W nocy z 27 na 28 stycznia terroryści z szyickich ugrupowań wspieranych przez Iran dokonali ataku na amerykańską bazę Tower 22 w Jordanii. Trzech żołnierzy amerykańskich zginęło, a trzydziestu czterech zostało rannych. Od rozpoczęcia wojny w Strefie Gazy był to pierwszy atak skutkujący śmiercią żołnierza ze Stanów Zjednoczonych. Zdarzały się incydenty mniej lub bardziej groźne, ale skutkujące tylko mniejszymi obrażeniami. Na razie pytań jest więcej niż odpowiedzi. W szczególności na pierwszy plan wysuwa się to, dlaczego obrona przeciwlotnicza zaspała i nie poradziła sobie z dość prymitywnym środkiem napadu powietrznego.

The Washington Post podał, że do ataku przyznał się Islamski Ruch Oporu w Iraku, w którego skład wchodzą między innymi ugrupowania Kataib Hezbollah czy Harakat al-Nudżaba. Nie jest jasne, z którego kraju odpalano drona, ale prawdopodobnie gdzieś z obszarów niezbyt odległych od Tower 22, które są opanowane przez Kataib Hezbollah. Jasne jest za to przesłanie szyickiej organizacji: jeśli Stany Zjednoczone nie zrezygnują ze wspierania Jerozolimy (a nie zrezygnują), liczba ataków będzie się zwiększać.



– Jak powiedzieliśmy wcześniej, jeśli Stany Zjednoczone będą nadal wspierać Izrael, nastąpi eskalacja – powiedział jeden z bojowników Islamskiego Ruchu Oporu w Iraku. – Wszystkie interesy USA w regionie są uzasadnionymi celami i nie przejmujemy się groźbami dotyczącymi reakcji. Znamy kierunek, w którym podążamy, a męczeństwo jest naszą nagrodą.

Nieznane jest dokładnie miejsce, w które uderzyła amunicja krążąca. Według pierwszych dostępnych informacji była to baza Tower 22 leżąca blisko granicy z Syrią, ale po jordańskiej stronie. Takie też jest oświadczenie Dowództwa Cen­tral­nego Stanów Zjednoczonych. Natomiast dzisiaj rzecznik jordańskiego rządu Muhammad al-Mubajdin oświadczył, że celem ataku była jednak baza At‑Tanf w Syrii.

Jest ona prężnym ośrodkiem koordynacji działań przeciwko bojownikom z tak zwanego Państwa Islamskiego. Za atakiem na tę właśnie placówkę może przemawiać również fakt, że amerykański obiekt jest solą w oku sprzymierzonych sił rosyjsko-irańskich, które chętnie pozbyłyby się Amerykanów z tego miejsca. A że Irańczycy mają wielu sługusów, nie jest wykluczone, że Teheran nakazał zakłócić spokojną niedzielę. Skutek prawdopodobnie przerósł oczekiwania.



Szum informacyjny jest spowodowany bliskością obu obiektów. Biały Dom ani Pentagon nie skomentowały tych rewelacji. Czy w stwierdzeniu jordańskiego urzędnika jest jedynie chęć zmylenia opinii publicznej? Oświadczenie to pokrywa się z samooskarżeniem sprawców.

Prezydent Biden stwierdził, że uderzenie jest dziełem „wspieranych przez Iran radykalnych grup bojowników działających w Syrii i Iraku”. Nazwiska poległych członków służby utajniono do czasu powiadomienia rodzin.

– Będziemy kontynuować zaan­ga­żo­wanie w walkę z terroryzmem – obiecał Biden w oświadczeniu. – I niech nie będzie wątpliwości: rozliczymy się ze wszystkimi odpowiedzialnymi w czasie i w sposób, który sami wybierzemy.

Według jednego z urzędników, który wypowiadał się pod warunkiem zachowania anonimowości, amunicja krążąca nieokreślonego typu uderzyła w pomieszczenia mieszkalne bazy, powodując obrażenia, od skaleczeń i stłuczeń po urazy mózgu, a niektóre wymagały ewakuacji medycznej. Pen­ta­gon początkowo oświadczył, że w ataku rannych zostało dwudziestu pięciu żołnierzy, ale ta liczba szybko wzrosła. Pierwsze amerykańskie ofiary śmiertelne natychmiast skłaniają do zadania pytania, jak i gdzie Waszyngton może zareagować.

Od 17 października doszło do niemal 160 ataków na Amerykanów w Syrii i Iraku (gdzie spotykają się także z niechęcią władz). Uderzenie na Tower 22 (lub At‑Tanf) przeprowadzono, gdy Jordania po cichu współpracuje ze Stanami Zjednoczonymi w walce z terroryzmem, jednocześnie starając się uniknąć działań publicznych, które mogłyby spowodować gniew Iranu i innych szyickich sił w regionie. W Jordanii stacjonuje około 3 tysięcy Amerykanów, którzy oficjalnie odgrywają rolę doradczą i szkoleniową, a faktycznie współpracują w zwalczaniu terrorystów i ugrupowań desta­bi­li­zu­jących Bliski Wschód.

Zobacz też: Chiny myślą o konwencjonalnym ICBM. Podobno

US Army / Staff Sgt. Jacob Connor