Pierwsze dni świętego miesiąca islamu – ramadanu – upłynęły ludności Strefy Gazy w takiej samej atmosferze jak poprzednie kilka tygodni. Nie ziściły się nadzieje na zawarcie rozejmu przed ramadanem. Kryzys humanitarny po­głę­bia się z dnia na dzień, na północy, w okolicy miasta Gaza, panuje klęska głodu (której na szczęście, przynajmniej na razie, udało się uniknąć na południu). Tymczasem stosunki między prezy­den­tem Bidenem a premierem Netanjahu, i tak oziębłe, staną się zapewne jeszcze chłodniejsze.

Krytyczny raport

W przedstawionym Kongresowi dorocz­nym raporcie na temat zagrożeń dla ame­ry­kańskiego bezpie­czeństwa naro­do­wego pojawiła się krytyczna opinia na temat Binja­mina Netan­jahu. Spo­łecz­ność wywiadowcza (jak zbiorczo określa się agencje odpowiedzialne za wywiad, kontr­wywiad i bezpie­czeństwo naro­do­we) doszła do wniosku, że pozycja Bibiego u steru władzy w Izraelu jest zagrożona.



Rzecz jasna, dla zewnętrznego obser­wa­to­ra nie ma w tym niczego odkryw­czego. Jasne, że jest zagro­żona, pozostaje zag­ro­żona od czadu jeszcze przed napaścią Hamasu z 7 października. Tu jednak mamy do czynienia z oficjalnym doku­mentem, który ma wpływać na kierunki amerykańskiej polityki między­na­ro­do­wej. Raport podaje między innymi: „Brak zaufania wobec zdolności Netan­jahu do sprawowania władzy po­głę­bił się i upo­wszech­nił wśród spo­łe­czeń­stwa w po­rów­na­niu z już i tak wysokim pozio­mem [braku zaufania] w okresie przed wojną. Spodzie­wamy się dużych mani­fes­tacji wzywających go do ustą­pie­nia i roz­pi­sa­nia nowych wyborów. […] Możliwe jest powstanie nowego, bardziej umiar­kowanego rządu”.

Już wcześniej rząd Bibiego chwiał się pod naporem manifestacji mających zablo­ko­wać deformę wymiaru sprawiedliwości. Według opozycji Netan­jahu chce refor­mo­wać sądownictwo na wzór Węgier i Polski, a fundamentalnym celem jest dlań ochrona siebie samego przed więzieniem w związku z oskarżeniem o łapownictwo i defraudacje. Po napaści Hamasu pojawiły się kolejne oskarżenia. Premier miał osłabić ochronę granicy z Gazą na rzecz ochrony osadników na Zachodnim Brzegu, a według niektórych doniesień mieć pewne ogólne informacje o nad­cho­dzącym ataku, ale zaniedbał jakich­kol­wiek przygotowań.

Ostatnio zaś – pomimo że społeczeństwo Izraela popiera unicestwienie Hamasu – coraz częściej słychać głosy mówiące, iż kampania Cahalu jest nieprzemyślana, bo bardziej niż Hamas krzywdzi ogół lud­ności Strefy Gazy, a przy tym nijak nie przybliża zwolnienia zakładników. Auto­rzy raportu poniekąd się z tym zgadzają – przewidują, że Hamas będzie stawał opór przez wiele lat, Cahal nie będzie w stanie w pełni zneutra­li­zować jego podziemnej infra­struk­tury, a ludność zostanie zrady­ka­li­zo­wana przez swoje cierpienie. Raport przywołuje również Al‑Kaidę i samo­zwań­cze Państwo Islamskie jako orga­nizacje zains­pi­rowane przez Hamas do rozpo­częcia walki przeciwko Izraelowi i Stanom Zjedno­czonym.



Tymczasem stosunki na linii Netanjahu–Biden, a więc stosunki Izraela z jego naj­waż­niejszym sojusznikiem, są coraz bardziej napięte. Radykalny prawicowiec Itamar Ben Gwir z partii Żydowska Siła otwarcie krytykował pre­zy­denta USA i stwierdził, że Donald Trump byłby lepszy dla Izraela niż Biden. Bibi musiał potem tonować nastroje i publicznie dziękować Bidenowi za wsparcie, ale brak dymisji Ben Gwira oznaczał jedno: Bibiemu zależy na utrzymaniu koalicji (i samego siebie na stołku) bardziej niż na wsparciu Białego Domu.

Odnotujmy niejako na mar­gi­ne­sie, iż iecałe dwa tygodnie temu opub­li­ko­wano wyniki sondażu, z którego wynika, że aż 53% res­pon­den­tów sądzi, że pre­mier prze­ciąga wojnę po to, aby zapew­nić sobie prze­trwa­nie poli­tyczne. Jedynie 35% uważa, że jego celem jest całko­wite zwy­cięstwo.

Biden, rzecz jasna, zapewnia Izraelowi ogromne wsparcie: zorganizował przys­pie­szone dostawy amunicji i wyposażenia (wartych kilkaset milionów dolarów) oraz zapewnia mu osłonę dyplomatyczną na arenie między­na­rodowej. Sprzeciwia się Izraelowi tylko w jednej kwestii: do­pusz­czal­nej skali cierpienia ludności cywilnej. Tylko tutaj podejście Trumpa mogłoby być wymiernie inne. A jeśli przypomnimy sobie, że to między innymi Ben Gwir chciał wysiedlać Palestyń­czyków do Konga, staje się jasne, że właśnie takie wsparcie Waszyngtonu miał na myśli.

Nie ma też żadnej tajemnicy w tym, że Netan­jahu wolałby mieć do czynienia z Trumpem. Obu ich łączą zresztą więzy osobistej przyjaźni. A z drugiej strony Biden na pewno wolałby współpracować z kimś mniej radykalnym i mniej umo­czo­nym, na przykład takim jak były minister obrony Beni Ganc. Ale znów: co kto sobie woli w głębi własnego umysłu to jedna sprawa, a co zostaje wyrażone wprost w majestacie organów państwa, to już zupełnie inna para kaloszy. Niemniej trzeba przypomnieć, że Ganc kilkanaście dni temu na własną rękę – wbrew instrukcjom premiera – spotkał się w Waszyngtonie z wiceprezydentką Kamalą Harris i sekretarzem stany Antonym Blinkenem.



Raport społeczności wywiadowczej to tylko kolejna cegła w murze, który rośnie między prezydentem Stanów Zjed­no­czo­nych a premierem Izraela. Dość wspom­nieć niedawne słowa Bidena, iż Bibi „bardziej szkodzi Izraelowi, niż mu pomaga”. Ale jak głosi stare przysłowie – cegła do cegły, a zbierze się Ściana Płaczu… czy jakoś tak.

Itamar Ben Gwir (z lewej) i jeden z najbar­dziej odra­ża­ją­cych akty­wis­tów prawi­cowych w Izraelu – zaprzy­sięgły kahanista Benci Gopstein, sprze­ci­wiający się jakimkolwiek związkom (osobistym czy zawodowym) Żydów i Arabów, orędownik przemocy wobec chrześcijan i środowisk LGBTQ.
(שי קנדלר, Creative Commons Attri­bution-Share Alike 4.0 Inter­national)

Reakcja Netanjahu

Raport społeczności wywia­dow­czej po­ciąg­nął za sobą oskar­żenia ze strony Jerozolimy, iż administracja Bidena pró­buje obalić premiera i zainsta­lować w jego miejsce kogoś uleglej­szego. Jak informuje The Times of Israel, urzędnik bardzo wysokiego szczebla oświadczył – czy może raczej przypomniał Bidenowi – że premiera Izraela wybierają tylko i wyłącznie obywatele Izraela, a państwo nie jest amerykańskim protektoratem, ale państwem suwerennym i demo­kra­tycz­nym. „Oczekujemy, że nasi przyjaciele będą działać na rzecz obalenia ter­ro­rys­tycz­nego reżimu Hamasu, a nie wy­bra­nego rządu Izraela”, dodał urzędnik.

Izraelski kanał 12 podaje, że mówimy tu o urzędniku najwyższej możliwej rangi, czyli albo o samym premierze, albo o kimś z jego najbliższego kręgu – raczej do­rad­ców aniżeli ministrów. Ewentualnie, dodaj­my półżartem, źródłem mogłaby być żona premiera, Sara, powszechnie uznawana za szarą eminencję. Tak czy inaczej okazuje się, że Bibi wpadł w szał, zapoznawszy się z treścią raportu, i zde­cydował się na otwartą konfrontację.



W przemówieniu do konferencji AIPAC-u Bibi stwierdził, że jest wdzięczny Bide­nowi i jego administracji za wsparcie, ale podkreślił przy tym, że Izrael wygra wojnę nie­zależnie od wszystkiego. Głównym celem ma być teraz znisz­czenie ostatnich batalionów Hamasu w Rafah, które w przeciwnym razie staną się fundamentem odro­dzenia całej or­ga­ni­zacji terro­rys­tycz­nej. AIPAC to organizacja lobbingowa zrzeszająca Amerykanów pochodzenia żydowskiego, ale raczej tych o poglądach konserwa­tywnych, podczas gdy demo­kraci skła­niają się ku mniejszej J Street.

Właśnie w tym wystąpieniu premier nie tylko podziękował Bidenowi, ale też wbił mu szpilę.

– Nie można twierdzić, że popiera się prawo Izraela do istnienia, a potem sta­wać przeciwko Izraelowi, kiedy korzysta z tego prawa – grzmiał Bibi. – Nie można twierdzić, że popiera się cel Izraela, czyli znisz­czenie Hamasu, a potem stawać prze­ciwko Izraelowi, kiedy podejmuje dzia­łania nie­zbędne do osiąg­nięcia tego celu. Nie można twierdzić, że jest się przeciw­nikiem hama­sowskiej strategii używania żywych tarcz, a potem zrzucać winę na Izrael za ofiary cywilne na skutek użycia przez Hamas tej cynicznej strategii.

– Dla Izraela każda śmierć osoby cywilnej to tragedia – pod­kreś­lił Netanjahu. – Dla Hamasu każda śmierć osoby cywilnej to strategia. Jest niesłuszne i niemoralne żądać od Izraela takiego działania na rzecz uniknięcia ofiar cywilnych, jakiego nie żąda się od nikogo innego na świecie.

Wreszcie Bibi dodał – bez wątpienia raczej z myślą o Bidenie aniżeli o człon­kach AIPAC-u – że „przy­tła­cza­jąca więk­szość Amerykanów stoi po naszej stronie”.



Amerykańskie media informują, że Biden planuje wstrzymać pomoc wojskową dla Izraela, jeśli ten rozpocznie pełnoskalową bitwę o Rafah. Doradca do spraw bez­pie­czeń­stwa narodowego Jake Sullivan pod­wie­dział jednak, iż doniesienia to czyste spekulacje i że nie będzie się zajmował gdybaniem. Przypomniał również, że Izrael nie może liczyć na wsparcie Waszyngtonu w Rafah, jeżeli nie przed­stawi planu ewakuacji ponad miliona wege­tu­jących tam cywilów.

Dostawy

Według hamasowskiego ministerstwa zdrowia od 7 października w Strefie Gazy zginęło 31 174 osoby, a prawie 73 tysiące zostało rannych. Według Izra­el­czy­ków wyeli­mi­no­wano około 13 tysięcy hama­sowców, a do tego jeszcze około tysiąca w samym Izraelu bez­po­średnio po napaści. Bardziej wiarygodne dane o liczbie ofiar poznamy zapewne naj­wcześ­niej za kilka lat, ale nie ulega wątpliwości, że setkom tysięcy Gazań­czyków i Gazanek grozi głód. Dla tysięcy osób podstawą diety stał się dziko rosnący ślaz, zbierany na polach i przy drogach. Wprawdzie potrawy z tej rośliny zawsze były popularne w tym zakątku świata, ale fundamentem wyżywienia stają się jedynie w czasach kryzysu.

Amerykańskie siły powietrzne kontynuują zrzuty zaopatrzenia. Dziś z dwóch Her­cu­lesów i jednego Globe­mas­te­ra III zrzu­co­no 35 712 posiłków i 28 800 butelek wody. Użycie C-17 po raz pierwszy w historii tej operacji humanitarnej świad­czy o gotowości Waszyngtonu do zwiększania jej skali.



Jak już kilkakrotnie pisaliśmy, taka metoda dostaw jest efektowna, ale to tylko kropla w morzu. Dzienne zapo­trze­bo­wa­nie Strefy Gazy szacuje się w prze­li­cze­niu na 500 samochodów ciężarowych. Most powietrzny musiałby wykonać ponad 250 samolo­to­lotów dziennie (do­kład­na liczba zależałaby od typów użytych maszyn). Zrzuty mają więc znaczenie bardziej symboliczne niż realne, są środkiem nacisku na Izrael, aby ten bardziej zaangażował się w dbanie o los gazańskich cywilów.

Większe znaczenie będzie mieć tym­cza­sowy port, który Amerykanie chcą po­sta­wić na gazańskim wybrzeżu. O możliwych metodach jego budowy pisaliśmy tutaj. On również nie wystarczy do zaspo­ko­je­nia całości potrzeb, ale też prawda jest taka, że nie musi. Zarówno port, jak i zrzuty mają docelowo być jedynie uzu­peł­nie­niem dostaw lądowych i pozwolić mają na złagodzenie kryzysu tam, gdzie jest naj­bar­dziej dotkliwy, czyli na pół­nocy. Trzeba też pamię­tać, że zrzuty to ryzy­kowna ope­racja. W ubieg­łym tygod­niu uster­ka spado­chro­nu sprawiła, iż jedna pa­leta zabiła pięć osób.

Większość zaopatrzenia powinna do­cie­rać drogą lądową, a Egipt i Jordania same bez problemu są w stanie zebrać dość żyw­ności i leków, aby zaopiekować się całą ludnością Strefy Gazy. Szkopuł w tym, że z różnych względów dostawy nie przebiegają optymalnie.

Waszyngton sądzi, iż przynajmniej część winy za ten stan rzeczy ponosi Izrael, który mógłby otworzyć dwa dodatkowe, obecnie zamknięte, przejścia graniczne i udrożnić tym sposobem szlaki trans­por­towe. Blinken powiedział dziś, że Świa­towy Program Żywnoś­ciowy wznowił dostawy do Gazy, przybył również pierwszy transport z Maroka, wpuszczony przez przejście gra­niczne Kerem Szalom, leżące przy trójstyku granic Izraela, Egiptu i Strefy. Przyznał jednak, iż to wciąż za mało, i wezwał Izrael nie tylko do otwarcia istnie­jących przejść, ale także do stwo­rzenia nowych (do tej pory usta­no­wiono jedno).



Wczoraj cztery okręty US Army (tak, amerykańskie wojska lądowe dysponują własnymi okrętami) wyszły w morze i ruszyły w kierunku Morza Śród­ziem­nego i dalej – Gazy. Są to okręt trans­portowy USAV SP4 James A. Loux (LSV 6) typu General Frank S. Besson oraz trzy duże barki desan­towe typu Runnymede: USAV Monterrey (LCU 2030), USAV Matamoros (LCU 2026) i USAV Wilson Wharf (LCU 2011). Podążają one śladem USAV General Frank S. Besson Jr. (LSV 1), który wyszedł w morze trzy dni temu.

Wszystkie okręty obsadzone są przez żołnierzy 7. Brygady Trans­portowej, po­wszech­nie uzna­wanej za najczęściej roz­miesz­czany oddział amerykańskich sił zbrojnych. Rejs do Gazy zajmie niestety kilka tygodni, a potem rozstawienie prowizorycznego pirsu Trident potrwa kolejne dni. Łącznie mówimy – w naj­gor­szym razie – o blisko dwóch miesią­cach. Gdy jednak insta­lacja będzie gotowa, będzie mogła przyj­mować i przeka­zywać 2 miliony posił­ków dzien­nie, co oznacza za­spo­ko­je­nie potrzeb jednej trzeciej miesz­kańców Strefy Gazy. Na razie nie wiemy jednak nicze­go o plano­wanym systemie dystrybucji.

Rozejm

Wydaje się, że negocjacje w sprawie rozejmu utknęły w martwym punkcie. Raz jeszcze Blinken: „Choć pracujemy nad zwiększe­niem pomocy humani­tarnej wszel­kimi nie­zbęd­nymi środkami, naj­sku­tecz­niej­szym sposobem na osiąg­nięcie tego celu jest zawieszenie broni i stworzenie środowiska znacznie bardziej sprzyjającego przekazywaniu pomocy. Obecnie na stole leży bardzo mocna propozycja. Pytanie brzmi, czy Hamas ją przyjmie? Czy Hamas chce zakończyć cierpienie, które sam wywołał? To pytanie wciąż obowiązuje, ale mogę powiedzieć, że każdego dnia, niemal co godzinę, intensywnie prowadzimy roz­mowy z Katarem i Egiptem, aby spraw­dzić, czy możemy uzyskać poro­zu­mienie o zawie­szeniu broni, które uwolni zakład­ników, zapewni większą pomoc i być może stworzy drogę do trwalszego, sta­bil­niej­szego roz­wiązania”.

twitter.com/idfonline