Prezydent Joe Biden zapowiedział wczoraj rozpoczęcie zrzutów pomocy huma­ni­tarnej do Strefy Gazy. Operacja powinna się rozpocząć w ciągu kilku dni. Głównym celem jest oddalenie widma klęski powszech­nego głodu grożącej Pales­tyń­czykom w Gazie, ale w „paczkach” znajdą się najpewniej także inne artykuły pierwszej potrzeby, na przykład leki.

Niemniej będzie to kropla w morzu. Zapotrzebowanie Strefy Gazy szacuje się w przeliczeniu na 500 samochodów ciężarowych dziennie. Most powietrzny musiałby wykonać ponad 250 samolo­to­lotów dziennie. Biały Dom chce także zwiększyć presję wywieraną na Izrael. Oczekuje mianowicie, iż rząd Binjamina Netanjahu umożliwi dostawy lądowe na większą skalę. Oprócz tego Amerykanie będą starali się uruchomić dostawy drogą morską. Na razie nie ujawniono żadnych szczegółów tego planowanego przed­się­wzięcia.

– Pomoc napływająca do Gazy jest dalece niewystarczająca – powiedział Biden. – Chodzi o ludzkie życie.



Tło decyzji

29 lutego wskutek zamieszek, które wybuchły przy konwoju dostar­cza­jącym żywność do Gazy, zginęło około stu osób. Wciąż nie mamy pewności, co dokładnie się stało. Hamas utrzymuje, że większość ofiar została zabita przez izraelskich żołnierzy. Według Cahalu od izraelskich kul zginęło maksy­malnie dziesięć osób, bezpo­średnio zagrażających żołnie­rzom na punkcie kontrolnym, a ofiary przede wszystkim zostały strato­wane i rozje­chane przez samochody, a także zginęły od kul ban­dy­tów próbujących opanować transport.

Wysłannicy ONZ odbyli krótką wizytę w szpitalu Asz‑Szifa, do którego trafiło wiele ofiar „bitwy” o żywność. Według ich obserwacji u około 200 Palestyńczyków znajdujących się w tej placówce widoczne było dużo ran postrzałowych. Łącznie do szpitala Asz‑Szifa miało trafić aż 500 osób rannych w tym zdarzeniu.

Sama liczba ofiar nie budzi jednak dużych kontrowersji. Według Hamasu 115 zabi­tych i 760 rannych, według Cahalu ofiar śmiertelnych było poniżej stu, tak czy inaczej mówimy o tragedii. Stałą się ona jaskrawym przypom­nieniem o kata­stro­fal­nej sytuacji humanitarnej panu­jącej w Strefie Gazy. Arabscy komenta­torzy i analitycy oskar­żają Izrael o celowe wywoływanie klęski głodu jako elementu kampanii mającej wymusić uległość Palestyńczyków. Izrael twierdzi, że winne są organizacje pomocowe, które nie wyrabiają się z dystrybucją dostaw.

Jeszcze w styczniu system jako tako działał (mimo że hamasowskie służby bez­pie­­czeń­stwa rozkradały część dos­taw), ale mniej więcej na przełomie miesięcy zaczął się załamywać. Po izra­elskich atakach na podległą Hamasowi policję Strefy Gazy funkcjo­nariusze przestali ochraniać konwoje. W atakach ranni zostali także ze­wnętrz­ni pracow­nicy organizacji humani­tarnych, więc one również musiały zawiesić pracę. Pozwoliło to głodnym i zdesperowanym cywilom natychmiast przystąpić do szabro­wania ciężarówek. Na domiar złego błyska­wicznie powstały uzbro­jone gangi, które blokują cywilom dostęp do żywności i sprzedają ją na czarnym rynku.

Daoud Kuttab, były profesor Uniwersytetu Princeton, podaje, że cena 3‑kilo­gra­mo­wego worka pszenicy wzrosła do około stu dolarów amerykańskich. Dla więk­szości rodzin jest to w obecnej sytuacji kwota iście astronomiczna. WHO stwierdziła już dziesięć przy­padków śmierci głodowej gazańskich dzieci.



Wcześniejsze zrzuty

Jak pisaliśmy 29 lutego, kraje blisko­wschodnie już wcześniej zrea­li­zo­wały własne zrzuty. W listopadzie ubiegłego roku, niecały mie­siąc po rozpoczęciu wojny, jordańskie siły powietrzne dos­tar­czy­ły tą drogą artykuły medyczne i żywność dla dzia­ła­ją­cego w Strefie szpitala polowego. Ope­racja nie do końca się udała, gdyż niektóre palety zrzucone z jordańskich C-130 spadły do Morza Śródziemnego i trzeba było je wyławiać. Ale rezultaty i tak okazały się obie­cujące, toteż zrzuty powtórzono jeszcze kilka razy.

Później nastąpiła przerwa, ale wraz z pogłębianiem się kryzysu huma­ni­tar­nego, pomysł odżył. W ostatnich dniach odbyły się dwie operacje. Jedną zorganizowały wspólnie Egipt, Zjedno­czone Emiraty Arabskie i Francja, drugą – Jordania, Bahrajn i Oman. W tym drugim przy­padku wsparcie zapewniła Wielka Brytania jako dostawca odpo­wied­nich spadochronów. Amerykanie także brali udział jako kraj wspierający, ale nie jako faktyczne źródło pomocy. Jako cieka­wostkę warto dodać, że na po­kła­dzie jednego z samo­lotów znaj­do­wał się król Jordanii Abd Allah II.

Oczywiście zrzuty również wiążą się z istotnym problemem: kiedy w strefie docelowej panuje taki chaos, nie da się w pełni kontrolować, do kogo trafią. Owszem, jako pierwsi do paczek mogą się dobrać potrzebujący lub też ludzie, którzy dostarczą pomoc potrzebującym. Ale równie dobrze jako pierwsi mogą tam trafić hamasowcy terroryści. Albo bandyci. Zresztą komu będzie łatwiej: „trochę” głodnemu mężczyźnie z kara­bin­kiem automatycznym czy wygłodzonemu i bez broni? Zrzuty mają więc znaczenie bardziej symboliczne niż realne, ale jako symbol będą środkiem nacisku na Izrael, aby ten bardziej zaangażował się w dbanie o los gazańskich cywilów.



Polowanie na Sinwara

Izrael nie ukrywa, że szczególnie istotnym celem dla Cahalu jest likwidacja Jahiji Sinwara, przywódcy Hamasu na obszar Strefy Gazy (zwierzchność polityczną nad całą organizacją sprawuje Ismail Hanijja, przebywający na luksusowym wygnaniu w Katarze). Nie ma wątpliwości, że to właśnie Sinwar dał zielone światło do rozpoczęcia operacji „Potop al‑Aksa”, musiał też aktywnie uczestniczyć w procesie planowania, choć głównym planistą był raczej Muhammad Dajf, dowódca Brygad imienia Izz ad‑Dina al‑Kassama, czyli formacji bojowych Hamasu.

Aby zabić Sinwara, trzeba jednak poradzić sobie z dwiema za­gwozd­kami. Po pierwsze: terrorysta ukrywa się gdzieś w 600‑kilo­met­rowym labiryncie tuneli pod Strefą Gazy, czy ściślej: pod Rafah, jedynym miastem, którego Cahal jeszcze nie opanował ani w całości, ani w większości, albo też pod Chan Junus, będącego południowym ośrodkiem władzy Hamasu w Strefie. Po drugie: Sinwar doskonale rozumie, co mu grozi, więc aby się zabezpieczyć, na pewno trzyma przy sobie kilkoro (o ile nie więcej) zakładników.

I to właśnie ten drugi problem jest ważniejszy. Izrael już wcześniej miał dobre informacje o sieci tuneli Hamasu. Prze­słuchi­wanie jeńców wziętych podczas wojny umożliwiło dopre­cyzo­wanie map. Dane z kompu­terów zdobytych w opa­no­wa­nych tunelach – również. Mapy te są na pewno wciąż dalekie od kompletności, ale… są. Istnieją. I można z nich korzystać. Trudno sobie wyobrazić, żeby Izraelczycy nie mieli przynajmniej ogólnego pojęcia o tym, gdzie naj­prawdo­po­dobniej znajduje się Sinwar, nieza­leżnie od tego, czy byłoby to Rafah czy Chan Junus (ta druga opcja jest bardziej prawdo­po­dobna, gdyż Sinwar urodził się właśnie tam).



Notabene na początku lutego odna­le­ziono jedno z podziemnych biur uży­wa­nych wcześniej przez Sinwara. Miały się tam znajdować jego ubrania, odręczne notatki, a nawet szczo­teczka do zębów. Później opubli­kowano także nagranie z kamery w jednym z tuneli pod Chan Junus, mające przed­stawiać Sinwara z żoną, dziećmi i bratem, Ibrahimem.

Shane Harris z The Washington Post słusznie zwraca uwagę, iż jeśli Izrael chce doprowadzić operację „Żelazne Miecze” do zamie­rzonego końca, musi albo pojmać, albo zabić Sinwara. Celem jest bowiem unicest­wienie Hamasu i demi­li­ta­ry­zacja Strefy Gazy. Po prawdzie, należałoby też usunąć Hanijję, ale ten żyje bez­piecz­nie pod katarskim para­solem, a poza tym trudno by mu było na odległość odbudować całą strukturę Hamasu.

Tymczasem Sinwar jest na miejscu, cieszy się poważaniem części Gazań­czyków, a pozostali się go boją. Gdyby mu pozwolić, umiałby pewnie stworzyć fundamenty „Hamasu bis” od zera. Nie jest zresztą stary, ma 61 lat (Netanjahu ma 74), więc przeszkodą byłaby nie biologia, ale Izraelczycy. Nawet jeśli Sinwar przeżyje obecną wojnę, Cahal i Mosad będą nań polować do skutku, a jeśli pozostanie w Gazie, prędzej czy później go dopadną.



Negocjacje

Nie ma już wątpliwości, że tragedia przy konwoju zaszkodziła procesowi negocjacji z Hamasem. Te i tak są wystarczająco trudne, nie tylko dlatego, ze obie strony stawiają żądania, które są nie do przyjęcia dla przeciwnika. Problemem jest też Sinwar. Wprawdzie to Hanijja jest głównym negocjatorem po stronie Hamasu, ale cokolwiek zostanie po­sta­no­wione – to Sinwar będzie wcielał te po­sta­no­wienia w życie, musi więc być na bieżąco informowany i mieć możli­wość wyrażenia opinii. Tymczasem, jako się rzekło, Sinwar przebywa w ukryciu. Każda komu­ni­kacja ze światem zewnętrznym to ryzyko.

Biden tymczasem podkreśla, że zależy mu na co najmniej sześcio­ty­god­niowym rozejmie, chociaż większość doniesień z ostatnich dni mówi raczej o czterdziestu dniach. Początkowo amerykański prezy­dent wyrażał nadzieję, że przerwa w walce rozpocznie się już pojutrze, ale wciąż celuje w okres przed muzuł­mań­skim świętym miesiącem ramadan. Daje to jeszcze osiem dni na wypracowanie dealu.

Także egipski minister spraw zagra­nicznych Samih Hasan Szukri sądzi, że mamy szanse na rozejm przed rama­danem. Jego zdaniem udało się osiągnąć zrozumienie (nie poro­zu­mienie, ale właśnie zrozu­mienie) między stro­nami. W grę ma wchodzić wymiana dziesięciu palestyńskich więźniów za każdego zak­ład­nika uwolnionego przez Hamas. Taka proporcja sugeruje, że Jerozolima zgodziła się wypuścić tych naj­groź­niejszych więźniów, to znaczy bez­po­średnio zaanga­żowanych w zamachy na życie obywateli Izraela.

Pierwszy transport

(Aktualizacja 15.50): Amerykańskie siły powietrzne wykonały pierwszy zrzut. Samolot transportowy C-130 Hercules zrzucił do Strefy Gazy sześćdziesiąt sześć palet zawierających łącznie 38 tysięcy racji żywnościowych. Operację prze­pro­wa­dzono około 15.30 czasu lokalnego (14.30 czasu polskiego).

(Aktualizacja 16.40): Amerykański CENTCOM ujawnił, że zrzuty prowadzono we współpracy z Jordanią.

Dostawa trafiła nie do miaqsta Gaza, jak wcześniej podawano, ale do Rafah. Pojawiło się nagranie, na którym widać dwa Herculesy i ładunek zrzucony z trzeciego.

Josi Melman, wybitny izraelski dzien­nikarz zajmujący się w tematyką izraelskich sił zbrojnych i służb specjalnych (jest współ­auto­rem wydanej w Polsce książki Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela), interpretuje amerykańskie zrzuty jako „świadectwo ubóstwa Izraela, który nie jest w stanie dostarczyć pomocy huma­nitarnej do Gazy, a także wyraz nieuf­ności administracji Bidena wobec rządu Netanjahu–Galanta–Ganca i Cahalu”.

Master Sgt. Jeffrey Allen, US Air Force