Urugwaj zalicza się do krajów, które nie za bardzo chcą wydawać pieniądze na modernizację wojsk lotniczych, ale jeśli wkrótce tego nie zrobią, to będą mogły równie dobrze rozwiązać cały ten rodzaj sił zbrojnych, a przynajmniej jego komponent bojowy. Montevideo szuka wobec tego nowych maszyn i nie może narzekać na brak zainteresowanych oferentów. Ale chociaż sytuacja jest zła i powoli robi się krytyczna, nie wiadomo, czy nie zabraknie woli politycznej. A bez niej urugwajskie lotnictwo naprawdę może przejść do historii.

Obecnie w składzie Fuerza Aérea Uruguaya potencjał bojowy tworzą samoloty uderzeniowe A-37B Dragonfly. Formalnie jest ich dwanaście, ale według raportu World Air Forces 2023 jedynie siedem jest zdolnych do służby. Do 2017 roku Urugwaj dysponował także pięcioma samolotami przeciwpartyzanckimi IA-58 Pucará (na zdjęciu tytułowym). Poważnie rozważano ich modernizację do standardu IA-58H Pucará Delta, obejmującego między wymianę silników na mocniejsze Pratt & Whitney PT6A-62, ale w budżecie zabrakło pieniędzy, a gwoździem do trumny okazały się problemy z pozyskiwaniem części zamiennych.



Urugwaj oczywiście nie potrzebuje samolotów myśliwskich. W grę wchodzą wyłącznie lekkie samoloty bojowe, nadające się do działań przeciwpartyzanckich i zwalczania samolotów przemytników. Tajemnicą poliszynela jest, że Rosjanie proponowali swoje Su-30 i MiG-i-35, ale chyba nawet oni sami nie mieli nadziei na sukces. Chodziło jedynie o zaznaczenie swojej obecności na rynku i nawiązanie wstępnych kontaktów.

Brazylijczycy chcieli odstąpić Urugwajowi wycofywane ze służby myśliwskie F-5EM i szkolno-bojowe F-5FM. Nie byłby to pierwszy taki przypadek. W ubiegłym roku wojska lądowe Urugwaju otrzymały dziesięć podarowanych przez rząd Brazylii haubic samobieżnych M108 i jedenaście kołowych transporterów opancerzonych EE-11 Urutu. Brazylijskie siły powietrzne dysponują mniej więcej czterdziestoma pięcioma F-5 obu wersji. Szkopuł w tym, że brazylijskie F-5 są praktycznie równolatkami urugwajskich A-37 – jedne i drugie mają około pięćdziesięciu lat.

Filipiński A-29.
(Philippine Air Force)

Wobec tego kluczowe pytanie brzmi: czy Montevideo postawi na „nowe Pucary” czy też „nowe Dragonfly’e” – turbośmigłowe samoloty zoptymalizowane do działań przeciwpartyzanckich czy bardziej wielofunkcyjne odrzutowe lekkie samoloty bojowe.



W tej pierwszej kategorii faworytem jest inna oferta z Brazylii – EMB 314 (A-29) Super Tucano. Już w maju ubiegłego roku minister obrony Javier García powiadomił, że prowadzi wstępne rozmowy w sprawie zakupu dwunastu używanych maszyn tego typu. Koszt miał wynieść 3,5 miliona dolarów za sztukę, co obejmowałoby wyzerowanie resursu silnika oraz wsparcie techniczne i szkoleniowe.

Później sprawa ucichła, prawdopodobnie dlatego, że resort obrony i dowództwo Fuerza Aérea Uruguaya zaczęło poważniej myśleć o pozyskaniu samolotów o napędzie odrzutowym, czyli „nowych Dragonfly’ów”.

Tu również łatwo wskazać faworyta. Jest nim południowokoreański TA-50/FA-50. Jesienią ubiegłego roku Korea Aerospace Industries zawarło z Urugwajem porozumienie, na którego mocy Montevideo będzie swoistym przedstawicielem handlowym koncernu w krajach członkowskich Mercosuru (czyli – biorąc pod uwagę państwa członkowskie i stowarzyszone – w prawie całej Ameryce Południowej). Trudno sobie wyobrazić takie porozumienie, jeżeli Urugwaj nie byłby choć wstępnie zainteresowany Golden Eagle’em.



Koreańczycy muszą jednak liczyć się z konkurencją, której Super Tucano prawdopodobnie by nie miał. Owszem, istnieją inne wyspecjalizowane samoloty przeciwpartyzanckie, choćby AT-802U, który zwyciężył w programie Armed Overwatch, czy opisywany przez nas niedawno Mwari. Ze względu na wcześniejszą współpracę wojskową brazylijska konstrukcja miałaby jednak potężne zaplecze polityczne, którego najpewniej nikt inny by nie przełamał. Pozycja Koreańczyków jest proporcjonalnie dużo słabsza.

Odpalenie AGM-65G z FA-50.
(Republic of Korea Armed Forces)

Wobec tego jeżeli Urugwaj rozpisze przetarg na lekkie samoloty bojowe – kto jeszcze może w nim wystartować? Prawie na pewno ofertę złożą Rosjanie. Wstępne sondowanie rynku z pełnokrwistymi myśliwcami może być przygrywką do wystawienia Jaka-130. Maszyny tego typu zyskały już klientów zagranicznych, a na ich korzyść będzie przemawiała stosunkowo niska cena.

Nic jednak nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie Rosjanie mogli sprzedawać uzbrojenie krajom, które nie znajdują się już teraz głęboko w strefie wpływów Kremla. Z jednej strony Urugwaj naraziłby się na amerykańskie sankcje na mocy ustawy CAATSA, z drugiej – mógłby mieć jeszcze gorszy problem z częściami do Jaków-130 niż wcześniej z częściami do Pucar, a i to pod warunkiem, że doczekałby się dostaw samolotów.

Urugwajski A-37B.
(Alfonso Quincke)

Swoistym dyżurnym konkurentem T-50 jest M-346 i jego wersja bojowa M-346FA. Niedawno wyszło na jaw, że koncern Leonardo proponował cztery Mastery (nie wiadomo, w której wersji) z pakietem wsparcia technicznego i logistycznego za kwotę około 190 milionów dolarów. Zainteresowanie rynkiem południowoamerykańskim wykazuje też koncern Aero Vodochody ze swoim L-39NG.

Dodajmy: zainteresowanie odwzajemnione. W kwietniu ubiegłego roku delegacja sił powietrznych, z ich dowódcą na czele, odwiedziła zakłady Aero w celu zapoznania się z samolotem. A w następnym miesiącu czeska delegacja przybyła do Urugwaju, aby formalnie przedstawić ofertę, obejmującą sprzedaż sześciu samolotów, pakiet szkoleniowo-logistyczny i stworzenie w kraju ośrodka obsługi technicznej. Rozmowy obejmowały także sprzedaż bezzałogowych statków powietrznych i stacji radiolokacyjnych, tak aby stworzyć kompleksowy system zapobiegania przemytowi drogą powietrzną.



Kilka lat temu – jeszcze przed wycofaniem Pucar – krążyły także pogłoski o zainteresowaniu konstrukcjami chińskimi. W grę wchodziły zarówno wiekowy już Hongdu JL-8, jak i nowocześniejszy i bardziej zaawansowany Hongdu JL-10. Sięgnięcie po produkt z Państwa Środka miałoby jednak sens tylko, jeżeli byłoby poparte odpowiednimi decyzjami politycznymi – to znaczy jeżeli Urugwaj chciałby zacieśniać więzi z Chinami. I faktycznie, Montevideo wyraźnie jest zainteresowane takim scenariuszem. Obecnie trwają negocjacje w sprawie umowy o wolnym handlu między oboma krajami. Jej sformalizowanie zwiększyłoby szanse JL-10, a potencjalnie także innych typów chińskiego uzbrojenia, gdyby Urugwaj znów wybierał się na zakupy.

Urugwaj negocjuje jednak ponad głowami innych członków Mercosuru, czym – jak dają do zrozumienia choćby prezydenci Brazylii i Argentyny – stwarza ryzyko całkowitego rozpadu wspólnoty. Wydaje się, że ostatecznie z negocjacji na linii Montevideo–Pekin nic nie wyjdzie, ponieważ konsekwencje byłyby bolesne dla obu stron. Urugwaj straciłby miejsce w Mercosurze i doprowadziłby do załamania stosunków z oboma sąsiadami, tymczasem Chiny naraziłyby swoje coraz lepsze relacje z Argentyną, która niedawno dołączyła do inicjatywy „Jeden pas i jedna droga”.

M-346FA prezentowany na targach w Farnborough wraz z dostępnym pakietem uzbrojenia. Dobrze widoczny radar Grifo 346.
(Maciej Hypś, Konflikty.pl)

Na marginesie przewijają się inne konstrukcje. Skoro więzi z Brazylią wskazują na Super Tucano, więzi z Argentyną powinny wskazywać na Pampę III. Niestety na niekorzyść IA-63 przemawia to, że mógłby doświadczać tych samych problemów co wcześniej Pucará – skala produkcji jest niewielka, a zakłady FAdeA zmagają się z problemami finansowymi. Do tej pory dostarczono sześć egzemplarzy i jest realizowane zamówienie na kolejne sześć (w nowszej wersji Block II), a jedyny kontrakt eksportowy – na dwie maszyny dla Gwatemali – został anulowany przez zamawiającego. Urugwaj rozważa też odkupienie mocno zużytych (a przez to tanich), ale nieźle wyposażonych Hawków Mk.67 od przedsiębiorstwa Ravn Aerospace, czyli dawnego Air USA. Służyły one wcześniej w lotnictwie Korei Południowej.



Niestety szanse na zakup fabrycznie nowych odrzutowych samolotów bojowych są minimalne. Minister Javier García dał do zrozumienia, że nie należy oczekiwać przeznaczenia na ten cel więcej niż 100 milionów dolarów. Gdyby Montevideo postawiło na Golden Eagle’a, ta kwota wystarczyłaby w najlepszym razie na cztery samoloty, i to bynajmniej nie FA-50. Polska za pomostowe maszyny zapłaci 59 milionów dolarów od sztuki. Cena za TA-50 mogłaby wynieść poniżej 30 milionów dolarów, tyle że mówimy tu o cenie za goły samolot. No ale przyjmijmy, że uda się kupić cztery TA-50 z pakietem lekkiego uzbrojenia.

Urugwaj posiada dwie latające cysterny KC-130H. Docelowo FA-50 ma dysponować możliwością tankowania w powietrzu metodą giętkiego przewodu.
(Alfonso Quincke, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

W normalnych warunkach nie potrzeba więcej do obrony przestrzeni powietrznej stosunkowo niewielkiego kraju, który nie ma przy tym palących zatargów z sąsiadami. Jedna para dyżurna stacjonująca w centrum kraju, w bazie lotniczej imienia podporucznika Maria W. Parallady w Durazno (gdzie obecnie stacjonują A-37), z powodzeniem wypełniłaby tę funkcję. Tyle że oczywiście uzbrojenie kupuje się nie na normalne czasy, ale właśnie na te nienormalne. Przy tak krótkiej ławce rezerwowych jedna poważniejsza usterka, nie wspominając już o rozbiciu samolotu, sparaliżuje cały system obrony powietrznej kraju.

W grudniu ubiegłego roku Urugwajczycy musieli odwołać udział swojego lotnictwa w organizowanych w Chile ćwiczeniach „Salitre 2022”. Istniała obawa, że jeśli oddelegują maszyny do tego celu, może ich zabraknąć do obrony macierzystego nieba.



Dodajmy jeszcze na koniec, że Urugwaj chce kupić także samoloty szkolno-treningowe w celu zastąpienia Pilatusów PC-7. Tu również ofertę szykują Koreańczycy ze swoim KT-1. Można przypuszczać, że Woongbi i Golden Eagle będą oferowane w pakiecie. Zaskakującą ofertę wysunęła Francja, która chce odsprzedać pewną liczbę używanych EMB 312F Tucano. Maszyny te wycofano ze służby i zmagazynowano w 2009 roku, zanim zdążyły wylatać choćby połowę resursu. Ich pozyskanie współgrałoby z zakupem brazylijskich EMB 314.

Czas na podjęcie decyzji się kończy. Ponadczterdziestoletnie A-37B wytrzymają jeszcze kilka lat, ale to już ich ostatnie podrygi. Jeżeli za dwanaście miesięcy nie będą się toczyły przynajmniej zaawansowane rozmowy, Fuerza Aérea Uruguaya znajdzie się u progu tej samej sytuacji, której doświadcza obecnie Argentyna – siły powietrzne przestaną być siłami powietrznymi, a pozostaną jedynie komponentem transportowo-rozpoznawczym.

Zobacz też: USAF chce wiedzieć, czy da się stworzyć autonomiczne C-130 i C-17

Jorge Cardoso / Ministério da Defesa