Przed drugą wojną światową mawiano: „bombowiec zawsze się przedrze”. Sto lat później można by to przerobić na: „amunicja krążąca zawsze się przedrze”. Koronnym przykładem skuteczności uzbrojenia tej klasy pozostaje zeszłoroczna wojna Azerbejdżanu z Armenią. Ze wszystkich typów amunicji krążącej – od polskiego Warmate’a przez izraelskiego Haropa po amerykańskiego Switchblade’a – najciekawszy wydaje się produkt opracowany w Iranie, znany jedynie pod nadaną mu na Zachodzie nazwą: pocisk 358. Jest to prawdopodobnie jedyny obecnie typ amunicji krążącej przystosowany do zwalczania celów latających.

Początek obecności pocisku 358 w świadomości mediów i analityków datuje się retroaktywnie na 27 stycznia 2020 roku. Tego właśnie dnia w prowincji Ghazni w Afganistanie, niedaleko granicy z Pakistanem, rozbił się samolot Northrop Grumman E-11A. Jest to zmilitaryzowana wersja bizjeta Bombardier Global Express, przystosowana do wypełniania funkcji Battlefield Airborne Communications Node – powietrznej stacji przekaźnikowej dla łączności na polu walki. USAF dysponował jedynie czterema maszynami tego typu, służącymi w składzie 430. Eskadry Walki Radioelektronicznej.

Życie stracili obaj członkowie załogi: podpułkownik Paul K. Voss i kapitan Ryan S. Phaneuf. Zginęło także dwu Afgańczyków na ziemi. Według dochodzenia przyczyną wypadku było pęknięcie łopatki turbiny lewego silnika. Na to nałożył się błąd pilotów, którzy omyłkowo wyłączyli prawy silnik zamiast lewego. Wkrótce było już za późno, aby zrobić cokolwiek poza próbą lądowania awaryjnego. Na to zaś teren był zbyt nierówny. I wszystko byłoby w porządku – ot, kolejny tragiczny wypadek, jeden z wielu w US Air Force w ostatnich latach – gdyby nie drobny szczegół. Otóż zniszczona maszyna nosiła numer seryjny 11-9358.



Podkreślmy w tym miejscu bardzo mocno: nie istnieją żadne przesłanki świadczące o tym, że E-11A mógłby zostać zestrzelony. Kiedy jednak wyszło na jaw, że istnieje broń przeciwlotnicza, której Amerykanie nadali numer 358, zaczęły się domysły. Matematyczna szansa losowego wybrania tego samego trzycyfrowego numeru to 1:900. Trudno więc mówić o zbiegu okoliczności. Bardziej prawdopodobny jest celowy wybór nawiązujący do… czegoś. Nie wiadomo tylko, czy właśnie do feralnej maszyny Phaneufa i Vossa.

Pocisk 358 – wiemy, że (prawie) nic nie wiemy?

Ze smutnej konieczności artykuł ten zawiera więcej domysłów niż konkretów. Wciąż nie jest znana irańska nazwa tego uzbrojenia, nigdy też nie zaprezentowano go publicznie w Iranie. Trzeba jednak podkreślić, że Amerykanie mieli możliwość dokładnie się przyjrzeć tej tajemniczej konstrukcji, przechwycili bowiem aż dwa transporty na dauach usiłujących przełamać blokadę morską Jemenu i dostarczyć broń rebeliantom z ugrupowania Ansar Allah.

25 listopada 2019 roku trzy sztuki zabezpieczyła załoga niszczyciela USS Forrest Sherman (DDG 98) typu Arleigh Burke, zaś 9 lutego 2020 roku pięć innych, razem ze 150 przeciwpancernymi pociskami kierowanymi Dehlawie, zarekwirował krążownik USS Normandy (CG 60) typu Ticonderoga. Marynarze US Navy przekazali pociski do Departamentu Obrony. Zostały one przebadane przez amerykańskich specjalistów, a następnie wzięte pod lupę przez panel ekspertów ONZ do spraw Jemenu.



Ich raport odnośnie do incydentu z udziałem Forresta Shermana opublikowany w lutym 2020 roku stał się pierwszą dostępnie publiczną informacją, iż pocisk 358 istnieje. Amerykanie oficjalnie potwierdzili to na briefingu prasowym Dowództwa Centralnego również w lutym, niecały miesiąc po katastrofie E-11A. Wtedy właśnie media poznały nazwę pocisku.

Oficjalne informacje ujawnione przez CENTCOM dokładnie przefiltrowano, ale dziennikarze New York Timesa zdołali wyciągnąć trochę więcej informacji od oficera, który uchylił rąbka tajemnicy anonimowo. Z informacji, które uzyskali, wyłania się obraz niesamowitej wprost – ze względu na koncepcję, choć niekoniecznie skuteczność – broni. W tym momencie konieczna jest wszakże smutna refleksja: wielu autorów (także polskich), którzy pisali o 358, przedstawiało informacje w tonie wyjątkowego odkrycia, uzyskanego jakimiś uprzywilejowanymi kanałami. Otóż nie – po dziś dzień lwia część informacji o 358 znanych na Zachodzie pochodzi właśnie z linkowanego wyżej artykułu. John Ismay i Thomas Gibbons-Neff wykonali kawał solidnej roboty. Wypada przynajmniej wspomnieć ich po nazwisku.

Reporterzy NYT ustalili, że pocisk 358 to broń wielozadaniowa. Jej główne przeznaczenie to zwalczanie celów powietrznych, ale może także razić infrastrukturę naziemną. Mimo że z wyglądu przypomina raczej przeciwpancerny pocisk kierowany, w briefingu określono go jako pocisk manewrujący zdolny do strącenia śmigłowców, a także pionowzlotów MV-22 Osprey. Składa się z trzech głównych części: pary sekcji napędowych (rakietowego przyspieszacza startowego, mającego postać rury biegnącej równolegle do właściwego pocisku, i sekcji napędowej z silnikiem marszowym) oraz sekcji bojowej. Przyspieszacz oddziela się po starcie. W przedniej części pocisku znajduje się głowica termonamiernika, a za nim umieszczono pierścień laserowych zapalników zbliżeniowych.

Pocisk 358 – na pierwszym planie głowica termonamiernika, za nim widoczny pierścień zapalników.
(ONZ)



Pentagon porównał części pocisku ze sprzętem używanym w innym uzbrojeniu używanym przez Iran. W szczególności użyty żyrokompas jest tożsamy z tym, który zastosowano w irańskich bezzałogowych Ghasefach i Sammadach. Moduł nawigacji inercyjnej pasuje do amunicji krążącej IRN-05, której używano przeciw saudyjskiej infrastrukturze naftowej. Po osiągnięciu odpowiedniej prędkości i wysokości lotu zaczyna krążyć w poszukiwaniu odpowiedniego celu. W konfiguracji marszowej ma około 9 stóp (2,74 metra) długości. Pocisk wyraźnie stworzono z myślą o użyciu przez minimalnie wykwalifikowaną obsługę. Może być transportowany podzielony na trzy części, zmontowany w warunkach polowych i odpalony z prymitywnej, prowizorycznej wyrzutni. Paliwem dla silnika marszowego może być zarówno nafta lotnicza, jak i zwykła benzyna.

Co jeszcze ciekawsze, silnik marszowy jest produkcji holenderskiej – jest to Titan produkowany przez firmę AMT Netherlands. Silnik taki waży 3,6 kilograma i kosztuje około 10 tysięcy euro. Moduł nawigacji inercyjnej MTi-100 również pochodzi z Holandii, gdzie wytwarza go Xsens Technologies. Obie firmy legalnie i jawnie wyeksportowały partię tych produktów do Hongkongu i prawdopodobnie właśnie stamtąd, być może za cichą zgodą Pekinu, urządzenia trafiły do Iranu.

Według niektórych publikacji rozwija prędkość przelotową około 500 kilometrów na godzinę na wysokości 8–12 tysięcy metrów. Prawdopodobnie istnieje możliwość sterowania radiokomendowego przez operatora – i właśnie ten czynnik w połączeniu z możliwością dozorowania w powietrzu sprawia, że pocisk 358 klasyfikowany jest jako amunicja krążąca, a nie zwyczajny pocisk przeciwlotniczy. Szacuje się, że po starcie może przelecieć około 100 kilometrów, ale większość tego dystansu przebędzie w pobliżu wyrzutni, wyczekując dogodnego celu. Osiąganie prędkości naddźwiękowej w konfiguracji marszowej należy raczej włożyć między bajki.



Pocisk o takiej konstrukcji nie nadaje się oczywiście do rażenia samolotów na wysokości przelotowej. Wydaje się jednak aż nadto wystarczający do zwalczania śmigłowców (przynajmniej w zawisie) i wolnych bezzałogowych aparatów latających, być może także nisko lecących samolotów przeciwpartyzanckich. Potencjalnie można też sobie wyobrazić użycie go przeciwko samolotom podchodzącym do lądowania. NYT informował, że pocisk 358 był już używany przeciwko amerykańskim dronom latającym w jemeńskiej przestrzeni powietrznej, ale nie odnotowano jeszcze ani jednego trafienia.

Od tego czasu sytuacja uległa jednak zmianie. Wiadomo o przynajmniej jednym przypadku zestrzelenia amerykańskiego UAV-a, za które odpowiada niemal na pewno pocisk 358: w czerwcu tego roku strącony został niewielki dron rozpoznawczy Boeing Insitu ScanEagle. Prawdopodobne pierwsze użycie bojowe pocisku 358 datuje się na grudzień 2020 roku, gdy nad Jemenem spadł należący do saudyjskiego lotnictwa wojskowego bezzałogowiec CASC CH-4B klasy MALE. CH-4 jest największym przedstawicielem rodziny Cai Hong (tęcza), zbliżonej wyglądem i rozmiarami do amerykańskiego MQ-1 Predatora.

Krążą sprzeczne informacje o zdolności atakowania celów naziemnych. Jeśli pocisk 358 może być sterowany radiokomendowo, nic nie stoi na przeszkodzie, aby skierować go manualnie wprost w cel. Michael Knights z The Washington Institute twierdzi jednak, iż istnieje osobna wersja ziemia–ziemia. Pociski w tym odrębnym wariancie miały być użyte do atakowania celów lądowych przez wspierane przez Iran milicje w Idlibie w Syrii 23 września 2021 roku, a być może wcześniej także w marcu.



Czarna flaga w Iraku

Pocisk 358 znów znalazł się w orbicie zainteresowania mediów w drugiej połowie października: w Iraku „odnaleziono” pocisk 358, który według początkowych doniesień miał leżeć w okolicy lotniska w Harirze, w muhafazie Irbil na terenie autonomicznego regionu Kurdystanu. 21 października wspierany przez Kurdów portal informacyjny Szafagh News poinformował jednak, iż pocisk znalazła 52. Brygada Irackich Sił Mobilizacji Ludowej (PMF) nie koło Hariru, ale w pobliżu lotniska wojskowego Tuz Chormatu (wcześniej służącego Amerykanom jako wysunięta baza operacyjna Bernstein), około 80 kilometrów na południe od Kirkuku.

Już na pierwszy rzut oka sprawa wygląda nieco podejrzanie: bojownicy sprzymierzeni z Islamską Republiką Iranu rzekomo odnaleźli przy lotnisku, które kontrolują, pocisk rakietowy pochodzący z Iranu. 52. Brygada „Fawdż Amerli” jest szyicko-turkmeńską grupą blisko współpracującą z wspieraną przez Iran milicją Kataib Hezbollah. Brygada kontroluje tak zwany Obóz Męczenników, znajdujący się kilkanaście kilometrów od miejsca, w którym znaleziono pocisk. Obóz ten jest kluczowym ogniwem w systemie wykorzystywanym przez Siły Ghods Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Dzięki bojownikom tej organizacji drony i rakiety irańskiej produkcji trafiają do irackiej milicji.

„Znaleziony” pocisk 358 ma być prawdopodobnie komunikatem o zagrożeniach przeciwlotniczych dla samolotów i dronów zwiadowczych koalicji walczącej z tak zwanym Państwem Islamskim. Otwarte źródła pozyskujące dane z transponderów pokazują, że Tuz Chormatu jest punktem orientacyjnym na trasie większości tych maszyn podczas przelotu przez północny Irak.



Zdjęcia i okoliczności, w których dokonano rzekomego odkrycia, pozwalają wysnuć wnioski, że pocisk wcale nie spadł na lotnisko, jak twierdzą bojownicy, ale został tam podrzucony, aby dać szansę proirańskim milicjom na jego odnalezienie. Za tym, że nie doszło do jego wystrzelenia przemawia fakt, że na pewno nie zachowałby się w tak dobrym stanie – jest kompletny, ma nawet osłonę chroniącą układ naprowadzania, pozbawiony jest tylko przyśpieszacza startowego.

Wydaje się, że jest to niezdarna próba dezinformacji. Bojownicy konstruują narrację, jakoby niemal stali się ofiarami irańskiego pocisku wymierzonego w ich bazę. Jednocześnie gdyby doszło do rzeczywistych ataków z wykorzystaniem tych pocisków, rzekome odkrycie będzie gotowym zawczasu usprawiedliwieniem. Jeśli jakiś statek powietrzny zostanie strącony nad obszarem kontrolowanym przez 52. Brygadę, będzie ona mogła wskazać pocisk jako „dowód”, że ktoś inny dysponuje tam uzbrojeniem przeciwlotniczym.

Przeczytaj też: Convair XFY-1 Pogo. Nieudany obrońca małych okrętów