Na Konflikty.pl rzadko poświęcamy uwagę rurociągom i podobnej infrastrukturze. W obecnej sytuacji wszystko, co związane z Rosją, ma jednak istotne znaczenie dla bezpieczeństwa, zwłaszcza że chodzi o Nord Stream. Gazociąg Nord Stream 1 jest uszkodzony w dwóch miejscach, a Nord Stream 2 – w trzech. Władze niemieckie otwarcie przyznają, że badają zdarzenie jako sabotaż.

Wszystkie wycieki zarejestrowano w duńskiej wyłącznej strefie ekonomicznej: w przypadku NS1 na północny wschód od Bornholmu, w przypadku NS2 na południowy wschód od tej wyspy. W związku z wojną w Ukrainie podejrzenia sabotażu są bardzo silne, zwłaszcza że NS1 nie sprawiał do tej pory problemów, a NS2 nie został nawet uruchomiony, chociaż go nagazowano. Do tego szwedzkie stacje sejsmograficzne w rejonie awarii odnotowały dwie eksplozje. Pierwsza nastąpiła w poniedziałek o godzinie 2.03, druga zaś o 19.04. Jeden z wybuchów osiągnął magnitudę 2,3 i został zarejestrowany aż w trzydziestu stacjach monitorujących w południowej Szwecji.

—REKLAMA—

Duńskie władze informują o powstaniu dużej dziury w NS2. Nie udało się jeszcze oszacować pełnej skali uszkodzeń. Z obu gazociągów wydostają się duże ilości metanu. W rejon zdarzenia Kopenhaga skierowała myśliwce F-16, okręt wsparcia (klasyfikowany niekiedy jako fregata) Absalon i jednostkę badawczą Gunnar Thorson.

Pojawia się też wątek polski. Zarządzająca drugim z gazociągów, uszkodzonym na południowy wschód od Bornholmu, spółka NS2 AG w swoim komunikacie podała, że o awarii poinformowała służby niemieckie, rosyjskie, duńskie, szwedzkie i fińskie. Nie ma natomiast słowa o Polsce. Można też zadać pytanie, dlaczego, skoro powiadomiono Finlandię, w gronie tym nie znalazła się także położona po sąsiedzku Estonia. To samo dotyczy także Łotwy i Litwy.

Awaria NS2 może mieć przyczyny całkowicie techniczne. Odcinek w pobliżu Bornholmu miała budować naprędce zebrana ekipa rosyjskich inżynierów na barce Fortuna. Podobny zespół na tej samej Fortunie, jak się okazuje, niezbyt fortunnej, ma na koncie inne zaskakujące osiągnięcie.



Nie wyjaśnia to jednak wycieków z NS1. Jednocześnie zamierzone działania Rosji, jeżeli faktycznie doszło do sabotażu, są zaskakująca opcją. Oznaczałoby to bowiem postawienie przez Kreml kreski na do niedawna sztandarowym projekcie, cały czas będącym dobrym środkiem nacisku na Berlin. Wystarczy przypomnieć, jakiej presji musieli sojusznicy poddać Niemcy, aby nie uruchomiono NS2. Nie można jednak wykluczać, że w obliczu trudnej sytuacji na froncie Putin lub ktoś z jego otoczenia zdecydował się na ostre zagranie.

Rosja ma zdolności do przeprowadzenia takiej akcji. W ciągu ostatnich lat najwięcej uwagi poświęcano rosyjskim okrętom podwodnym kręcącym się w pobliżu podmorskich światłowodów. Jak jednak zauważają Julian Pawlak z Uniwersytetu Bundeswehry w Hamburgu i uznany autorytet w dziedzinie działań podwodnych H.I. Sutton, jeśli ktoś jest w stanie uszkodzić kabel łączności międzykontynentalnej, poradzi sobie też z rurociągiem.

Przypomnijmy w tym miejscu wprowadzenie do służby w lipcu tego roku okrętu podwodnego specjalnego przeznaczenia K-329 Biełgorod. Wprawdzie głównym zadaniem jednostki ma być przenoszenie autonomicznych pojazdów podwodnych z głowicami nuklearnymi Posiejdon (Status-6), jednak został on przystosowany również do obsługi innych specjalistycznych, załogowych i bezzałogowych pojazdów podwodnych. Oczywiście wejście Biełgoroda na Bałtyk to sfera kiepskich thrillerów politycznych, chodzi tutaj o pokazanie, jak duże znaczenie przywiązuje Moskwa do specjalnych operacji podwodnych.

W okresie zimnej wojny jednostki specnazu dysponowały miniaturowymi okrętami podwodnymi projektów 865 Piranja i 907 Triton-1M. Zostały one jednak wycofane ze służby i złomowane po rozpadzie Związku Sowieckiego. Podobny los spotkał specjalistyczne okręty podwodne ze sprzętem do „inżynierii dna morskiego”, z którymi często stykali się Szwedzi. Na miejsce tych ostatnich przyszły jednak nowe i dzisiaj Rosja dysponuje największą na świecie flotą szpiegowskich okrętów podwodnych.



Zdaniem Suttona byłyby one zdolne uszkodzić rurociąg, jednak ich użycie na Bałtyku wydaje się mało prawdopodobne. W grę wchodzą raczej podwodne bezzałogowce, te wymagają jednak okrętu matki, podobnie zresztą jak nurkowie minerzy. Udowodnienie teorii sabotażu wymagałoby zatem wykazania obecności w rejonie zdarzenia podejrzanej jednostki, a wskazanie takiej może być trudne.

Ale czy w grę wchodzą wyłącznie Rosjanie? Przypomnijmy wypowiedź prezydenta Joego Bidena z początku lutego, czyli sprzed rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a zarazem okresu, gdy Niemcy kurczowo trzymali się NS2. Biden zapowiedział wówczas, że jeśli rosyjskie wojska wkroczą do Ukrainy, Stany Zjednoczone doprowadzą do końca NS2.

Aktualizacja (28 września, 01.10): Według gazety Der Spiegel amerykańska CIA już kilka tygodni temu ostrzegała niemiecki rząd federalny przed możliwymi atakami na gazociągi na Morzu Bałtyckim. Tymczasem Norwegia podniosła poziom pogotowia przy wszystkich instalacjach gazowych i naftowych, również tych na szelfie kontynentalnym.

Aktualizacja (28 września, 12.00): Strona duńska jest coraz bardziej przekonana, że uszkodzenie rurociągów było celowym działaniem i wskazuje na Rosję jako sprawcę. Atak na Nord Stream jest postrzegany jako element wojny energetycznej z Europą. Według sejsmologów ze szwedzkiego uniwersytetu w Uppsali druga, silniejsza eksplozja odpowiadała ponad stu kilogramom dynamitu.

Czkawką odbija się przytoczona przez nas wypowiedź prezydenta Bidena z lutego. Dla rosyjskich trolli i propagandystów to dowód na odpowiedzialność Amerykanów. Przy tej okazji zwróćmy uwagę, że uszkodzenia obu rurociągów są oddalone o siebie o 70 kilometrów, a druga eksplozja nastąpiła 17 godzin po pierwszej. Trudno mówić o takim nagromadzeniu wypadków i przypadków, raczej trzeba myśleć o dwóch osobnych operacjach.

Pojawiają się też nowe interesujące hipotezy w sprawie tego, jak mogło dojść do uszkodzenia rurociągów. Pierwsza do głowy przychodzi myśl o działaniu z zewnątrz. Istnieje też możliwość zrobienia tego od wewnątrz. Gazociągi są obsługiwane przez roboty inspekcyjne i konserwujące. Wprowadzić je można, co znamienne, tylko od strony rosyjskiej. Po zakończeniu inspekcji lub czyszczenia urządzenia były transportowane z Niemiec z powrotem do Rosji. Czy zatem roboty posłużyły do transportu ładunków wybuchowych? Potwierdzenie tej hipotezy wymaga dokładnego zbadania uszkodzonych miejsc w rurociągach i dna morskiego w ich okolicy.

Zobacz też: Czy Francja ma amunicję potrzebną do prowadzenia konfliktu pełnoskalowego?

Forsvaret