Kilka dni temu wyszło na jaw, że mechanicy australijskich sił zbrojnych rozpoczęli potajemny demontaż wycofanych ze służby śmigłowców NH90 (oznaczenie lokalne: MRH90 Taipan). Części mają następnie być zakopane na terenie pustynnego składowiska i w tak bezceremonialny sposób ma dobiec końca historia tych maszyn, za którymi w Kraju Kangurów mało kto zatęskni. Mamy jednak do czynienia ze stosunkowo młodymi płatowcami. Można by je sprzedać państwom, które mają szczęśliwszą rękę do NH90, albo nawet, zgodnie z bożonarodzeniowym duchem, oddać potrzebującym.

Według różnych szacunków każdy Taipan może być warty na rynku wtórnym od 10 milionów do nawet ponad 20 milionów dolarów australijskich (czyli do około 55 milionów złotych). Australijska flota Taipanów liczy czterdzieści sześć egzemplarzy, mówimy więc o kwocie – w najgorszym razie – blisko pół miliarda dolarów. Trzeba być nie lada bogatym krajem, żeby pogrzebać w piasku taki majątek. Nic też dziwnego, że operację zaczęto realizować w tajemnicy.



Informacja wzbudziła więc powszechne zdumienie. I tak na konferencji prasowej 22 grudnia minister obrony Richard Marles, zapytany o kwestię Taipanów, zapewnił, że jego resort analizuje wszystkie opcje, które pozwolą „zmaksymalizować wartość kryjącą się we flocie Taipanów”.

Przypomnijmy: Australijskie Siły Obronne permanentnie uziemiły flotę Taipanów we wrześniu, w następstwie wypadku, do którego doszło 28 lipca. Śmigłowiec biorący udział w ćwiczeniach „Talisman Sabre” rozbił się w Morzu Koralowym, opodal Whitsunday w północno-wschodniej Australii, tuż po wykonaniu zadania polegającego na wysadzeniu desantu komandosów. Na pokładzie znajdowali się kapitan Daniel Lyon, porucznik Maxwell Nugent, chorąży Joseph Laycock i kapral Alexander Naggs z 6. Pułku Lotniczego. Wszyscy czterej zginęli. Wiadomo już, że przyczyna katastrofy nie leżała w żadnej usterce technicznej w śmigłowcu.

Australijski MRH-90 Taipan.
(LACW Emma Schwenke, Department of Defence)

Rychłe wycofanie Taipanów zapowiedziano dużo wcześniej – już w grudniu 2021 roku. W uzasadnieniu podano, że nie spełniły one określonych w kontrakcie wymagań co do poziomu gotowości do lotu i kosztów obsługi. Wtedy też zapowiedziano plan pozyskania UH-60M na miejsce wycofywanych maszyn. Decyzję o zakupie czterdziestu amerykańskich śmigłowców w ramach projektu Land 4507-1 ogłoszono w styczniu. Transakcja będzie realizowana pod egidą programu Foreign Military Sales, a jej wartość sięgnie 2,8 miliarda dolarów australijskich.

Pierwsze NH90 dostarczono do Australii w 2007 roku, dostawy ostatniej z trzech partii zakończyły się w lutym 2019 roku. Niemal wszystkie egzemplarze – z wyjątkiem pierwszych czterech – wyprodukowano w Kraju Kangurów. Według pierwotnych planów osiągnięcie pełnej gotowości operacyjnej miało nastąpić w roku 2014. Opóźnienia zmusiły lotnictwo wojsk lądowych do zachowania pewnej liczby śmigłowców S-70A-9 Black Hawk, które wraz z Sea Kingami miały być już dawno zastąpione przez Taipany.



W kwestii Taipanów wydaje się, iż po raz pierwszy czarę goryczy przelała sytuacja z czerwca 2021 roku. Śmigłowce uziemiono prawdopodobnie ze względu na brak zapasowych przekładni. Elementy te, nomen omen, przekładano ze śmigłowca do śmigłowca tak, aby utrzymać względną sprawność floty, ale w końcu skończyły się sprawne przekładnie w egzemplarzach przechodzących remonty i przeglądy.

Według Australian Defence Magazine źródłem problemu był system komputerowy CAMM2, który powinien zarządzać obsługą techniczną i ją usprawniać. W praktyce nie radzi sobie ze zliczaniem, ile godzin pracy ma za sobą dany element, jeśli trafił z jednego śmigłowca do drugiego. Na to nałożył się wadliwy sposób zamawiania i magazynowania części zamiennych oraz dłuższy od obiecywanego czas napraw u producenta.

Australijski MRH90 Taipan.
(Department of Defence / CAPT Carolyn Barnett)

Ze względu na to, jak przebiegł ostatni etap służby Taipanów, nic dziwnego, że resort obrony przyjął metodę: co z oczu, to z serca. Niemniej trudno sobie wyobrazić, że nie było lepszego sposobu na zagospodarowanie całej floty. Jak twierdzi Asia-Pacific Defence Reporter, decyzję o rozmontowaniu i pogrzebaniu śmigłowców podjęto równo z tą o ich permanentnym uziemieniu. W tamtym momencie faktycznie mogło nie być chętnych, decyzja zapadła bowiem nagle i potencjalni klienci mogli być nieprzygotowani na złożenie zapytania. Wiadomo, że do Australijczyków odezwała się tylko Nowa Zelandia i że uzgodniono nieodpłatne przekazanie pewnej liczby części zamiennych, między innymi owych feralnych przekładni.

Krążyły plotki o możliwej sprzedaży kilku lub kilkunastu egzemplarzy Indonezji, ale na plotkach się skończyło. Z czasem pojawił się jednak poważny kontrahent zainteresowany przejęciem wszystkich (albo przynajmniej większości) śmigłowców. Łatwo zgadnąć – Ukraina.



Są to nowoczesne maszyny, dobrze przystosowane do działania na małych wysokościach i w nocy (co jest koniecznością na nasyconym obroną przeciwlotniczą polu walki w Ukrainie), a przy tym mało wyeksploatowane. Na dodatek Ukraińcy mogliby korzystać bezpośrednio ze wsparcia technicznego Niemiec i Francji, a oba te kraje dobrze sobie radzą ze swoimi NH90. W najgorszym razie można by wykorzystać Taipany w ramach swoistego Ringtauschu à rebours. To znaczy Ukraina przekazałaby Niemcom lub Francji NH90 (które te państwa następnie inkorporowałyby do swoich flot) w zamian za jakieś inne wiropłaty. Dajmy na to: Francja mogłaby odstąpić stare śmigłowce rodziny Puma, które mają tę zaletę, że są już dobrze znane w Ukrainie i (pomimo tragicznego wypadku, w którym zginął minister spraw wewnętrznych Denys Monastyrski) cieszą się dobrą opinią.

Potencjalnych scenariuszy jest wiele i tym bardziej dziwi to, że żadnego nie zbadano. Australia dostarczyła już Ukrainie sporo uzbrojenia, między innymi kilkadziesiąt transporterów M113, sześć haubic M777, ponad sto samochodów opancerzonych Bushmaster i mnóstwo innego sprzętu. Jest więc, rzec by można, wyczulona na potrzeby Kijowa.

Aby uczynić sprawę jeszcze dziwniejszą, trzeba przypomnieć, że już drugi raz Australijczycy chcą zezłomować uzbrojenie, które potencjalnie mogliby oddać Ukrainie bez osłabiania potencjału sił zbrojnych i bez ponoszenia jakichkolwiek kosztów poza transportem.

Francuski NH90 Caïman w malijskim Gao.
(Ministère des Armées)

Latem tego roku analogiczna sytuacja rozgrywała się wokół myśliwców F/A-18A/B Hornet wycofanych ze służby w Royal Australian Air Force. Ambasador Ukrainy w Australii Wasyl Myrosznyczenko przyznał, że opcja ta jest analizowana pod kątem stanu technicznego samolotów i możliwości ich użycia. Minister Marles stwierdził jednak, iż przekazanie Ukrainie Hornetów wiązałoby się z ogromnymi wyzwaniami logistycznymi i technicznymi.



Do wzięcia jest czterdzieści jeden Hornetów w wersjach F/A-18A i F/A-18B, które RAAF wycofał ze służby w listopadzie 2021 roku. Są to maszyny wyeksploatowane, ale zadbane, a dzięki modernizacji do standardu A++ w praktyce równe pod względem możliwości Hornetom C/D. Jedno ze źródeł, na które powołuje się Australian Financial Review, twierdzi, że niektóre Hornety mogą być przywrócone do służby liniowej w cztery miesiące. Kilka najstarszych i najbardziej zużytych maszyn trzeba by jednak skanibalizować na części.

Pojawił się jeden problem. Te same maszyny zaklepało sobie prywatne przedsiębiorstwo RAVN Aerospace, czyli dawne AirUSA. Jest ono jednym z podmiotów, któremu amerykańskie Dowództwo Lotnictwa Bojowego udzieliło w październiku 2019 roku zamówienia na szkolenie pilotów. Australijska telewizja ABC informowała jednak, iż jeśli RAVN ostatecznie kupi myśliwce, jest gotowe odsprzedać je Ukrainie za zgodą Waszyngtonu. Tymczasem resort obrony w Kraju Kangurów podjął decyzję, że jeśli w najbliższym czasie nie znajdzie się kupiec, wszystkie Hornety… zostaną zezłomowane.

Kontrakt między resortem obrony a RAVN wygasł około 1 grudnia wskutek niepodjęcia przez kontrahenta żadnych kroków w kierunku przejęcia samolotów. Oznacza to, że przynajmniej formalnie ministerstwo musi teraz rozpocząć procedurę złomowania. Byłoby to jednak straszliwe marnotrawstwo.

Australijskie F/A-18A w pobliżu Guamu.
(US Air Force / Senior Airman Matthew Bruch)



W kwestii F-16 zrodziła się koalicja samolotowa, w której prym wiodą Dania i Holandia. Dzięki popularności Fighting Falcona w Europie Ukraińcy będą mogli liczyć na wsparcie szkoleniowe i techniczne niedaleko własnych granic (ośrodek szkoleniowy powstaje w Rumunii), a sojusznicy będą mogli się dzielić nakładem pracy. Gdy mówimy o australijskich Hornetach, pomoc Canberry musiałaby się ograniczyć do oddania samolotów i ewentualnie wstępnych szkoleń. Resztę musieliby wziąć na siebie Amerykanie, a zaplecze szkoleniowe i logistyczne musiałoby powstać w Hiszpanii i Finlandii. W ten sposób można by jednak z dnia na dzień praktycznie podwoić liczbę dostępnych względnie nowoczesnych samolotów bojowych.

A co się tyczy NH90 – Ukraińcy raczej nie mają się czego obawiać. Pomimo kompromitacji w Australii czy w Norwegii śmigłowce tego typu radzą sobie świetnie nie tylko w Niemczech i we Francji, ale też choćby w Hiszpanii i Finlandii. Problemy NH90 istnieją w świecie zaplecza logistycznego, a nie w obrębie samego płatowca. Można więc przypuszczać, że gdyby ci bardziej „ogarnięci” użytkownicy (mamy nadzieję, że nasi norwescy Czytelnicy się nie obrażą) zorganizowali Ukrainie obsługę techniczną, hipotetyczne ukraińskie NH90 również działałyby należycie.

Zobacz też: Portugalia kupuje sześć dodatkowych okrętów patrolowych

LAC John Solomon / Department of Defence