Porozumienie między Somalilandem a Etiopią ponownie zwróciło uwagę spo­łecz­noś­ci międzynarodowej na sytu­ację w Afryce Wschodniej. Mimo pozornie niemal jedno­głoś­nego wspie­ra­nia jed­ności tery­torial­nej Somalii coraz częściej podno­szone są głosy kwestio­nu­jące sens polityki „jednej Somalii”. Tendencje odśrodkowe od lat stanowią jeden z naj­więk­szych prob­lemów, z którymi boryka się kraj, ale od dawna nie podważano tak głośno sensu utrzy­my­wania Somalii w obecnych granicach.

Jedna Somalia?

Integralność terytorialna Somalii od lat pozostaje bardziej koncepcją polityczną niż opisem realiów w Rogu Afryki. Dzięki strate­gicz­nemu położeniu kraj od po­cząt­ku zjedno­cze­nia miał szansę zostać jednym z najważniejszych graczy w regio­nie Afryki i Bliskiego Wschodu. I rze­czy­wiś­cie, w czasach zimnej wojny i ry­wa­li­za­cji z sąsiednią Etiopią Somalia miała ogromne ambicje. Okazały się one jednak przyczyną upadku. Mogadiszu w wyniku tendencji odśrodkowych, klęski suszy i rosnących w siłę muzułmańskich radykałów traciło kontrolę nad coraz większymi połaciami terytorium.



Ostatecznie Unia Trybunałów Islamskich, a później Asz-Szabab, została wyparta przez międzynarodową koalicję. Bojow­nicy zostali zmuszeni do zajęcia pozycji na terenach nie­zur­ba­ni­zo­wanych i porzu­cenia bez­po­śred­niej kontroli nad mias­tami. Kryzys obnażył słabość państwa po upadku wojskowej dykta­tury generała Barrego. Społeczność między­na­ro­dowa nadal utrzymy­wała, że integral­ność tery­torialna kraju jest założeniem, które nie będzie kwestio­nowane.

Wojna domowa wymusiła utworzenie dość luźno powiązanej federacji, której elementy powinny przynajmniej teo­re­tycz­nie podlegać rządowi w Mogadiszu. Słabość administracji państwowej wyko­rzys­ty­wana jest jednak przez klany, które stanowią centrum politycznego życia Somalii. Powiązania rodzinne to jedna z najważniejszych cech każdego kandydata na urząd. Lojalność również skierowana jest do „swoich”, a nie do państwa jako takiego. W tym aspekcie bardzo jasno widoczna jest spuścizna czasów kolo­nial­nych. Sytuacji nie ułat­wiało również kojarzenie władzy centralnej z brutalną dyktaturą. Jest to mieszanka, w której trudno oczekiwać, że klany będą wspierać jakiekolwiek próby centralizacji.

Zaufanie do państwa podkopuje również gotowość kolejnych rządów do negocjacji z Asz-Szabab. O ile ciężar walki z eks­tre­mis­tami spada w dużej mierze na siły lokalne i międzynarodowe, o tyle pro­wa­dze­nie rozmów politycznych zdomi­no­wane jest przez inicjatywy Mogadiszu. Przykładem może tu być wejście do rządu Mukhtara Robowa, znanego również jako Abu Mansur. Były terrorysta oddał się w ręce somalijskich sił bezpieczeństwa w sierpniu 2017 roku. Wciąż pozostaje najwyższym rangą bojownikiem, który dobrowolnie złożył broń. W organizacji pełnił funkcję rzecznika prasowego.



Mukhtar Robow przeszedł w 2000 roku przeszkolenie pod okiem talibów w Afganistanie, a po powrocie do Somalii szybko zdobył wysoką pozycję w sze­re­gach Asz-Szabab. Poczuł się na tyle silny, że spróbował walczyć o przejęcie władzy w organizacji. Nie docenił jednak prze­ciw­ni­ków i wraz z lojalnymi bojownikami uciekł, powołując grupę Aro Aro – tak zwane Pająki.

Wiele Somalii?

Luźna federacja, jaką obecnie jest So­malia, musi się mierzyć z silnymi tendencjami odśrodkowymi. Regiony cieszą się dużą autonomią i na co dzień często funkcjonują z niewielkim kon­tak­tem z rządem centralnym. Sprawia to, że lokalne elity postrzegają same siebie jako niezależne podmioty, dość niechętnie reagujące na jakiekolwiek próby umoc­nie­nia z więzi z Somalią.

Najbardziej jaskrawym przykładem de facto niezależnej republiki jest Somali­land. Rządząca w nim elita z klanu Iszak doświadczyła przestępstw wojen­nych ze strony wojskowej dyktatury generała Barrego i postawiła na niezależność. Wobec trudnej historii Somalilandczycy stanowczo odrzucają ideę zjednoczonej Somalii. Należy przyznać, że mają ku temu bardzo solidne powody. W przeciwieństwie do Somalii Somaliland zdołał zabezpieczyć swoje terytorium, tworząc republikę. Regularne, demo­kra­tyczne wybory, bezpieczeństwo i stabilność nie są jednak wystarczającymi przesłankami dla uzna­nia nie­pod­leg­łości, o którą Somaliland zabiega od 1991 roku.

Republiki nie tylko pozostają w konflikcie z rządem centralnym, ale również pro­wa­dzą walki między sobą. W lutym 2023 roku Somaliland krwawo stłumił protesty w Las Anod. Wówczas lokalna starszyzna klanu Dhulbahante oskarżyła siły bez­pie­czeń­stwa o prze­pro­wa­dze­nie ludo­bój­stwa i ogłosiła zamiar secesji. Pojawiły się pogłoski, że rodzące się wówczas Khaatumo będzie tworem krótkotrwałym, a klan ma zamiar połączyć się z Somalią. Byłoby to ogromnym ciosem wize­run­ko­wym w Somaliland. Rząd w Hargejsie zdecydował się więc na zbrojne zmuszenie starszyzny do porzucenia zamiarów związania się z Mogadiszu.



Wybuchły walki, które trwały ponad dziesięć miesięcy. Nie był to konflikt o wysokiej intensywności, jednak odno­to­wano przy­padki ostrze­la­nia (prawdo­po­dob­nie nie­za­mie­rzo­nego) ludności cywil­nej. Liczba ofiar chao­tycz­nego ostrzału nie była jednak tak wysoka, jak początkowo się obawiano. W kilku­mie­sięcz­nych starciach zginęło sto osób, jednak aż sześćset zostało rannych. Konflikt w Las Anod nie przyciągnął wzroku między­naro­dowej opinii pub­licz­nej, a na walczących nie była wywierana międzynarodowa presja.

Sukces polityczny Somalilandu stanowi jednak skrajny przykład. Większość republik tworzących Somalię nie mogą cieszyć się podobnym poziomem stabil­ności. Mimo to również one często działają w opozycji do Mogadiszu. 31 marca graniczący z Somalilandem Puntland odmówił dalszego uznawania władz centralnych. Była to odpowiedź na próbę przyjęcia zmian konstytucyjnych wprowadzających większą centralizację. Władze w Garoowe stwierdziły, że żadne zmiany dotyczące Puntlandu mogą być przyjęte jedynie po uzyskaniu zgody w referendum.

Niechęć do rządu centralnego wynika również z poczucia porzucenia. Władze w niewielkim stopniu wspierają admi­nis­tracje lokalne w rozwiązywaniu nawet najbardziej palących problemów. W Galmudugu i Dżubalandzie od dekad postępuje degradacja środowiska natu­ral­nego uderzająca w społecz­ności pasterskie. Dochodzi również do walk o dostęp do źródeł wody pitnej. Wymie­rzanie sprawiedliwości w dużej mierze przeka­zano starszyznom klan­owym, które często okazują się efektywniejsze niż organy państwa.



Pozornie wszystkim podmiotom powinno zależeć na tym samym: bezpieczeństwie i stabilności. Mimo to trudno wyobrazić sobie osiągnięcie tych podstawowych celów w obecnym układzie polityczno-admi­nis­tra­cyj­nym. Utrzy­my­wa­nie pozor­nie zjed­no­czo­nej Somalii jest jednak wygodne dla społecz­ności między­na­ro­do­wej, która obawia się potencjalnej implozji Afryki. Pamiętając klęskę, jaką zakończyło się uznanie Sudanu Połud­nio­wego, globalni gracze niechętnie pod­chodzą do rewizji granic na kon­ty­nen­cie. Dlatego trudno spodziewać się uznania podmiotów takich jak Azawad, Ambazo­nia czy właśnie Somaliland.

Interesy zamiast deklaracji

Jeśli pojawia się wola polityczna, formalne deklaracje schodzą na dalszy plan. W taki sposób doszło do podpisania umowy między Somalilandem a Etiopią. Poro­zu­mie­nie zakłada wydzierżawienie ziemi pod budowę portu wojskowo-cywilnego w nieuznawanej republice w zamian za oficjalne uznanie niepod­leg­łości. Układ wywołał wrzenie w Somalii.

Etiopia od lat stara się umocnić swoją rolę jako kraju tranzytowego dla regio­nal­nego handlu we wschodniej części Afryki, przy okazji zyskując dostęp do strategicznych portów. Nadal dla krajowej gospodarki kluczowy jest jeden szlak: przez rozbudowane dzięki chińskiej in­wes­tycji połączenie kolejowe do Doraleh (będącego przedłużeniem portu w Dżibuti) transportowanych jest około 95% wszystkich towarów eks­por­to­wa­nych przez Etiopię.



Negocjacje ze wschodnioafrykańskimi partnerami okazały się mało owocne. Większość sceptycznie odnosiła się do morskich ambicji Etiopczyków. Skłoniło to rząd do otwarcia się na kontakty z poło­żo­nymi w Rogu Afryki państwami nie­uzna­wa­nymi. Wśród nich naj­po­waż­niej­szym, i osta­tecz­nie naj­bar­dziej otwartym na współpracę okazał się Somali­land. Etiopia zdobyłaby dostęp do pełno­morskiego portu, a Somaliland zostałby uznany za niepodległy przez kolejne państwo. Nie byłby to wyłącznie symbo­liczny gest, ponieważ otworzyłby nowe możliwości w zakresie współpracy gospodarczej, politycznej i wojskowej na linii Addis Abeba–Hargejsa.

Ogłoszone na początku stycznia 2024 porozumienie zakładało dokładnie to: dostęp do portu w zamian za uznanie niepodległości. Od początku było jasne, że w przypadku tego układu naj­waż­niej­szy jest aspekt militarny. Port ma stać się bazą etiopskiej marynarki wojennej. Zgodnie ze szczegółami umowy Etiopia ma wydzierżawić pas wybrzeża o długości 20 kilometrów na minimum 50 lat. Oczywiście Mogadiszu pozostaje w opo­zy­cji do jakich­kol­wiek porozumień między nieuzna­wanymi republi­kami a part­ne­rami zewnętrz­nymi. Ale czasami próby nacisku jedynie pokazują niemoc administracji central­nej. Tak jest w przypadku wezwań do zamknięcia etiop­skiej ambasady w Hargejsie.

AMISOM Public Information / Ilyas A. Abukar