Zrestartowany program wyboru „średniego” samolotu bojowego dla indyjskich wojsk lotniczych wystartował bez pompy, ale za to z zapowiedziami jego efektywnej realizacji. Stawka ponownie jest ogromna. W przetargu określanym tym razem nieoficjalnie jako MRFA (Multi-Role Fighter Aircraft) ma być wyłoniony dostawca 114 myśliwców z otwartą, a przynajmniej uchyloną, furtką do dalszych zamówień.
Poprzedni przetarg, nazwany MMRCA (Medium Multi-Role Combat Aircraft) i zakładający pozyskanie 126 samolotów, zamknięto w atmosferze skandalu i bez rozstrzygnięcia. Koncerny lotnicze zainwestowały wielomilionowe kwoty w promocję swoich produktów i ich próby na miejscu, a ostatecznie okazało się, że pieniądze zostały wyrzucone w błoto. Nowe Delhi w ramach pilnej potrzeby operacyjnej zamówiło wówczas trzydzieści sześć Rafale’i.
Lockheed Martin od samego początku dawał do zrozumienia, że w nowym programie będzie walczyć na całego. Pojawiały się nawet złośliwe komentarze sugerujące, że tym razem przetarg zostanie należycie rozstrzygnięty, tyle że nie dzięki profesjonalizmowi indyjskich urzędników, ale dlatego, iż koncern z Bethesdy nie pozwoli im na żadne cyrki.
Najwyraźniej indyjski oddział Lockheeda zdecydował się wywrzeć trochę presji na indyjskich decydentów. William Blair, wiceprezes Lockheed Martin India, udzielił portalowi ThePrint wywiadu, w którym wprost wyraził nadzieję, że procedura będzie postępować sprawnie, i podkreślił, że koncern oczekuje publikacji dokumentów formalnie wprowadzających przetarg na główny tor.
– Mamy nadzieję na [ogłoszenie] zatwierdzenia konieczności oraz prośby o oferty w programie MRFA – mówił Blair. – Od wielu lat przygotowujemy się do tego, tak aby zaproponować najlepsze możliwości, jakie jesteśmy w stanie.
Do tej pory Nowe Delhi wystosowało jedynie zapytanie o informacje w 2018 roku. Jako że Rafale’e trzeba było kupić kompletne wprost z francuskiej linii montażowej, bez żadnego udziału lokalnego przemysłu, rząd Narendry Modiego chce to sobie powetować, kładąc maksymalny nacisk na politykę Make in India w ramach MRFA. Sto procent samolotów kupionych w ramach nowego programu ma być zmontowane lub wyprodukowane od podstaw w Indiach.
– Pozostajemy w kontakcie z indyjskimi siłami powietrznymi od lat – podkreślał Blair. – Rozumiemy ich wymagania. A F-21 ma wyjątkowe zdolności, w tym potrójne belki dla pocisków rakietowych, i niższy koszt w całym cyklu życia.
W Indiach można dostrzec pewną niechęć do pozyskiwania myśliwca jednosilnikowego, kiedy tamtejsze lotnictwo już posiada rodzimego Tejasa. Blair zapewnia, że F-21 jest o 30% tańszy od maszyn dwusilnikowych i oferuje niezrównany stosunek koszt/efekt jako maszyna „średnia”, wpasowująca się w lukę między Tejasem a Su-30MKI.
F-21 to oczywiście głęboko zmodyfikowany F-16 Fighting Falcon. Dyskusyjne jest, czy na tyle głęboko, aby opatrywać go nowym numerem, ale trudno odmówić logiki takiemu zagraniu marketingowemu. Dość wspomnieć, jak wyglądał polski przetarg na samoloty bojowe i jak przeciwnicy Vipera podkreślali, że jest „przestarzały”, bo od oblotu pierwszego prototypu minęło dwadzieścia siedem lat.
Trzeba zarazem przyznać, iż rzeczywiście w F-21 pojawiły się ciekawe zmiany, mające dostosować maszynę do szczególnych wymagań indyjskich. Na pierwszy plan wysuwa się to, że samolot będzie przystosowany do tankowania w powietrzu z przewodu giętkiego latających cystern Ił-78 dzięki użyciu systemu CARTS (Conformal Air Refueling Tank System), czyli konforemnych zbiorników paliwa wyposażonych w teleskopowe ramię z odbierakiem.
Oczywiście wersją bazową dla F-21 będzie najnowszy F-16 Block 70. Będzie wobec tego wyposażony w stację radiolokacyjną Northrop Grumman AN/APG-83 SABR (Scalable Agile Beam Radar) klasy AESA, która umożliwia równoczesne śledzenie dwudziestu celów znajdujących się w dowolnym położeniu względem samolotu (zbliżających się, oddalających się) i odchylonych w elewacji o ±60 stopni. Ponadto umożliwia wykrywanie i śledzenie stałych i ruchomych celów lądowych i morskich, a wysoka rozdzielczość zapewnia dokładne celowanie. SABR pozwoli na jednoczesne wykonywanie zadań o różnym charakterze, to znaczy powietrze–powietrze i powietrze–ziemia.
Oprócz tego samoloty wyposażone będą w „szklany kokpit” z cyfrowymi wyświetlaczami wielofunkcyjnymi, nowe komputery zarządzania misją, kompleksy walki radioelektronicznej do samoobrony, łącza danych i szereg innych modyfikacji.
F-21 zaprezentowano po raz pierwszy na targach Aero-India w 2019 roku. Podczas edycji 2023, która zacznie się w bazie Yelahanka w Bengaluru za osiem dni, Lockheed chce wystawić pełną makietę kabiny F-21.
Z kim konkuruje Lockheed? Przede wszystkim z Dassaultem, którego Rafale zadomowił się już w indyjskich wojskach lotniczych. Uproszczenie logistyki i obniżenie kosztów tą drogą będzie mocnym argumentem, do tego pamiętajmy, że Rafale ma też wersję pokładową, a Indie będą szukały samolotów bojowych dla swoich planowanych lotniskowców klasy CATOBAR.
Do walki sposobią się jednak dosłownie wszyscy producenci nowoczesnych samolotów bojowych z wyjątkiem chińskich i pakistańskich. Wiadomo, że Rosjanie będą promowali swoje Su-35 i MiG-i-35, ale przy obecnej kondycji rosyjskiej gospodarki, nie wspominając już o kompromitacji wielu typów rosyjskiego uzbrojenia w Ukrainie, trudno się spodziewać, aby były to mocne kandydatury. Na ich korzyść może przemówić co najwyżej superniska cena, podparta dostawami taniej rosyjskiej ropy.
Boeing zamierza wystawić albo F/A-18E/F, albo F-15EX. Dla tego drugiego zwycięstwo oznaczałoby zwiększenie planowanego wolumenu produkcji o 140%. W szranki chce stanąć także konsorcjum Eurofighter z Typhoonem i Saab z Gripenem E/F. Szwedzi być może będą musieli się wycofać z rywalizacji, gdyż w ubiegłym miesiącu zrezygnowali ze współpracy z Adani Group, która miała być lokalnym wykonawcą ewentualnego kontraktu i producentem samolotów. Na razie nie wiadomo, czy Saab zdoła znaleźć innego partnera, który spełni wymogi polityki Make in India.
Zobacz też: Drony, HIMARS-y, okręty podwodne i (prawie) krążowniki. Rekordowe budżety w Azji