Nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia, ale wszystko wskazuje na to, że członkowie koalicji zrzeszonej w ramach operacji „Prosperity Guardian” rozpoczęli działania bojowe przeciwko piratom z Ansar Allah. Dziennikarka Voice of America Carla Babb dowiedziała się nieoficjalnie, że Amerykanie i Brytyjczycy wspólnie zaatakowali kilkanaście celów – od placówek szkoleniowych po magazyny zawierające drony i pociski balistyczne.

Jako pierwsze pojawiły się informacje o eksplozjach w Al-Hudajdzie, porcie na wybrzeżu Morza Czerwonego. Wkrótce potem dowiedzieliśmy się także o wybuchach w Sanie, Zamarze i leżącej niedaleko granicy z Arabią Saudyjską Sadzie. Zaatakowano między innymi jedno z dwóch lotnisk w Sanie: albo cywilny port lotniczy, albo wojskową bazę Ad-Dajlami.



Jesteśmy dosłownie w pierwszych minutach operacji, pojawia się więc mnóstwo niepotwierdzonych informacji (i równie wiele fake newsów). Ale jeśli krążące w internecie doniesienia są prawdziwe, naloty objęły połowę prowincji kontrolowanych przez Hutich.

Przypomnijmy, że po kilku dniach względnego spokoju Huti 9 stycznia wieczorem zaatakowali okręty koalicji. Amerykanie i Brytyjczycy strącili osiemnaście dronów, dwa przeciwokrętowe pociski manewrujące i jeden balistyczny. W wydanym oświadczeniu siły zbrojne Hutich otwarcie poinformowały, że celem był amerykański okręt.

Dziś nad ranem, około godziny 2.00, Huti odpalili kolejny pocisk balistyczny w kierunku Zatoki Adeńskiej. Uderzył on w zasięgu wzroku od statku (którego nazwy nie ujawniono), nie wyrządzając żadnych szkód. Również dziś doszło do opanowania zbiornikowca St Nicholas (IMO: 9524475) pod banderą Wysp Marshalla, idący z irackiej Basry do Turcji. Tym razem za atak, przeprowadzony opodal wybrzeży Omanu, odpowiadają jednak nie piraci, ale marynarka wojenna Iranu (podkreślmy: regularnych sił zbrojnych, a nie Pasdaranów).

Aktualizacja (01.45): Prezydent Joe Biden wystosował komunikat w sprawie uderzeń na Jemen: „Dziś, na moje polecenie, siły zbrojne Stanów Zjednoczonych – wraz z Wielką Brytanią oraz przy wsparciu Australii, Bahrajnu, Kanady i Holandii – przeprowadziły udane ataki na szereg celów w Jemenie wykorzystywanych przez rebeliantów ruchu Huti do zagrażania swobodzie żeglugi na jednym z najważniejszych szlaków wodnych świata. Uderzenia te są bezpośrednią odpowiedzią na bezprecedensowe ataki Hutich na pochodzące z różnych krajów statki na Morzu Czerwonym – w tym użycie po raz pierwszy w historii przeciwokrętowych pocisków balistycznych. Ataki te naraziły na niebezpieczeństwo amerykański personel wojskowy, cywilnych marynarzy i naszych partnerów, zagroziły handlowi i wolności żeglugi. W dwudziestu siedmiu atakach na żeglugę handlową ucierpiało ponad pięćdziesiąt krajów”.



Tymczasem Huti zareagowali z właściwą sobie stanowczością. Jeden z głównych rzeczników ruchu, Muhammad al-Buchajti, oświadczył, że „Jemen wyjdzie zwycięsko z tej wojny, jeśli Bóg pozwoli”. Z kolei dowódca Ansar Allah stwierdził, że bojownicy odpowiadają siłą amerykańskim i brytyjskim okrętom na Morzu Czerwonym. Może to oznaczać, że w kierunku jednostek koalicji pomknęły kolejne salwy dronów i pocisków przeciwokrętowych.

Inny przedstawiciel organizacji zagroził atakami na amerykańskie i brytyjskie bazy w regionie. Oczywistym celem byłby Camp Lemonnier w Dżibuti. Czyżby konieczność ściągnięcia do bazy dodatkowych środków obrony przeciwlotniczej była przyczyną tak długiego zwlekania z nalotami na Jemen?

Aktualizacja (01.55): Z dostępnych informacji wynika, że uderzenia przeprowadzono w dwóch falach, obejmujących zarówno naloty w wykonaniu samolotów bojowych, jak i ataki za pomocą pocisków manewrujących odpalanych z okrętów. Po stronie amerykańskiej w ataku uczestniczył między innymi podwodny nosiciel pocisków manewrujących USS Florida (SSGN 728), a prawdopodobnie także niszczyciele i samoloty z lotniskowca USS Dwight D. Eisenhower (CVN 69). Z kolei Brytyjczycy delegowali cztery samoloty bojowe Typhoon FGR.4 z cypryjskiej bazy RAF Akrotiri wspierane przez latającą cysternę Voyager. Maszyny RAF-u zaatakowały dwa cele: stanowisko używane do wypuszczania dronów w Bani i lotnisko w Abs w północno-zachodnim Jemenie.

O ile część kinetyczną operacji zrealizowali wyłącznie Amerykanie i Brytyjczycy, o tyle jej tło miało charakter bardziej wielonarodowy. Wsparcia miały udzielić Australia, Bahrajn, Holandia i Kanada.



Aktualizacja (02.30): Zanosi się na kolejną odsłonę sporu w amerykańskiej Partii Demokratycznej (do której oczywiście należy Joe Biden). Członkini Izby Reprezentantów Rashida Tlaib oskarżyła prezydenta o złamanie konstytucji, nakładającej na głowę państwa obowiązek uzyskania zgody Kongresu na użycie sił zbrojnych. Niemniej gdyby Biden musiał się tłumaczyć z tej operacji, najpewniej argumentowałby, że taką zgodę uzyskał – na mocy ustawy AUMF (Authorization for Use of Military Force), dającej prezydentowi praktycznie nieograniczoną zgodę na użycie sił zbrojnych przeciwko wszelkim podmiotom mającym cokolwiek wspólnego z atakami z 11 września 2001 roku. Już wcześniej – ponad 20 lat temu – na podstawie AUMF działały na terenie Jemenu zarówno amerykańskie siły specjalne, jak i UCAV-y.

Tlaib, Palestynka z pochodzenia, już wcześniej oskarżyła Bidena o popieranie ludobójstwa dokonywanego przez Izrael na Palestyńczykach i zagroziła mu konsekwencjami przy urnie w tegorocznych wyborach prezydenckich.

Aktualizacja (02.45): Amerykanie dementują doniesienia o jakichkolwiek działaniach odwetowych ze strony Hutich.

Aktualizacja (03.10): Więcej o skutkach uderzeń dowiemy się zapewne w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Wiadomo, że operacja była zakrojona na stosunkowo dużą skalę: atakowano magazyny dronów i pocisków, stanowiska startowe, a także stacje radiolokacyjne. Jeśli cele rozpoznano poprawnie i tak też porażono, zdolność Hutich do atakowania statków na Morzu Czerwonym na pewno ucierpiała, ale nie została zlikwidowana. Trudno zresztą się spodziewać, aby można było ją zlikwidować nawet w toku długotrwałej kampanii. Koalicja saudyjsko-emiracka od lat toczy wojnę z Ruchem Huti i na ogół można odnieść wrażenie, że naloty w ogóle nie wywierają wrażenia na rebeliantach.

Oczywiście Amerykanie i Brytyjczycy dysponują większym potencjałem zarówno „kinetycznym”, jak i rozpoznawczym, ale Huti są już wybitnymi ekspertami w dziedzinie ukrywania i rozpraszania swoich zasobów. Wobec tego można przypuszczać, że Huti wkrótce podejmą kolejne próby ataków na żeglugę, nie tylko dlatego, że mogą, ale też dlatego, że będzie do sygnał dla całego świata, iż nie dali się złamać.



Aktualizacja (04.35): Amerykański CENTCOM opublikował film z pokładu lotniskowca USS Dwight D. Eisenhower, pokazujący starty samolotów uczestniczących w nalotach. Zwraca uwagę włączenie do operacji samolotów walki radioelektronicznej EA-18G Growler. Nieoficjalnie wiadomo, że z Eisenhowera ruszyło nad Jemen co najmniej piętnaście samolotów bojowych.

Z kolei brytyjski sekretarz obrony Grant Shapps pokazał film z Typhoonami startującymi z RAF Akrotiri.

US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class J. Alexander Delgado