W powszechnej świadomości ludzi zajmujących się historią nieco bardziej lub nieco mniej nazwisko marszałka Żukowa kojarzy się z kilkoma głównymi bitwami, jakie stoczył i jakie wygrał. Bitwa pod Moskwą, obrona Leningradu i Stalingradu, bitwa na łuku kurskim oraz zdobywanie Berlina. Gdzie się nie pojawił, tam w najgorszym wypadku powstrzymywał, ale częściej gromił armie niemieckiego najeźdźcy. Czy jednak tak było naprawdę? Istnieje wiele poszlak i dowodów na to, że większość osiągnięć Żukowa powstała tylko w jego własnym umyśle, a następnie była podtrzymywana przez radziecką propagandę w ramach kultywowania mitu wielkiej wojny ojczyźnianej. Jednym z najbardziej znanych krytyków marszałka jest Wiktor Suworow, niegdyś agent GRU, a obecnie pisarz zajmujący się tematyką wojskową i historyczną. Dodać trzeba, że jest to postać kontrowersyjna i wielu innych badaczy poruszanych przez niego tematów się z nim nie zgadza, oskarżając go o stronniczość, zbyt swobodne dobieranie faktów oraz pisanie pod z góry założoną tezę. Myślę jednak, że warto zapoznać się z jego zdaniem, bo niektóre rzeczy, o których wspomina naprawdę dają do myślenia.

W swoich pamiętnikach „Wspomnienia i refleksje” (wydanych w Polsce w 1970 roku) Żukow wspomina naradę, jaką odbył w krytycznym dla Stalingradu momencie 12 lipca 1942 roku. Miała miejsce w siedzibie naczelnego dowództwa i oprócz niego obecni byli tam też generał Wasilewski oraz Stalin. To podczas tej narady miał się zrodzić plan operacji Uran, wzięcia w okrążenie niemieckiej 6. Armii oblegającej Stalingrad. Tyle tylko, że w lipcu 1942 roku Żukow był głównodowodzącym frontu Zachodniego i nie miał nic wspólnego ze Stalingradem. Pełnił on tę funkcję aż do 26 sierpnia i dopiero wtedy mógłby zająć się sprawą nadwołżańskiego miasta.

Do tego czasu planował i osobiście dowodził licznymi, aczkolwiek nieudanymi, operacjami zaczepnymi na swoim kawałku frontu i zwyczajnie nie mógłby uczestniczyć w takiej naradzie, ponieważ nie miał na to ani czasu, ani odpowiedniego rozeznania w sytuacji na południu kraju. Zamiast tego planował operacje mające na celu daleki na 600 kilometrów rajd w głąb ugrupowania niemieckiego, przebicie się do wybrzeży Bałtyku i odcięcie ogromnej ilości niemieckiego wojska na wschodzie. Koleje próby tych operacji kończyły się sromotnymi klęskami, w których ginęły dziesiątki tysięcy radzieckich żołnierzy, nie wyrządzając poważniejszych szkód Wehrmachtowi. Aby ukryć niepowodzenie w swoich wspomnieniach, Żukow przenosi siebie do „sprawy stalingradzkiej” już w lipcu.

Na potwierdzenie tego można powiedzieć, że nigdzie nie znajdziemy kryptonimu operacji przeprowadzonych przez Żukowa, a jak wiadomo, każda większa operacja zaczepna musi mieć kryptonim, żeby wróg nie zorientował się w naszych zamiarach. W tym jednak przypadku takich kryptonimów nie znajdziemy, co może świadczyć o tym, że są one ciągle utajnione w rosyjskich archiwach, aby nikt niepowołany nie miał możliwości odkrycia nieudolności Żukowa i zniszczenia jednego z najważniejszych rosyjskich mitów.

Po kolejnych nieudanych atakach Żukow został odwołany ze stanowiska głównodowodzącego Frontu Zachodniego i skierowany do Stalingradu. Przybył tam 31 sierpnia 1942 roku. Od razu zabrał się do dzieła i spróbował przypuścić kontratak na niemieckie jednostki, które przerwały linie frontu. Nic z tego jednak nie wyszło i po dwóch tygodniach udał się do Moskwy.

Tam 12 września ma miejsce prawdziwa narada, którą Żukow w pamiętnikach sytuuje dwa miesiące wcześniej. Tam zapadają głownie decyzje dotyczące przyszłej operacji Uran. Po tym spotkaniu Żukow jeszcze kilka razy jeździ do Stalingradu, ostatni raz pojawia się tam 16 listopada, a więc na trzy dni przed rozpoczęciem ofensywy. Z tego wynika, że Żukow nie dowodził osobiście radzieckim natarciem pod Stalingradem. W tym czasie udał się ponownie na Front Zachodni, aby przeprowadzać kolejne szturmy na wojska niemieckie, tym razem w ramach operacji odciągania niemieckich sił i uwagi od Stalingradu, co miało pomóc w sukcesie operacji Uran. Ten fakt jest znany już dosyć powszechnie, ale nie znaczy to, że marszałek nie miał swojego wielkiego udziału w oswobodzeniu miasta, bo przecież był na naradzie u Stalina i tam podał genialny plan przyszłej operacji. Tak przynajmniej twierdzą jego zwolennicy. Według przeciwników było inaczej.

Według innej wersji wydarzeń to właśnie operacja Żukowa była główną, a tą pomniejszą, odwracającą uwagę miało być uderzenie pod Stalingradem. Świadczą o tym potężne siły, jakie zgromadzono pod rozkazami Żukowa, zbyt wielkie jak na potrzeby takiego triku, a po drugie: operacja rżewska rozpoczęła się później niż operacja Uran. A kto logicznie myślący rozpoczyna operację maskującą dopiero w tydzień po rozpoczęciu właściwego natarcia? Poza tym dowództwo sądziło, że dzięki tej operacji zniszczy znacznie większe siły niemieckie, niż te, które zalegały pod Stalingradem. Szacowano, że na południu w okrążenie wpadnie 7-8 dywizji, a tym czasem, kiedy zamknięto pierścień wokół armii Paulusa okazało się, że były tam 22 dywizje. Nikt się tego nie spodziewał i dopiero po kolejnym nieudanym natarciu Żukowa tysiąc kilometrów na północ zmieniono wersję wydarzeń i uznano operację Uran za pierwszorzędną, a kierowaną przez Żukowa jedynie za mającą na celu odwrócenie uwagi wroga. Aby uwiarygodnić ten tok rozumowania, można postawić pytanie, dlaczego najwybitniejszy radziecki dowódca – bohater spod Leningradu i Moskwy – miałby dowodzić jedynie drugorzędną operacją, a nie właściwą ofensywą? A może właśnie dowodził głównym natarciem, które po fakcie i dla sukcesu propagandowego dla potomnych zamieniono w markowany atak.

Wróćmy jednak do wspomnianej już narady Stalina, Żukowa i Wasilewskiego, kiedy to, według relacji Żukowa, wymyślono i zaakceptowano plan operacji Uran. Powszechnie uważa się, że był to pomysł Żukowa, który opracował plan wspólne z Wasilewskim, a Stalin wahał się, czy nie jest on zbyt ryzykowny, ale Żukow zdołał go przekonać. Tymczasem plan został opracowany już 30 lipca 1942 roku przez pułkownika Potapowa, jednego z oficerów Głównego Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego. Potapow opracował podstawy planu, a następnie pokazał je generałowi Wasilewskiemu (przypomnijmy, Żukow był w tym czasie ciągle na Froncie Zachodnim) i razem dopracowali szczegóły, a następnie cały plan przedstawili Stalinowi. Dowodem na to ma być mapa tego planu, na której widnieją podpisy Potapowa i Wasilewskiego oraz data, ale nie ma podpisu Żukowa. Dopiero kiedy trzy tygodnie później Stalin skierował Żukowa do Stalingradu, a następnie doszło 12 września do spotkania całej trójki (Potapowa tam nie było), Żukow został zapoznany z gotowym już planem.

O pułkowniku Potapowie szersze kręgi zainteresowanych sprawą mogły dowiedzieć się w roku 1992, był to bowiem czas względnej demokratyzacji Rosji i otwierania archiwów – wówczas magazyn „Krasnaja zwiedza” w jednym z artykułów przyznał, że pomysłodawcą całego planu był pułkownik.

Jest jeszcze jedna okoliczność, na podstawie której należy sadzić, że to nie Żukow był głównym pomysłodawcą planu operacji Uran. Rozsądek nakazuje wykonanie planu temu, kto go wymyślił. Jest tak, ponieważ osoba ta sama najlepiej wie, co zaplanowała i jak należy to najlepiej wykonać, a po drugie bierze na siebie pełną odpowiedzialność za powodzenie lub klęskę. W przypadku powodzenia będzie to chwała, klęski zaś – w tym przypadku nawet kara śmierci. Jak więc to możliwe, że niby opracowany przez Żukowa plan został wcielony w życie przez generała Wasilewskiewgo i to na nim spoczęła pełna odpowiedzialność? Odpowiedź nasuwa się sama – to właśnie ten drugi opracował przy pomocy swojego sztabu plan operacji Uran, a Żukow odpowiadał za operację rżewską. Miał tu zresztą ułatwione zadanie, wszak w ciągu kilku minionych miesięcy posłał tam na śmierć dziesiątki tysięcy żołnierzy.

Jak wiadomo, operacja Uran się w pełni powiodła za co generał-pułkownik Wasilewski został awansowany na generała armii, a już miesiąc później na marszałka, co potwierdza wcześniejsze przypuszczenia, na temat odpowiedzialności i ewentualnych zaszczytów po udanej operacji.

Tyle Suworow. Zapewne można w historii znaleźć przykłady, kiedy wielki wódz nie kierował najważniejszą operacją, a skierowany był do pomniejszych zadań – choćby Patton w czasie lądowania w Normandii – tak samo jak pewnie można znaleźć przykłady operacji, kiedy kto inny operację planował, a kto inny wykonywał, w końcu od tego jest sztab generalny żeby planować, a dowódcy liniowi, żeby te plany wprowadzać w życie. Z datami jednak trudniej dyskutować, tak samo jak ze świadkami, a ci w tym wypadku potwierdzają, że rzeczy nie miały się dokładne tak, jak opisał to w swojej książce Żukow. Przyznać jednak trzeba, że wersja wydarzeń przedstawiona przez rosyjskiego autora jest wewnętrznie spójna, jak to się popularnie mówi, wszystko w niej trzyma się kupy. Dlatego nawet jeśli można w niej znaleźć jakieś nieścisłości, to warto się chociaż przez chwilę nad tym problemem pochylić i spokojnie zastanowić.

Bibliografia:

1. W. Suworow, Cień zwycięstwa, wyd. REBIS, Poznań 2007
2. W. Suworow, Cofam wypowiedziane słowa, wyd. REBIS, Poznań 2007