Na Morzu Południowochińskim doszło dziś do kolejnej potyczki między okrętami chińskiej straży wybrzeża a jednostkami zaopatrującymi garnizon Second Thomas Shoal, jedną z filipińskich placówek na spornym archipelagu Spratly. Z reguły takie starcia są bezkrwawe, gdyż Chiń­czycy dbają o utrzymanie swoich działań poniżej progu wojny i używają „tylko” armatek wodnych. Tym razem jednak kilku marynarzy zostało rannych.

Filipiński minikonwój składał się z cy­wil­ne­go statku Unaizah May 4 i patro­lowca straży wybrzeża BRP Sindangan (MRRV‑4407) oraz bliźniaczych Unaizah May 1 i BRP Cabra (MRRV‑4409). O godzinie 6.32 czasu lokalnego Chiń­czycy zablo­kowali drogę Sindan­ganowi, wskutek czego doszło do kontaktu między filipińskim okrętem a chińską jednostką o numerze burtowym 21555.



Taranowanie i przepychanie mniejszych statków i okrętów stało się już praktycznie normą w wykonaniu chińskiej straży wybrzeża. To także działanie, które pozwala na pozostanie (przynajmniej nominalnie) po tej bezpieczniejszej stronie progu wojny. Gdyby Filipińczycy otworzyli ogień, to na nich spadłoby odium odpowiedzialności.

O godzinie 8.15 chińskie okręty o nume­rach 21555 i 21551 rozpoczęły „ostrzał” wodny, który uszkodził sterówkę cywilnej jednostki. Właśnie tu rany – niegroźne na szczęście – odniosło czterech marynarzy marynarki wojennej. Sindangan także został powierzchownie uszkodzony.

Tym razem Chińczycy odnieśli częściowy sukces – zamiast podążać dalej na Second Thomas Shoal (Ayungin w ofic­jal­nym fili­pińskim nazewn­ictwie), Unaizah May 4 musiała zawrócić na Palawan. Eskortował ją tam Sindangan. Misję zao­pa­trze­niową wykonały z powo­dzeniem tylko Unaizah May 1 i BRP Cabra.



O użyciu straży wybrzeża jako głównej siły w sporach na morzach Azji Wschodniej pisaliśmy szerzej w tym artykule.

Dzisiejsze starcie przerodziło się oczy­wiście w skandal dyplomatyczny. Chiński ambasador w Manili został wezwany na dywanik. Działania Pekinu potępiła między innymi brytyjska ambasa­dorka Laure Beaufils. Tym­cza­sem chińskie media państwowe oczy­wiś­cie zrzuciły winę na Fili­piń­czyków.

Placówkę na Second Thomas Shoal opisywaliśmy szerzej latem ubiegłego roku, gdy sytuacja wokół niej zaczęła się zaogniać. W istocie bazą jest osadzony na mieliźnie stary poame­ry­kań­ski okręt desantowy BRP Sierra Madre. W roku 1999 osadzono go na Second Thomas Shoal i obsadzono nielicz­nym gar­ni­zo­nem fili­pińskiej piechoty morskiej. Logika stojąca za taką decyzją była prosta: okręt zapewnia gotowe zaplecze, a jego pokład to terytorium państwa. Wszelka próba przejęcia Sierra Madre byłaby więc atakiem na Filipiny i mogła uruchomić sojusz ze Stanami Zjedno­czonymi.

W Pekinie postanowiono więc przeczekać Filipińczyków. Okręt młody nie jest, a warunki morskie robią swoje. Stan Sierra Madre jest coraz gorszy. Manila znalazła na ten problem nieoczekiwane i nieco despe­rackie rozwią­zanie. Kadłub jed­nostki zaczęto wypełniać betonem. Nawet jeżeli blachy przerdze­wieją i się rozpadną, zostanie fundament. Chiny pod rządami Xi Jinpinga nie są jednak skłonne czekać. Od roku 2014 zaczęły się regularne blokady Second Thomas Shoal prowa­dzone przez chińską straż wybrzeża i milicje morskie.



W związku z pracami budowla­nymi wewnątrz okrętu Chiny zaczęły oskarżać Filipiny o „przewożenie niele­galnych ma­teria­łów budow­lanych i przepły­wanie przez chińskie wody”. Zarzuty są oczy­wiście bezpodstawne i stanowią pogwał­cenie Konwencji ONZ o Prawie Morza (UNCLOS) z roku 1982, którą Pekin ratyfikował. Second Thomas Shoal leży bowiem w środku filipińskiej wyłącznej strefy ekonomicznej, około stu mil morskich od wybrzeży Palawanu, jednej z głównych wysp Filipin.

Upadek posterunku na pokładzie starej jednostki będzie mieć daleko idące konsekwencje – Filipiny utracą punkt oparcia, a Chiny będą mogły przejąć mieliznę, którą nazywają Rén’ài Jiāo, wzmacniając tym samym swoją pozycję na spornych obszarach.

W przeszłości zdarzało się, że fili­pińskie konwoje otrzymy­wały pomoc sojusz­niczą – wprawdzie na odległość, ale nie znaczy to bynajmniej, że pomoc była bez­war­toś­ciowa. 22 sierpnia ubiegłego roku konwój w takim samym składzie (dwa kutry straży wybrzeża i dwie jednostki cywilne) przedarł się na Second Thomas Shoal dzięki wsparciu od Stanów Zjedno­czonych i niewymie­nionych z nazwy „innych państw”. Objęła one dane z rozpoznania satelitarnego i dronów, filipińskie załogi doskonale wiedziały więc, gdzie mogą spodziewać się prze­ciw­nika. Konwojowi towarzyszył morski samolot rozpoznawczy P-8A Poseidon US Navy, a w pobliżu praw­do­po­dob­nie znajdował się kuter USCGC Munro (WMSL 755) amerykańskiej straży wybrzeża.

Chiny musiały ustąpić, ale starały się „zachować twarz”. W oficjalnym komu­ni­ka­cie chińska straż wybrzeża oświad­czyła, że wysto­sowała pod adresem fili­pińskich jednostek stanowcze ostrze­żenie, jednak ostatecznie dokonała „tymcza­sowych specjalnych uzgodnień”. Powodem były „względy humani­tarne” i nie­prze­wo­żenie przez Filipiń­czyków „nieauto­ry­zo­wanych materiałów budow­lanych na dużą skalę”.

Zobacz też: Kanadyjska flota szura po dnie, a program budowy nowych fregat tylko potęguje problemy

Philippine Coast Guard