Wszystkie pododdziały bojowe Cahalu obecne do tej pory w południowej części Strefy Gazy zostały wycofane poza jej granicę. Na całym terytorium pozostała tylko jedna brygada – 933. Brygada Nachalu, licząca około 4 tysięcy żołnierzy – która ma zabezpieczać korytarz Necarim przecinający całą enklawę na dwoje od kibucu Be’eri do Morza Śródziemnego. Cahal postanowił zmienić taktykę.

Teraz, kiedy większość struktur Hamasu została rozbita, a poza Rafah pozostają jedynie rozproszone niedobitki, uznano, że lepszy skutek przyniosą ograniczone, precyzyjne rajdy wymierzone w cele zidentyfikowane za pomocą informacji wywiadowczych. Według informacji podawanych przez Izraelczyków udało się rozbić osiemnaście batalionów Hamasu z dwudziestu czterech, które istniały 7 paź­dzier­nika. Cztery z sześciu pozostałych znajdują się w Rafah.

Korytarz spełni trojaką funkcję. Przede wszystkim będzie punktem wypadowym do prowadzenia rajdów zarówno na północy, jak i na południu. Dodatkowo uniemożliwi uchodźcom z północy (gdzie znajduje się miasto Gaza) powrót do domów. Wreszcie ma też być osią, poprzez którą pomoc humanitarna dostarczana będzie bezpośrednio do Gazańczyków i Gazanek pozostających na północy.



Poprzednio na takiej samej zasadzie Izraelczycy wycofali się z północnej części Strefy Gazy. Przeprowadziwszy kilkumiesięczną ofensywę z udziałem kilku dywizji i wykorzeniwszy zorganizowane formacje Hamasu w tym rejonie, Cahal skupił się na rajdach na mniejszą skalę, de facto na polowaniu na tych terrorystów, którzy wciąż się tam ukrywali lub postanowili wrócić. Tak na przykład w drugiej połowie marca w zakrojonej na dużą skalę operacji w kompleksie szpitalnym Dar asz-Szifa zabito według oficjalnych danych blisko 200 hamasowców, wśród których znalazł się Fajik al‑Mabhuh, szef gazańskiej bezpieki.

Jak pisze Nir Dewori, ogromny sukces operacji w szpitalu Dar asz-Szifa rozbudził w dowództwie Cahalu apetyt na powtórkę. Ten rajd będzie wobec tego traktowany jako wzór do powtarzania w przyszłości.

Hamas postanowił „uczcić” wycofanie się Izraelczyków salwą pięciu pocisków rakietowych odpalonych z Chan Junus w kierunku miejscowości przygranicznych. Jak głosi oświadczenie Cahalu, część pocisków przechwyciły efektory Żelaznej Kopuły, a reszta spadła z dal od zabudowań. Było to też dobitne przypomnienie, iż Hamas wciąż działa w tym mieście – drugim największym w Strefie – mimo kilkumiesięcznej operacji oczyszczającej. Izraelczycy podali, że tylko w Chan Junus zabili kilka tysięcy bojowników i zniszczyli około 30 kilometrów tuneli. Odnaleziono też wiele składów broni i amunicji pod budynkami użyteczności publicznej.

Do tej pory w toku wojny w Strefie Gazy (nie licząc działań na terenie Izraela) Cahal stracił 260 zabitych i 152 rannych. Po stronie palestyńskiej, według hamasowskiego ministerstwa zdrowia, zginęło około 33 tysięcy ludzi. Izraelczycy podają, że zabili 13 tysięcy terrorystów w Strefie Gazy, nie licząc ponad tysiąca zlikwidowanych w Izraelu bezpośrednio po napaści. Hamasowcy przetrzymują jeszcze 129 zakładników, tak żywych, jak i martwych.



Rafah

Trzeba podkreślić, że wycofanie pododdziałów ze Strefy Gazy nie będzie miało przełożenia na kość niezgody w relacjach między Waszyngtonem a Jerozolimą – na planowaną bitwę o miasto Rafah. Jak wielokrotnie pisaliśmy, jest ono nie tylko ostatnim bastionem Hamasu, ale też ostat­nim schro­nie­niem blisko 1,5 miliona osób cywilnych. Amery­ka­nie nie­dwu­znacz­nie dają do zrozumienia Izra­el­czy­kom, że jeśli ci rozpoczną działania bojowe w Rafah bez zadbania o losy ludności cywilnej, spowoduje to natychmiastowe załamanie stosunków między oboma państwami.

Plany ataku na Rafah oczywiście istnieją. Premier Binjamin Netanjahu zapewnia, iż zapoznał się z nimi i je zaaprobował. Brakuje tylko rozkazu do rozpoczęcia natarcia. Nie wiadomo natomiast, czy istnieją plany ewakuacji ludności cywilnej. A jeśli tak – to czy są realne.

Niemniej skala potencjalnej bitwy o Rafah będzie jednak wymagała powołania pod broń świeżych rezerwistów. Oznacza to, że tak czy inaczej nie da się jej rozpocząć z dnia na dzień i dla wielu żołnierzy, którzy do tej pory znajdowali się w Strefie Gazy, najbliższe tygodnie byłyby okresem bezczynności. Większy sens ma wobec tego zapewnienie im możliwości odpoczynku.

Szef sztabu Cahalu generał broni Herci Halewi podkreślił, że do końca wojny jeszcze daleko, ale Izrael ani myśli się zatrzymywać. Zapewnił też, że prędzej czy później Izrael dopadnie ukrywających się przywódców Hamasu i że nie pozwoli, aby ocalały w Gazie jakiekolwiek oddziały terrorystyczne. Dla odmiany premier Netanjahu chwalił się, że Izrael jest o krok od całkowitego zwycięstwa.

– Równolegle z działaniami ofensywnymi musimy pozwolić na dostarczanie pomocy humanitarnej do Strefy – dodał Halewi. – Hamasowi jest na rękę pokazywanie kryzysu humanitarnego w Gazie, aby naciskać na zakończenie wojny. Hamas próbuje kontrolować pomoc humanitarną i uniemożliwić jej dystrybucję, próbuje wrócić i odzyskać kontrolę nad Strefą Gazy. To nie powinno nastąpić.

Dziś do Strefy Gazy wjechały 322 samochody ciężarowe z towarami pierwszej potrzeby, głównie żywnością, ale też lekami i namiotami. To rekord od rozpoczęcia wojny, a zarazem namacalny dowód, iż Netanjahu ustąpił pod naciskiem Waszyngtonu.



Bibi się chwieje

Poparcie dla Netanjahu spada już praktycznie z dnia na dzień. Obecnie już 71% Izraelczyków chce, aby premier ustąpił ze stanowiska albo natychmiast, albo od razu po zakończeniu wojny. Gdyby wybory odbyły się dziś, jego Likud straciłby blisko połowę z obecnie posiadanych 32 miejsc w Knesecie, a koalicja antylikudowska zdobyłaby 74 mandaty. Kneset składa się ze 120 deputowanych.

Barak Rawid z Axiosa zwraca uwagę, że Netanjahu to obecnie jedyny urzędnik wysokiego szczebla, który w żadnej sposób nie przyznał się do odpowiedzialności za błędy, które umożliwiły Hamasowi przeprowadzenie największej masakry Żydów od czasu Holokaustu. Najnowsze sondaże wskazują, iż 41% Izraelczyków wini swojego premiera za kryzys w stosunkach z USA (30% wskazuje Bidena jako winnego, a 21% mówi, że obaj są winni).

Wszystko to sprawia, że zarówno w Izraelu, jak i w Stanach Zjednoczonych coraz częściej słychać obawy, iż Bibi będzie starał się przeciągać wojnę w nieskończoność. Nie ma bowiem żadnej innej nadziei, aby utrzymać się przy władzy. A gdy tylko ją straci, zajrzy mu w oczy widmo kary więzienia za korupcję, nie wspominając już o ewentualnych karach za niedopełnienie obowiązków w zakresie ochrony bezpieczeństwa państwa.

Negocjacje

Rozmowy z Hamasem w sprawie uwolnienia zakładników i wejścia w życie rozejmu już od kilku miesięcy tkwią w miejscu. Kilka razy wydawało się, że jesteśmy blisko porozumienia, ale hamasowcy za każdym razem albo wysuwali nowe żądania, albo po prostu stwierdzali, że nie i kropka.

Generał Halewi oświadczył, że obecnie powrót zakładników do kraju jest ważniejszym celem niż wszystkie pozostałe, z unicestwieniem Hamasu włącznie. Obecnie trwa kolejny cykl negocjacji, dla odmiany w Kairze, a nie w Ad-Dausze. Pierwsze wieści spływające z Kraju Faraonów są optymistyczne („Od wielu miesięcy nie byliśmy tak blisko”, powiedział nieoficjalnie jeden z negocjatorów), ale osiągnięcie faktycznego porozumienia będzie wymagało jeszcze dużo pracy.

Na razie delegacje Hamasu i Kataru wróciły do siebie, aby upewnić się, że ludzie Jahiji Sinwara w Strefie Gazy są gotowi przystać na wstępnie ustalone warunki. Za dwa dni negocjatorzy powinni wrócić do Kairu i wówczas możemy się spodziewać konkretów. Istnieje cień szansy, że rozejm, który (wedle pierwotnych nadziei między innymi Joe Bidena) miał być zawarty przed ramadanem, stanie się faktem w dzień święta Id al-Fitr, kończącego miesiąc postu. Id al-Fitr przypada w tym roku na dni 9/10 kwietnia.

– Jasno oznajmiłem społeczności międzynarodowej: nie będzie rozejmu bez powrotu zakładników – powiedział Netanjahu. – Po prostu nie ma mowy.



Tymczasem w Jerozolimie obchody półrocznicy napaści Hamasu odbywają się bez przedstawicieli najwyższych władz. Zamiast nich upamiętnienie ofiar 7 października wzięli na siebie krewni i przyjaciele zakładników działający w ramach tak zwanego Forum Rodzin Zakładników i Zaginionych. Tym sposobem w naturalny sposób upamiętnienie połączyło się z manifestacją wzywającą rząd do zapewnienia wolności zakładnikom. Pod siedzibą Knesetu demonstrowało około 50 tysięcy ludzi.

W czasie manifestacji odnotowano też przejawy brutalności ze strony policji. Fotoreporter dziennika Ha-Arec został pchnięty na ziemię, a według adwokata Gonena Ben Jicchaka (organizującego manifestacje przeciw Bibiemu od 2020 roku) stróże prawa zatrzymali amerykańskiego blogera i złamali mu szczękę, a następnie odmawiali dostępu do lekarza.

Przyszłość Strefy Gazy

Niezależnie od tego, jakie są plany Izraela na doprowadzenie wojny do końca, jedno jest jasne – kiedy ucichną eksplozje, trzeba będzie przywrócić Gazę do życia. Jerozolima zapowiedziała już, że jest gotowa zainwestować w zdemilitaryzowaną i zdehamasowaną Strefę Gazy, ale oczekuje, że w przedsięwzięcie zaangażują się także państwa arabskie. Chodzi nie tylko o względy dyplomatyczne (czy moralne), ale też o zwykłą pragmatykę – Izrael na własną rękę po prostu nie da rady tego sfinansować, zwłaszcza że jego gospodarka też ucierpiała wskutek wojny.

Szczególnie istotnego kandydata do współpracy upatrywano w Katarze. Ma on z Izraelem dwuznaczne stosunki – z jednej strony zapewnia schronienie przywódcom politycznym Hamasu, ale z drugiej po 7 października aktywnie zaangażował się w proces negocjacji z Hamasem.

Niestety wszystko wskazuje, że sielankowy obraz zaraz odejdzie w niepamięć. Jak pisze The Times of Israel, powołując się na dwa anonimowe źródła, premier Kataru, Muhammad ibn Abd ar-Rahman as-Sani jeszcze w grudniu powiedział szefowi Mosadu Dawidowi Barnei, że Katar nie zamierza spełnić prośby Izraela o udział w odbudowie Gazy. Powód? Sposób traktowania Kataru przez Izrael w trakcie wojny.

Przede wszystkim As-Sani ma pretensje czysto osobiste. Nieoficjalne przecieki wskazują, że As-Saniemu naprawdę zależy na doprowadzeniu od uwolnienia zakładników i że jest osobiście bardzo czynnym uczestnikiem rozmów. Tymczasem izraelscy politycy kilkakrotnie oskarżali go o sprzyjanie Hamasowi i brak zainteresowania losem zakładników. Niedawno minister gospodarki Nir Barkat określił Katar mianem wroga, który sponsoruje terroryzm na całym świecie.



Oprócz tego Katarczycy mają żal o serię izraelskich uderzeń na budynki w Gazie ufundowane przez rząd Kataru, między innymi szpital i szkołę. Chodziło o zniszczenie ukrytej pod nimi infrastruktury Hamasu, ale kiedy potem niczego takiego nie znaleziono, przedstawiciele Cahalu podobno złożyli po każdym z tych przypadków przeprosiny na ręce As-Saniego i obiecali wystosowanie również publicznych przeprosin. Tych ostatnich As-Sani wciąż się nie doczekał.

Premier miał też dać do zrozumienia, że Katar jest gotów rozważyć udział w projekcie odbudowy Gazy tylko i wyłącznie wtedy, gdy będzie to zakrojona na dużą skalę międzynarodowa inicjatywa, której ostatecznym celem będzie osiągnięcie trwałego rozwiązania dwupaństwowego.

Katar już wcześniej zainwestował ogromne sumy – na prośbę Izraela – w odbudowę Gazy po wojnie z 2009 roku. Jeszcze na kilka miesięcy przed październikiem ubiegłego roku władze Izraela publicznie dziękowały Katarowi za zaangażowanie w ten projekt. Zarazem jednak pojawiały się ostrzeżenia, że miliony dolarów kierowane przez Katar do Gazy trafiały – za zgodą, a przynajmniej wiedzą darczyńców – do kufrów Hamasu.

Tym sposobem Katar stał się sponsorem Hamasu, co z jednej strony czyni go współodpowiedzialnym za napaść z 7 października, ale z drugiej sprawia, że ma duży wpływ na wewnętrzną politykę organizacji. Ustępuje pod tym względem zapewne tylko Iranowi, ale w przeciwieństwie do Iranu nie ma nic przeciwko współpracy z Izraelem, toteż stał się oczywistym mediatorem w sprawie zakładników.

Po wspomnianych wyżej komentarzach Barkata rzecznik katarskiego MSZ Madżid al-Ansari stwierdził, że minister „zamiast skupiać się na wspieraniu starań o zawarcie porozumienia [w sprawie zakładników], uznał, że lepiej poświęcić czas na atakowanie mediatorów pracujących całą dobę nad osiągnięciem porozumienia, które zagwarantuje uwolnienie zakładników i powstrzyma rozlew krwi”.

twitter.com/idfonline