Upadek Mekelie, stolicy Tigraju, w listopadzie 2020 roku miał być końcem etiopskiej interwencji. Premier Abiy Ahmed Ali ogłosił triumf nad siłami regionalnymi i złamanie oporu przeciwników reform centralizacyjnych. Rok później sformowana w pośpiechu koalicja wrogów rządu centralnego, z Tigrajczykami na czele, bezpośrednio zagraża bezpieczeństwu Addis Abeby. W ciągu kilku miesięcy wojska etiopskie nie tylko musiały wycofać się z Tigraju, ale również zostały zepchnięte do głębokiej defensywy.

Nie pomogło wsparcie Erytrei ani udział w starciach bojowników z Amhary. Inwazja, która miała być szybkim ciosem w serce niezależności najpotężniejszego regionu Etiopii, przerodziła się w wojnę domową grożącą implozją kraju postrzeganego jako jedno z najsilniejszych państw Afryki Wschodniej. Sytuacja coraz bardziej przypomina stan, w jakim znajduje się Afganistan. Czy wobec postępującej dezintegracji państwa możliwa jest powtórka scenariusza kabulskiego w Rogu Afryki?

Rozkład państwa

Na pierwszy rzut oka porównywanie sytuacji Etiopii i Afganistanu wydaje się pozbawione podstaw. Kryzysy w obu krajach sprawiają jednak, iż zarówno w Addis Abebie, jak i w Kabulu władze stanęły przed kryzysami mogącymi doprowadzić do rozkładu państwa.



Wybuch zakrojonej na szeroką skalę wojny domowej w Etiopii był ogromnym zaskoczeniem. O ile nikt nie wątpił we wpływy polityczne i siłę militarną Tigrajczyków, o tyle zacięty opór, jaki stawili oddziałom rządowym, zdumiał nie tylko obserwatorów, ale przede wszystkim władze w Addis Abebie. Początkowe sukcesy operacji mającej złamać autonomię regionu nie zapowiadały tego, co przyniosła przyszłość. Nagła kontrofensywa bojowników i sformowanie szerokiej koalicji regionalnych grup zbrojnych zdolnej podejść niemal na przedmieścia Addis Abeby była potężnym ciosem w wizerunek premiera Abiya.

Trudno nie zauważyć analogii do sytuacji Afganistanu. Tamtejszy rząd również musiał się mierzyć z wojną domową. Władze liczyły, iż starcia między talibami a lokalnymi komórkami Da’isz wykrwawią obie grupy i umożliwią wojsku triumfalne dobicie zwycięzcy zmagań o prymat w dżihadystycznym półświatku. Nadzieje okazały się płonne. Pozbawione wsparcia logistycznego Stanów Zjednoczonych oddziały nie mogły skutecznie odeprzeć – również zakrojonej na szeroką skalę – ofensywy talibów.

W obu państwach władze w oczywisty sposób nie doceniły przeciwnika. Mimo przewagi technicznej i równie dobrej znajomości terenu siły rządowe nie zdołały skutecznie stawić czoła bojownikom. Klęska militarna w obu przypadkach przyszła zaskakująco szybko, a pokonanie oddziałów centralnych umożliwiły dobra organizacja i determinacja, jaką wykazali się zarówno talibowie, jak i Tigrajczycy.

Regionalizacja konfliktu

Wojny w Etiopii i Afganistanie mają jeszcze jedną wspólną cechę: w obie aktywnie zaangażowane są państwa ościenne. Kabul od dekad wspierany był przez Stany Zjednoczone, które pospiesznym odwrotem postawiły go w dramatycznej sytuacji. Pozostawioną lukę natychmiast wykorzystały Chiny, Pakistan i Iran. Wsparcie materialne i gotowość wystąpienia w roli mediatora między talibami a nieuznawanym przez nich rządem sprawiły, że zmiana sytuacji w Afganistanie z dnia na dzień w coraz mniejszym stopniu zależy od politycznej woli samych Afgańczyków.



Etiopia w znacznie mniejszym stopniu zależna jest od wsparcia z zagranicy. Jednym z najbardziej zaskakujących zwrotów w wojnie domowej była interwencja sąsiedniej Erytrei. Postrzegana jako tradycyjny wróg, z którym Addis Abeba pozostawała od lat w ostrym konflikcie, nie cofnęła się przed wykorzystaniem okazji do uderzenia na Tigrajczyków. Znacznie mniej widoczne jest wsparcie udzielane chociażby przez monarchie Zatoki Perskiej. Zjednoczone Emiraty Arabskie od lat budowały pozycję w regionie i stały się partnerem strategicznym Addis Abeby, aktywnie włączając się w mediacje dotyczące Tamy Wielkiego Odrodzenia na Nilu.

Zaangażowanie Abu Zabi spotkało się z chłodnym przyjęciem w Kairze. Prowadzone przez Emiraty rozmowy z Sudanem i Etiopią sprawiają, że Egipt obawia się podpisania porozumień uderzających nie tylko w jego interesy, ale również w bezpieczeństwo. Już w marcu 2021 roku rząd przejściowy w Chartumie zaakceptował emiracką ofertę mediacji w konflikcie wokół tamy na Nilu. Wypracowanie wspólnego stanowiska przez Addis Abebę i Chartum przy poparciu zewnętrznego mediatora jest jednym z najgorszych scenariuszy dla Kairu. Relacje między Egiptem a ZEA są bliskie, lecz zdecydowana polityka regionalna ZEA, dążących do opanowania cieśniny Bab al-Mandab, Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej, wystawia je na ciężką próbę. Etiopia, podobnie jak sąsiedni Somaliland, stanowi jeden z kluczowych elementów sieci wpływów.

Równie ważne co układy polityczne są powiązania gospodarcze. Również w tym zakresie zauważalna jest ogromna aktywność ZEA, posiadających ponad sto inwestycji w przedsięwzięcia na terenie całej Etiopii. Liczba ta obejmuje między innymi luksusowy hotel w stolicy i zakłady przetwórstwa aluminium. Od początku wojny szef MSZ ZEA, Abdullah ibn Zajid, wyrażał poparcie Emiratów dla rządu w Addis Abebie, postrzeganego jako kluczowy partner w zakresie polityki bezpieczeństwa we wschodniej Afryce.



Niestabilność Etiopii i Afganistanu zachęcają lokalne potęgi do prób budowy sieci wpływów. Oprócz wsparcia gospodarczego ważną rolę odgrywają dostawy broni. Addis Abeba nie ogranicza się do jednego dostawcy. W zaopatrywanie rządu w drony uczestniczą również – choć na znacznie mniejszą skalę niż ZEA – Iran i Chiny. We wrześniu 2021 roku na płycie lotniska Harar Meda wylądował An-124, który po wylocie z Chengdu i międzylądowaniu w Islamabadzie przywiózł chińskie drony Wing Loong lub Yaoying.

Emirackie przedsiębiorstwo zbrojeniowe Caracal dostarczyło ekwipunek elitarnej Gwardii Republikańskiej, odpowiedzialnej między innymi za ochronę najważniejszych etiopskich polityków. Wraz z przesunięciem frontu w stronę stolicy żołnierze tej formacji zaczęli brać aktywny udział w starciach z rebeliantami. Również w Afganistanie zauważalne było poleganie przez rząd w dużej mierze na lepiej wyszkolonych i wyposażonych oddziałach „elitarnych”. Trudno jednak oczekiwać, że nieliczne z definicji jednostki wezmą na siebie cały ciężar obrony państwa.

Brak ideologicznej jedności z państwem

Premiera Abiya i afgańskiego prezydenta Aszrafa Ghaniego łączy również to, że nie zdołali zbudować jedności narodowej. W obu przypadkach zostali postawieni przed sytuacją, w której w kraju panują idee znacznie bardziej przemawiające do wyobraźni mieszkańców niż koncepcja budowy wspólnoty w ramach niepodległego kraju – tigrajska niepodległość i afgański polityczny islam.

Etiopia nie jest jednolita. Składa się z wielu grup etnicznych i stanowiła dotąd przykład kruchej federacji jednostek terytorialnych mających w założeniu reprezentować grupy etniczne tworzące mozaikę. Etiopska konstytucja oparta jest na idei państwa zbudowanego przez współpracujące etnosy. Artykuł 39 zakłada, że każda prowincja ma prawo do daleko posuniętej autonomii. Przykład Tigraju pokazuje jednak, iż jeśli region stanie się zbyt potężny, ustawa zasadnicza nie uchroni go przed działaniami odpowiednio zdeterminowanych władz centralnych.



W budowie jedności nie pomogła również czystka przeprowadzona w etiopskich siłach zbrojnych. Abiy postanowił usunąć pochodzących z Tigraju dowódców, aby skonsolidować korpus oficerski i nie dopuścić do narastania podziałów etnicznych i regionalnych w ramach sił zbrojnych. Okazało się to ogromnym błędem. Doświadczeni i rozgoryczeni żołnierze przeszli na stronę bojowników. Z perspektywy Mekelie działania podejmowane w Addis Abebie oznaczały jedno: zbliża się kres autonomii, a dalsza bierność będzie oznaczała koniec samorządności. Całe pokolenia Tigrajczyków gotowych było walczyć z Erytrejczykami ponieważ obawiali się utraty niezależności. Tym razem jednak zagrożenie przyszło ze strony stolicy która, sprzymierzona z odwiecznym wrogiem z Asmary, chciała pozbawić Tigrajczyków tego, co pozostaje dla nich najważniejsze – poczucia niezależności.

Zarówno w Afganistanie, jak i w Etiopii przywódcy nie zdołali zażegnać kryzysu i wobec niepowodzenia przyjętych założeń całkowicie utracili kontrolę nad biegiem wydarzeń. Zamiast aktywnie nań wpływać, ich rola została ograniczona do reagowania na zmieniającą się sytuację. O ile większość obserwatorów dostrzegała fasadowość władzy Ghaniego, który kontrolował niewiele więcej niż obszar Kabulu, o tyle w przypadku Etiopii szybkość upadku była zaskoczeniem. Kraj postrzegany był jako regionalna potęga i jeden z głównych architektów polityki w Rogu Afryki.



Co po upadku?

Wycofanie sił Stanów Zjednoczonych, czego symbolem stało się nieskonsultowane z Kabulem opuszczenie bazy Bagram, spowodowało prawdziwą katastrofę. W ręce talibów szybko wpadały kolejne prowincje, aż w końcu bojownicy wkroczyli do Kabulu i przejęli faktyczną władzę nad krajem. Ich cel był jasny: wprowadzić teokratyczny emirat i rządzić zgodnie z przyjętą przez siebie interpretacją szariatu. W przypadku Tigrajczyków trudno mówić o podobnie spójnym i oczywistym celu marszu na stolicę. Jeśli dojdzie do walk o Addis Abebę i miasto upadnie, raczej nie dojdzie do próby przejęcia władzy. Celem bojowników jest obalenie wrogiego premiera i secesja, ale Tigrajczycy nie zamierzają rządzić całą Etiopią.

Powyższy scenariusz byłby dość oczywisty, gdyby w wojnie domowej brały udział jedynie dwie strony. Wraz z ofensywą do Tigrajczyków dołączyli jednak separatyści z Frontu Wyzwolenia Oromo. Stojący na ich cele Kumsa Diriba ogłosił zawiązanie sojuszu obu grup i określił cel przyświecający przymierzu: siłowe obalenie obecnego rządu. Dołączenie FWO do wojny nie było zaskoczeniem, jednak w przypadku sukcesu może oznaczać ogromne problemy dla utrzymania jedności kraju. Addis Abeba leży na terenach będących częścią Oromii, więc w przypadku renegocjowania federacji trudno będzie utrzymać równowagę między Tigrajem, Oromią i pozostałymi regionami.



Wojna została rozpętana łatwo, jednak jej koniec będzie bardzo bolesny, a nadal nie widać perspektywy pokoju. Bojownicy, ośmieleni sukcesami, zamierzają spektakularnie zdobyć stolicę. Odpowiedzią rządu nie jest zaproszenie przeciwnika do rokowań, lecz wezwanie mieszkańców Addis Abeby do zaopatrzenia się w broń i przygotowania do walki. Starcia między doświadczonymi, dobrze wyposażonymi separatystami a uzbrojonymi ochotnikami w środowisku miejskim będzie koszmarem, w którym, jak zazwyczaj w przypadku wojen domowych, najbardziej ucierpi ludność cywilna.

O ile rozpad Etiopii nie jest przesądzony, o tyle dalsza kariera Abiya wydaje się przesądzona. Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, któremu wróżono wielką karierę międzynarodową, podzieli los Ghaniego – skończonego polityka będącego jedynie przeszkodą na drodze do stabilizacji.

Przeczytaj też: „Dyktator mógłby być prezesem koncernu, gdyby użył swoich zdolności w biznesie”

US Navy / Chief Mass Communication Specialist Eric A. Clement