Konflikt wokół Ambazonii w ostatnich latach nieco stracił na inten­syw­ności. Przez większość czasu ograniczał się do terytorium Kamerunu, jednak odżył wraz z nawią­zaniem kontaktów między Amba­zoń­czykami a separatystami zwią­za­nymi z Biafrą. Tego rodzaju przy­mierze grozi rozlaniem się konfliktu na Nigerię. Abudża nie może sobie pozwolić na wybuch kolejnego konfliktu wewnętrz­nego, dlatego spodziewana jest wspólna kame­ruńsko-nige­ryjska ofen­sywa prze­ciw­ko połączonym siłom separatystów.

Napięcia towarzyszą Kamerunowi od uzyskania niepodległości na przełomie 1960 i 1961 roku. Linią podziału nie jest jednak pochodzenie etniczne, przy­na­leż­ność kulturowa czy wyznawana religia, lecz język. Mieszkająca głównie w zachodniej części kraju ludność anglo­ję­zyczna stara się zwrócić uwagę na dyskryminację, której doświadcza ze strony francuskojęzycznej większości. Brak znajomości języka francuskiego uniemożliwia znalezienie dobrze płatnej pracy i podjęcie nauki w wielu szkołach.

Skąd wzięła się anglofońska mniejszość w Kamerunie? Przyłączenie dwóch zachod­nich prowincji w 1961 roku jest efektem skomplikowanego procesu dekolonizacji Afryki. W przeciwieństwie do wielu innych zakątków kontynentu nie wybuchła tu wojna domowa, lecz zorganizowano plebiscyt. Objęte nim tereny, zarządzane do tej pory przez Wielką Brytanię, mogły zdecydować o swojej przyszłości. Wybór w rzeczy­wis­tości sprowadzał się tylko do pytania, z kim się połączyć – z Nigerią czy Kamerunem?



Na przełomie 2016 i 2017 roku doszło do intensywnych walk. Oddziały sepa­ra­tys­tów i rządowe atakowały, zupełnie nie licząc się z losem ludności cywilnej. Porwania, ataki na konwoje huma­nitarne czy ostrzał wsi podejrze­wanych o sprzyjanie przeciw­nikowi stały się codzien­nością.

Początkowo rząd liczył, że rebelię uda się zdławić zbrojnie. Do objętych walkami regionów wysłano dodatkowe siły, porozu­miano się z sąsiednią Nigerią w sprawie uszczel­nienia granicy i zaczęto regularne przecze­sywanie dżungli w poszu­kiwaniu kryjówek party­zantów. Szybko okazało się, że żadna ze stron nie jest w stanie zwyciężyć w sposób jedno­znaczny. Kame­ruński rząd zdecy­dował się więc na przedłużenie konfliktu i rozbi­janie spójności wewnętrz­nej bojowników, którzy sami określają siebie jako Amba Boys.

Do tej pory konflikt związany z anglofońskimi separatystami dopro­wa­dził do śmierci ponad 6 tysięcy osób. Około 760 tysięcy osób musiało opuścić swoje domy. Większość stała się uchodźcami wewnętrznymi, jednak aż 70 tysięcy Kameruńczyków wyjechało do Nigerii. Niepokoje na pograniczu wywołały regionalny kryzys humani­tarny. Obecnie nawet 1,7 miliona osób może potrzebować pilnej pomocy materialnej. Oprócz walk cywile najbardziej ucierpieli z powodu blokady ekonomicznej.



Należy również wspomnieć, że w mediach społecznościowych pojawiły się doniesienia o próbie nawiązania przez Ambazoń­czyków kontaktu z Rosją i Grupą Wagnera. Nie wiadomo, czy doszło do kontaktów między separatystami a rosyj­skimi najemnikami, ale niektóre frakcje Amba Boys popierają takie rozwiązania.

Nigeryjska interwencja?

Na przełomie 2023 i 2024 roku konflikt uległ rozmyciu. Intensywność znacząco spadła, a wielu bojowników porzuciło walkę przekształcając się w grupy kryminalne. Nie oznacza to jednak, iż anglofonowie całkowicie porzucili swoją sprawę. Separatyści skutecznie desta­bi­li­zują obszar na pograniczu Kamerunu i Nigerii. Wagę sytuacji w regionie obrazują wydarzenia w Belegete.

W grudniu 2023 roku bojownicy opanowali tę niewielką wieś położoną w trudno dostępnym terenie i całkowicie odcięli do niej dostęp, od strony zarówno Kamerunu, jak i Nigerii. Podczas walk zginęły dwie osoby, w tym lokalny wódz Francis Ogweshi. Rząd w Abudży miał rozważać przepro­wadzenie uderzenia z powietrza w celu odbicie Belegete. Osta­tecznie nie doszło do operacji, a separa­tyści wycofali się do dżungli.

Z perspektywy Nigerii tego rodzaju niepokoje na pogra­niczu nie są niczym niezwykłym. Kilka tlących się od lat konfliktów wewnętrz­nych sprawiło, że to, co działo się na zachodniej granicy, nie zwróciło większej uwagi. Uległo to jednak zmianie, gdy kameruńscy separa­tyści weszli w sojusz wojskowy z Rdzennymi Ludami Biafry (IPOB) – organizacją walczącą o niepodległą Biafrę. Zagrożenie konfliktem zbrojnym na całej długości wybrzeża jest znacznie większym nie­bez­pie­czeń­stwem niż pojedyncze ataki na położone na końcu świata wsie.



IPOB i Ambazończycy mają regularnie przeprowadzać wspólne ćwiczenia wojskowe i utrzymywać bliskie relacje, ale do tej pory nie doszło do zorganizowanej operacji obu grup. Poważnym prob­le­mem jest jednak brak adekwat­nych działań ze strony zarówno Nigerii, jak i Kamerunu. Oba państwa wyraźnie stawiają na siłowe rozwią­zanie problemów bez prób zidentyfikowania i likwidacji sedna niepokojów. Należy również pamiętać, że żołnierze obu państw wielokrotnie byli oskarżani o przestępstwa wobec cywilów.

Brutalność i stosowanie kar zbiorowych wobec całych wsi oskarżanych o sympa­ty­zo­wanie z separatystami nie ułatwiają współpracy z lokalną ludnością. Wielu mieszkańców tak samo obawia się ukrywających się w dżungli partyzantów, jak i funkcjonariuszy państwa. Kraje współpracują w zakresie walki przeciwko Boko Haram; widząc umiarkowany sukces w tym zakresie, próbowały prze­nieść tę strategię działania na południe.

Bojowników łączy jeszcze jeden wspólny wróg: Fulanie. Konflikty z ludnością muzułmańską stanowi kolejną warstwę nakładającą się na dążenia nie­pod­leg­łoś­ciowe. W większości chrześci­jańscy separatyści twierdzą, że ich przeciwnicy są sponso­rowani przez rząd, których cudzymi rękami próbuje załatwiać swoje sprawy. Jest to częś­ciowo prawda. Według raportu Centrum Praw Człowieka i Demokracji w Afryce Kame­ruńczycy dostarczali broń dla etnicznych bojówek Mbororo (kame­ruńskich Fulanów). Rozwój napięć etniczno-religijnych może stanowić przyczynę przeciąg­nięcia się konfliktu na wzór trwającej od dekad walki w centralnej Nigerii między rolnikami i pasterzami.

Zobacz też: Etiopia: Ujawniono masakry Tigrajczyków w obozach koncen­tra­cyjnych

US Navy / Mass Communication Specialist 1st Class Theron J. Godbold