W ostatnich latach Ankara coraz mocniej angażuje się militarnie w regionie – wszędzie tam, gdzie interesy jej samej bądź jej sojuszników są zagrożone. Tak właśnie działa zakrojony na dużą skalę plan prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana mający na celu budowę silnej pozycji na arenie międzynarodowej.

Możemy wyróżnić kilka teatrów działań tureckich ważnych z geopolitycznego punktu widzenia. Pierwszy z nich to obszar wschodniej części Morza Śródziemnego i Libii, gdzie Ankara stara się uzyskać jak najszerszy dostęp do podmorskich zasobów węglowodorów. Kolejny region to Irak i Syria, gdzie Turcja zwalcza konsekwentnie Kurdów, bojąc się powstania niepodległego Kurdystanu. Trzeci kierunek działań to Kaukaz, gdzie coraz silniej zaznacza się sojusz z Azerbejdżanem.

Turcja nie ogranicza się jednak do tych tradycyjnie ważnych dla niej regionów, rozbudowuje na przykład bazy wojskowe w Katarze i Somalii, i pomimo sytuacji gospodarczej stara się prowadzić wielowektorową politykę mocarstwową. Retoryka swoistej restytucji Imperium Osmańskiego jest dla Erdoğana wygodnym narzędziem do konsolidacji społeczeństwa. Neoottomanizm turecki stanowi jednak coraz większe wyzwanie dla państw regionu i dla pozostałych mocarstw. Nawet sojusznicy z NATO coraz krytyczniej patrzą na jednostronne poczynania Ankary.

Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że Turcja w ostatnich latach zwiększyła znacząco swoją obecność wojskową za granicą. Dołączyła dzięki temu do wąskiego grona państw, które posiadają instalacje wojskowe poza swoimi granicami.

Morze Śródziemne i Libia

Turcja od dawna toczy z krajami regionu spór o podmorskie złoża ropy naftowej i gazu. Grecja, Cypr i Egipt oskarżają Ankarę o jednostronne działania i nielegalnie wydobycie węglowodorów na należących do tych państw wodach. Wzrost napięć nastąpił, gdy Turcja podpisała umowę w sprawie podziału stref morskich z libijskim Rządem Porozumienia Narodowego (GNA). Umowa została skrytykowana przez sąsiadów jako nielegalna aneksja, sprzeczna z prawem międzynarodowym.

Erdoğan wraz z innymi uczestnikami berlińskiego szczytu poświęconego sytuacji w Libii w styczniu tego roku.
(US Department of State)

Jest ona także jednym z głównych powodów zaangażowania Turcji w Libii. Właśnie dzięki pomocy Ankary siłom GNA udało się powstrzymać ofensywę Chalify Haftara na stolicę. Słaby, uzależniony od pomocy Turcji rząd w Trypolisie zgadza się w zasadzie na wszystkie wnioski Ankary, ta zaś coraz bardziej rozbudowuje swój potencjał w regionie. Początkowo Turcy nie angażowali się w walkę osobiście – jedynie szkolili i koordynowali siły lokalne, a w strefy działań bojowych posyłali jedynie drony. Ostatnio mówi się jednak o utworzeniu w niedawno zdobytej przez wojska rządowe Al-Watiji stałej bazy lotniczej. Miały się już rozpocząć pracę logistyczne mające przygotować lotnisko do przyjmowania tureckich F-16 Fighting Falconów.

Interwencja w Libii i groźba budowy stałych tureckich baz w tym kraju poważnie zaniepokoiły między innymi Egipt. Kair otwarcie sprzeciwił się obecności militarnej Ankary w Libii i jej działaniom na Morzu Śródziemnym, grożąc interwencją militarną. Z inicjatywy egipskiej powstała koalicja antyturecka, do której przystąpiły między innymi Grecja i Cypr, ale także Francja i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Kair podpisał na początku sierpnia umowę z Grecją o podziale stref morskich, ostro skrytykowane przez Ankarę. Relacje Turcji z Francją uległy pogorszeniu po czerwcowym incydencie na Morzu Śródziemnym: kiedy fregata Courbet typu La Fayette próbowała skontrolować idącą w kierunku Libii jednostkę pod banderą Tanzanii, znajdujący się w pobliżu turecki okręt trzykrotnie namierzał Courbeta radarem systemu kierowania ognia.

Paryż oskarżył Ankarę o agresywnie i nieprofesjonalne zachowanie, a w ostatnich dniach ogłosił zwiększenie obecności wojskowej w regionie. Francuzi między innymi rozmieścili dwa samoloty wielozadaniowe Dassault Rafale w bazie imienia Andreasa Papandreu w Pafos na Cyprze.

Turecki żołnierz podczas ćwiczeń strzeleckich.
(Staff Sgt. Cody Harding, 4th Public Affairs Detachment)

Widać wyraźnie, że działania Turcji zwróciły przeciw niej większość państw regionu. Erdoğan kontynuuje wszakże swoją politykę, a spółki tureckie prowadzą wydobycie w rejonie Cypru i Libii. Aby zapewnić im należytą ochronę, Ankara stawia na rozwój marynarki wojennej. Istotny jest szczególnie proces budowy dużych jednostek, w tym pierwszego rodzimego okrętu lotniczego Anadolu. Jednostka oparta na tym samym projekcie co hiszpański okręt desantowy Juan Carlos I oraz australijski typ Canberra ma wejść do służby w 2021 roku. Dzięki temu Turcja uzyska możliwość projekcji siły w ewentualnych konfliktach zbrojnych w regionie.

Nie należy także zapominać o problemie cypryjskim: nieuznawana przez społeczność międzynarodową Turecka Republika Cypru Północnego stanowi swoistą wielką bazę wojskową Turcji. Ankara utrzymuje tam dziesiątki tysięcy żołnierzy, w tym drony i samoloty załogowe. Dzięki temu może skutecznie działać w regionie i monitorować ruchy innych państw. Chociażby z tego względu Turcja nie jest zainteresowana trwałym pokojem na wyspie. Demilitaryzacja Cypru Północnego i wycofanie stamtąd sił tureckich osłabiłaby Ankarę w regionie Morza Śródziemnego. Trzeba pamiętać, że coraz bardziej napięta sytuacja może doprowadzić do konfrontacji członków NATO. Niosłoby to za sobą katastrofalne skutki dla całego sojuszu. Słowa prezydenta Francji o „śmierci mózgowej NATO” należy brać na poważnie.

Irak

Działania Turcji w Iraku mają zasadniczy cel – uniemożliwienie Kurdom utworzenie niepodległego państwa. Jest to spowodowane wieloletnim konfliktem z domagającą się niepodległości Partią Pracujących Kurdystanu (Partiya Karkerên Kurdistanê), uznawaną także przez Zachód za organizację terrorystyczną. Ankara nie waha się przeprowadzać ataków na cele PKK w irackim Kurdystanie. Na tym tle dochodzi często do konfliktów z Bagdadem, który oskarża Turcję o łamanie suwerenności Iraku.

Ankara od połowy czerwca tego roku w ramach kolejnej operacji wojskowej prowadzi naloty na bazy PKK w północnym Iraku. I tak na przykład 12 sierpnia w ataku tureckiego drona w Sidakanie na północy irackiej prowincji Irbil zginęło dwóch wysokich rangą oficerów straży granicznej. Władze w Bagdadzie ponownie wezwały Turcję do zaprzestania działań zbrojnych w Iraku, niewiele jednak mogą zrobić, gdyż nie mają żadnej kontroli nad bojownikami PKK. Ci zaś od lat wykorzystują górskie terytorium północnego Iraku do atakowania sił tureckich. Nie wahają się także prowadzić działań przeciwko wojskom irackim.

Turecki żołnierz z karabinem G3A3 z górach irackiego Kurdystanu.
(Zinzinzibidi, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Władze Regionalnego Rządu Kurdystanu zdominowane przez Demokratyczną Partię Kurdystanu (Partiya Demokrat a Kurdistanê) również nie mają wpływu na działania PKK, z którą są w sporze. Często postrzegamy Kurdów jako monolit skupiony wokół idei niepodległości, jednak są oni podzieleni politycznie, a wobec słabości państwa irackiego i podziałów wewnątrzkurdyjskich Ankara ma ułatwione działanie. Na terytorium Kurdystanu utrzymuje kilkanaście baz (oficjalnie tymczasowych), które są poza kontrolą Bagdadu. O słabości władzy centralnej na tym terenie świadczy niedawny przykład wspólnych operacji turecko-irańskich wymierzonych w PKK. Iran także obawia się dążeń niepodległościowych swojej mniejszości kurdyjskiej. Pod koniec czerwca obie strony miały koordynować wzajemne działania, co (znów) ostro skrytykował Bagdad.

Przeczytaj też: Benji – Splash One! Strącenie irackiego MiG-a-25 przez F-16

Syria

Turcja od samego początku rewolucji w Syrii wspierała opozycję, szkoląc odziały uciekinierów z syryjskich sił zbrojnych oraz użyczając im swojego terytorium i broni. Dochodziło też do incydentów z siłami reżimu Baszszara al-Asada.

Problemem dla Turcji są Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), które składają się z Kurdów i Arabów, kontrolujące zwarte obszary północnej części kraju. Jak wspomniano, Ankara nieprzychylnie patrzy na wszelkie działania mogące przyczynić się do powstania niepodległego Kurdystanu. Aby temu przeciwdziałać, w 2016 roku Turcy przeprowadzili operację „Tarcza Eufratu” i zniweczyli szansę na połączenie terytoriów kurdyjskich w północnej Syrii. Później okresie Ankara wspierała islamistyczne ugrupowania w Idlibie. Na przełomie lutego i marca 2020 roku doszło do konfrontacji z Syryjską Armią Arabską, która próbowała przeprowadzić ofensywę przeciwko rebeliantom. W zmasowanym ataku sił tureckich zniszczono setki jednostek sprzętu wojskowego. Zahamowało to pochód sił Asada i pokazało skuteczność tureckich sił zbrojnych – zwłaszcza bezzałogowców. Doszło na tym tle do swoistej rywalizacji z rosyjskimi systemami przeciwlotniczymi. Jej wynik był niejednoznaczny i obrobiony przez propagandę obu stron, nie ulega jednak wątpliwości, że tureckie bezzałogowce pokazały swoją skuteczność.

Mimo porozumienia z Moskwą w sprawie stref deeskalacji i wspólnych patroli żołnierzy obu krajów Turcja cały czas zwiększa swoją obecność wojskową w regionie. Niedawno Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka informowało o nowych tureckich konwojach przekraczających granice z Syrią. Dokładna liczba baz tureckich w tym kraju nie jest znana. Ostatnio władze wojskowe ogłosiły powołanie centralnego dowództwa dla sił tureckich w Syrii. Ma ono koordynować akcje prowadzone na terytorium tego kraju, a część ekspertów twierdzi, że może być to krok do aneksji regionu.

Amerykańscy i tureccy żołnierze podczas wspólnego patrolu w północno-zachodniej Syrii w październiku 2019 roku.
(US Army / Staff Sgt. Andrew Goedl)

Kaukaz

Turcja od dawna prowadzi aktywną politykę na Kaukazie. Szczególnie bliskie stosunki ma z Azerbejdżanem, gdyż oba państwa łączy więź kulturowo-językowa (turecki i azerski są blisko spokrewnione w ramach gałęzi języków oguzyjskich). Ankara udziela Baku ciągłego wsparcia w nierozwiązanym po dziś dzień sporze o Górski Karabach toczonym z Armenią, która dla z kolei dziedzictwo stosunków z Turkami ma splamione krwią.

Turcja i Azerbejdżan prowadzą regularne wspólne mniejsze i większe ćwiczenia wojskowe. Dla przykładu: w 2019 roku odbyło się ich trzynaście. Na początku sierpnia tego roku rozpoczęły się kolejne duże manewry turecko-azerbejdżańskie, obejmujące ćwiczenia wojsk lądowych i lotnictwa. Co znamienne, odbywały się one między innymi na obszarze Nachiczewańskiej Republiki Autonomicznej. Jest to eksklawa Azerbejdżanu otoczona przez terytorium Armenii. W czasie starć azerbejdżańsko-ormiańskich w ubiegłym miesiącu Ankara oczywiście stanęła po stronie Baku.

Azerbejdżan wyraził także zainteresowanie zakupem broni w Turcji – w tym dronów i czołgów Altay. Co jakiś czas w mediach pojawiają się pogłoski o ustanowieniu w Azerbejdżanie tureckich baz wojskowych. W 2016 roku Ankara i Baku porozumiały się w sprawie używania przez Turków placówki wojskowej Qızıl Şərq w Baku i budynku na lotnisku wojskowym w Hacı Zeynalabdin, dwadzieścia pięć kilometrów od Baku. Oficjalnie obiekty te są używane przez żołnierzy tureckich w trakcie wspólnych ćwiczeń. Nie mają one statusu baz wojskowych, ale są objęte immunitetem dyplomatycznym.

Recep Tayyip Erdoğan i İlham Əliyev w Baku w lutym tego roku.
(Azərbaycan Prezidentinin Mətbuat Xidməti)

Rosnące zaangażowanie militarne Turcji w regionie Kaukazu stanowi wyzwanie dla tradycyjnie obecnych tam Rosji i Iranu. Dla Azerbejdżanu może jednak stanowić realne wsparcie w ewentualnej wojnie z Armenią i powstrzymać Moskwę przed wsparciem Erywania. Na przykładzie ostatnich wydarzeń widać wyraźnie, że Moskwa ostro zareagowała na groźby tureckie, a rosyjska baza wojskowa Erebuni w Armenii stanowi dogodne narzędzie do kontrolowania regionu. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości na założenie bazy wojskowej z prawdziwego zdarzenia w Azerbejdżanie decyduje się Turcja. Mogłoby to zrównoważyć w regionie wpływy rosyjskie, jednak równocześnie narażałoby Ankarę na ryzyko konfrontacji z Moskwą.

Somalia i Katar

W 2015 roku Turcja rozpoczęła budowę bazy w Somalii, nieopodal stołecznego Mogadiszu. Dwuletnie prace budowlane pochłonęły 50 milionów dolarów. Obóz TURKSOM obejmuje około 4 kilometrów kwadratowych, stacjonuje w nim około 200 żołnierzy, ale możliwe jest zwiększenie ich liczby do 1500. Baza zasadniczo składa się z trzech wydzielonych obozów, jej oficjalnym zadaniem jest szkolenie somalijskich sił zbrojnych i wsparcie ich w walce z islamistami z Asz-Szabab. Na terenie TURKSOM-u znajduje się szkoła wojskowa, w której w myśl zawartych dwustronnych porozumień Turcja przeszkoli niemal jedną trzecią żołnierzy somalijskich sił zbrojnych.

Wedle Ankary jest to idealny przykład konstruktywnego zaangażowania kraju w budowę stabilności w tym niespokojnym regionie, jednak pojawiły się oskarżenia o prowadzenie polityki mocarstwowej w ramach koncepcji neoottomanizmu. Szczególne krytycznie na poczynania Turcji w Somalii patrzyły Arabia Saudyjska oraz ZEA. Oba kraje same są zainteresowane budową baz wojskowych w regionie. ZEA próbowały takową założyć w zbuntowanym regionie Somalii – Somalilandzie. Ostatecznie zdecydowano, że budowane lotnisko w nadmorskim porcie Berbera, będzie obiektem cywilnym. Warto zaznaczyć, że Rosja także próbowała wybudować bazę w Somalilandzie, a ostatnio podobne plany ogłosił Egipt. Kraje te w większości pozostają nieprzychylne Turcji.

Zwrot Turcji w stronę Afryki i, co za tym idzie, jej zaangażowanie militarne na kontynencie ma podstawy w rosnącej wymianie handlowej. Turcja, nieobciążona brzmieniem kolonializmu i nieprzywiązująca wagi do wartości demokratycznych, jest atrakcyjnym partnerem dla wielu państw afrykańskich, a wzmożona rola Ankary w Afryce wpisuje się w narrację Erdoğana o odbudowie silnego państwa.

Z kolei relacje Turcji z Katarem są bardzo bliskie – oba kraje popierają się wzajemnie na arenie międzynarodowej, nie jest też tajemnicą, że Dauha wspiera działania Ankary w Libii i Syrii. Katar jest także chłonnym odbiorcą uzbrojenia made in Turkey, w tym MRAP-ów Kirpi i aż stu czołgów podstawowych Altay.

Turecki żołnierz na poligonie w Wędrzynie.
(Sgt. Dennis Glass)

Wzajemne relacje weszły na nowy poziom w 2016 roku, kiedy Turcja otworzyła swoją pierwszą bazę wojskową na Bliskim Wschodzie właśnie w Katarze. Znajduje się tam wspólne katarsko-tureckie centrum szkoleniowe. W momencie kryzysu w relacjach Dauhy z pozostałymi państwami Zatoki Perskiej pojawiło się żądanie wycofania sił tureckich z emiratu. Kraje arabskie od początku traktowały obecność militarną Turków w Katarze jako element niepożądany. Tymczasem Ankara nie tylko nie wycofała wojsk, ale wręcz – aby pokazać poparcie dla Kataru – wzmocniła znajdujące się tam odziały. W 2019 roku zdecydowała się na otwarcie drugiej bazy w tym kraju.

Ogółem w Katarze może stacjonować nawet 5 tysięcy tureckich żołnierzy. Ma to kluczowe znaczenie dla obu stron: Turcja pokazuje swoją siłę i zdolność projekcji siły w regionie Zatoki Perskiej, z kolei Katar może liczyć na wsparcie Ankary w sporze z sąsiadami, co pozwala mu na prowadzenie bardziej asertywnej polityki.

Perspektywy i zagrożenia

Tureckie zaangażowanie militarne poza granicami kraju ma zróżnicowany charakter. Wszędzie tam, gdzie Ankara chce utrzymać bądź wzmocnić swoje wpływy, jej żołnierze pomagają osiągnąć zamierzone cele. Wzmacnia to pozycję międzynarodową Turcji jako jednego z kluczowych państw Bliskiego Wschodu. Silnie rozwijany turecki przemysł zbrojeniowy potrzebuje rynków zbytu na swoje wyroby, a współpraca z siłami zbrojnymi krajów gospodarzy pozwala na uzyskanie kontraktów na dostawy sprzętu. Oczywiście dotyczy to także innych branż gospodarki. Szczególnie atrakcyjna jest dla Turcji Afryka – obroty z krajami kontynentu w ciągu ostatnich lat się podwoiły. Nie dziwi więc, że Ankara coraz mocniej angażuje się na tamtym obszarze.

Podobnie rzecz ma się w Azji Środkowej. Państwa, w których większość populacji stanowią ludy tureckie, są naturalnymi partnerami Ankary. Islamistyczne zapędy Erdoğana i jego rządy silnej ręki mogą się wydać atrakcyjne dla tamtejszych liderów politycznych. Kraje te, położone pomiędzy Moskwą a Pekinem, mogą uznać, że silniejsze reakcje z Ankarą pomogą w zachowaniu niezależności.

Ekspansja militarna Turcji może jednak skonfrontować ją z innymi mocarstwami, w szczególności z Rosją. W Azji Środkowej, na Kaukazie czy w Libii są już rywalami. Może to doprowadzić do napięć, ale z drugiej strony przykład porozumienia w sprawie Syrii pokazuje silną determinację obu stron w kwestii utrzymania poprawnych relacji. Działania Turcji budzą też niepokój sunnickich monarchii znad Zatoki Perskiej, z Arabią Saudyjską na czele. Rijad, uważający się za lidera islamu sunnickiego, postrzega Ankarę jako zagrożenie dla swoich interesów.

Konflikt z bogatymi państwami regionu może okazać się dla Turcji niebezpieczny. Ma to szczególne znaczenie z powodu niestabilnej sytuacji gospodarczej kraju. To właśnie aktywna polityka ekspansji ma skonsolidować tureckie społeczeństwo, może to jednak okazać się ryzykowne, zwłaszcza że ekspedycje militarne prędzej czy później będą wiązać się ze stratami. Nieprzygotowane na taki obrót wydarzeń społeczeństwo może zareagować negatywnie. Uderzanie w nacjonalistyczne tony do tej pory przynosiło Erdoğanowi wymierne korzyści, ale nie wiadomo, czy ten trend się utrzyma.

Przeczytaj też: Subedej. Najwybitniejszy dowódca wszech czasów

Mass Communication Specialist 3rd Class Cameron Bramham, US Navy