Toczący się od 2014 roku konflikt rosyjsko-ukraiński wyraźnie pokazał, że na współczesnym polu walki klasyczna artyleria, tak lufowa, jak i rakietowa, nadal odgrywa wiodącą rolę. Prawda ta wreszcie przebiła się przez rządowe korytarze w Berlinie – niemieckie ministerstwo obrony ogłosiło plan rozbudowy i poważnej reorganizacji artylerii Bundeswehry. Jest to kolejny element głębokich zmian, jakim mają ulec wojska lądowe naszego zachodniego sąsiada. Pojawia się też wątek współpracy niemiecko-francuskiej, która po raz kolejny okazuje się bardzo trudna.

Obecnie sytuacja niemieckiej artylerii nie przedstawia się optymistycznie. Złożona jest z zaledwie czterech batalionów, z których trzy mają status jednostek szkoleniowych. 325. szkolny batalion artylerii podporządkowany jest 1. Dywizji Pancernej, zaś 131. i 345. batalion – 10. Dywizji Pancernej. Jedyna liniowa jednostka, 295. batalion artylerii, wchodzi w skład brygady niemiecko-francuskiej. Dywizja Szybka (Division Schnelle Kräfte), złożona z jednostek aeromobilnych pozbawiona jest oddziałów artylerii.

Te cztery bataliony to formacje mieszane wyposażone w łącznie 121 haubic samobieżnych kalibru 155 milimetrów PzH 2000 (na zdjęciu tytułowym) i czterdzieści jeden samobieżnych wyrzutni pocisków rakietowych MLRS, lokalnie nazywanych MARS. Ich uzupełnieniem w batalionach liniowych są moździerze kalibru 120 milimetrów: siedemdziesiąt ciągnionych i trzydzieści samobieżnych.



Ministerstwo obrony ogłosiło 14 lutego plan reorganizacji artylerii wpisujący się w szereg reform zmierzających do struktury wojsk lądowych Heer 4.0. Do roku 2031 Niemcy mają wystawić dwie dywizje ciężkie i jedną lekką z elementami powietrznodesantowymi. Wzmocnienie artylerii postulował już w roku 2017 generał porucznik Erhard Bühler, ówczesny szef departamentu planowania resortu obrony. W przygotowanym pod jego kierownictwem raporcie zalecano wystawienie aż czternastu batalionów artylerii. Obecne plany są nieco skromniejsze, artyleria ma zostać zreorganizowana w trzy pułki i jeden dodatkowy batalion.

Niemieckie wyrzutnie MLRS.
(US Army / Markus Rauchenberger)

Na tym kończą się szczegółowe informacje. Na podstawie różnych doniesień dziennikarz Björn Müller wnioskuje, że każda z trzech dywizji otrzyma po jednym pułku, zaś samodzielny batalion będzie jednostką korpuśną. Jeżeli pododdziały artylerii w ramach dywizji mają być przydzielane brygadom, pułk powinien liczyć co najmniej trzy bataliony. Korpuśny batalion artylerii ma najprawdopodobniej otrzymać wyrzutnie pocisków rakietowych. W grę wchodzą nie tylko MLRS, ale także taktyczne pociski balistyczne „Europejski ATACMS”, którego koncepcję Francja, Niemcy i Włochy przedstawiły w roku 2019. Pułki artylerii zostaną najprawdopodobniej przy zmodernizowanych PzH 2000 uzupełnionych haubicami kołowymi. Proces pozyskiwania tych ostatnich ma ruszyć już w tym roku, w planach jest zamówienie około 120 sztuk z dostawami do roku 2032.

Sprzęt nowej generacji

Bundeswehra już przeszło dziesięć lat temu uznała, że aktualny stan posiadania to zdecydowanie zbyt mało w porównaniu z potencjalnymi przeciwnikami, czyli Rosją i Chinami. W przeciwieństwie do wielu niemieckich polityków nie odbiega ona tutaj od innych sił zbrojnych państw NATO. Po 2014 zaczęło się zdecydowane odchodzenie od działań ekspedycyjnych na rzecz obrony własnego terytorium i wypełniania zobowiązań sojuszniczych. Za jedno z kluczowych wyzwań uznano przełamywanie wrogich stref antydostępowych (A2/AD). Z tego względu pojawił się postulat znacznego wzmocnienia dywizyjnej artylerii, postrzeganej jako jeden z kluczowych środków rozbijania wrogich baniek antydostępowych. Co istotne, uznano, że przy obecnym wyposażeniu niemiecka artyleria nie będzie w stanie skutecznie wspierać takich działań.

Niemiecka PzH 2000.
(Dirk Vorderstraße, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)



W efekcie powstał program Przyszłościowego Systemu Ognia Pośredniego (Zukünftiges System Indirektes Feuer, w skrócie ZukSysIndirF). Obejmuje on cztery segmenty: jeden krótkiego, dwa średniego i jeden dalekiego zasięgu. System krótkiego zasięgu to nowe moździerze, mające charakteryzować się wysoką mobilnością i donośnością 8 tysięcy metrów. Programy systemów średniego zasięgu to modernizacja haubic samobieżnych kalibru 155 milimetrów PzH 2000 i wyrzutni rakietowych MLRS lub wdrożenie nowego systemu tej klasy. Docelowo artyleria lufowa ma razić cele na dystansie do 70 kilometrów, a rakietowa – do 100 kilometrów.

Niemniej w myśl nowych założeń operacyjnych dywizje i korpusy mają otrzymać możliwość ostrzeliwania celów odległych o 150 kilometrów. Tutaj otwiera się pole dla systemów dalekiego zasięgu. Wytyczne są dość ogólnikowe, bowiem wśród wymogów pojawia się zasięg 300–499 kilometrów. Bundeswehra jest otwarta na propozycje i zakłada wprowadzenie pocisków balistycznych i manewrujących zdolnych zwalczać wszystkie rodzaje i kategorie celów. W założenia te wpisuje się „Europejski ATACMS”. Jego przewidywany zasięg wynosi od 150 do 300 kilometrów, nie wyklucza się jednak jego zwiększenia do nawet 500 kilometrów.

Moździerz samobieżny kalibru 120 mm na Wieselu 2.
(Rheinmetall AG, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

CIFS – pierwsza ofiara?

Przymiarki do modernizacji artylerii zaczęły się jednak znacznie wcześniej. Już w roku 2012 ruszył niezwykle ambitny niemiecko-francuski program Common Indirect Fire System (CIFS, Wspólny System Ognia Pośredniego). Zakładał on wdrożenie około roku 2030 trzech nowych systemów artyleryjskich. Pierwszym z nich był lekki system lufowy o zasięgu ponad 20 kilometrów. Kluczowym wymogiem była możliwość transportu drogą powietrzną na pokładzie samolotów klasy A400M, a docelowo nawet desantowanie ze spadochronem. Pozostałem wymogi były bardzo ogólnikowe, nie podano nawet preferowanego kalibru systemu.

Drugim elementem CIFS była haubica samobieżna kalibru 155 milimetrów o donośności co najmniej 75 kilometrów przy strzelaniu amunicją konwencjonalną i do 100 kilometrów amunicją precyzyjną. Haubica miała powstać w dwóch wariantach, gąsienicowym i kołowym, co czyniło z niej następczynię i PzH2000, i CAESAR-ów. Ewidentnie francuskim wymogiem było założenie możliwości transportu wersji kołowej na pokładzie A400M. Uzupełnieniem artylerii lufowej miał być system rakietowy dalekiego zasięgu. Także tutaj założenia były bardzo ambitne. System miał zwalczać cele punktowe i ruchome, przemieszczające się z prędkością do 40 kilometrów na godzinę.



Jak widać, ZukSysIndirF przejął sporo elementów CIFS, stawiając jednocześnie łatwiejsze do osiągnięcia wymagania. Co jednak dzieje się z samym CIFS? Według oficjalnego stanowiska niemieckiego ministerstwa obrony program znajduje się od roku 2018 w „stanie uśpienia”. Powodem ma być nieprzeznaczenie środków na program przez francuski resort sił zbrojnych i odmienne cele uczestników. Nie sprecyzowano jednak, o co konkretnie chodzi. Jednocześnie Berlin cały czas deklaruje możliwość wznowienia programu.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że CIFS jest pierwszym współczesnym niemiecko-francuskim programem, który padł ofiarą niesnasek między uczestnikami. W programach MGCS i FCAS ciągle coś trzeszczy, a Francja w obu przypadkach grozi wycofaniem się i samodzielnym opracowaniem tak czołgu, jak i samolotu bojowego nowej generacji. Wkrótce na tej liście może znaleźć się także śmigłowiec bojowy Tiger, jeżeli Niemcy zrezygnują z modernizacji do wersji Mk III i zamiast tego wybiorą amerykańskiego Apache’a. Wydaje się, że systemy artyleryjskie jako mniej medialne okazały się łatwiejsze do odłożenia na półkę.

Zobacz też: Chiny zainteresowane rosyjskimi śmigłowcami pokładowymi Ka-52K

US Army / Spc. Nathanael Mercado