Pozyskiwanie przez Indie nowych samolotów wczesnego ostrzegania i dowodzenia przypomina telenowelę lub bollywoodzki film. W najnowszym odcinku siły powietrzne i agencja badawczo rozwojowa DRDO uruchamiają kolejny program, który ma promować krajowy przemysł, a jednocześnie mieć rozsądny koszt.

Plan zakłada opracowanie własnymi siłami radaru AESA umożliwiającego obserwację w zakresie 360 stopni, a następnie instalację systemu na pokładzie Airbusa A320 (na zdjęciu). Nowe Delhi chce odkupić sześć używanych A320-200 od linii Air India, zaś cały projekt ma zostać zrealizowany w ciągu czterech do siedmiu lat.

Jest to już drugie podejście do stworzenia rodzimego samolotu wczesnego ostrzegania i dowodzenia. Poprzedni zakładał instalację opracowanego przez DRDO radiolokatora AESA na Airbusie A330. Planowano pozyskanie dwóch takich maszyn, a antena radaru miała być umieszczona w obrotowym „talerzu” (po angielsku zwanym rotodome) znanym z amerykańskich E-2 i E-3 czy rosyjskiego A-50. Po pięciu latach opóźnień i rosnących kosztów program zarzucono.

Indyjskie lotnictwo posiada obecnie trzy A-50EI, czyli rosyjskie A-50 z izraelskimi EL/W-2090 Phalcon, które przyjęto do służby w latach 2009–2011. Kolejne dwa zamówiono w roku 2017. Ich uzupełnieniem są dwa Embraery ERJ 145 wyposażone w indyjskie systemy wczesnego ostrzegania Netra. Prawdopodobnie to samo rozwiązanie – zapewniające według różnych publikacji pokrycie w zakresie 120–150 stopni z każdej z obu płaszczyzn antenowych – będzie powielone na A320.



Warto przypomnieć, że indyjski resort obrony sam rzucał sobie kłody pod nogi w trakcie opracowywania rodzimego odpowiednika AWACS-a. Program modyfikacji A330 upadł głównie przez to, że w pewnym momencie pojawił się wymóg (być może inspirowany europejskim MRTT), aby powietrzne stanowisko kontroli mogło jednocześnie wypełniać zadania latającej cysterny. W założeniu miał to być prosty sposób na załatanie dziury w zakresie dwóch ważnych zdolności jedną łatą. Nietrudno zgadnąć, że wymóg okazał się kłodą nie do przeskoczenia, a lotnictwo zostało i bez latającej cysterny, i bez dużego samolotu AEW&C.

ERJ 145 AEW&CS.
(Venkat Mangudi, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Nalot na obozy szkoleniowe terrorystów na terenie Pakistanu przeprowadzony 26 lutego 2019 roku jasno zademonstrował znaczenie samolotów wczesnego ostrzegania i dowodzenia we współczesnej wojnie powietrznej. Uświadomił też decydentom w Nowym Delhi własne braki w stosunku do głównych przeciwników, czyli Pakistanu i Chin.

Według raportu World Air Forces 2020 Pakistan posiada cztery samoloty Saab 2000 Erieye AEW&C i cztery chińskie ZDK-03, aczkolwiek według indyjskich źródeł tych ostatnich może być już sześć. Z kolei zasoby Chin oceniane są na około trzydzieści maszyn wczesnego ostrzegania i dowodzenia różnych typów, w tym pięć KJ-2000 również opartych na płatowcu Iła-76. Zewnętrznie od A-50 odróżnia je między innymi to, że „talerz” radiolokatora KJ-2000 jest nieobrotowy.

Zobacz też: Chińska sztuka wojny w Ladakhu

(indiatimes.com)

Konstantin Von Wedelstaedt, GNU Free Documentation License, Version 1.2