Konflikt na Morzu Czerwonym skrył się w cieniu sytuacji w Izraelu, ale nadal trwa. Wkrótce minie pięć miesięcy od uprowadzenia samochodowca Galaxy Leader i dwa miesiące od rozpoczęcia operacji EUNAVFOR „Aspides”. Unijna odpowiedź na amerykańską „Prosperity Guardian” stała się sprawdzianem dla zdolności europejskich marynarek wojennych. Niestety – a może jednak na szczęście – sprawdzian wykazał wiele problemów.
Na zapowiadany od początku operacji udział belgijskiej fregaty Louise-Marie (F931) typu Karel Doorman przyjdzie nam jeszcze poczekać. Okręt miał przejść Kanał Sueski 12 kwietnia. Podróż na Morze Czerwone została jednak odsunięta na czas nieokreślony.
Powodem tej decyzji mają być problemy, których okręt doświadczył w czasie ćwiczeń mających go przygotować do misji na Bliskim Wschodzie. W trakcie symulowanego ataku drona doszło do awarii systemu obrony przeciwlotniczej RIM-7 Sea Sparrow. Pocisk miał utknąć w wyrzutni. Trudno uniknąć tu skojarzeń z niedawnym incydentem na duńskiej fregacie F363 Niels Juel, która doznała podobnej usterki pocisku przeciwokrętowego Harpoon.
Jakby tego było mało, zawieść miały również inne systemy broniące okrętu przed zagrożeniami z powietrza. Oprócz szesnastu wyrzutni Sea Sparrow Louise-Marie jest wyposażona w armatę OTO Melara kalibru 76 milimetrów i zestaw obrony bezpośredniej Goalkeeper. Okręt ma pozostać na Morzu Śródziemnym, gdzie będzie kontynuował szkolenia i przejdzie próby techniczne. Jest to odpowiedzialna decyzja – abstrahując od kwestii bezpieczeństwa belgijskich marynarzy, uszkodzenie zachodniego okrętu jego własną bronią byłoby wielką kompromitacją dla unijnego przedsięwzięcia i tryumfem propagandowym dla Hutich.
Nie jest to pierwszy przypadek europejskich problemów przed wyruszeniem na Morze Czerwone. Zmiana daty rozpoczęcia misji przydarzyła się również greckiej fregacie Hydra (F452). Tu problemem miały być jednak kwestie skompletowania załogi. Marynarze mieli rezygnować z powodu niezadowalających warunków służby. Informacje o problemach pojawiły się w styczniu tego roku. Z powodu opóźnień Hydra znalazła się u wybrzeży Jemenu dopiero na początku marca.
Lista wpadek niestety jest dłuższa. Wstydliwy wstydliwy epizod zaliczyli również Niemcy. Na samym początku operacji fregata Hessen (F221) próbowała zestrzelić amerykańskiego MQ-9 Reapera. Dron operował bez włączonego transpondera systemu identyfikacji swój–obcy, co jest pewnym usprawiedliwieniem, wciąż jednak nie wiadomo, dlaczego oba wystrzelone pociski chybiły celu. Według ustaleń Spiegla oba doznały usterek technicznych.
Na początku kwietnia ukazały się również informacje o problemach, które napotkała duńska fregata F361 Iver Huitfeldt (notabene bliźniak Nielsa Juela). Okręt mimo przynależności do unijnego państwa uczestniczył w operacji „Prosperity Guardian”. W trakcie trwającej niecałe trzy miesiące misji miało dość do awarii wielofunkcyjnej stacji radiolokacyjnej APAR, co na pół godziny uniemożliwiło wystrzelenie pocisków przeciwlotniczych. Powodem usterki miał być konflikt między radarem a systemem kierowania. Problemy miała sprawiać także wadliwa amunicja 76‑milimetrowa – pociskom zdarzało się wybuchać chwilę po opuszczeniu armaty, co stanowiło istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa okrętu.
Fregatten Iver Huitfeldt er på vej hjem mod Danmark efter endt mission i Det Røde Hav, hvor mandskabet bl.a. nedkæmpede fire droner. Læs Mission Update fra @forsvaretdk: https://t.co/WOLdzAtVen#værdatkæmpefor #dkforsvar pic.twitter.com/kBz1Mu6URs
— Forsvaret (@forsvaretdk) April 2, 2024
Kilka dni temu we francuskim Le Figaro ukazał się wywiad z komandorem Jérôme’em Henrym – dowódcą fregaty Alsace (D656) typu Aquitaine/FREMM. Francuski oficer mający za sobą siedemdziesiąt jeden dni na Morzu Czerwonym powiedział, że załoga została zaskoczona skalą zagrożenia, z jakim przyszło jej się mierzyć. Wydźwięk rozmowy jest jednak pozytywny. Henry pochwalił pociski przeciwlotnicze Aster, które miały zostać „wykorzystane do granic możliwości”.
– Wykorzystaliśmy całą gamę broni, jaką mieliśmy do dyspozycji, w zależności od zagrożenia: od pocisków Aster przez karabiny kalibru 12,7 milimetra, armaty 20‑milimetrowe czy 76‑milimetrowe aż do karabinów kalibru 7,62 milimetra zamontowanych na pokładzie śmigłowca – powiedział Henry. – Zajęliśmy się trzema pociskami balistycznymi i półtuzinem dronów.
Na pytanie dotyczące kosztów, z jakimi wiąże się wykorzystanie pocisków Aster przeciwko stosunkowo prymitywnej i taniej broni Hutich, komandor odpowiedział:
: Interception de 3 missiles balistiques Houthis par la frégate française "Alsace", équipée de missiles de défense aérienne Aster-30.
Pour rester informé, suivez @les_spectateurs pic.twitter.com/D4qK7Um4eA
— Les Spectateurs (@les_spectateurs) March 21, 2024
– W tym równaniu trzeba wziąć pod uwagę cel, w który się uderza, ale także to, co się chroni. Koszt statku handlowego lub fregaty jest znacznie wyższy niż pocisku Aster. Jeśli Aster zapobiegnie ich zniszczeniu, koszt nie ma znaczenia. […] Jeśli uda mi się uporać z celem za pomocą armaty, zrobię to. Jeśli cel dotrze na obszar, którego armata nie może dosięgnąć, muszę być w stanie obronić swój okręt lub statek, który osłaniam, a także życie marynarzy.
A skoro o nich mowa – Henry wyrażał się o swojej załodze bardzo ciepło.
– Jestem bardzo dumny z mojej załogi, która sprawowała się bardzo dobrze, nawet w dość trudnych sytuacjach. Trzeba było utrzymać zaangażowanie, ale też je utrzymać w czasie. Przez siedemdziesiąt jeden dni misji byliśmy niemal bez przerwy w gotowości. […] Trzeba mieć zasoby moralne, aby w dłuższej perspektywie stawiać czoła przeciwnikowi, niezależnie od sytuacji. Pod tym kątem nasze szkolenie okazało się bardzo dobre, a w ferworze walki załoga nie zadawała żadnych pytań.
Według dowódcy Alsace zdobyte doświadczenie jest niezwykle ważne i posłuży do przygotowania francuskiej marynarki na przyszłe konflikty.
Mimo pewnych problemów operacja „Aspides” regularnie odnotowuje kolejne zestrzelenia przy użyciu różnorodnych środków. Z tego powodu można powiedzieć, że europejskie marynarki biorące udział w czerwonomorskich walkach wykazały pewną zdolność do radzenia sobie z tego typu zagrożeniami. Stwierdzone w ciągu ostatnich miesięcy problemy nie są powodem do dumy, jednak ich wykrycie i ujawnienie opinii publicznej stanowi pierwszy krok do ich zażegnania.
Warto również docenić, że braki te wychodzą na światło dzienne w momencie, który pozwala na względnie spokojne ich rozwiązanie. Udział w czerwonomorskich operacjach stanowi również ważną kuźnię kadr niezbędnych w reformowaniu europejskich marynarek lub w przyszłych konfliktach zbrojnych. Ujawnione problemy ukazują, jak ważne jest regularne testowanie zdolności sił zbrojnych. W czasach pokoju zdarza się nie dostrzegać pewnych braków i zaniedbań, mogących mieć tragiczne skutki w toku pełnoskalowego konfliktu.