Natłok chaotycznych informacji spływających z frontu trochę zelżał i możemy się przyjrzeć sytuacji z większą dozą spokoju. Część sukcesów ukraińskiego wojska, o których pisaliśmy w poprzednim sprawozdaniu, okazała się niestety anonsowana na wyrost, ale z drugiej strony – o niektórych sukcesach jeszcze wówczas nie słyszeliśmy. Nadarza się więc okazja, aby skorygować rachunki, a jednocześnie przyjrzeć się nowym wydarzeniom na froncie i na tyłach.

Zacznijmy od Łymanu, który niestety – wbrew informacjom sprzed trzech dni – nie jest jeszcze opanowany przez Ukraińców. ZSU doszły na obrzeża miasta, ale Rosjanie zorganizowali obronę i wciąż utrzymują znaczną jego część. Ukraińcy tymczasem wyzwolili Swiatohirśk (do którego Rosjanie wkroczyli 8 czerwca), leżący piętnaście kilometrów na północny zachód, co może im pozwolić zajść Łyman od północy i zaatakować z dwóch kierunków.

—REKLAMA—

Obwód charkowski

Od kilku miesięcy regularnie powtarzaliśmy słowa: „przyczółek transgraniczny wokół Kozaczej Łopani”. Pozycje zajmowane przez Rosjan w tym miejscu, bezpośrednio na północ od Charkowa, były Ukraińcom cierniem w stopie. Był to wprawdzie cierń symboliczny, ponieważ okupanci nie prowadzili stamtąd działań zaczepnych ani też nie potrzebowali tego miejsca do ostrzeliwania Charkowa (do granicy jest 21 kilometrów), ale sama obecność wroga na ukraińskiej ziemi tak blisko drugiego największego miasta w kraju była problemem wizerunkowym.

Teraz wreszcie udało się usunąć cierń i oczyścić z moskalskiej zarazy praktycznie cały obwód charkowski, z wyjątkiem wąskiego pasa na wschód od rzeki Oskił, gdzie obecnie Ukraińcy prowadzą rajdy prawdopodobnie z użyciem sil specjalnych. Nawet najbardziej prorosyjska interpretacja tych wydarzeń musi zakończyć się wnioskiem, że Rosjanie ponieśli klęskę, do dyskusji jest wyłącznie jej skala. Formalnie rzecz ujmując, Ukraińcy oswobodzili we wrześniu około 10 tysięcy kilometrów kwadratowych terytorium, ale trzeba mieć na uwadze, że na tym obszarze wciąż istnieją odcięte i okrążone ugrupowania rosyjskie. Jedno z nich prawdopodobnie opiera się na południowych przedmieściach Iziumu.

Według ocen zachodnich służ wywiadowczych walcząca w obwodzie charkowskim 1. Gwardyjska Armia Pancerna Czerwonego Sztandaru została całkowicie rozbita i będzie potrzebowała wielu lat na odbudowanie potencjału bojowego. Teoretycznie armia ta była najbardziej elitarną formacją Zachodniego Okręgu Wojskowego i całych rosyjskich wojsk lądowych, odpowiedzialną zarówno za obronę Moskwy, jak i za prowadzenie ofensywy na zachód w razie, gdyby doszło do wojny Rosji z NATO.

W niedawnym artykule w The Economist podano, że ukraińskie siły zbrojne zapałały ogromną sympatią do niemieckich artyleryjskich zestawów przeciwlotniczych Gepard, które najpierw zadały straty rosyjskiemu lotnictwu, a następnie sprawiły, że Rosjanie obawiali się wysyłać samoloty i śmigłowce nad linię frontu. Tymczasem uderzenia z większej odległości, zapewniającej bezpieczeństwo przed Gepardami, stwarzały ryzyko porażenia własnych sił.



Niestety, jak można było się spodziewać, na ziemiach oswobodzonych wychodzą na jaw informacje o kolejnych rosyjskich zbrodniach. Ciała zamordowanych cywilów (między innymi z odciętymi uszami) znaleziono między innymi we wsi Hrakowe na południowy wschód od Czuhujiwa, mniej więcej na linii najdalszych rosyjskich postępów w tym sektorze.

Donbas

Dlaczego Rosjanom udało się jednak obronić Łyman, skoro wszędzie na zachód nastąpiła dezintegracja pododdziałów w pierwszym znaczniejszym kontakcie bojowym z przeciwnikiem? Na korzyść okupanta zagrała tu geografia. Żołnierze uciekający spod Iziumu na południe od Zbiornika Oskilskiego kierowali się właśnie w stronę Łymanu. A tam najwyraźniej znalazł się ktoś na tyle kompetentny, aby opanować sytuację i sklecić z uciekinierów jaką taką obronę.

Wyzwolenie Swiatohirśka nie ma dużego znaczenia operacyjnego, ale znaczenie symboliczne – ogromne. To właśnie przy tej miejscowości znajduje się wielokrotnie ostrzelana przez Rosjan XVI-wieczna Ławra Zaśnięcia Bogurodzicy. Pod względem znaczenia religijnego można by porównać to miejsce z naszą Jasną Górą.

Jako ciekawostkę dodajmy, że Dienis Puszylin, marionetkowy przywódca tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej, oświadczył, iż pod Swiatohirśkiem widziano polskich najemników.

Wciąż trwa intensywna wymiana ognia artyleryjskiego na pięćdziesięciokilometrowej linii Bachmut–Sołedar–Siewiersk. Wydaje się jednak, iż Rosjanie w ogóle nie mają tam zapału do walki i trzymają się ostatkiem sił. Od miesiąca nie zdołali zdobyć Bachmutu (mimo dosłania tam posiłków), a zdobycie Sołedaru i Siewierska wyparowało chyba nawet z ich marzeń, nie mówiąc już o krótkoterminowych planach.



Mało tego – od strony Siewierska idzie obecnie drugie (obok łymańskiego) natarcie wprost na północ, na drugą stronę Dońca, biegnące pod Serebrianką i Hryhoriwką, a może także pod Biłohoriwką. Serhij Hajdaj, głowa administracji wojskowej obwodu ługańskiego, poinformował dziś, że Rosjanie całkowicie wycofali się z Kreminnej, Miasto leży tuż obok Rubiżnego ługańskiego, a kawałek dalej zaczyna się Sieweierodonieck. Patryzanci podnieśli już w Kreminnej flagę Ukrainy, ale zorganizowane pododdziały ZSU jeszcze nie zabezpieczyły miasta.

Obwód chersoński

Sytuacja w tej części Ukrainy jest najbardziej niejasna. Ale ISW (nie mylić z OSW) we wczorajszej analizie podał ogromnie interesującą informację: „Obrazy satelitarne znanych pozycji rosyjskich w Kyseliwce, 15 kilometrów na północny zachód od miasta Chersonia, pokazują, że wszystkie rosyjskie pojazdy z wyjątkiem czterech opuściły dotychczasowe wysunięte pozycje. Pokrywa się to z pogłoskami, iż wojska Donieckiej Republiki Ludowej opuściły Kyseliwkę i wycofały się w kierunku Dniepru. Kyseliwka […] to ostatnia duża miejscowość wzdłuż drogi E58 i linii kolejowej między obecnymi pozycjami ukraińskimi a Czornobajiwką, zewnętrznym przedmieściem Chersonia”.

Rzeczniczka Dowództwa Operacyjnego „Południe” Natalia Humeniuk poinformowała wczoraj, że oddziały na zachodnim brzegu Dniepru chcą rozpocząć negocjacje w sprawie kapitulacji według norm prawa międzynarodowego. Eksperci ISW wnioskują, że Rosjanie przeczuwają, iż ich pozycje w tamtym regionie mogą wkrótce stać się celem ukraińskich uderzeń. Co istotne, najpewniej nie jest to efekt paniki niosącej się aż spod Iziumu. Jeżeli informacje podane przez Humeniuk są prawdziwe, oznacza to, że kontrofensywa w obwodzie chersońskim nadal posuwa się naprzód.

W ostatnich dwóch miesiącach Rosjanie pokazali, że nie potrafią szybko reagować na zmieniającą się sytuację na szczeblu operacyjnym i taktycznym. Widać też, że kłopoty sprawiło im dostosowanie się do obecności zachodniego uzbrojenia w Ukrainie. Ostatni tydzień uwypuklił ten problem jeszcze bardziej – jeśli już pojawia się szybka reakcja, to tylko na najniższym szczeblu i wskutek paniki lub przynajmniej bezpośredniego zagrożenia. Tymczasem panika jest zaraźliwa.



Kolejną poszlaką wskazującą na rosyjskie klęski na południu jest coraz większy niepokój Rosjan – już nie tylko żołnierzy, ale całego aparatu władzy, a nawet cywilów – na Krymie. Ukraiński wywiad informuje, że zaczęło się wywożenie rodzin, wyjeżdżają także co bardziej prominentni oficerowie rosyjskich służb wywiadowczych i administracji okupacyjnej.

O tym, jak zatrważający po stronie rosyjskiej jest brak ludzi gotowych i chętnych do walki, najlepiej świadczy casus tego rosyjskiego (starszego) marynarza z Floty Bałtyckiej. Człowiek ten, Tatar z pochodzenia, służący wcześniej w zaopatrzeniu, został przydzielony do załogi czołgu i wysłany na front po tygodniowym przeszkoleniu. Ma szczęście, że jeszcze żyje. Ale łatać ubytki marynarzami można tylko do pewnego momentu. Jeśli Putin nie zdecyduje się na mobilizację, wkrótce skończą mu się żołnierze.

Tymczasem Ukraina w miarę wykruszania się broni sowieckiej proweniencji jest coraz bardziej uzależniona od zachodnich dostaw uzbrojenia. Ale Rosjanie iście po bratersku starają się zniwelować ten problem i pozostawiają Ukraińcom ogromne ilości sprzętu, w tym tego najcięższego. W dniach 6–11 Rosjanie stracili uzbrojenie i inne wyposażenie o wartości szacowanej na 670 milionów dolarów – znaczna część tej kwoty przypada na sprzęt zdobyczny, nadający się do dalszego użycia z marszu lub po minimalnej naprawie.

Aktualizacja (20.55)

Na początek wyjaśnijmy kwestię lotniska w Doniecku. Wbrew wcześniejszym doniesieniom nie zostało ono przejęte przez Ukraińców. W gruncie rzeczy trudno się dziwić – Rosjanie są tam dobrze umocnieni, nie mieli powodów, aby rzucić się do panicznej ucieczki, a ZSU nie miały powodu, aby angażować w tym miejscu duże siły (bez których nie dałyby rady skruszyć rosyjskiej obrony). Prawdopodobnie doszło do zwyczajnej wymiany ognia, wokół której pod wpływem szumu informacyjnego w krytycznej fazie kontrofensywy narósł szybki mit o zdobyciu lotniska.

Z ciekawego sprzętu zdobywanego przez Ukraińców odnotujmy zasobnik RTU-518-PSM systemu samoobrony SAP-518SM Riegata, odzyskany z wraku myśliwca wielozadaniowego Su-30SM (RF-81773) zestrzelonego nad obwodem charkowskim. Maszyna rozbiła się wprawdzie na terytorium kontrolowanym przez Rosjan, ale (podobnie jak wielu innych ciekawych typów uzbrojenia) wraku nie zniszczono. System Riegata wchodzi w skład kompleksu walki radioelektronicznnej Chibiny i uchodzi za najnowocześniejszy system tego typu stworzony w Federacji Rosyjskiej. Ba, jest to wręcz szczytowe osiągnięcie tamtejszej branży elektroniki wojskowej. Gdybyśmy mieli do czynienia z samolotem należącym do państwa zachodniego, na wrak zrzucono by w ciągu kilku godzin gdzieś tak ze dwie tony bomb, byle tylko ściśle tajny sprzęt nie dostał się w ręce przeciwnika.



Kanclerz Olaf Scholz dostał prztyczka w nos od Amerykanów. Niedawno szef niemieckiego rządu stwierdził, że pomoc wojskowa dla Ukrainy nie obejmuje czołgów i bojowych wozów piechoty, gdyż Stany Zjednoczone nie wysyłają takiego sprzętu. Ambasada USA w Berlinie odpowiedziała na Twitterze, że każde państwo samo decyduje o zakresie pomocy. Niemieccy analitycy złośliwie komentują wypowiedź kanclerza, pytając, jak może myśleć o głębszej integracji i samodzielności strategicznej Europy, skoro w tak prostej sprawie ogląda się na Waszyngton.

Z kolei New York Times informuje, że latem – w okresie planowania kontrofensywy – nasiliła się wymiana informacji wywiadowczych między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi. Mamy więc kolejne potwierdzenie wcześniejszych doniesień o tym, że Amerykanie pomogli Ukraińcom w przygotowaniach do kontrofensywy. Oczywiście kontakty wywiadowcze trwają od początku wojny czy wręcz od okresu ją poprzedzającego, ale wszystko wskazuje, że Waszyngton pomógł Kijowowi wybrać najdogodniejsze miejsce i czas bodaj najważniejszej operacji tej wojny.

Aktualizacja (01.10)

Ukraińskie siły zbrojne wyzwoliły w ostatnich dniach blisko 300 miejscowości, głównie małych wsi. Żołnierze zastają tam dokładnie takie widoki, jakich można było się spodziewać: obrabowane domy, pozostawiane wszędzie ludzkie odchody i oczywiście przerażeni, wygłodzeni ludzie. Pojawiają się też kolejne dowody rosyjskich zbrodni, odnajdywane są ciała (cywilów i żołnierzy) noszące ślady tortur czy z odciętymi głowami.

Tymczasem burmistrz Melitopola Iwan Fedorow (który na początku wojny spędził tydzień w rosyjskiej niewoli i był tam maltretowany) napisał na Telegramie, że żołnierze sił okupacyjnych uciekli z miasta i odjechali – w wielu przypadkach skradzionymi cywilnymi samochodami – w stronę Krymu.

Ekipa Oryxa doliczyła się 101 czołgów utraconych przez Rosję (zniszczonych i zdobytych) w ciągu minionych siedmiu dni.

Odnotujmy również, że w pobliżu Kupiańska zestrzelono drona, który niemal na pewno jest irańskim Szahedem-136. Jest to pierwszy namacalny dowód na użycie przez Rosjan bezzałogowych aparatów latających dostarczonych przez Iran (lub produkowanych w Rosji na irańskiej licencji). Szahed-136 zasadniczo klasyfikowany jest jako amunicja krążąca, ale w konstrukcji nie widać żadnej głowicy obserwacyjnej, która pozwoliłaby operatorowi obserwować ziemię, wybrać cel i naprowadzić drona.

Heneralnyj sztab ZSU