Rząd Japonii wystąpił w ostatnich tygodniach z całą serią projektów ustaw mających wzmocnić tamtejszy przemysł zbrojeniowy. To kolejne w ostatnich latach podejście do sprawy, jednak tym razem stawka jest dużo wyższa. Chodzi bowiem nie tylko o łatwiejsze zdobywanie kontraktów eksportowych, ale przede wszystkim o usprawnienie współpracy z Wielką Brytanią i Włochami w ramach projektu myśliwca nowej generacji realizowanego w ramach Globalnego Programu Walki Powietrznej (Global Combat Air Programme, w skrócie GCAP), który powstał w wyniku połączenia prac nad Tempestem i F-X.

O słabej kondycji japońskiej zbrojeniówki mówi się od lata. Ze względu na ograniczone zamówienia realizowane praktycznie wyłącznie na potrzeby Sił Samoobrony (Jieitai) i w myśl ich specyficznych wymagań, a także restrykcyjne przepisy eksportowe, w Japonii nie wykształciły się wielkie koncerny zbrojeniowe na miarę Lockheeda Martina, BAE Systems czy Rheinmetalla. Dla japońskich korporacji produkcja na potrzeby wojska to poniżej 10% całości zamówień, na dodatek przynosząca ledwie 2–3% zysków. Nie dziwi więc, że kolejne firmy wycofywały się z branży. W roku 2019 Komatsu zrezygnowało z dalszego rozwoju lekkich pojazdów opancerzonych LAV, dwa lata później Sumitomo wstrzymało produkcję broni maszynowej.



Wbrew pozorom sprawa ma jednak wpływ na japońską gospodarkę. Tamtejsze duże korporacje zlecają produkcję wielu, często istotnych, elementów małym i średnim przedsiębiorstwom. Ogółem w ciągu ostatnich dwudziestu lat z branży wycofało się ponad sto firm. Nie należy jednak mówić o hekatombie. W produkcję każdego samolotu bojowego zaangażowanych jest nadal około 1100 podmiotów, czołgu – 1300, a okrętu wojennego – nawet 8300. Nie zmienia to faktu, że sytuacja japońskiej zbrojeniówki jest kiepska.

Japoński czołg typu 90.
(Rikujō Jieitai)

W roku 2014 rząd złagodził przepisy dotyczące eksportu uzbrojenia, nie przełożyło się to jednak na znaczące sukcesy. Nie powinno to dziwić, powiązania i tradycyjnych klientów zdobywa się latami. Mimo zachęt ze strony Tokio krajowi producenci pozostali zaskakująco bierni. Wpływ na to ma nie tylko marginalne znaczenie produkcji zbrojeniowej w ogólnym bilansie, ale także obawy piarowe. Przedsiębiorstwa obawiają się, że zaangażowanie w handel bronią może przynieść szkody wizerunkowe nie tylko u bardzo pacyfistycznej japońskiej opinii publicznej, ale również u antyjapońsko nastawionych konsumentów w Chinach i Korei Południowej.

Doszło więc do sytuacji, w której głównymi orędownikami zmian są ministerstwo obrony i Jieitai. Stojący za tym mechanizm jest prosty, większa produkcja oznacza niższą cenę, większe zamówienia można zaś zdobyć przede wszystkim dzięki zagranicznym klientom. Dlatego też od samego początku prac nad samolotem bojowym następnej generacji podnoszono konieczność zdobycia zagranicznego partnera, co miało przynieść rozłożenie kosztów i więcej zamówionych maszyn.



Do tego konieczna była dalsza zmiana przepisów (w sporej części już przeprowadzona), ale nie tylko. Japonia jest bowiem jedynym państwem G7, w którym nie ma certyfikatów bezpieczeństwa. Było to pokłosiem bardzo lekkomyślnego podejścia do kwestii bezpieczeństwa, tak w administracji, jak i w przemyśle. Sytuację zmieniło w ciągu ostatnich kilku lat coraz bardziej natarczywa, niekiedy niemal jawne szpiegostwo przemysłowe, głównie ze strony Chin.

Jesienią 2021 roku powołano ministerstwo bezpieczeństwa gospodarczego, odpowiadające między innymi za te kwestie. Uchwalono kolejne pakiety ustaw, zaś 7 czerwca tego roku rząd zapowiedział wprowadzenie certyfikatów bezpieczeństwa. Mają one obejmować także technologie podwójnego zastosowania, a stosowna legislacja ma być gotowa w przyszłym roku. Certyfikaty mają nie tylko zwiększyć bezpieczeństwo własnego przemysłu, ale także usprawnić współpracę z partnerami zagranicznymi.

Pełnowymiarowa makieta Tempesta.
(Łukasz Golowanow, Konflikty.pl)

Subsydia

Również 7 czerwca parlament uchwalił pakiet subsydiów dla branży zbrojeniowej, mających wesprzeć produkcję na potrzeby własne i eksport. Pomoc rządowe obejmie firmy, które będą zwiększać zdolności produkcyjne i wydajność, ale także ma objąć wydatki związane z cyberbezpieczeństwem i odzyskiwaniem dawnych zdolności. – Utrzymanie naszego przemysłu obronnego, w tym sieci dostaw, jest obroną samą w sobie – mówił mediom były minister obrony Itsunori Onodera. Zwrócił też uwagę na konieczność zapewnienia zdolności do uzupełniania strat w sprzęcie na wypadek konfliktu w bezpośrednim sąsiedztwie Japonii, co w obecnej sytuacji oznacza przede wszystkim Tajwan.

Duże znaczenie przykładane jest do zażegnania problemu znanego w całym zachodnim świecie, czyli braków amunicji. Niedostateczne zapasy środków bojowych zostały nagłośnione przez japońskie media jeszcze w ubiegłym roku. Niemniej trwają rozmowy o dostawach pocisków artyleryjskich kalibru 155 milimetrów z zasobów Jieitai dla Stanów Zjednoczonych w celu uzupełnienia braków w amerykańskich magazynach spowodowanych pomocą wojskową dla Ukrainy.



Z USA wiąże się druga sprawa, z którą uporać się chcą autorzy programu subsydiów. Dla japońskiej zbrojeniówki problemem stały się nie tylko minimalne zamówienia, ale także rosnący import amerykańskiego uzbrojenia. W ciągu poprzedniej dekady zakupy czynione przez japońskie ministerstwo obrony w ramach Foreign Military Sales wzrosły dziesięciokrotnie i to pomimo piętrzącej się w Tokio krytyki programu.

Japoński myśliwiec Mitsubishi F-2.
(ministerstwo obrony Japonii)

Wsparcie dla eksportu wymagać będzie jednak dalszych zmian w prawodawstwie. W kwietniu pojawił się pomysł Zagranicznej Pomocy Bezpieczeństwa. To wariant pomocy rozwojowej ukierunkowany na zagadnienia związane z szeroko rozumianym bezpieczeństwem. W ramach nowego programu możliwe byłoby darmowe przekazywanie państwom zaprzyjaźnionym używanego sprzętu Sił Samoobrony. To jednak wymaga dalszego złagodzenia przepisów, na co nie godzi się Komeito, partia buddyjska i młodszy koalicjant Partii Liberalno-Demokratycznej. Wprawdzie rząd może liczyć w tej kwestii na poparcie części opozycji, ale przepchnięcie nowelizacji, nad którą prace już trwają, zagraża spójności koalicji rządzącej.

Standaryzacja z sojusznikami

Natomiast 21 czerwca Tokio ogłosiło zamiar harmonizacji standardów sprzętu wojskowego z NATO. Wprawdzie ze względu na wieloletni sojusz ze Stanami Zjednoczonymi Japonia przyjęła wiele amerykańskich standardów, jednak w sprzęcie produkowanym wyłącznie na własne potrzeby pojawiło się sporo własnych rozwiązań, a co za tym idzie – różnic. Ma to konkretną cenę, zwłaszcza w przypadku starszego wyposażenia. W bieżącym roku budżetowym koszty utrzymania sprzętu w gotowości sięgają 2 bilionów jenów (blisko 570 milionów złotych), co stanowi blisko 30% wydatków na obronę. Dla porównania w roku 1990 było to tylko 10%.

Harmonizacja ze standardami NATO ma również zwiększyć szanse na zdobycie kontraktów eksportowych. Można się zastanawiać, jak dużą inspiracją dla Japonii są południowokoreańskie sukcesy na tym polu. Nie bez znaczenie jest też ułatwienie współpracy logistycznej z USA, Australią, NATO, Koreą Południową i Tajwanem. Standaryzacja jest jednak kluczowa z powodu jednego z priorytetowych programów modernizacji Jieitai: myśliwca następnej generacji.



Tempest/F-X nabiera rozpędu

Prace nad GCAP nabierają rozpędu. Wielka Brytania, Włochy i Japonia prowadzą negocjacje w celu takiej koordynacji prac, aby demonstrator technologii wzbił się w powietrze już w 2027 roku. Przypomnijmy w tym miejscu, że dostawy seryjnych samolotów dla wszystkich uczestników programu mają ruszyć w roku 2035.

W ostatnich dniach brytyjskie ministerstwo obrony chętnie chwaliło się postępami prac, które okazują się niemałe. BAE Systems i Martin Baker przeprowadziły już pierwsze testy fotela wyrzucanego przewidzianego dla myśliwca. Pierwsze próby aerodynamiczne ma już za sobą rozwijany we współpracy brytyjsko-japońskiej silnik. Niemniej demonstrator technologii ma być wyposażony jeszcze w silniki Eurojet EJ200 znane z Eurofighterów. Sporo osiągnięto podobno w kwestii wlotów powietrza. Mają one mieć mało części ruchomych, co podniesie właściwości stealth samolotu.

Tak szybkie postępy są możliwe dzięki szerokiemu zastosowaniu w projektowaniu cyfrowych bliźniaków. Takie rozwiązanie pozwala porównać i przetestować w warunkach wirtualnych różne rozwiązania, a następnie sprawdzić i ocenić stopień, w jakim spełniają wymagania. GCAP nie jest tutaj wyjątkiem, modele cyfrowe są na szeroką skale stosowane w pracach nad innymi myśliwcami następnej generacji, amerykańskim NGAD i niemiecko-francuskim FCAS. Brytyjczycy przyznali, że dzięki cyfrowemu bliźniakowi udało się stworzyć symulator, na którym piloci wylatali już przeszło 150 godzin.

Zobacz też: Strix – nowy, nieortodoksyjny UCAV z Kraju Kangurów

ministerstwo obrony Japonii