Relacje między Mjanmą a Chinami stają się coraz chłodniejsze. W ostatnich tygodniach naczelny dowódca sił zbrojnych Mjanmy (Tatmadaw), generał Min Aung Hlaing, dwukrotnie w zagranicznych mediach zarzucił Pekinowi wspieranie partyzantów walczących z rządem centralnym.

Pierwszego wywiadu udzielił należącej do rosyjskiego ministerstwa obrony telewizji Zwiezda. Generał Min mówił o „poważnych siłach wspierających organizacje terrorystyczne”. Z kontekstu wynikało, że chodzi o Chiny. Wątek rozwinął kilka dni później rzecznik prasowy Tatmadaw, generał Zaw Min Tun, który mówił o dostawach chińskiej broni dla Armii Arakanu i Arakańskiej Armii Ocalenia Rohingja.

Po powrocie z Moskwy generał Min miał spotkać się z chińskim specjalnym wysłannikiem Sun Guoxiangiem. W trakcie rozmowy miał poruszyć temat bezpośredniego zaopatrywania z Chin grup partyzanckich działających na północy Mjanmy. Odpowiedź przedstawiciela Pekinu jest nieznana, ale wkrótce potem generał Min udzielił wywiadu japońskiemu dziennikowi Yomiuri Shimbun i wspomniał, że partyzanci otrzymują broń pośrednio z Chin.

W listopadzie ubiegłego roku w zdobytym przez siły rządowe obozie Narodowej Armii Wyzwolenia Ta’ang (TNLA) znaleziono wyrzutnię chińskiego przenośnego zestawu przeciwlotniczego FN-6. Z kolei w kwietniu tego roku dziennikarze indyjskiego portalu Northeast Now zbadali prowadzący przez Bangladesz szlak dostaw broni dla Armii Arakanu, a pod koniec czerwca w graniczącej z Mjanmą miejscowości Mae Tao tajlandzkie wojsko i policja przechwyciły duży skład broni chińskiej produkcji. Uważa się, że sprzęt był przeznaczony dla partyzantów, ale nie zdołano ustalić, dla której grupy. Pojawiły się hipotezy, że odbiorcą mogą być walczący z indyjskim rządem partyzanci z Assamu.

Chiny mają długą, sięgającą lat 70., tradycję wspierania mjanmańskich partyzantów. Pierwszym z nich była maoistowska Komunistyczna Partia Birmy. Wywodząca się z niej Armia Państwa Zjednoczonych Wa (USWA) cały czas cieszy się poparciem Pekinu, podobnie jak złożone z chińskiej mniejszości Armia Narodowego Sojuszu Demokratycznego Mjanmy i Narodowa Armia Wyzwolenia Ta’ang (TNLA).

Dawni maoiści zasilili także szeregi Armii Arakanu, która dzięki temu nawiązała kontakty z Chinami. Armia Arakanu (na zdjęciu) uchodzi obecnie za najlepiej wyposażoną i wyszkoloną grupę walczącą z siłami rządowymi. Według źródeł wojskowych ugrupowanie to jest w stanie przygotowywać improwizowane urządzenia wybuchowe odpalane za pomocą telefonów komórkowych, walkie-talkie, wi-fi i bluetootha.

Wsparcie dla partyzantów jest rezultatem nie tylko tradycji, ale także narzędziem realizacji interesów Pekinu związanych z projektem Nowego Jedwabnego Szlaku. Chińskie plany okazały się zbyt ambitne i kosztowne, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy wiele inwestycji zostało wstrzymanych, chociażby z braku środków.

Niewykluczone, że partyzanci są narzędziem mającym zmusić rząd Mjanmy, aby sfinansował część inwestycji z własnych funduszy. Ta hipoteza ma jeden słaby punkt: do wielu ataków, w tym prowadzonych przez Armię Arakanu, dochodzi w miejscach kluczowych z punktu widzenia Nowego Jedwabnego Szlaku.

Naypyidaw nie pozostaje jednak dłużne. Podczas wizyty w Moskwie generał Min spotkał się między innymi z indyjskim ministrem obrony Rajnathem Singhiem. Na spotkaniu omawiano zacieśnienie dwustronnej współpracy wojskowej, w tym w zwalczaniu partyzantów. Zważywszy na ostatnie chińsko-indyjskie starcia w Ladakhu i bardzo napięte relacje między Pekinem i Nowym Delhi jest to mocny sygnał.

Zobacz też: Burkina Faso: Milicje i wojsko przeciwko terrorystom

(irrawaddy.com, hindustantimes.com)

standardowa licencjia Youtube