Trwające od kilku tygodni walki w Marawi zmusiły prezydenta Filipin Rodriga Dutertego do reorientacji w stosunkach za Stanami Zjednoczonymi. Osobiście przyznał, że w sytuacjach kryzysowych zwykle zwraca się do USA z prośbą o pomoc zbrojną, a filipińscy żołnierze nadal wykazują proamerykańskie nastroje.

Filipińscy urzędnicy odpowiadający za sprawy bezpieczeństwa otwarcie mówią, że amerykańskie siły pomagają w usunięciu bojowników z Marawi. Oficjalnie Amerykanie służą jedynie pomocą techniczną i szkoleniami oraz zbieraniem informacji na temat lokalizacji terrorystów, nie biorąc bezpośredniego udziału w walkach. Sam Duterte powiedział, że tym razem nie zwracał się z prośbą o pomoc do rządu USA, a o obecności oddziałów dowiedział się w momencie gdy te dotarły już do Marawi. Jego zdaniem Filipiny zdołałyby poradzić sobie w pojedynkę w walce przeciwko bojownikom, niemniej jednak jest wdzięczny za interwencję USA.

Analitycy ostrzegają przed formowaniem się nowych jednostek wiernych tak zwanemu Państwu Islamskiemu. Jak donosi amerykański wywiad, w Indonezji niemal we wszystkich stanach znajdują się „uśpione komórki”, na ten moment pod obserwacją jest ponad dwadzieścia jednostek, w tym Dżam’a Islamijja, która oficjalnie sprzeciwia się Da’isz.

Przeciwny dotychczas przyjacielskim stosunkom ze Stanami Zjednoczonymi Duterte oznajmił, że jego niechęć odnosiła się jedynie do rządu Baracka Obamy, natomiast obecnego prezydenta Donalda Trumpa nazywa swoim przyjacielem. Nietrudno się dziwić, obaj wykazują małe zainteresowanie prawami człowieka, a populizm prezydentów sprzyja wzajemnemu zrozumieniu.

(straitstimes.com)

Philippines Information Agency, domena publiczna