O godzinie 7.00 czasu lokalnego – 6.00 czasu polskiego – dobiegła końca kolejna doba rozejmu między Cahalem a Hamasem. Sześć minut później Izraelczycy zakomunikowali, że Hamas naruszył porozumienie o rozejmie, odmówił zwolnienia ostatnich przetrzymywanych kobiet i dzieci, a ponadto już godzinę wcześniej ostrzelał terytorium Izraela pociskami rakietowymi. W związku z tym Cahal wznowił działania bojowe w Strefie Gazy.

Niedługo potem w kolejnym komunikacie oznajmiono, że izraelskie lotnictwo rozpoczęło bombardowanie obiektów Hamasu. Doniesienia o uderzeniach lotniczych spływają między innymi z Bajt Lahiji na północy Strefy, Muchajjam al-Maghazi w jej centralnej części oraz Al-Karary i Rafah na południu.

Celem nalotu stało się także Chan Junus, drugie co do wielkości miasto w Strefie Gazy. Bomba uderzyła między innymi w czwarte piętro pięciopiętrowego budynku mieszkalnego. Budynek przetrwał atak w stosunkowo niezłym stanie, co sugeruje, że celem było konkretne mieszkanie z konkretnymi ludźmi (lub ewentualnie obiektami) w środku.



Gazańscy dziennikarze informują, że na Chan Junus oprócz bomb spadają także izraelskie ulotki. Cahal obwieszcza, że Chan Junus jest traktowane jako strefa działań wojennych (to te czerwone słowa na samym dole) i że mieszkańcy powinni się ewakuować w stronę Rafah (gdzie znajduje się przejście graniczne z Egiptem). Pojawiają się spekulacje, iż już dzisiaj może ruszyć druga ofensywa lądowa, mająca objąć także południową połowę Strefy.

Washington Post informuje, że komunikat o wznowieniu walki opublikowano mniej więcej w tym samym czasie, kiedy goszczący w Izraelu amerykański sekretarz stanu Antony Blinken jechał z hotelu do portu lotniczego imienia Dawida Ben Guriona, aby odlecieć do Zjednoczonych Emiratów Arabskich (gdzie ma wziąć udział w szczycie klimatycznym). Jak pisaliśmy wczoraj wieczorem, Blinken uzyskał od Netanjahu zapewnienie, iż Izrael sformułuje „jasny plan” ochrony cywilów w toku dalszych działań bojowych i wprowadzi go w życie, zanim Izrael wznowi ofensywę na południu.

Wiadomo, że wciąż trwają rozmowy między Hamasem a Izraelem za pośrednictwem katarskich i egipskich mediatorów. Jest więc nadzieja na drugą rundę rozejmu.

Aktualizacja (8.55): Hamasowskie ministerstwo zdrowia informuje, że w ciągu pierwszych dwóch godzin tej nowej fazy wojny zginęło już ponad dwadzieścia osób, w tym dziewięć w Rafah i dwie w tak zwanym Hamad Town – osiedlu pod Chan Junus ufundowanym przez emira Kataru Tamima ibn Hamada (właśnie w Hamad Town stoi opisywany powyżej budynek ze zbombardowanym jednym piętrem). Tymczasem na Zachodnim Brzegu prawdopodobnie będzie dziś wrzało. Izraelczycy prawdopodobnie wkrótce wyburzą dom sprawców wczorajszego zamachu terrorystycznego na obrzeżach Jerozolimy. Zginęły w nim cztery osoby, a sześć zostało rannych. Od 7 października izraelskie służby bezpieczeństwa aresztowały 3390 Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu, dziś ta liczba zapewne znacząco wzrośnie.



Atak przeprowadzony przez braci Murada i Ibrahima Nemerów najpewniej będzie miał także poważne reperkusje polityczne w samym Izraelu. Przypomnijmy, że terroryści zabili tak naprawdę trzy osoby. Czwarty zabity, Juwal Doron Castleman, został zastrzelony przez izraelskich żołnierzy. Castleman, były pracownik służb bezpieczeństwa, jako pierwszy ruszył do walki z zamachowcami. Chwilę potem do akcji wkroczyli także dwaj żołnierze będący na przepustce. Uznali oni Castlemana za trzeciego terrorystę i – pomimo że ten upadł na kolana z rękoma w górze i głośno oznajmił, iż się poddaje – zabili także jego. Dziś Juwal Castleman świętowałby 38. urodziny.

W prawicowych mediach, zwłaszcza tych sprzyjających partii Żydowska Siła ministra Itamara Ben Gwira, już rozpoczęła się kampania broniąca tych żołnierzy. Castleman został jakoby przypadkowo postrzelony, a nie celowo – choć oczywiście omyłkowo – zabity. Izraelski dziennikarz Ido Ben Badżi przewiduje, że zacznie się także szukanie haków na Castlemana, tak aby przedstawić go jako wroga prawicy i tym sposobem zapobiec fali jakiegoś głębszego współczucia.

Aktualizacja (15.10): Podczas gdy izraelskie lotnictwo zrzuca bomby na Strefę Gazy, New York Times zrzucił własną bombę dziennikarską na rząd Bibiego Netanjahu. Dziennikarze Ronen Bergman (autor wydanej także w naszym kraju książki Powstań i zabij pierwszy) i Adam Goldman informują, że izraelskie służby bezpieczeństwa znały plany ataku, do którego doszło 7 października, z ponadrocznym wyprzedzeniem – ale zignorowały zagrożenie. Jak świadczą dokumenty, do których uzyskali dostęp Bergman i Goldman, analitycy Cahalu i wywiadu po lekturze zdobytych materiałów uznali te plany jedynie za wyraz wielkich ambicji, zbyt trudnych do realizacji w praktyce.



To kolejny cios w reputację Bibiego, który zwłaszcza w ostatnich latach opierał swoją politykę na wizerunku tego, który może i ma wady, ale najlepiej zadba o bezpieczeństwo Państwa Żydowskiego. Przypomnijmy, że tuż po 7 października wyszło na jaw, że na czas trwania święta Jom Kipur Sztab Generalny rozlokował na obszarze Zachodniego Brzegu i wzdłuż tak zwanego muru bezpieczeństwa aż dwadzieścia sześć batalionów, z których wiele normalnie odpowiadało właśnie za zabezpieczenie granicy ze Strefą Gazy. Tymczasem do ochrony cudu techniki, jakim jest ogrodzenie wokół Gazy, pozostawiono około półtora żołnierza na kilometr granicy.

Co gorsza, w planach zdobytych przez izraelski wywiad – nadano im wewnętrzny kryptonim „Mur Jerycha” – znajdowały się także szczegółowe informacje na temat sił i infrastruktury Cahalu, w tym węzłów łączności. Pojawiają się wobec tego pytania, czy przypadkiem Izrael nie ma przecieków na wysokich szczeblach aparatu bezpieczeństwa.

Jakby tego było mało, na trzy miesiące przed atakiem Hamasu analityczka z Jednostki 8200 ostrzegała, że Hamas przeprowadził intensywne całodzienne ćwiczenia, których scenariusz wyraźnie pokrywał się z plamami „Muru Jerycha”. Jak pisze NYT, pułkownik z Dywizji Gazańskiej, odpowiedzialnej za zabezpieczanie granicy, uznał scenariusz ćwiczeń za wydumany. Analityczka podkreśliła, że plan (a więc i ćwiczenie) zakłada nie mały rajd, ale wojnę w pełnym tego słowa znaczeniu. W dyskusję zaangażowało się więcej osób, ale poza kilkoma wyjątkami obawy analityczki najwyraźniej całkowicie zignorowano.



Jeśli wszystkie te informacje są prawdziwe, „Potop Al‑Aksa” już po raz drugi okaże się największą klęską Izraela od czasu wojny Jom Kipur. Władze cywilne i wojskowe starały się dotąd przedstawiać 7 października jako porażkę tylko na szczeblu operacyjnym i taktycznym, zawsze z niewypowiedzianym zastrzeżeniem: „nikt nie byłby w stanie tego przewidzieć”. Teraz widać, że owszem, przy dostępnych informacjach ktoś powinien był przewidzieć. Decyzja o osłabieniu sił przy barierze granicznej staje się w tym kontekście na wskroś niewybaczalna.

Hamas zrealizował „Mur Jerycha” ze zdumiewającą dokładnością. Bergman i Goldman zwracają uwagę, że pokrywają się wszystkie istotne punkty: salwa rakietowa na początek, aby przyciągnąć uwagę izraelskich żołnierzy i zapędzić ich do schronów, użycie dronów do zniszczenia automatycznych posterunków wzdłuż ogrodzenia, użycie motoparalotni do szybkiej infiltracji czy przełamanie zapory małymi grupami w kilku miejscach, a także skupienie ataku na bazie wojskowej Re’im – garnizonie Dywizji Gazańskiej. Przeprowadzono także rozległą łapankę zakładników.

Aktualizacja (20.10): Barak Rawid z Axiosa pisze, iż „po załamaniu się rozejmu – i wbrew prośbom administracji Bidena – Izrael zmniejszył ilość pomocy humanitarnej wpuszczanej do Gazy”. Uzasadnienie jest proste: do tej pory dostawy realizowano w skali uzgodnionej w ramach porozumienia o zawieszeniu broni. W trakcie przerwy w walkach do Strefy Gazy dopuszczano ponad 200 samochodów ciężarowych z towarami pierwszej potrzeby, dzisiaj było to zaledwie kilkadziesiąt, w tym ani jednego z dostawą paliwa.

Aktualizacja (23.50): Według izraelskiego dziennika Ha-Arec przywódcy większości państw arabskich zakulisowo popierają wojnę Izraela z Hamasem. Rzecz jasna, publicznie władze krajów takich jak Egipt czy Jordania muszą potępiać Izraelczyków i wyrażać solidarność z Palestyńczykami. Tego oczekuje arabska „ulica”. W bezpośrednich kontaktach przedstawiciele zarówno tych dwóch krajów, jak i części państw znad Zatoki Perskiej, zachęcają jednak Izrael do kontynuowania wojny aż do zniszczenia Hamasu. Organizacja jest bowiem postrzegana jako destabilizująca i, w swoim „zapale rewolucyjnym”, potencjalnie groźna także dla krajów ościennych.

twitter.com/idfonline