INS Vikrant – pierwszy lotniskowiec zbudowany w Indiach – rozpoczął dziś próby morskie. Oznacza to, że okręt znalazł się na ostatniej prostej przed wcieleniem do służby liniowej, co powinno nastąpić w pierwszej połowie 2022 roku. W listopadzie ubiegłego roku Vikrant z powodzeniem ukończył próby w basenie portowym w Koczinie, gdzie za jego budowę odpowiada koncern Cochin Shipyard Ltd.

Podobnie jak wiele innych indyjskich programów zbrojeniowych (samolot bojowy Tejas czy czołg Arjun) budowa rodzimego lotniskowca napotykała liczne problemy, z których z kolei wynikały coraz to nowe opóźnienia. Zaprojektowany został w 1999 roku, ale dopiero po pięciu latach oficjalnie złożono zamówienie, a stępkę położono w roku 2009.

Pierwsze kłopoty pojawiły się już podczas budowy, gdyż Rosja nie dostarczyła na czas wysokiej jakości stali potrzebnej do konstrukcji kadłuba. W konsekwencji zdecydowano się samodzielnie pozyskiwać surowiec. W 2012 roku pojawiły się następne problemy techniczne, które opóźniły przekazanie okrętu o trzy lata. Zawiniły tu głównie firmy odpowiedzialne za dostawę części i montaż układu napędowego. W 2016 roku okręt wizytowała komisja US Navy, która stwierdziła, że będzie on niezdolny do wykorzystania operacyjnego przez najbliższą dekadę. W ostatnim etapie na wcześniejsze problemy nałożyła się jeszcze pandemia COVID-19.



Ostatecznie jednak ogromnym nakładem sił i środków udało się przygotować okręt do wyjścia w morze – niemal dokładnie osiem lat po wodowaniu i siedem lat po pierwotnie zakładanej dacie podniesienia bandery. Działanie systemów zasilania zweryfikowano już w czasie prób portowych. Próby morskie skupią się teraz na zachowaniu kadłuba w warunkach morskich, pracy napędu i instalacji pomocniczych. Na operacje lotnicze przyjdzie jeszcze pora.

Vikrant ma 262 metry długości i 62 metry szerokości, wyporność standardowa wynosi około 40 tysięcy ton. We wnętrzu znajduje się czternaście pokładów (z czego pięć w nadbudówce) i 2300 pomieszczeń, z których korzysta załoga licząca 1700 osób (przewidziano też osobne kabiny dla kobiet). Komponent lotniczy ma obejmować do czterdziestu statków powietrznych, w tym dwadzieścia sześć myśliwców MiG-29K i kilkanaście śmigłowców (Ka-28 – ZOP, Ka-31 – wczesnego ostrzegania i kontroli, HAL Dhruv – wielozadaniowe, w tym do zabezpieczania operacji lotniczych).



Lotniskowiec ma rozwijać prędkość maksymalną 28 węzłów i mieć zasięg około 7500 mil morskich. Indusi chwalą się, że jest w wysokim stopniu zautomatyzowany, zwłaszcza w zakresie działania maszynowni. Do samoobrony Vikrant dysponuje lub będzie wkrótce dysponował zarówno izraelskimi pociskami przeciwlotniczymi Barak 8 w wyrzutniach pionowych (łącznie sześćdziesiąt cztery komory), jak i rosyjskimi systemami obrony bezpośredniej AK-630 z działkami kalibru 30 milimetrów oraz włoskimi armatami Oto Melara kalibru 76 milimetrów.

Podobnie jak pozostający w służbie od 2014 roku INS Vikramaditya (czyli niegdysiejszy rosyjski Admirał Gorszkow), także Vikrant reprezentuje klasę mniejszych lotniskowców pozbawionych katapult i wykorzystujących zamiast tego rampę startową. O ile jednak Gorszkowa zbudowano pierwotnie do przenoszenia jedynie samolotów pionowego startu i lądowania, a przebudowano go na pełnokrwisty lotniskowiec z rampą dopiero na potrzeby Indusów, o tyle Vikranta od początku projektowano w tym układzie konstrukcyjnym.

Kolejna różnica to układ napędowy. Vikramadityę napędzają turbiny parowe, które od zawsze sprawiały problemy i zagrożenie pożarowe, tymczasem na Vikrancie zastosowano amerykańskie turbiny gazowe General Electric LM2500+. Z kolei pokład hangarowy zaprojektowano we współpracy z włoskim koncernem Fincantieri.

Wszystko jednak wskazuje, że rozmiar podnośników nie pozwoli na używanie maszyn większych niż MiG-i-29K. Jeśli rzeczywiście tak jest, stawia to pod znakiem zapytania cały proces poszukiwania pokładowych wielozadaniowych samolotów bojowych dla indyjskiej marynarki wojennej. Indie już od kilku lat szukają takiego samolotu, na placu boju zostały obecnie Rafale M i F/A-18E/F Block III, ale oba będą prawdopodobnie za duże dla Vikranta i mogłyby trafić jedynie na pokład przyszłego lotniskowca Vishal (a i co do tego nie ma pewności).



Indusi coraz częściej mówią jednak o konieczności rewizji założeń przetargu na pięćdziesiąt siedem samolotów – z jednej strony szukają oszczędności budżetowych, a z drugiej chcą rozwijać krajowy przemysł zbrojeniowy i ograniczać zależność od importu nowoczesnego uzbrojenia. Na bazie tych planów zakładano, że komponent lotniczy Vikranta oparty będzie na wersji pokładowej Tejasa, ale admirałowie nie mają zaufania do tej konstrukcji.

Koncern HAL pracuje obecnie nad zupełnie nowym pokładowym samolotem bojowym, określonym wstępnie jako TEDBF – Twin Engine Deck Based Fighter (dwusilnikowy myśliwiec pokładowy) – będącym głęboko zmodyfikowaną wersją pochodną jednosilnikowego Tejasa. Będzie on większy od pierwowzoru, co jest naturalną konsekwencją układu dwusilnikowego, ale wciąż minimalnie mniejszy niż MiG-29K. Oblotu TEDBF nie należy się jednak spodziewać wcześniej niż w roku 2026, a w praktyce doczekamy się tego zapewne kilka lat później. Wprowadzenie do służby powinno nastąpić we wczesnych latach trzydziestych.

Nowy Vikrant (co znaczy: ‘odważny’ lub ‘podążający naprzód’) otrzymał imię na cześć poprzednika, który rozpoczął służbę pod indyjską banderą w roku 1961. Zbudowano go ponad piętnaście lat wcześniej, dla Royal Navy, jako HMS Hercules. Poprzedni Vikrant uczestniczył, i to z sukcesami, w wojnie w roku 1971. Tak bardzo dał się we znaki Pakistańczykom, że ci wysłali okręt podwodny Ghazi (amerykańskiego typu Tench), aby nań zapolował. Ghazi jednakże został zatopiony u wejścia do portu w Visakhapatnamie, a lotniskowiec doczekał ostatecznego opuszczenia bandery w 1997 roku.

Następny indyjski lotniskowiec – Vishal – ma być gotowy za kilkanaście lat. Nie sfinalizowano jeszcze projektu, więc trudno powiedzieć o nim cokolwiek konkretnego poza tym, że będzie miał wyporność rzędu 65 tysięcy ton i będzie wyposażony w katapulty startowe, zapewne elektromagnetyczne. Nowe Delhi sygnalizowało, że chce nawiązać współpracę z bardziej doświadczonymi budowniczymi lotniskowców – Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią.



Teoretycznie już w przyszłym roku indyjska marynarka wojenna będzie mogła się pochwalić dwoma lotniskowcami w służbie, ale Vikramaditya jest de facto okrętem szkolnym, który jedynie w sytuacjach awaryjnych może wykonywać zadania bojowe. Dopiero zastąpienie Vikramadityi przez Vishala sprawi, że Indusi będą mogli w pełni korzystać z możliwości oferowanych przez dwa duże okręty lotnicze. W takiej sytuacji jeden okręt może przechodzić naprawy i szkolić personel, podczas gdy drugi jest w rejsie operacyjnym. Tym samym indyjska marynarka będzie dysponować ciągłą zdolnością prowadzenia operacji lotniczych na morzu.

Własny program budowy lotniskowców to, rzecz jasna, nie lada osiągnięcie. Jedyna inna klasa okrętów, które zawieszają poprzeczkę równie wysoko, to atomowe podwodne nosiciele pocisków balistycznych. Dla Indii Vikrant i Vishal nie są jednak ani kosztownymi zabawkami, ani symbolem propagandowym (choć oczywiście będą w tej roli wykorzystywane). Nowe Delhi coraz baczniej przygląda się zagrożeniu, które stwarza Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, również prowadząca ambitny – i bardziej zaawansowany – program budowy lotniskowców. Obecnie w służbie są dwa okręty, Liaoning i Shandong, a trzeci powinien podnieść banderę w ciągu kilku lat.

Zobacz też: Fale upałów utrudnią życie amerykańskiego wojska

ministerstwo obrony Indii