaskakująco bierni. Wpływ na to ma nie tylko marginalne znaczenie produkcji zbrojeniowej w ogólnym bilansie, ale także obawy piarowe. Przedsiębiorstwa obawiają się, że zaangażowanie w handel bronią może przynieść szkody wizerunkowe nie tylko u bardzo pacyfistycznej japońskiej opinii publicznej, ale również u antyjapońsko nastawionych konsumentów w Chinach i Korei Południowej. Doszło więc do sytuacji, w której głównymi orędownikami zmian są ministerstwo obrony i Jieitai. Stojący za tym mechanizm jest prosty: większa produkcja oznacza niższą cenę, większe zamówienia można zaś zdobyć przede wszystkim dzięki zagranicznym klientom.



Po napaści Rosji na Ukrainę wzrósł nacisk ze strony Waszyngtonu i europejskich partnerów na dalsze łagodzenie restrykcji. W obliczu rosnących potrzeb frontu i ujawnionego z całą bezwzględnością regresu europejskiego przemysłu zbrojeniowego do poziomu manufaktur zaczęto szukać wszelkich możliwych źródeł zaopatrzenia, zwłaszcza amunicji artyleryjskiej. Dobrego przykładu dostarcza Korea Południowa, która według informacji Washington Post pośrednio dostarczyła Ukrainie więcej pocisków kalibru 155 milimetrów niż europejscy sojusznicy razem wzięci. Proceder był znany już od dłuższego czasu, południowokoreańskie dostawy uzupełniają amerykańskie zapasy, co pozwala zwiększać liczbę amunicji przekazywanej Ukrainie. Zaskoczeniem jest skala, Seul miał dostarczyć ponad 330 tysięcy pocisków.

Waszyngton chce zastosować ten sam mechanizm w przypadku Japonii. Oczywiście japońskie pociski nie będą mogły bezpośrednio trafić do Ukrainy, na to jest potrzebna osobna zgoda, ale najwyraźniej nie jest to wykluczane. Według informacji dziennika The Japan Times na podobnej zasadzie Amerykanie chętnie zaczęliby się zaopatrywać w japońskiej produkcji ładunki wybuchowe i bardzo ogólnikowe „komponenty”.

Zobacz też: Indie bliżej Strykerów, ale nadal z wieloma znakami zapytania

Balon Greyjoy, Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication