Według władz Korei Północnej za plagą węży i patyczaków, która dotknęła pewne części kraju, stoją południowokoreańskie i amerykańskie służby specjalne. Propagandowa ofensywa miała już przynieść pewne nieoczekiwane konsekwencje.

Wyjątkowo liczne węże pojawiły się w graniczącej z Chinami prowincji Ryanggang. Już na początku lipca straż graniczna otrzymała polecenie wyłapywania gadów zanim zdążą wpełznąć na brzeg rzeki Jalu. Plaga została przedstawiona przez Pjongjang jako „przebiegły spisek”, zorganizowany przez południowokoreański wywiad. Krążą pogłoski, że od ugryzień węży zmarło już kilka osób. Z kolei plaga patyczaków, która spadła na pola kukurydzy, jest przedstawiana jako „imperialistyczny spisek” Stanów Zjednoczonych.

Według źródeł z Korei Północnej rewelacje władz zostały dość sceptycznie przyjęte w wojsku. Do tego zamieszkujące Półwysep Koreański węże nie mają dostatecznie silnego jady, aby zabić człowieka, a liczba gadów zaobserwowanych w Ryanggang niezbyt odbiega od normy. Można jednak mówić o wzroście zaniepokojenia wśród przemytników, szmuglujących towary przez Jalu. Wzrosło wśród nich zainteresowanie solidnymi gumowymi spodniami, które na razie kosztują około 60 tysięcy wonów, czyli siedem dolarów.

(theguardian.com; fot. Alpsdake na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International via Wikimedia Commons)