Prezes Dassault Aviation Éric Trappier podczas konferencji prasowej, na której przedstawiał wyniki finansowe przedsiębiorstwa za rok 2020, ogłosił także plan „B” w sprawie samolotu bojowego następnej generacji FCAS. Trappier stwierdził, że każdy odpowiedzialny dyrektor „dokłada wszelkich starań, aby plan «A» zadziałał, ale zawsze ma plan «B»”. W przypadku Dassaulta oznacza to samodzielne kontynuowanie projektu, jeżeli nie uda się dojść do porozumienia z Niemcami i Hiszpanią.

Trappier otwarcie przyznał, że przyczyna ogłoszenia planu „B” są problemy z uruchamianiem kolejnej fazy programu FCAS, określanej jako 1B. Przyczyną są obawy Francji o jej pozycję w całym przedsięwzięciu. Po trudnych i burzliwych negocjacjach Berlin i Paryż ustaliły, że Francja będzie liderem programu myśliwca następnej generacji, zaś Niemcy obejmą przewodnictwo w pracach nad nowym czołgiem MGCS. Dołączenie Hiszpanii do FCAS zaburzyło tę delikatną równowagę.



Początkowo Dassault i Airbus dzieliły się pracami pół na pół. Po dołączeniu Hiszpanii i podpisaniu wstępnej umowy ramowej fazy demonstracyjnej programu doszło do przetasowań. Pierwotnie liderem po stronie hiszpańskiej miała być Indra, jednak ostatecznie został nim Airbus Spain. Przy zachowaniu równych udziałów w pracach między Dassaultem oraz niemieckim i hiszpańskim oddziałem Airbusa dwie trzecie udziałów przypada ostatecznie Airbusowi, formalnie występującemu jako dwa podmioty. Dla Francuzów jest to sytuacja trudna do zaakceptowania.

Szef Dassaulta wprawdzie zgodził się na takie rozwiązanie, jednak zastrzegł, że prace nad wszystkimi elementami programu staną się bardziej skomplikowane. Podczas konferencji prasowej podkreślił przede wszystkim brak jasno zdefiniowanego zakresu odpowiedzialności poszczególnych partnerów w nowym układzie. Jako przykład podał prace nad kluczowym systemem kontroli lotu.

Schemat programu FCAS obejmującego mysliwce nowej generacji współpracujące z bezzałogowcami, satelitami i starszymi samolotami.
(Airbus)

– Nie ma szefa, ale to my jesteśmy głównymi uczestnikami tego programu i jako tacy jesteśmy odpowiedzialni przed naszym rządem. Dassault musi mieć narzędzia, które pozwolą nam działać w ramach naszej odpowiedzialności – tłumaczył Trappier.

Kolejny problem to prawa własności intelektualnej, które stały się punktem zapalnym programu FCAS. Uczestnicy mają mieć pełen dostęp do wykorzystanych w nim rozwiązań, powstaje wszakże pewne „ale”. Pełnia praw własności intelektualnej pozostaje w rękach twórców danego rozwiązania czy też raczej właścicieli praw patentowych. Sprawa dotyczy nie tylko samolotu bojowego jako takiego, ale także całego zbudowanego wokół niego ekosystemu.



Sam myśliwiec nazwano Next Generation Fighter (NGF). Będzie on częścią Next Generation Weapons System (NGWS) – systemu składającego się zarówno z samolotów załogowych, jak i z rojów bezzałogowców (Remote Carriers) oraz innych rodzajów uzbrojenia. To wszystko będzie z kolei częścią FCAS, na który poza NGWS będą składały się naziemne, lotnicze i kosmiczne środki rozpoznawcze oraz wiele innych systemów wspierających. Trappier twardo zadeklarował, że nikt nie zmusi go do „rozdawania” własności intelektualnej firmy.

Kolejne wyzwanie to kwestia budowy drugiego demonstratora, czego domagają się niemieckie związki zawodowe. Niemcy chcą w ten sposób zachować odpowiednie zdolności swojego przemysłu lotniczego. Trappier zbył ten postulat, określając go jako sprawę między państwami, która na dodatek nie była wcześniej zgłaszana. Jeżeli miałby powstać drugi demonstrator, to „w identycznych warunkach jak pierwszy”, co wskazuje na wiodąca rolę francuskich zakładów. Trappier ocenia szanse planu „B” wysoko. Francuski przemysł ma bowiem wszystkie konieczne kompetencje.

Éric Trappier (z lewej) i szef Airbus Defence and Space Dirk Hoke.
(Airbus)

– Jeśli chodzi o technologię, Dassault wie, jak budować samoloty, Safran wie, jak produkować silniki do samolotów bojowych, Thales zna się na elektronice, a MBDA na rakietach – przekonuje Francuz.

Osobną kwestią pozostają pieniądze. Ideą przewodnią programów wielonarodowych, takich jak Eurofighter czy FCAS, jest właśnie obniżenie kosztów. Udział kilku państw pozwala zebrać więcej pieniędzy, a większe zamówienia obniżają cenę finalnego produktu. Do tego połączenie umiejętności kilku firm pozwala w teorii skrócić czas fazy rozwojowej projektu, co znowu przekłada się na niższe koszty.



Nie jest to jedyny francuski plan „B” w ostatnich tygodniach. W lutowym numerze magazynu „Raids” uznany specjalista w dziedzinie pojazdów opancerzonych Marc Chassillan wystąpił z propozycją samodzielnego stworzenia czołgu następnej generacji i nieczekania na zakończenie prac nad MGCS. Francuzów irytuje opieszałość Niemców, ciągłe grzęźniecie projektów w szczegółach oraz nadmierna waga, którą niemieccy politycy i działacze społeczni przywiązują do kwestii etycznych. Te ostatnie postrzegane są w Paryżu jako potencjalne utrudnienie w sprzedaży przyszłych systemów uzbrojenia tradycyjnym klientom na Bliskim Wschodzie.

Niemieccy eksperci do spraw bezpieczeństwa i liczni publicyści mają pełną świadomość zagrożeń wynikających z tej sytuacji. Jako główny problem wskazują jednak dyskusję o uzbrojeniu dronów będących na wyposażeniu Bundeswehry. Trudno oczekiwać, aby po zainwestowaniu wielu miliardów euro Francja po prostu wycofała się ze wspólnych programów. Jeżeli jednak Niemcy nadal będą znajdować się w decyzyjnym bezwładzie, Paryż może położyć większy nacisk na współpracę z mniej problematycznymi partnerami, takimi jak Wielka Brytania czy Włochy.

Zobacz też: USA: Austin obiecuje więcej kontroli cywilnej i walkę z rasistami

(defensenews.com)

Airbus / Herve Gousse