Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy 15 września w Samarkandzie stanowił pierwsze spotkanie Władimira Putina i Xi Jinpinga od otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie na początku lutego tego roku. Nie był to wszakże jedyny szczyt obu państw na wysokim szczeblu w ostatnich tygodniach. Z wydarzeń tych wyłania się natomiast dość jasny obraz zmian w relacjach rosyjsko-chińskich od czasu inwazji na Ukrainę.

W ciągu ostatniego półrocza dużo się wydarzyło. W skali globalnej w Waszyngtonie najwyraźniej zrozumiano wreszcie, że nie uda się powtórzyć rzekomego manewru Nixona i „obrócić” Moskwy przeciw Pekinowi. Przyniosło to konsekwencje w postaci powtarzanych zapowiedzi dążenia do osłabienia Rosji, tak by przez następnych 20–25 lat nie była w stanie zagrozić żadnemu ze swoich sąsiadów. Najbardziej widocznym efektem tej zmiany jest (symboliczny) powrót Lend-Lease’u i dostawy broni dla Ukrainy.

—REKLAMA—

Chociaż rosyjskiemu ministerstwu gospodarki udało się dzięki wyjątkowej kreatywności i determinacji utrzymać gospodarkę kraju na powierzchni, nie wiadomo, jak długo to potrwa. W relacjach rosyjsko-chińskich doszło do utrwalenia statusu Moskwy jako młodszego partnera. Chiny kupują rosyjską ropę i gaz po promocyjnych cenach, dzięki czemu wzrosła dwustronna wymiana handlowa, a ładne statystyki można wykorzystać propagandowo. Ale w obawie przed wtórnymi sankcjami chińskie firmy w niewielkim stopniu korzystają z okazji ekspansji, jaką daje wyjście z Rosji zachodnich koncernów. Wręcz przeciwnie, niektóre, w tym Huawei, zawieszają działalność na objętym sankcjami rynku.

Wprawdzie rosyjskie firmy chętnie zwracają się w stronę juana, jednak Pekin zachowuje dużą ostrożność. Umiędzynarodowienie własnej waluty tą drogą jest potencjalnie niebezpieczne, ponieważ nie wiadomo, w jakiej kondycji będzie rosyjska gospodarka, jeśli utrzyma się na powierzchni. Do tego juan w ostatnich tygodniach słabnie w stosunku do dolara, a Chiny borykają się z własnymi problemami: spowolnieniem gospodarki, przestojami w produkcji spowodowanymi ciągłymi lock-downami, które mogą aktualnie obejmować nawet 300 milionów ludzi, wreszcie kryzysem na rynku nieruchomości, zaczynającym się rozlewać na inne sektory gospodarki.

Jest zatem jeszcze mniej prawdopodobne niż w marcu, że Chiny podłączą rosyjską gospodarkę do kroplówki. Oznaczałoby to zresztą proszenie się o zachodnie sankcje. Pekin dalej koncentruje się zatem na działaniach, które niewiele kosztują. Wspiera Kreml na forum organizacji międzynarodowych i powiela jego propagandę. Porażki Rosjan na froncie są w chińskich mediach bagatelizowane, sankcje przedstawiane jako nieskuteczne i szkodliwe dla samego Zachodu, winą za wojnę obarcza się USA, zaś kraje europejskie ślepo podążają za Waszyngtonem, który wiedzie je do zguby.



Sukcesy ukraińskiej kontrofensywy przysporzyły chińskim decydentom kolejnych zmartwień. Bardziej realne stało się pytanie: co jeśli Rosja wojnę przegra? Już teraz pojawiają się dowody na wykorzystywanie przez Rosję irańskich dronów, krążą też informacje o dostawach amunicji z Korei Północnej. Obecnie popularne przekonanie głosi, że jeśli Moskwa zacznie widocznie przegrywać, Pekin będzie musiał interweniować, aby utrzymać na powierzchni swojego jedynego przydatnego partnera.

Jakie formy przyjęłaby taka interwencja, pozostaje kwestią spekulacji. Prawie na pewno można wykluczyć bezpośrednie zaangażowanie się Chin w wojnę. Bardziej prawdopodobne jest rzucenie koła ratunkowego pozwalającego Putinowi lub jego następcy utrzymać się przy władzy. Co jednak będzie zawierać taki pakiet ratunkowy? Dopiero co sensację wzbudziły informacje o odnalezieniu na rosyjskich stanowiskach amunicji moździerzowej kalibru 60 milimetrów chińskiej produkcji. Nie są to jednak chińskie dostawy dla Rosji, ale… albańskie dla Ukrainy. Pociski, owszem, wyprodukowano w Chinach, przed laty kupiła je Albania, niedawno przekazała Ukrainie, rosyjskie oddziały zdobyły tę amunicję, a jakiś czas później Ukraińcy ją odzdobyli.

Niepowodzenia Moskali na froncie rzutują na pozycję Xi Jinpinga. Wszak zbliżenie i partnerstwo z Rosją są jego autorską polityką. Na razie udało się wyciszyć całkiem głośne w marcu wezwania do porzucenia Kremla, który zdaniem całkiem licznych chińskich ekspertów i analityków przestał być atutem, a stał się ciężarem. Znaleziono też kozła ofiarnego. W czerwcu zdymisjonowano Le Yuchenga, wiceministra spraw zagranicznych, głównego architekta i wykonawcę polityki rosyjskiej.

W tym samym miesiącu Xi i Putin przeprowadzili rozmowę telefoniczną, podczas której ustalili, że będą „wspólnie działać przeciw porządkowi międzynarodowemu zdominowanemu przez Stany Zjednoczone i demokratyczne państwa europejskie”. Celem obu przywódców jest stworzenie bardziej „uczciwego i sprawiedliwego” ładu światowego. Jak taki ład w wykonaniu Moskali wygląda, można podziwiać na przykładzie Ukrainy.

Chińskie przywództwo powiela kremlowski imperialny światopogląd, a Xi najwyraźniej zdołał przekonać towarzyszy, że porzucenie Rosji oznaczałoby zgodę na prymat Stanów Zjednoczonych. To zaś oznacza pożegnanie się z myślą o przyłączeniu Tajwanu. Kolejnym argumentem za utrzymaniem partnerstwa z Moskwą stał się kryzys w Cieśninie Tajwańskiej. Póki co zbieżność interesów jest silniejsza niż ewentualne ryzyko.



Jakie faktyczne i potencjalne korzyści przynosi Chinom partnerstwo z nawet osłabioną Rosją oprócz stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i największego arsenału atomowego na świecie? Jak już pisaliśmy, w przypadku Europy rosyjska presja militarna i ekonomiczna w postaci dostaw ropy i gazu postrzegana jest w Pekinie jako lodołamacz dla chińskiej penetracji gospodarczej, ale nie tylko. Nawet jeżeli Moskwa nie zrealizuje swoich celów wojennych, ale uda jej się rozbić jedność Zachodu, będzie to dla Chin gigantyczny sukces, wart niemal każdego ryzyka. Chińskie przywództwo nigdy nie kryło, że uważa wbicie klina między USA a Europę za jeden z kluczowych warunków powodzenia w zmaganiach z Waszyngtonem.

Korzyści dla Chin wykraczają jednak poza rywalizację ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza w strefie posowieckiej, zwłaszcza w Azji Centralnej wykształcił się system, w którym Rosja odpowiada za bezpieczeństwo, a Chiny – za gospodarkę. Układ taki pozwala Pekinowi zarabiać pieniądze i budować wpływy bez ponoszenia kosztów i ryzyka związanego z operacjami wojskowymi. Słabnięcie Rosji już spowodowało wznowienie walk między Armenią i Azerbejdżanem, do których w ostatnich dniach dołączyły, niepierwsze zresztą, starcia na granicy tadżycko-kirgiskiej.

Nie są to jedyne punkty zapalne. Chiny najwyraźniej nie czują się gotowe przejąć roli „dostawcy bezpieczeństwa”. Wiąże się to z podejmowaniem ryzyka i ponoszeniem odpowiedzialności. Trzeba też będzie tłumaczyć się społeczeństwu ze śmierci własnych żołnierzy i nie będzie już tak łatwo krytykować USA i państw Europy. Wreszcie osłabiona Moskwa może próbować siłowo utrzymać swoje wpływy. Jakakolwiek destabilizacja sytuacji u własnych granic jest dla Pekinu niedopuszczalna. Najczarniejszym scenariuszem jest zaś niestabilność w samej Rosji. Taka sytuacja w odczuciu Komunistycznej Partii Chin zagrażałby jej samej, a musimy pamiętać, że dla chińskiej elity politycznej utrzymanie się u władzy jest celem najwyższym.

Li jedzie do Moskwy

Na początku września Rosję odwiedził Li Zhanshu, przewodniczący Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych. W chińskiej strukturze władzy formalnie jest numerem trzy. Było to najwyższe rangą spotkanie oficjeli obu państw pomiędzy wybuchem wojny, a szczytem Xi–Putin. Li najpierw uczestniczył we Wschodnim Forum Ekonomicznym we Władywostoku, a następnie udał się do Moskwy.

W relacjonowaniu wizyty chińskie i rosyjskie media zupełnie inaczej rozkładały akcenty. W Rosji podkreślano wyrażone przez Li zrozumienie i poparcie dla „kluczowych interesów i decyzji” Kremla. Przewodniczący chińskiego fasadowego parlamentu podkreślił, że Moskwa został osaczona przez Stany Zjednoczone i NATO, a tym samym zmuszona do obrony swoich zagrożonych interesów narodowych. Woda na młyn i miód na uszy rosyjskiej propagandy, za którymi nic nie idzie.



Natomiast w chińskich mediach nie było śladu o wyrazach poparcia, słowo to nie padło również w wystąpieniu Li w Dumie. Warto jeszcze zauważyć, że na spotkaniu z rosyjskimi politykami był tylko tłumacz delegacji chińskiej. Wszystkie oficjalne wystąpienia Li były starannie dobrane tak, by ucieszyć gospodarzy, ale jednocześnie nie antagonizować zbytnio Zachodu. Nie padły żadne nowe deklaracje, a tym bardziej Pekin nie podjął jakichkolwiek zobowiązań względem Moskwy.

Michał Bogusz z OSW zwraca uwagę na jeden możliwy aspekt chińsko-rosyjskich spotkań z początku września. Li jest przewodniczącym parlamentu, w protokole dyplomatycznym odpowiada więc rangą Nancy Pelosi. Możliwe, że w Pekinie zdecydowano się na (we własnym mniemaniu) stosowną i symetryczną odpowiedź na wizytę amerykańskiej polityczki na Tajwanie.

Xi spotyka Putina

Zanim jednak Xi Jinping spotkał się z Władimirem Putinem, udał się do Kazachstanu na rozmowy z tamtejszym prezydentem Kasymem-Żomartem Tokajewem. Wizyta ta obrazuje miejsce, w jakim znalazły się relacje rosyjsko-chińskie. Xi wyraził stanowcze poparcie dla suwerenności i integralności terytorialnej Kazachstanu. Dzień później środkowoazjatyckie państwo ogłosiło, że wystąpi z kierowanej przez Rosję Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (OUBZ).

O co chodzi? Na początku stycznia tego roku w Kazachstanie doszło do masowych wystąpień, będących najprawdopodobniej rezultatem walk w łonie tamtejszej elity, chociaż udział islamistów w zajściach też nie jest wykluczany. Sytuację opanowała rosyjska interwencja pod szyldem OUBZ. W największym skrócie można powiedzieć, że Putin uratował Tokajewa. Wkrótce potem – a sytuacja wokół Ukrainy była już bardzo napięta – z rosyjskiej strony zaczęły padać nieoficjalne sugestie, że zamieszkany głównie przez Rosjan północny Kazachstan powinien zostać przyłączony do Rosji.

Jak łatwo się domyślić, takie podchody nie zostały dobrze przyjęte ani przez kazachskie władze, ani przez społeczeństwo. Po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę Astana (wówczas jeszcze Nur-Sułtan) zaczęła dystansować się od Moskwy i szukać zbliżenia tak z Pekinem, jak i z Zachodem. Zresztą wszystkie państwa regionu, może z wyjątkiem Turkmenistanu, bardzo chłodno odnoszą się do Rosji. W stolicach regionu panuje poczucie: dzisiaj Ukraina, jutro być może my. Wypowiedź Xi trudno więc traktować inaczej jak dyscyplinowanie Putina. Związki Kazachstanu z Europą i USA są oczywiście nie w smak Chinom, ale wszczynanie przez Rosję kolejnej awantury, tym razem u chińskich granic, to dużo gorsza opcja.

Samo spotkanie Xi–Putin mogło zawieść. Nie padły żadne nowe deklaracje. Chiński przywódca słowem nie wspomniał o Ukrainie, ale również o rosyjskich „interesach bezpieczeństwa”. Nie było też nic o „pryncypialnym sprzeciwie” wobec jednostronnych sankcji ani o przeciwstawianiu się Zachodowi. Z kolei Putin odniósł się do „kluczowych interesów” Chin, czyli poparcia stanowiska Pekinu w kwestii Tajwanu, wyraził zrozumienie dla chińskiego niepokoju w związku „kryzysem ukraińskim” i wysoko ocenił „wyważone stanowisko” Pekinu w tej sprawie.



Sporo ciekawego materiału dostali natomiast specjaliści od mowy ciała. Xi wyraźnie unikał kontaktu wzrokowego z Putinem, natomiast Putin uważnie przyglądał się swojemu rozmówcy. Ukraińska dziennikarka Alisa Zełenska posunęła się do stwierdzenia, że chińska życzliwa neutralność względem Rosji zmieniła się w „przyjazną niechęć”.

Według Evana Feigenbauma z Carnegie Enodwement for Peace szczyt Xi–Putin najprawdopodobniej koncentrował się nie na relacjach dwustronnych i walce z amerykańską hegemonią, lecz na Azji Centralnej. Tamtejsze państwa, zwłaszcza Kazachstan i Uzbekistan, coraz bardziej się emancypują. Pekin musi utrzymać stabilność w tym kluczowym dla siebie regionie (ropa, gaz, Nowy Jedwabny Szlak, ryzyko terroryzmu), a do tego potrzebuje Moskwy. To jednak grozi oziębieniem relacji z krajami Azji Centralnej, które i tak robią się coraz bardziej sceptyczne względem Chin. Stąd delikatne dyscyplinowanie Putina względem Kazachstanu.

Reasumując: wojna z Ukrainą umocniła pozycję Rosji jako młodszego partnera Chin. Pekin staje jednak w obliczu kwadratury koła. Moskwa jest mimo wszystko cały czas przydatna, a nawet niezbędna. Z drugiej strony bliskie partnerstwo jest powodem napięć już nie tylko w relacjach z szeroko rozumianym Zachodem, ale także państwami obszaru posowieckiego. Wreszcie Chiny nie mogą sobie pozwolić na wykorzystanie przewagi i zbytnie podporządkowanie sobie Rosji. Przypomnijmy o panujących wśród chińskich analityków panują obawy, że osłabiony i za bardzo dociśnięty Kreml może się zwrócić przeciwko Pekinowi, a to byłoby bardzo po myśli USA.

Przeczytaj też: Alcock i Brown nad Atlantykiem. Nocny lot, który zaczął nową erę

TASS via Kremlin.ru