W rozmowie telefonicznej prezydent Francji Emmanuel Macron obiecał Wołodymyrowi Zełenskiemu dostarczenie ukraińskim siłom zbrojnym kołowych wozów bojowych AMX-10 RC i transporterów opancerzonych ACMAT Bastion. Liczby wozów na razie nie ujawniono. Spośród 337 AMX-ów-10 RC odebranych przez francuskie wojska lądowe w latach 70. w służbie pozostaje ponad 240. Jako że ich miejsce zajmują obecnie wozy EBRC Jaguar, wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie dostawom zakrojonym na dużą skalę.

We komunikatach prasowych określono AMX-y-10 RC mianem czołgów lekkich, co zdążyło już wzbudzić pewne kontrowersje. Co poniektórzy mądralińscy zaczęli już nawet żartować, że jeżeli pojazd nie jest produkowany w Czołganii, to nie jest czołgiem, ale bojowym wozem musującym. Niemniej w myśl Traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE) wóz bojowy, który ma masę własną powyżej 16,5 tony (a tak jest w używanej obecnie zmodernizowanej wersji AMX-10 RCR) i działo kalibru powyżej 75 milimetrów osadzone w obrotowej wieży, to czołg. Traktat wskazuje, że czołg ma trakcję gąsienicową, ale jednocześnie stwierdza, iż wchodzące do służby kołowe pojazdy opancerzone spełniające te kryteria również będą uznawane za czołgi.



Mielibyśmy więc przynajmniej formalnie do czynienia z czołgiem kołowym, podobnie jak w przypadku Sabry na podwoziu Pandura wprowadzanej do służby przez Filipiny. I tym sposobem formalnie Francuzi dostarczyliby Ukrainie pierwsze zachodnie czołgi, o które Kijów od dawna się dopominał (mając jednak na myśli Leopardy 2, ewentualnie Abramsy).

Sprawę na niekorzyść francuskiego pojazdu rozstrzygają jednak protokoły dodatkowe do traktatu CFE. Wylicza on istniejące typy wozów bojowych i przydziela im stosowną klasyfikację. I tak AMX-10 RC wraz ze wszystkimi wersjami rozwojowymi (a także wozami takimi jak PT-76, ERC 90 Sagaie czy radzieckie działo pancerne ISU-152 i niemiecki niszczyciel czołgów Kanonenjagdpanzer) określony jest jako ciężko uzbrojony wóz bojowy. Nie czołg. Na własny użytek Francuzi klasyfikują ten pojazd jako engin blindé de reconnaissance-feu: wóz pancerny rozpoznania i wsparcia ogniowego (wbrew niektórym mediom „RC” w nazwie znaczy jednak Roues-Canon, czyli „koła-działo”, a nie Reconnaissance-Canon).

AMX-10 RCR

AMX-10 RCR. Dobrym sposobem na odróżnienie wersji RCR od RC jest przyjrzenie się wyrzutniom granatów dymnych – w RCR znajdują się one na przednim pancerzu wieży, podczas gdy w RC umieszczono je na pancerzu bocznym z tyłu wieży.
(Kevin.B; Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

AMX-10 RCR ma masę własną 17 ton, silnik Baudouin 6F11 SRX rozpędza go do prędkości maksymalnej 85 kilometrów na godzinę po drodze. Pojazd dysponuje zawieszeniem hydropneumatycznym, co zapewnia wysoki komfort jazdy dla załogi i pozwala wykonywać wszystkie triki znane miłośnikom Citroënów DS. Uzbrojenie stanowi armata średniociśnieniowa F2 BK MECA kalibru 105 milimetrów z zapasem 38 sztuk amunicji (w tym 12 pierwszego rzutu) i jeden karabin maszynowy.

Bastion to stosunkowo nowa konstrukcja, produkowana od roku 2012. Istnieją dwie zasadnicze wersje – bazowa (zdolna przewozić ośmiu żołnierzy) i przeznaczona dla sił specjalnych Bastion PATSAS (pięciu żołnierzy). W stanowisku na dachu można zainstalować karabin maszynowy. Wóz nie jest wykorzystywany przez francuskie siły zbrojne, ale w wersji bazowej trafił do szeregu państw afrykańskich w ramach pomocy wojskowej, z kolei Bastiony PATSAS zamówiła między innymi Arabia Saudyjska.



ACMAT Bastion używany przez ONZ-owskie siły pokojowe w Mali.
(MINUSMA)

Francja – wbrew rosyjskiej propagandzie usiłującej rozbić jedność sojuszu – jest jednym z kluczowych dostawców uzbrojenia do Ukrainy. Paryż wysłał naszym sąsiadom między innymi dwie wyrzutnie pocisków rakietowych LRU (Lance Roquette Unitaire), czyli lokalne M270A1 MLRS, osiemnaście CAESAR-ów (a kolejne już są przyrzeczone), które podobnie jak Kraby błyskawicznie podbiły serca ukraińskich artylerzystów, oraz dwie baterie przeciwlotnicze Crotale NG. Ponadto Francja sprzedała także piętnaście haubic holowanych TRF1.

W temacie zachodniej pomocy wojskowej odnotujmy również, że norweskie siły zbrojny wysłały do Ukrainy 10 tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej kalibru 155 milimetrów.

Prezydent Joe Biden przyznał, że w grę wchodzą dostawy bojowych wozów piechoty M2 Bradley. Zwracamy na to uwagę, ponieważ kiedy niedawno temat Bradleyów pojawił się po raz pierwszy, niektórzy eksperci sugerowali (tak jakby na wyrost), że ze względu na silne uzbrojenie Ukraińcy mogliby używać tych wozów w roli de facto czołgów lekkich.

Z kolei w Rumunii zauważono pociąg wiozący do Ukrainy czterdzieści dwa tureckie MRAP-y BMC Kirpi.

Sytuacja na froncie

Wciąż to samo – widziana z większej odległości linia frontu pozostaje nieruchoma. Jedynie oglądana z bliska, na szczeblu drużyny, może kompanii, zdradza, że w niektórych miejscach jedna albo druga strona zdobywa miejscową przewagę i zajmuje niewielki skrawek terenu.

Obecnie najbardziej interesujące są dwa odcinki: kreminnejski i bachmucki. Na tym pierwszym Ukraińcy przygotowują się do okrążenia miasta, ale od pewnego czasu stoją w miejscu, a tymczasem to Rosjanie próbują atakować. W rejonie Kreminnej za kilka dni zaczną się ciężkie mrozy. Z jednej strony ułatwi to działanie zaplecza logistycznego i umożliwi zastosowanie „zmechu” na większą skalę, ale z drugiej – dla żołnierzy będzie to straszliwie nieprzyjemny okres. Nie żeby siedzenie w okopach na froncie było tak na co dzień przyjemne, ale w temperaturze poniżej –10 stopni nawet dla Ukraińców wyposażonych w niezłą zachodnią odzież zimową nadchodzą paskudne dni.



Wokół Bachmutu Rosjanie posuwają się naprzód w tempie liczonym w metrach na dzień i kosztem olbrzymich strat. W samym mieście ostatnio nie mogą się pochwalić żadnymi zdobyczami, ale odnotowali minimalne postępy nad północ od Bachmutu (Sołedar–Krasna Hora). Na prokremlowskim kanale Rybar pojawiła się informacja, jakoby Wagnerowcy odparli na wschód od Bachmutu kontrnatarcie dwu ukraińskich batalionów z 24. i 57. Samodzielnej Brygady Piechoty Zmotoryzowanej. Napisano również o wyparciu obrońców z pozycji pod Kliszczijiwką na południe od Bachmutu, ale brak jakiegokolwiek potwierdzenia tych słów.

Dowódca ukraińskich wojsk lądowych, henerał-połkownyk Ołeksandr Syrśkyj, stwierdził, że oddziałom walczącym na odcinku bachmuckim wyznaczono ścisły termin: zdobyć Sołedar i okrążyć Bachmut do 26 grudnia. Jak widać, nic z tych planów nie wyszło. Sytuacja logistyczna moskali pod Bachmutem jest ponoć tak beznadziejna, iż rzucają piechotę do ataku na ukraińskie okopy bez jakiegokolwiek przygotowania artyleryjskiego.

Straty rosyjskie

Numerki na Liście Oryxa ciągle rosną. Obecnie mamy już zweryfikowane 1603 czołgi (11 listopada, przed zakończeniem ewakuacji Chersonia, było to 1465) oraz 2912 bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych (11 listopada – 2678). Ciekawostką dnia jest zniszczenie przez Ukraińców czołgu T-90S. To niemal na pewno pierwszy wóz tej wersji zniszczony w toku wojny. Informacja, jakoby pierwotnie miał być przeznaczony dla Indii, jest jednak mocno wątpliwa. Indie od lat produkują T-90S na licencji.



Według komunikatu dowództwa sił powietrznych strącono dziś samolot Su-25, śmigłowiec Ka-52 i drona Orłan-10. Od samego początku wojny to w tej kategorii występuje największy rozziew między danymi oficjalnymi a tym, co udało się zweryfikować na podstawie materiału wizualnego. Ukraiński sztab generalny chwali się zniszczeniem 284 samolotów, 271 śmigłowców i 1843 UAV-ów. Podkreślmy: zniszczeniem. Tymczasem na liście Oryxa widnieje 67 samolotów, 74 śmigłowce i 156 dronów zniszczonych i uszkodzonych. Rzecz jasna, część tych strat jest nie do zweryfikowania, jeśli statek powietrzny rozbił się daleko w głębi terytorium nieprzyjaciela bądź też wrócił na lotnisko i został naprawiony. Takiej skali różnic nie da się jednak usprawiedliwić mgłą wojny, widzimy tutaj przede wszystkim skutek zawyżonych danych z pierwszych tygodni wojny (pamięta ktoś jeszcze Ducha Kijowa?).

Wciąż nie wiadomo, ilu okupantów zginęło w noworocznym ostrzale przerobionego na koszary technikum w Makijiwce. Rosyjskie oficjalne dane – 89 ofiar śmiertelnych – można włożyć między bajki. Najwyższe szacunki mówią o 400 zabitych, ale ta liczba najpewniej jest przesadzona. Interesuje nas jednak coś innego.

Jak rzadko kiedy, rosyjskojęzyczne media społecznościowe całościowo odrzucają narrację Kremla. Mało kto wierzy w zaledwie 69 zabitych, mało kto też wierzy w oficjalnie podawaną przyczynę tak druzgocącego ataku. Żołnierze w Makijiwce rzekomo sami sobie ściągnęli pociski na głowę poprzez nieostrożne użycie telefonów komórkowych. Owszem, mogło tak być, nie byłby to pierwszy taki przypadek. Wydaje się, że wśród Rosjan popularność zdobywa wersja o użyciu przez Ukraińców klasycznych metod rozpoznawczych i wywiadowczych, tymczasem przerzucanie winy na żołnierzy (i to nieżyjących, a więc niemogących się bronić) ma jedynie zamaskować niekompetencję wyższych szarż w zakresie działań kontrwywiadowczych.



O tym, że rosyjskie dowództwo ma głęboko w żopu los zmobilizowanych żołnierzy, nie trzeba nikogo przekonywać (nawet samych Rosjan). Ale można by zakładać, że jeśli nieszczęsny mobik zostanie skierowany na przeszkolenie pod kątem jakiejś specjalizacji, to później będzie wykorzystywany zgodnie z tą specjalizacją. Tymczasem pojawiają się coraz częstsze sygnały sugerujące, że wcale nie – że nawet dla tak elementarnej logiki nie ma miejsca w rosyjskich siłach zbrojnych.

Duży kanał telegramowy Powiornutyje na Z wojnie pisze o żołnierzach przeszkolonych jako mechanicy bojowych wozów piechoty, a następnie przydzielonych do służby w charakterze zwykłych piechuruów. A jakby tego było mało, musieli sobie jeszcze kupić część wyposażenia na własną rękę.

Heneralnyj sztab ZSU