Nie dość, że nie spełniły się nadzieje na zawarcie rozejmu przed rozpoczęciem świętego miesiąca islamu, ale na domiar złego coraz mniej prawdopodobne jest jego zawarcie, zanim ramadan dobiegnie końca. Negocjacje w Katarze trwają, ale strony nie są w stanie dojść do poro­zu­mienia. Szczególnie trudne do przełk­nięcia dla Izraelczyków jest żądanie gwarancji bezpieczeństwa. Innymi słowy: Ismail Hanijja, Jahija Sinwar i ich kamaryla chcą mieć pewność, iż nie będą musieli się obawiać wizyty komanda zabójców Mosadu.

Możliwe, że obecnie jest to ostatni punkt sporny. Jak donoszą izraelskie media, negocjatorzy pracujący w Ad‑Dausze są o krok od wypracowania ramowego układu w sprawie zwolnienia zakład­ników. Jerozolima zgodziła się na kilka kluczowych ustępstw. W negocjacjach toczonych w ubiegłym miesiącu w Paryżu Izrael zgodził się na zwolnienie 400 palestyńskich „więźniów bezpieczeństwa” w zamian za 40 zakładników i sześcio­tygod­niowy rozejm, co miało stanowić pierwszą fazę dłuższego porozumienia. Dla Hamasu było to za mało.



Obecnie Izrael jest gotów niemal podwoić liczbę zwalnianych więźniów i włączyć do tego grona około setki morderców – bezpośrednich sprawców zabójstw doko­na­nych na Żydach. W zamian wciąż miałby otrzymać wolność 40 swoich obywateli. Delegacja Hamasu pracująca w Ad‑Dausze przekazała izraelską pro­po­zycję Jahiji Sinwarowi (na zdjęciu poniżej), przywódcy Hamasu na obszar Strefy Gazy (zwierzchność polityczną nad całą orga­ni­zacją sprawuje Ismail Hanijja, prze­bywa­jący na luksusowym wygnaniu właśnie w Katarze).

Dodatkowym punktem umowy ma być ograniczony powrót cywilów na północ Strefy Gazy. Byłby on obłożony róż­no­ra­kimi restrykcjami i nie obejmowałyby prawa powrotu dla mężczyzn. Hamas żąda nieograniczonego prawa powrotu, ale wydaje się, że jest gotów przystać na ograniczone. Nie należy bowiem mieć wątpliwości – szefostwu Hamasu nie zależy na palestyńskich cywilach. Wręcz przeciwnie, ich cierpienie można wyko­rzys­ty­wać jako broń propagandową, toteż stłoczenie półtora miliona ludzi wokół Rafah również jest dla organizacji akceptowalnym stanem rzeczy.

Odpowiedzi można się spodziewać naj­wcześ­niej jutro. Jak pisaliśmy na początku marca, Sinwar wie, iż Izra­el­czycy nań polują, toteż przebywa w ukryciu i regularnie się przemieszcza. Każda komu­ni­kacja ze światem zewnętrz­nym to ryzyko, że zostanie namierzony. Ale ponieważ to on będzie wcielał po­sta­no­wienia dealu w życie, musi być na bieżąco informowany i mieć możli­wość wyrażenia opinii.

I tu pojawia się zgrzyt. Netanjahu obiecał swoim obywatelom bezlitosne polowanie na szefów Hamasu niezależnie od tego, gdzie będą się ukrywać. Sinwar i jego przyboczni zażądali tymczasem, aby Izrael dał im gwarancje bezpieczeństwa. Mieliby udać się na wygnanie poza Strefę Gazy (zapewne mieliby dołączyć do Hanijji w Katarze), ale tam miałoby im nic nie grozić żadne niebezpieczeństwo ze strony Mosadu. Izrael jest ponoć gotów dać taką gwarancję, jeśli w zamian hamasowcy przystaną na całkowitą de­mi­li­ta­ry­zację Strefy Gazy po wojnie i na­tych­miast zwolnią wszystkich zakład­ników.



Przewodniczący izraelskiej delegacji, szef Mosadu Dawid Barnea, miał nieoficjalnie przyznać dziennikarzom, iż otrzymał nie­zbęd­ne pleni­po­tencje od rady ministrów. Sugeruje to, iż w jego mocy jest zarówno danie gwarancji bez­pie­czeń­stwa Sinwa­rowi, jak i przystanie na rozejm o bez mała dowolnej długości. Zapewne nie może jednak się zgodzić na całkowite wycofanie oddziałów Cahalu ze Strefy Gazy. Netanjahu wielokrotnie podkreślał, iż jest to nieprzekraczalna czerwona linia dla izraelskiego rządu.

Tymczasem rzecznik Hamasu Hosam Badran oznajmił, że amerykańska admi­ni­stra­cja jest główną przeszkodą w osiągnięciu rozejmu i że Hamas nie uznaje Amerykanów jako mediatorów.

ONZ

Rada Bezpieczeństwa ONZ wreszcie zdołała przyjąć rezolucję wzywającą do zawieszenia broni i natychmiastowego zwolnienia wszystkich zakładników. Stało się to dopiero za piątym razem. Poprzednie cztery próby zostały uda­rem­nione przez weta mocarstw przychylnych jednej albo drugiej stronie – trzy razy przez Amerykanów, raz przez Rosjan z Chińczykami. Tym razem Stany Zjed­no­czone (których projekt zawe­to­wano trzy dni temu) się wstrzymały i rezolucja przeszła stosunkiem głosów 14:0.

– Mielibyśmy zawieszenie broni kilka miesięcy temu, gdyby Hamas był gotów zwolnić zakładników kilka miesięcy temu – oznajmiła ambasadorka USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield. – W ubiegłym tygodniu Rosja i Chiny zawetowały rezolucję potępiającą ten straszliwy atak, rezolucję, którą popiera ogromna większość tej rady. Pokazują raz za razem, że wbrew całej swojej retoryce nie są zainteresowane stworzeniem trwa­łego pokoju drogą wysiłków dyplo­ma­tycznych.



Łatwo było się domyślić, iż ta sytuacja jeszcze bardziej pogłębi to przepaść rosnącą między administracją Bidena a rządem Netanjahu, zwłaszcza w obliczu nadchodzącej bitwy o Rafah. I rzeczy­wiś­cie, ledwie minęło kilka godzin, a rząd Bibiego odwołał wizytę delegacji wyso­kiego szczebla mającej omówić szczegóły planu tej bitwy (a zwłaszcza sposoby na zapewnienie bez­pie­czeń­stwa cywilom).

Rzecznik Rady Bez­pie­czeń­stwa Naro­do­wego John Kirby podkreślił, iż wstrzy­ma­nie się od głosu w sprawie tej kon­kret­nej rezolucji nie oznacza, iż Wa­szyng­ton przestaje zapewniać wspar­cie Izraelowi. – Nie ma powodu, aby widzieć w tym jakąkolwiek eskalację – oznajmił Kirby. Różnica między ostatnimi propozycjami rezolucji polega na tym, że amerykańska (zawetowana przed trzema dniami) łączyła zawieszenie broni ze zwolnieniem zakładników jako jedno żądanie, tym­cza­sem ta przyjęta dziś rozdziela obie kwestie na dwa osobne żądania. Greenfield podkreśliła, że Stany Zjedno­czone w pełni popierają część celów rezolucji, ale sądzą, iż ważne jest, aby warunkiem rozejmu było uwolnienie zakładników.

Tarcia na linii Waszyngton–Jerozolima trwają jednak cały czas niezależnie od tego, że Biden stara się wyciągnąć gałązkę oliwną. Promi­nentny ame­ry­kań­ski politolog Norman Ornstein (pod­kreślmy to, co w tym kontekście jest ważne: Żyd i niezłomny orędownik sprawy izraelskiej) interpretuje decyzję o utworzeniu dodatkowych osiedli żydow­skich na Zachodnim Brzegu jako „pierdol się” od Bibiego do ame­ry­kań­skiego prezydenta. W związku z tym Ornstein sądzi, że należy wstrzymać dostawy amerykańskiego uzbrojenia dla Izraela.

Do Waszyngtonu przyleciał akurat minister obrony Joaw Galant, który ma prowadzić rozmowy właśnie w sprawie dostaw amerykańskiego uzbrojenia. Ma się spotkać zarówno z sekre­ta­rzem obrony Lloydem Austinem, jak i sek­re­ta­rzem stanu Antonym Blinkenem. W oświadczeniu wydanym przed spot­ka­niem Galant podkreślił, że Izrael nie ma moralnego prawa, aby zaprzestać prowadzenia wojny, dopóki wszyscy zakładnicy nie wrócą do swoich domów. Od 7 października Izrael odebrał ponad sto dostaw z USA.

Szifa

Cahal kontynuuje zakrojoną na wielką skalę operację w gazańskim szpitalu Dar asz‑Szifa, rozpoczętą tydzień temu raj­dem jednostki specjalnej Szaje­tet 13, wspieranej przez 401. Brygadę Pancerną „Żelazne Gąsie­nice”. Pierwszego dnia Cahal wydał komunikat informujący o zabiciu około dwu­dziestu terro­rystów w samym szpitalu i kolejnych dwudziestu w jego obrębie. Obecne dane mówią już o 170 zabitych i 500 rannych, w sze­re­gach zarówno Hamasu, jak i Pales­tyń­skiego Islamskiego Dżihadu. Wśród zabi­tych znalazł się Fajik al‑Mabhuh, szef hamasowskiej bezpieki i brat Mahmuda, zlikwi­do­wa­nego przez Mosad w 2010 roku szefa logistyki organizacji.



Minister Galant oznajmił, że szpital stał się pułapką dla hamasowców. Po zabezpieczeniu kompleksu szpitalnego jeszcze pod koniec ubiegłego roku Cahal zredukował swoją obecność na tym terenie. Wielu prominentnych członków Hamasu i Pales­tyń­skiego Islamskiego Dżihadu uznało najwyraźniej, że nic w tej kwestii już się nie zmieni i szpital będzie stosunkowo bezpiecznym miejscem.

Nie wiadomo, czy Izraelczycy liczyli na taki rozwój wypadków, ale na pewno byli na niego przygotowani. Operację rozpo­częto na podstawie danych wywia­dow­czych o powrocie hama­sow­skich promi­nen­tów. Wkrótce potem podpułkownik A. z Szaje­tet 13 poinformował, że w szpitalu pomiędzy artykułami medycznymi i u pacjentów znaleziono ukrytą broń.

Na tle operacji w szpitalu Dar asz‑Szifa doszło też do obrzydliwej manipulacji. Ciężarna kobieta, pacjentka szpitala, miała zostać pobita i zgwałcona przez izraelskich żołnierzy. Szeroko rozpisywała się o tym między innymi Al‑Dżazira. Dochodzenie prowadzone przez hama­sow­ską policję wykazało jednak, iż kobieta kłamała, chcąc pobudzić ducha bojowego wśród Palestyńczyków.

Chan Junus

Podobna operacja trwa właśnie w Chan Junus, drugim co do wielkości mieście Strefy Gazy. Dwie jednostki specjalne, Jednostka 212 Maglan (ibis) i Jednostka 621 Egoz (orzech), wspierane przez pododdziały pancerne, od wczoraj toczą bitwę z hamasowcami w dzielnicy Al‑Amal. Tu również operację rozpoczęto na podstawie danych wywiadowczych, które wskazywały na obecność ter­ro­rys­tów w szpitalu i innych budynkach użyteczności publicznej. Zginąć miało już kilkudziesięciu hamasowców.

Jordania

Jak informuje The Jerusalem Post, w piątek późnym wieczorem dwie osoby prze­kro­czyły granicę jordańską w pobliżu moszawu Peca’el w Dolinie Jordanu. Jeden z nich miał przy sobie karabinek AK z amunicją. Miejscowy koordynator bez­pie­czeń­stwa wraz z dwiema innymi osobami zatrzymały obu podejrzanych i przekazał służbie bez­pie­czeń­stwa we­wnętrz­nego Szin Bet. Nie wiadomo, do którego ugru­po­wania należą (o ile w ogóle są z jakimś związani) ani też jaki dokładnie mieli zamiar.

twitter.com/idfonline