Siły amerykańskie przeprowadziły uderze­nia na cele w Iraku i Syrii mające powiązania z Islamską Republiką Iranu i jej „długim ramieniem” – Siłami Ghods. Jest to zapowiadany od kilku dni odwet za atak na bazę Tower 22 w Jordanii, w którym zginęło troje żołnierzy US Army.

Według oświadczenia CENTCOM-u dziś o godzinie 10.00 czasu polskiego (w Bagdadzie to równo południe) rozpoczęto naloty na łącznie osiemdziesiąt pięć celów. W operacji wzięły udział „liczne samoloty, w tym bombowce dalekiego zasięgu lecące ze Stanów Zjedno­czo­nych”. Wykorzystano łącznie 125 sztuk amunicji precyzyjnej. Prezydent Joe Biden zapowiedział już, że to nie koniec. Ba, może to być dopiero początek wielo­dniowej kampanii wymie­rzonej w bojówki podległe ajatollahom.



Było to pierwsze użycie bojowe bom­bow­ców B-1B Lancer od czasu nalotów na Syrię w 2018 roku. Dziś wśród celów znalazły się stanowiska dowodzenia, pos­te­runki wywia­dowcze, magazyny uzbro­jenia i bezza­ło­gowych aparatów latają­cych oraz elementy zaplecza logis­tycz­nego i zaopa­trze­niowego. Wszystkie one były wyko­rzys­ty­wane albo bezpoś­rednio przez personel Sił Ghods, albo też przez wierne Iranowi ugru­powania terrorys­tyczne, takie jak iracki Kataib Hezbollah.

Ugrupowania takie prowadzą od kilku miesięcy zorganizowaną kampanię nękania sił amery­kańs­kich na Bliskim Wschodzie. Od 17 paździer­nika ubiegłego roku odnoto­wano aż sześć­­dziesiąt sześć uderzeń na tery­torium Iraku, co najmniej dziewięć­­dziesiąt osiem na terytorium Syrii i jeden na terytorium Jordanii, tuż przy granicy z Syrią. Właśnie w tym ostatnim życie stracili sierżant William Jerome Rivers, lat 46, oraz dwie kobiety: Kennedy Ladon Sanders, lat 24, i Breonna Alexsondria Moffett, lat 23, obie w stopniu specjalisty – równorzędnym kapralowi. Cała trójka służyła w 926. Brygadzie Inżynieryjnej z Fort Moore.

The Washington Post podał, że do ataku przyznał się Islamski Ruch Oporu w Iraku, w którego skład wchodzą między innymi ugrupowania Kataib Hezbollah czy Harakat al-Nudżaba. Z kolei telewizja CBS dowiedziała się, że w ataku wykorzystano samolot pocisk należący do słynnej już (czy raczej: osławionej) irańskiej rodziny Szahed.

Jako się rzekło, uderzenia odwetowe były zapowiadane, co oznacza, że Irańczycy i ich pomagierzy mieli czas się przygo­tować. Jak informował wczoraj Reuters, Siły Ghods zaczęły się ewakuować z Syrii już wcześniej, pod wpływem miażdżących uderzeń prowa­dzonych przez izraelskie wojska lotnicze. Kiedy nałożyła się na to perspektywa amerykańskich nalotów, ewakuacja osiągnęła jeszcze większy rozmiar i objęła także inne kraje – Irak i prawdopodobnie Liban. Ale jak to się mówi po angielsku: it’s not a bug, it’s a feature.

Ewakuo­wanie w kilka dni personelu obsadzającego ponad osiem­dziesiąt magazynów i poste­runków to nieszcze­gólnie trudne zadanie. Ewaku­o­wanie ich zawartości – to już zupełnie inna sprawa. Wszystko wskazuje na to, że Amerykanie chcieli ograniczyć straty w ludziach po stronie irańskiej, natomiast zmaksymalizować straty w wyposażeniu. Skala i rozległość nalotów są zaś groźbą samą w sobie: „jak będzie trzeba, to znów załatwimy osiemdziesiąt celów w jedno popołudnie”. Z drugiej strony trudno się spodziewać, żeby właściciele tych magazynów i posterunków tak po prostu je porzucili. To z pewnością nie będzie bezkrwawa operacja.



1 lutego The New York Times pisał, że ajatollahowie obawiają się uderzeń na sam Iran, a nie tylko na jego zagraniczne ekspozytury. Według źródeł gazety aja­tollah Ali Chamenei polecił, aby unikać bezpoś­redniego starcia z Amerykanami i dystansować się od ugrupowań, które zabiły żołnierzy w Jordanii, ale równo­cześnie przygotować się do reakcji na ewentualne uderzenia wymierzone w Iran. W ramach przygo­towań ogłoszono podnie­sienie poziomu gotowości w siłach zbrojnych, zwłaszcza obrony przeciw­lotniczej, i przemiesz­czono wyrzutnie pocisków balistycznych w pobliże granicy z Iranem.

Aktualizacja (1.40): Jak pisze The Wall Street Journal, w operację zaangażowano także siły powietrzne Jordanii. Miał to być gest solidarności w Jordańczykami i danie im okazji do własnego odwetu, gdyż przecież to na ich ziemi doszło do ataku na Amerykanów. Co istotne, Jordańczycy nie byli tylko statystami, ale również mieli wyznaczone cele do zbombardowania.

Jennifer Griffin z Fox News ustaliła, że tym razem – inaczej niż w nalotach na Jemen – nie zaangażowano lotnictwa US Navy. Ale oprócz Lancerów i jordańskich F-16 w operacji wzięły udział także inne samoloty bojowe.



Generał broni Douglas Sims II, dyrektor do spraw operacyjnych w sztabie połączonym, ujawnił, że zaangażowano maszyny stacjonujące w obszarze odpo­wie­dzial­ności CENTCOM-u (czyli zapewne z katarskiej bazy Al-Adid). Sims podkreślił również, że ataki zaplanowano z myślą o tym, iż w celach, na które spadną bomby, będą się znajdowali członkowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Datę nalotu wybrano zaś pod kątem najlepszych warunków meteoro­lo­gicznych.

Z kolei rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby powiedział, że osiemdziesiąt pięć celów znajdowało się w siedmiu różnych miejscach, trzech w Iraku i czterech w Syrii. Mówimy więc o kompleksach liczących po kilka lub kilkanaście budynków, z których każdy policzono jako osobny cel. Co ciekawe, jedno z owych ośmiu miejsc, tuż przy granicy iracko-syryjskiej, należy do 13. Brygady Sił Mobilizacji Ludowej (Al-Haszd asz-Szabi, znanych też pod anglo­ję­zycznym skrótowcem PMF). Ugrupo­wanie to podlega nominalnie rozkazom rządu w Bagdadzie, ale wspieranych przez Iran i mających na koncie ataki na Amerykanów.

– Nie chcemy wysyłać sygnału do nikogo poza tymi, którzy chcą skrzywdzić Amerykanów – podkreślił Sims, zapytany, czy naloty miały stanowić wiadomość dla Teheranu.

Aktualizacja (2.25): Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka w samej syryjskiej muhafazie Dajr az-Zaur, w miastach Abu Kamal i Al-Majadin (to drugie uchodzi za stolicę irańskich bojówek w Syrii) zginęło trzynastu członków „irańskich grup”. Serwis deirezzor24.net wymienia dziesięć celów zaatakowanych w tej części Syrii, głównie budynki, ale także stanowisko stacji radiolokacyjnej i jeden pojazd (a jako jedenasty dolicza posterunek graniczny Sił Mobilizacji Ludowej).

Aktualizacja (12.20): Pojawiły się nagrania pokazujące skutki nalotów w irackiej prowincji Al-Anbar.

US Air Force / Airman 1st Class Bryan Guthrie