Amerykanie przeprowadzili kolejne uderzenia lotnicze wymierzone w terrorystów Ansar Allah. Tym razem – podobnie jak w pierwszym cyklu nalotów – okrętom i samolotom US Navy towarzyszyły maszyny Royal Air Force. Ataki rozpoczęły się wczoraj tuż przed północą czasu lokalnego. Wsparcie zapewniły także inne kraje: Australia, Bahrajn, Holandia i Kanada.

Amerykanie użyli zarówno bomb zrzucanych z F/A-18E/F Super Hornetów z lotniskowca USS Dwight D. Eisenhower (CVN 69), jak i pocisków manewrujących Tomahawk z okrętów nawodnych i podwodnych. Wiadomo, że Tomahawki odpalono z krążownika USS Philippine Sea (CG 58) oraz niszczycieli USS Gravely (DDG 107) i USS Mason (DDG 87), natomiast okrętem podwodnym był najprawdopodobniej znów USS Florida (SSGN 728).

Na poniższym nagraniu z pokładu Ike’a zwraca uwagę Super Hornet w konfiguracji latającej cysterny (8. sekunda), a także inna maszyna tego typu z bombą penetrującą BLU-109 pod prawym skrzydłem (18. sekunda). Jak zwykle uderzenie zabezpieczały też samoloty walki radioelektronicznej EA-18G Growler.



Brytyjczycy delegowali do uderzeń cztery Typhoony FGR.4 startujące z cypryjskiej bazy RAF Akrotiri wspierane przez latające cysterny Voyager. Brytyjskie ministerstwo obrony poinformowało dodatkowo, że Typhoony zniszczyły dwa cele w pobliżu lotniska w Sanie za pomocą bomb kierowanych Paveway IV. Łącznie zniszczono osiem celów. Z komunikatu amerykańskiego CENTCOM-u dowiadujemy się, że znalazły się w tym gronie wyrzutnie z pociskami, systemy przeciwlotnicze, stacje radiolokacyjne i podziemne magazyny.

Przedstawiciele Pentagonu oświadczyli, że wszystkie osiem uderzeń zakończyło się powodzeniem. Zniszczono pociski (nie podano, czy balistyczne czy manewrujące), bezzałogowe aparaty latające i magazyny uzbrojenia. Był to najprawdopodobniej pierwszy atak na podziemny skład uzbrojenia w Jemenie.

Tymczasem telewizja CNN dowiedziała się, że Pentagon nadał operacji czynnego przeciwdziałania Hutim kryptonim „Poseidon Archer”. Z samego faktu przypisania operacji nazwy własnej wynika jeden wniosek: to nie jest krótka, zorganizowana ad hoc kampania będąca jedynie reakcją na działania Hutich, ale raczej przedsięwzięcie obliczone na długofalowe skutki. Urzędnicy Pentagonu podkreślają przy tym, że nie należy jej mylić z wielonarodową i czysto defensywną operacją „Prosperity Guardian”.

Warto jednak zwrócić uwagę na odmienny charakter tych nazw. „Prosperity Guardian” to nazwa, która coś znaczy i niesie ze sobą konkretne przesłanie: „Strażnik Dobrobytu” – wiadomo, jednym z fundamentów dobrobytu jest handel, a operacja ma zabezpieczyć jego normalny przebieg. To nazwa z tej samej parafii co „Pustynna Burza” albo „Iracka Wolność”.



Tymczasem „Poseidon Archer” zalicza się do tej samej kategorii co „Odyssey Dawn”, czyli operacja przeciwko Libii z 2011 roku. To dziecko półlosowego systemu doboru nazw stosowanego w Pentagonie od blisko półwiecza. Teoretycznie obie te nazwy można przetłumaczyć – „Świt Odysei”, „Łucznik Posejdona” – ale nie jest to dobra angielszczyzna… i nie powinna być. Nie taki jest cel kryptonimu.

Dowództwa mają przypisane zestawy liter i mają nazywać swoje operacje słowami zaczynającymi się na te właśnie litery dobranymi w sposób możliwie najbardziej losowy, tak aby w fazie planowania wyciek nazwy operacji nie zdradził (ani nawet nie sugerował), jakie mogą być jego szczegóły. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, iż postawienie na imię boga mórz w operacji mającej związek z ochroną żeglugi nie było takie do końca przypadkowe.

AS1 Leah Jones / UK MOD © Crown copyright 2024