Konflikt na Morzu Czerwonym wydaje się wchodzić w nową fazę. Wczoraj, 3 stycznia, rządy Australii, Bahrajnu, Belgii, Danii, Holandii, Japonii, Kanady, Niemiec, Nowej Zelandii, Singapuru, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Włoch opublikowały wspólne oświadczenie, w którym ostrzegły Hutich przed kontynuowaniem ataków.

Dokument po raz kolejny podkreśla nielegalność i destabilizacyjny wpływ ataków na żeglugę. Podkreśla również znaczenie Morza Czerwonego, przez które przepływa niemal 15% światowego handlu morskiego, w tym 8% światowego handlu zbożem. Konieczność żeglugi wokół Przylądka Dobrej Nadziei zwiększa koszty i powoduje opóźnienia w handlu. Czynniki te mają stanowić powód do zbiorowego działania, aby zażegnać ten problem.

Najważniejszym elementem jest jednak ostatnia część oświadczenia, którą warto przytoczyć w całości:



Niech nasze przesłanie będzie teraz jasne: wzywamy do natychmiastowego zaprzestania tych nielegalnych ataków oraz uwolnienia bezprawnie przetrzymywanych statków i załóg. Huti sami będą ponosić odpowiedzialność za konsekwencje, które na nich spadną, jeśli w dalszym ciągu będą zagrażać życiu marynarzy, światowej gospodarce i swobodnemu przepływowi handlu na kluczowych szlakach morskich regionu. Pozostajemy wierni międzynarodowemu porządkowi opartemu na traktatach i jesteśmy zdecydowani pociągnąć do odpowiedzialności złośliwe podmioty za bezprawne zajęcia i ataki.

Dotychczas działania Stanów Zjednoczonych i innych państw działających w operacji „Prosperity Guardian” ograniczały się do bezpośredniego reagowania na ataki przez niszczenie środków napadu powietrznego wypuszczonych z północnej części Jemenu. Wydarzenia z 31 grudnia można uznać za pewne testowanie granic przez Hutich, choć strzały w kierunku amerykańskich śmigłowców mogły być tylko własną inicjatywą załóg zatopionych łodzi. Zabicie dziesięciu marynarzy/piratów Ruchu Huti było przełomem z racji wykorzystania użycia siły wobec ludzi, nadal była to jednak bezpośrednia reakcja na atak wymierzony w statek handlowy.

Skuteczność tego podejścia była dyskusyjna. Od początku „Prosperity Guardian” ataki stały się nieco rzadsze, ale Huti nadal byli w stanie zanotować trafienia. Wydanie tego oświadczenia świadczy o pewnym przewartościowaniu wśród Amerykanów i ich sojuszników. Wydaje się to dobrą decyzją, obecne działania państw zachodnich na Morzu Czerwonym nie są w stanie zatrzymać przemocy, mogą jedynie osłabić jej skutki.

Warto zwrócić uwagę na państwa, które wydały oświadczenie. Wszyscy autorzy są członkami Combined Maritime Forces (pod której egidą odbywa się obecna operacja), jednak nie wszyscy uczestniczą w „Prosperity Guardian”. Do tej grupy należą Australia i Nowa Zelandia, Japonia, Singapur, Belgia i Niemcy. Dania dołączyła do operacji pod koniec grudnia i zamierza jeszcze w tym miesiącu wysłać którąś ze swoich fregat na Bliski Wschód. Również w Niemczech krążyły pogłoski o planach zaangażowania na Morzu Czerwonym. Wygląda na to, że Amerykanom powoli udaje się przekonywać kolejne państwa zrzeszone w CMF do reakcji na działania Hutich.



Wśród autorów oświadczenia jest jednak kilku istotnych nieobecnych. Między innymi Francji, która zazwyczaj przejawia bardziej zachowawczą postawę od anglosfery, a także Grecji, drugiego obok Danii członka-niezałożyciela operacji również planującego wysłanie jednej fregaty na Morze Czerwone.

Reakcja Ruchu Huti na oświadczenie jest stosunkowo niewielka. Jeden z głównych rzeczników ruchu, Muhammad al-Buchajti, powtórzył jedynie klasyczne frazesy na temat legalności działań Ansar Allah i kwestii palestyńskiej.

Konfrontacja z Amerykanami skończy się oczywiście stratami, na które jemeńscy rebelianci nie będą w stanie odpowiedzieć. Z drugiej strony każdy amerykański cios to okazja do udawania ofiary i oskarżania Stanów Zjednoczonych o agresję. Ponadto Saudowie trzymają się na uboczu, więc proces normalizacji stosunków Hutich z Rijadem wydaje się względnie bezpieczny.

Pytaniem jest również, czy Ruch Huti może się zatrzymać w swoich działaniach. Od początku wojny w Strefie Gazy społeczeństwo jemeńskie na ziemiach kontrolowanych przez Hutich było bombardowane retoryką walki i solidarności z Palestyną. Zejście z tej drogi byłoby dużym ciosem wizerunkowym dla ruchu. Warto pamiętać również, że Huti nie zawsze kierują się chłodną kalkulacją.



W dniu wydania oświadczenia przez USA i sojuszników siły zbrojne Hutich puściły w świat własny komunikat o zaatakowaniu kolejnego statku, którym okazał się być kontenerowiec CMA CGM Tage (IMO: 9674555) pod banderą maltańską. Nie jest to pierwszy przypadek ataku na statek CMA CGM, a firma wysłała kilka swoich jednostek okrężną drogą przez Afrykę. W oświadczeniu 26 grudnia zapowiedziała jednak stopniowe zwiększanie skali żeglugi po Morzu Czerwonym. Atak najprawdopodobniej został przeprowadzony 2 stycznia i nie przyniósł żadnych szkód.

W całej układance nie można zapomnieć o Iranie, który od 1 stycznia ma własny okręt na Morzu Czerwonym. Najprawdopodobniej jest to Alborz (72), jednostka typu Alwand, klasyfikowanego w Iranie jako niszczyciele, ale w praktyce będących fregatami. Okręt został skierowany na ten obszar jako odpowiedź na zatopienie przez Amerykanów łodzi z bojownikami Huti. Sama sytuacja nie jest nadzwyczajna, Iran regularnie działa na tych wodach. Okręt może jednak stanowić potencjalne zagrożenie w przypadku ataku wymierzonego w Hutich.

Zobacz też: Uganda chce, żeby Rosja i Chiny inwestowały, a nie tylko kupowały surowce

US Navy / Mass Communication Specialist 2nd Class Mo Bourdi