Ponad cztery lata temu pisaliśmy o równie ciekawej co nierealnej koncepcji stworzenia wspólnego europejskiego lotniskowca. Z pomysłem takim wystąpiła przewodnicząca niemieckiej CDU Annegret Kramp-Karrenbauer, która wkrótce potem została szefową resortu obrony. Pomysł poparła kanclerz Niemiec. Wydaje się, że wówczas Niemcom było bliżej do Francji niż dzisiaj. Obecna propozycja pada z drugiej strony Renu, ale ma tyle samo konkretów co poprzednia. Tak jak cztery lata temu wskazuje się, że lotniskowiec miałby być odzwierciedleniem aspiracji Unii Europejskiej we współtworzeniu bezpieczeństwa globalnego.
Francuz Thierry Breton, unijny komisarz do spraw rynku wewnętrznego, wspomniał o możliwości powstania europejskiego lotniskowca, przedstawiając główne założenia europejskiego programu inwestycji w obronę podczas trzeciej Europejskiej Konferencji Obrony i Bezpieczeństwa w Brukseli. Zasugerował też konieczność utworzenia „Eurodome”, czyli europejskiej tarczy antyrakietowej (która nawiązywałaby do izraelskiej Żelaznej Kopuły) i wezwał Komisję Europejską, aby przedstawiła ambitny europejski program przed końcem bieżącego okresu budżetowego.
– Wraz z powrotem konfliktu o dużej intensywności na kontynencie europejskim nie mamy innego wyboru – powiedział Breton o lotniskowcu. Nie jest to jednak wcale takie oczywiste. Wizja budowy i wdrożenia okrętu lotniczego na poziomie europejskim nigdy nie wyszła poza sferę luźnych planów i bardzo wątpliwe jest, czy istnieje jakakolwiek szansa na zmianę.
Główne wątpliwości dotyczą kwestii podstawowej: zasady powstania takiego okrętu. Czy miałby to być okręt (lub kilka) niejako wspólny dla państw użytkowników? Czy jednak miałaby to być transza kilku jednostek kupowanych zależnie od potrzeb przez państwa uczestniczące w programie? Oba pomysły obarczone są wadami, które mogą okazać się nie do przezwyciężenia. W pierwszym przypadku wiele wątpliwości pojawi się już na etapie uzgodnień co do obsadzenia lotniskowca przez załogę (rotacyjnie lub w sposób mieszany), a także ewentualnego wyposażenia czy uzbrojenia.
Czy w ogóle może działać europejski lotniskowiec bez europejskiej marynarki wojennej? A ta bez sił zbrojnych Unii Europejskiej? Tak skonstruowane pytania sprowadzają się do już do dyskusji o zasadach funkcjonowania organizacji, które już wielokrotnie próbowano rewidować.
Wadą drugiego pomysłu zapewne będzie brak funduszy czy nawet potrzeb budowy okrętu lotniczego. Państwa europejskie są na różnym etapie pozyskiwania lotniskowców. Wielka Brytania nie należy już do UE, ale jej doświadczenia mogą się okazać cenne. W Royal Navy służą bliźniacze HMS Queen Elizabeth i HMS Prince of Wales. Nie są jednostki bezproblemowe, ta druga niedawno zaliczyła dziewięciomiesięczny pobyt w suchym doku w Rosyth. Tyle czasu zajął remont po poważnej awarii wału napędowego, której PoW doznał tuż po wyjściu w rejs z Portsmouth.
Francuzi – a Breton to, przypomnijmy, Francuz – nie oglądają się na innych i sami starają się opracować koncepcję okrętu lotniczego, który stałby się następcą wysłużonego Charles’a de Gaulle’a (R 91), mającego za sobą 22 lata służby i przez to podatnego na usterki. Prace koncepcyjne nad lotniskowcem nowej generacji PANG (porte-avions de nouvelle génération) są w toku. Ostateczny projekt będzie gotowy dopiero pod koniec 2025. Cztery lata później zakończy się etap planowania produkcji i przeglądu dokumentacji.
Dopiero w 2031 roku ruszy pięcioletnia budowa jednostki. W 2035 roku reaktory zostaną wypełnione paliwem jądrowym i uruchomione. Wówczas PANG będzie gotowy do prób morskich, ale zostanie przyjęty do służby liniowej dopiero w 2038 roku. Cały czas nieprzesądzona jest liczba jednostek tego typu, które mogłyby trafić do Marine nationale – nie wiadomo czy Paryż będzie dysponował jednym czy dwoma nowymi okrętami lotniczymi.
Dwie jednostki tej klasy – Giuseppego Garibaldiego i Cavoura – utrzymują Włosi. Pierwszy zostanie zastąpiony przez uniwersalny okręt desantowy Trieste o wyporności 38 tysięcy ton. Nowa jednostka przenosić będzie grupę lotniczą śmigłowców NH90, AW101 lub uderzeniowych Mangust, ale w razie potrzeby możliwe będzie zaokrętowanie samolotów bojowych F-35B Lightning II. Do współpracy z tymi maszynami przystosowano również Cavoura.
Pozostali jeszcze Hiszpanie, którzy mają uniwersalny okręt desantowy z ciągłym pokładem lotniczym Juan Carlos I. Może on przenosić samoloty EAV-8B Matador II (Harrier), a co jakiś czas powraca temat zakupu przez Madryt F-35B i przystosowania okrętu do ich bazowania. Na potrzeby Armada Española taka jednostka wydaje się wystarczająca.
Nie wiadomo, o co chodzi? Jeśli tak, to na pewno chodzi o pieniądze – choćby dla koncernów stoczniowych. Dlatego też, tworząc zręby jakiejś inicjatywy, należałoby mieć pokrycie finansowe. Bardzo wątpliwe jest, aby Unia Europejska – mająca do dyspozycji dwa niezbyt obfite i krótkoterminowe instrumenty finansowania transakcji zbrojeniowych – sama sobie poradziła. Fundusz wspólnych zamówień EDIRPA (w wysokości 300 milionów euro) i ASAP (500 milionów euro na finansowanie amunicji i rakiet) nie mogą do tego posłużyć. Oba uruchomiono w odpowiedzi na wojnę rosyjsko-ukraińską.
Według Bretona te dwa instrumenty można powiązać z Europejskim Funduszem Obronnym o wartości 8 miliardów euro, który dodatkowo powinno się wzmocnić w kolejnym okresie. Czy to – przy innych wydatkach – wystarczy na budowę lotniskowca? Bardzo wątpliwe. A przecież okręt nie będzie sam poruszał się po morzu. Do tego potrzebna jest całą grupa okrętów. Na przykład typową eskortę amerykańskich lotniskowców w ramach ich grup uderzeniowych stanowią trzy niszczyciele i jeden krążownik. Tu jednak europejskie floty dysponują stosownymi okrętami – fregatami typu FREMM czy niszczycielami typu Horizon/Orizzonte. Europejską grupę lotniskowcową można by zebrać z jednostek już służących na Starym Kontynencie.
Europejski lotniskowiec nadal wywołuje wiele skrajnych emocji, dominuje sceptycyzm, podobnie jak cztery lata temu. W 2019 roku szef Ośrodka Strategii i Bezpieczeństwa Morskiego Uniwersytetu w Kilonii Sebastian Bruns twierdził, że koncepcja jest warta poddania pod dyskusję. Cały czas jednak brakuje konkretnego fundamentu. Od 2019 roku niewiele się zmieniło. Niemcy nadal nie mają ani doświadczenia w projekcji siły na morzu na taką skalę ani ujednoliconej strategii, na której można by oprzeć sposób użycia lotniskowca.
Czym się więc różni propozycja Thierry’ego Bretona od tej wyłożonej cztery lata temu? Niczym. A jakie ma cechy wspólne? Równie ciężko będzie z niej przejść do czegoś więcej niż faza swobodnej wymiany poglądów.
Zobacz też: Pierwsze lądowanie Iła-76 przy stacji polarnej Progriess