Systemy bezzałogowe, na razie przede wszystkim powietrzne, odgrywają rosną­cą rolę na współ­czes­nym polu walki. W związku z tym rośnie zapo­trzebo­wanie na systemy je zwal­cza­jące. Te zaś wobec zagęszczenia potencjal­nych celów powin­ny być nie tylko skuteczne, ale także tanie. Bardzo dobrym roz­wią­za­niem wydają się systemy wykorzystujące energię skierowaną, takie jak laser. Na tę ścieżkę wstąpił Tajwan.

Według informacji dziennika Taipei Times prace nad laserem o bojowym mocy 50 kilowatów idą pełną parą, a prototyp urządzenia ma zostać zademonstrowany do końca tego roku. Urządzenie ma być zamontowane na trans­por­terze opan­ce­rzonym CM-32. Dostajemy więc wizję systemu niezwykle podobnego do ame­ry­kań­skiego DE M-SHORAD (Directed Energy Maneu­ver-Short-Range Air De­fense), uzbrojonego również w laser o mocy 50 kilowatów, tyle że na podwoziu Strykera.



Szybkie tempo prac i przyjęte założenia sugerują wsparcie z zewnątrz, czyli ze Stanów Zjedno­czonych. Zresztą w rozmo­wie z gazetą pragnący zachować anonimowość pracownik państwowego instytutu badawczego NCSIST dość otwarcie mówił o wsparciu tech­no­lo­gicz­nym ze strony „za­gra­nicz­nych przyjaciół”. Wstawianie w tym miejscu USA jest logiczne – wszak ustawa Taiwan Relations Act zakłada zapewnienie przez Waszyng­ton Republice Chińskiej możliwości obrony przed agresją z zewnątrz, czytaj: ze strony Chińskiej Republiki Ludowej.

Docelowo tajwańskie lasery mają stano­wić część szerszego systemu obrony przed bezzałogowcami i systemu C-RAM (zwalczającego pociski rakietowe, artyleryjskie i moździerzowe). NCSIST i wojsko badają możliwość używania ich w mieszanych jednostkach z AN/TWQ-1 Avenger uzbrojonymi w stingery.

Stryker z systemem DE M-SHORAD podczas testów w Fort Sill.
(US Army / Jim Kendall)

Nie jest to pierwsze podejście Tajwanu do stworzenia systemu obrony przed dronami. Pierwszym pomysłem, ujaw­nio­nym w roku 2020, było przy­sto­so­wanie preda­to­ro­po­dob­nego bez­za­ło­gowca Teng Yun do zwalczania celów powietrznych. W ramach projektu Sky Blade dron miał zostać zintegro­wany z pociskami powietrze–powietrze krótkiego zasięgu TC-1. Oficjalnie mówiono o zapew­nieniu zdolności do samo­obrony, ale wizja zwalczania chińskich bez­za­ło­gow­ców nasuwała się sama. Był to jeden z wielu przykładów popularnej kilka lat temu koncepcji myśliw­skiego bez­za­ło­gowca.



Pomysł w teorii był dobry, przynajmniej kiedy chodziło o zwalczanie dużych i średnich bezzałogowców. Doświadczenia z Ukrainy wykazały jednak, iż naj­is­tot­niej­szym wyzwaniem jest zwalczanie małych i minia­turowych dronów. Pociski powie­trze–powietrze krótkiego zasięgu mogą sobie poradzić z częścią takich celów, ale relacja koszt/efekt jest już nie­ak­cep­towalna.

W trakcie walk w Ukrainie naj­sku­tecz­niej­szym orężem przeciw niedużym dronom okazały się mało­ka­lib­rowa broń strze­lecka i systemy walki elektro­nicznej. Stąd też stale demonstro­wane przez Tajwan zain­te­re­so­wanie systemem LPWS, czyli lądową wersją Phalanxa Block 1B. Już jesienią 202 roku pojawiły się także doniesienia o rozpoczęciu przez NCSIST prac nad antydronowym systemem walki elektronicznej. Sprawa była szczególnie paląca po przelocie chińskich dronów nad kont­ro­lo­wa­nymi przez Tajwan wyspami u wybrzeży konty­nentu. W odpowiedzi Tajpej skierowało na wyspy ręczne systemy antydronowe.

Sprawa jest o tyle istotna, że Chiny jako jedne z pierwszych zwróciły uwagę na możliwość wyko­rzys­tania komercyjnych dronów na polu walki i chętnie stosują je w konflikcie granicznym z Indiami. Skala ich użycia w wojnie rosyjsko-ukraińskiej najwyraźniej jednak zaskoczyła chińskich wojskowych i decydentów – i wymusiła rewizję dotych­czasowych poglądów.



Jak podaje dziennik South China Morning Post, dopiero niedawno Jednostka 78092 ujawniła program poprawy współ­pracy między ChALW, przemysłem i nauką, mający doprowadzić do większego uwzględ­nia­nia potrzeb wojska w pro­jek­tach nowych bezza­łogowców. Ujawnione materiały koncen­trują się jednak nie na wykorzys­taniu bez­zało­gowców w pełno­skalowym konflikcie, lecz na misjach zagranicznych i lokalnym konflikcie o niskiej inten­sywności, dla którego wyznaczono datę 2035.

Mimo takich ograniczonych ram teore­tycznych Chińczycy doszli do takich samych wniosków jak wszyscy inni: bezzało­gowce, żeby przechylić szalę, muszą być używane na skalę masową, a to oznacza, że muszą być w przystępnej cenie. Po raz kolejny najlepszym rozwią­zaniem okazuje się więc miesza­nina kilku różnych typów od drogich i zaawan­so­wanych maszyn o dużych możliwościach po skromniejsze, za to tańsze, których nie żal tracić.

Konieczność radzenia sobie z licznymi niewielkimi celami sprawia, że pojawiają się różne rozwiązania, zależne od preferencji poszczególnych krajów oraz ich możliwości technicznych. Za najbardziej obiecujące uznawane są systemy walki elektronicznej i lasery.



Te ostatnie cały czas są jednak nie w pełni dojrzałym rozwiązaniem technicznym i nie wiadomo, jaka będzie ich skuteczność w warunkach opadów atmos­fe­rycz­nych, dużej wilgotności czy zapylenia powietrza. Natomiast ich niewąt­pliwą zaletą jest niski koszt strzału, obecnie oceniany przez Izraelczyków na 3,5 dolara, a według Amerykanów ma docelowo spaść poniżej jednego dolara.

Nie wiadomo natomiast, jak lasery będą sobie radzić z rojami dronów. W Europie za optymalne rozwiązanie takiego problemu, przynajmniej obecnie, uważana jest amunicja programowalna. Skuteczność artylerii wobec bezzałogowców zademonstrował niedawno na Morzu Czerwonym włoski niszczyciel Caio Duilio. Natomiast Chiny, gdzie prace nad amunicją programowalną najwyraźniej nie przebiegają w zadowalającym tempie, stawia się na małokalibrowe działka wielolufowe i zwiększa się liczbę luf nawet do jedenastu. O ile w systemach okrętowych jeszcze to ujdzie, o tyle dla systemów lądowych ociera się już o absurd.

US Navy / John F. Williams