318. Dywizjon Współpracy, bo pod taką nazwą go stworzono, nie należy do naj­bar­dziej znanych polskich jednostek lotniczych drugiej wojny światowej. Z racji charakteru pełnionych zadań „318” nigdy nie przyciągał uwagi mediów tak jak „302” czy „303”. Z tego powodu każda praca poruszająca ten temat zasługuje na szczególną uwagę. Niestety, dwu­to­mowa książka będąca przedmiotem niniejszej recenzji czyni w moim odczuciu więcej złego niż dobrego.

Kiedy w moje ręce trafia praca, którą mam poddać ocenie, zazwyczaj staram się znaleźć w niej cechy zarówno pozy­tywne, jak i negatywne, tak by przed­sta­wić Czytelnikom i Czytelniczkom zrów­no­wa­żo­ny obraz danej publikacji. W tym wypadku, niestety, nie mogę tego zrobić. Ta książka jest po prostu, w mojej ocenie, zła na każdym możliwym pozio­mie. Żeby pomóc w zrozumieniu źródeł mojej dość jednoznacznej opinii, pozwolę sobie na podzielenie niniejszej recenzji na poszczególne segmenty tak, by ułatwić Państwu lekturę i wyrobienie sobie własnego zdania.

Ilustracje

Zacznijmy od podstaw. Pierwszy tom liczy 240 stron, drugi – 464, co daje łącznie 704 strony, łącznie ze wstępem, spisem treści etc. W obu tomach znajdziemy liczne ilustracje umieszczone na nume­ro­wa­nych stronach. Pierwszy z nich zawiera łącznie 155 zdjęć (plus pięć barwnych sylwetek samolotów), drugi 102 foto­gra­fie (plus sześć barwnych sylwetek samo­lotów). Wygląda to tak, jakby Autor chciał zmieścić w swej pracy całą kolekcję zdjęć Józefa Krzywonosa ze zbiorów Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.

O ile sam zamiar zasługuje na pochwałę, o tyle sposób jego realizacji nie. Jaki ma przecież sens publikowanie zdjęć zredu­ko­wa­nych (w skrajnych wypadkach) do rozmiarów niewiele więk­szych od znaczka pocztowego? W rekordowej, jak mi się wydaje, sytuacji fotografię normal­nych przecież rozmiarów zaprezentowano w książce w wymiarach 25 na 34 mm. Owszem, znajdują się tu także ilustracje większych rozmiarów i czy­telniejsze. Szkoda jednak, iż Autor i wydawnictwo nie zdecydowali się na większą selekcję materiału ilustra­cyj­nego, dążąc do przed­sta­wienia Czytelnikom i Czy­tel­nicz­kom wartoś­cio­wego i przy­stęp­nego materiału wizualnego, zamiast pogoni za ilością.

Andrzej Olejko – Nad Lewantem i Italią. Z historii 318. Dywizjonu Myś­liw­sko-Rozpoz­naw­czego „Gdańskiego”. Tom 1. Inforteditions 2023. Stron: 240. ISBN: 9788367730433.

Podpisy pod ilustracjami również potrafią zaskoczyć. Na s. 229 znajdziemy dwie fotografie rozbitego B-26 Maraudera z wyraźnie widocznymi brytyjskimi znakami rozpoznawczymi. Mimo to (i mimo wyraź­nych różnic w budowie) Autor podpisał je jako „wrak zestrzelonego samolotu bom­bo­wego Luftwaffe typu Junkers Ju-88”. Strona 130 przynosi nam z kolei Hurricane’a podpisanego jako Spitfire. Co ciekawe, zapre­zen­towana tam fotografia pochodzi z dłuższej serii zdjęć, pokazanej już na s. 119. Tam znajdziemy ten sam samolot, podpisany jednak prawidłowo jako Hurricane. Co się zmieniło pomiędzy wykonaniem jednego a drugiego zdjęcia? Porucznik Krzywonos, stojący na samo­locie, trochę się prze­sunął.

Bibliografia

Po dokonaniu pobieżnej wizualnej inspekcji tomów warto zapoznać się z bibliografią, umieszczoną pod koniec drugiego z nich. Także i tu czeka nas jakże nieprzyjemne rozczarowanie.

Zacznijmy od archiwaliów, szanując kolejność przedstawiania źródeł za­pre­zen­to­waną przez Autora. Na pierwszy ogień idą więc londyńskie The National Archives, placówka znana wielu bada­czom z pokaźnych zasobów i przyjaznego nastawienia do odwie­dza­ją­cych ją użyt­kow­ników, także tych zagranicznych.

W bibliografii (dot. TNA) znajdziemy teczkę AIR 28/193 („ORB” bazy w Detling) i „Ope­rations Record Book” dywizjonu, przedstawione tu jako teczka „AIR 27”. Problem w tym, iż jest to niepre­cyzyjna sygnatura, odnosząca się jedynie do większego działu z dokumentami doty­czą­cymi rozmaitych dywizjonów. Właś­ci­wymi odnośnikami w wypadku „318” byłyby AIR 27/1710/2 (załączniki) i AIR 27/1711, właściwy „ORB” dywizjonu, podzielony na mniejsze części. Zarówno 1710, jak i 1711 są dostępne za darmo (po założeniu darmowego konta) w katalogu TNA. Łącznie zajmują około 210 MB.

Mając za sobą własne poszukiwania dotyczące historii „318” w TNA, muszę stwierdzić, iż Autor nie wykorzystał wszystkich źródeł dostępnych w tym archiwum. Przede wszystkim nie ma w bibliografii teczki poświęconej w całości kwestii odznaki dywizjonu (AIR 2/6837) ani spo­rzą­dza­nych przez F/Lt. Kra­szew­skiego, oficera medycznego dywizjonu, sprawozdań dotyczących kwestii me­dycz­nych (AIR 49/258). Są tam także inne dokumenty, pomocne każdemu zaj­mu­ją­cemu się historią „318” – akta jednostki, z której pochodzili żołnierze zabici na ziemi w wypadku z 19 kwietnia 1943 roku (AIR 29/90/2), dokumenty dotyczące różnych jednostek przeszko­lenia opera­cyjnego, w których szkolili się polscy piloci, czy też „Standard Syllabus for Fighter Recon­naissance Training” (AIR 20/1355), zawie­ra­jące wytyczne do szkolenia pilotów w jednostkach myś­liw­sko-rozpoz­naw­czych. A to i tak zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Jeszcze osobliwiej przedstawia się sytu­acja w odniesieniu do materiałów po­zys­ka­nych z za­sobów Instytutu Sikor­skiego w Londynie, placówki zarządzanej przez niezwykle miły i pomocny personel, o czym miałem okazję się osobiście przekonać. Autor podaje tu tylko jedną sygnaturę, mającą odnosić się do dy­wiz­jo­nowej Kroniki – Lot. A. V./52/16. To rodzi dwa pytania.

Andrzej Olejko – Nad Lewantem i Italią. Z historii 318. Dywizjonu Myś­liw­sko-Rozpoz­naw­czego „Gdańskiego”. Tom 2. Inforteditions 2023. Stron: 464. ISBN: 9788367730440.

Przede wszystkim – dlaczego podał niewłaściwą sygnaturę? Kronika 318. Dywizjonu znajduje się w zasobach Instytutu pod sygnaturą LOT. A. V. 62/16. Ten sam błąd popełnił w przypisach, więc trudno mówić tu o przypadkowym omsknię­ciu się palca. Idąc dalej – dla­cze­go nie wykorzystał całego zasobu akt „318” dostępnych w Instytucie? Cały zespół „318 Dywizjon Myśliwski” (nazwa nieprawid­łowa) rozciąga się od „1” do „18”, a biorąc pod uwagę rozbicie niektórych teczek na części, otrzymujemy łącznie 23 teczki i albumy. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ktoś piszący pracę „z historii” Dywizjonu zde­cy­do­wał się na pominięcie akt organiza­cyj­nych, opera­cyjnych, perso­nalnych czy wyszko­le­nio­wych. Gwarantuję, te materiały tam są, to nie są tylko puste sygnatury. By­łem – widziałem. Warto też zauważyć, iż nie­które materiały mające związek z „318” są także opublikowane na stronie inter­ne­towej Instytutu, choćby A.XII.1/43, zawierająca miesięczne raporty dot. działalności bojowej lotnictwa polskiego.

Dział „Archiwalia” zamyka teczka (Teczka 7) z zasobów Muzeum Lotnictwa Pol­skiego w Kra­kowie. Nie ma tu śladu kwerendy wykonanej w zasobach Muze­um Sił Powietrz­nych w Dęblinie, gdzie znajdują się pamiątki po Janie Jaku­bow­skim, pilocie „318”, który zginął we wspomnianym już tragicznym wypadku z 19 kwietnia 1943 roku. Z biblio­grafii nie dowiemy się także, czy Autor zajrzał do war­szawskiej Central­nej Biblio­teki Wojs­ko­wej (pamiątki po me­cha­niku Henryku Mi­chal­czy­ku) albo wroc­ław­skiego Ossolineum, by zapoznać się ze wspomnieniami pilota Lwa Kury­ło­wicza. Co więcej, w dalszej części biblio­grafii nie znajdziemy choćby artykułu (dostępnego online!) Wojciecha Zmyś­lo­nego „W tiurmie i stalagu: kapitan Lew Kury­ło­wicz w niewoli u dwóch wrogów”, zawie­rającego część owych wspomnień.

Jak więc podsumować omówienie tej części biblio­grafii? Autor przepro­wadził dalece niewystar­czającą kwerendę archi­walną. Nie ma tu mowy o pełnym wykorzystaniu ani zagra­nicznych, ani krajowych źródeł, a wykazane braki są po prostu niewytłumaczalne i nie dają się uspra­wied­li­wić w żaden racjonalny sposób. Co oczywiste, takie podejście prowadzi nie tylko do zubożenia narracji, ale też do powstania błędów. Na s. 26 Autor twierdzi, iż „29 VI 1943 nazwę jednostki z 318. Dywizjonu Współpracy (DW) zmieniono oficjalnie na 318.DM-R «Gdański»”. Gdyby prze­pro­wa­dził peł­niej­szą kwe­rendę i zajrzał np. do teczki LOT. A.V. 62/1a, wiedziałby, iż dywizjon na­zwano „Gdańskim” dopiero 27 lipca 1943 roku (318. Dyon Rozpoznawczy Gdański), a historia zmian nazwy jednostki była trochę bardziej zawiła, niż przedstawia to Autor.

Przejdźmy więc do kolejnej części, czyli „Opracowania zwarte”. Autor wylicza całkiem dobrze prezentujący się zbiór 18 książek. Ale i tu są zauważalne deficyty. Autor zauważa wspomnienia Władysława Nycza i Mieczysława Galickiego. Czemu jednak ominął, opublikowane drukiem, wspomnienia Zdzisława Rygusika („Lot do Wolności”), Stefana Knappa („Kwadra­towe słońce”), Jana Preihsa (w zbiorze „Czyż mogli dać więcej”) czy Zdzisława A. Uchwata (w zbiorze „Wspomnienia. Ostatni Mohi­kanie szkół podchorążych lotnictwa przedwojennej Polski”)?

Równie zagadkowo prezentuje się sprawa pominięcia w bibliografii części tych książek, które Autor sam wymienia we wprowa­dzeniu. Skoro porusza kwestię przedsta­wienia historii „318” w „Destiny can wait” z 1949 roku czy w „Polish wings over Britain. For your freedom and ours” z 1943, to czemu nie wymienił ich w spisie istnie­jącym przecież konkretnie do wy­ka­za­nia, z jakich źródeł korzystał autor danej publikacji? To, czy zasadne jest wytykanie braku historii dywizjonu utwo­rzo­nego w 1943 roku w książce z 1943 roku, stanowi odrębne zagadnienie. W tym momencie liczy się co innego; jeśli Autor skorzystał z danej publikacji, powinien ją wykazać w bibliografii. Dla porządku wypada również wspomnieć, iż omawiana część książki nosi nazwę „Biblio­grafia”, a nie „Wybrana Biblio­grafia”.

Ostatnim elementem bibliografii są „Artykuły, prasa i netografia”. Także i tu, niestety, pojawiają się niedociągnięcia. Nie ma artykułów z „Dziennika Żołnierza APW” z 1943 roku, na którego łamach „318” pojawiał się przynajmniej trzykrotnie – w numerach 36, 39 i (naj­sze­rzej) w 42. Wzmianka o dywizjonie pojawiła się także w gazecie „Orzeł Biały. Polska Walcząca na Wschodzie”, a dokładnie w numerze 48 z 5 grudnia 1943 roku. Jestem zresztą prze­ko­nany, iż – po­dob­nie jak wypadku wspomnień – pogłę­biona kwerenda wykazałaby jeszcze większą liczbę różnego rodzaju arty­kułów, związanych mniej czy bardziej z historią „318”.

Patrząc na to, co Autor wykazuje w tej części bibliografii, warto zauważyć, iż prze­kręca czasami tytuły artykułów opub­li­ko­wa­nych w „Skrzydłach”. Zamiast „Nasza robota bez poezji i lipy” w książce znajdziemy „Nasza robota bez poezji i bez lipy”, a artykuł „Gdzie pomarańcze kwitną” zmienił się w „Gdzie kwitną pomarańcze”. Co ciekawe, pierwszy ze wzmian­ko­wanych artykułów opubli­ko­wano 15 kwietnia 1945 roku; Autor przesuwa go na 1944.

Jak więc widać, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, baza źródłowa przed­sta­wiona przez Autora wykazuje liczne deficyty w każdym zakresie. Mamy tu braki w sferze zarówno materiału archiwalnego, jak i literatury wspom­nie­nio­wej. Co więcej, nie można ich uspra­wied­liwić w żaden sposób. Zbiory TNA i IPMS, nieodzowne dla badacza inte­re­su­ją­cego się historią „318”, są dostępne dla każdego na jasno określonych zasadach, a wiele innych materiałów jest do­stęp­nych on-line bez żadnych opłat, nie wspominając już o stacjonarnych zasobach polskich biblio­tek. Pisząc wprost, Autor przeprowadził niewystar­czającą kwe­ren­dę, co szalenie obniża już na początku wartość jego publikacji.

Zanim przejdziemy do omówienia samej treści, warto zwrócić uwagę na przypisy, którymi Autor okrasza przede wszystkim pierwszy tom. Nie mam tu zamiaru odnosić się do stylu czy liczby przypisów, traktuję to jako wyraz osobo­wości i wykształ­cenia ich Twórcy. Trzy z nich przy­ciąg­nęły jednak moją uwagę.

Pierwszy znajdziemy na s. 10. Andrzej Olejko pisze tam, odnosząc się do tecz­ki 7 z MLP, iż jej autor „podał błędnie, że dywizjon wszedł w skład 208. Squadronu Myśliwsko-Rozpoz­nawczego RAF”. Zaglą­da­jąc jednak do tego źródła, znajdziemy: „No.318 Squadron took over on the 1st May 1944 from No.208 (British) Fighter-Recon­naissance Squadron…”. Autor naj­wy­raźniej źle przetłu­maczył tenże frag­ment (do tego problemu jeszcze wrócę). Kolejny znaj­duje się na s. 21, gdzie Autor, opisując wypadek z 19 kwietnia 1943 roku, twierdzi, jakoby w kronice bazy w Detling brakowało zapisu o tym wyda­rzeniu. Nic bardziej mylnego. Zdarzenie jest tam odno­towane (dokład­nie na s. 5 ORB bazy za kwiecień), jak również w teczce 2768 Squadronu, do której Autor nie dotarł. Uważny Czytelnik, spoglądając na przypis ze s. 26, zauważy z kolei, iż Autor, powołując się jedno­cześnie na polskojęzyczne i anglojęzyczne wydanie drugiego tomu słynnej pracy Jerzego B. Cynka, popełnił niewielki błąd. Odnosząc się do pewnej informacji z „The Polish Air Force”, dał numery stron z polskiego wydania.

Pozostając w temacie przypisów, warto odnotować jeszcze jedną rzecz. Przypisy są numerowane w obrębie rozdziałów, za każdym razem zaczynając od „1”. Jest to decyzja Twórcy książki, i jako taką trzeba ją uszanować. W takiej sytuacji prak­tycz­niej byłoby jednak – jak mi się wydaje – gdyby Autor rzeczywiście zaczynał je od początku, bez „op.cit.” w już pierwszych przypisach z nowego rozdziału, zamiast tego podając pełne dane bibliograficzne. Co zrozumiałe, taką samą metodę przyjęto w tomie drugim, co sprawia jednak, iż już w pierwszym przypisie na s. 9 drugiego tomu znaj­dziemy: „W. Nycz, op.cit”, co może wywołać lekki dys­kom­fort u Czytelnika.

Treść

Jeśli jeszcze jesteście tu, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, dziękuję Wam za wytrwałość. Powyższa część była nie­zbęd­na dla pełnej oceny recenzowanej pracy. Czas jednak na omówienie zasadniczej treści obu tomów.

Sposób, w jaki Autor zaplanował budowę książki, staje się bardzo jasny już po pobieżnym jej przejrzeniu. Podstawą jest ORB dywizjonu (AIR 27/1711) i wy­stę­pu­jące tam dwa rodzaje dokumentów: „R.A.F. Form 540”, kon­cen­tru­jące się na bieżących wydarzeniach z życia jednostki, i „R.A.F. Form 541”, zawierający in­for­ma­cje na temat konkretnych lotów. Pierwszy tom oparty jest przede wszystkim na infor­macjach zawartych w pierwszym rodzaju formularzy, przety­kanych wstaw­kami ze wspomnień, dywizjo­nowej kroniki i innych materiałów. Od s. 152 Autor zaczyna zamieszczać tabele zawierające in­for­ma­cje za­czerp­nię­te bez­pośred­nio z „541” (maj 1944, początek lotów bojowych), podzie­lone na po­szcze­gól­ne miesiące. Tom drugi to już zasadniczo infor­macje z obu formularzy, usze­re­go­wane na­prze­mien­nie mie­sią­ca­mi, tj. wyda­rze­nia z „540” z danego miesiąca, potem loty z „541”, następ­nie wyda­rzenia z kolejnego miesiąca prze­pisane z „540”, potem loty z „541”, i tak do końca.

Tak znaczące oparcie się na materiale anglojęzycznym stawia Autorowi wymóg bezbłędnej znajomości tego języka i dogłębnego poznania specjalis­tycznej ter­mi­no­logii. Niestety, porównując fragmenty książki z materiałem ory­gi­nal­nym (przypo­minam – dostępnym online), można znaleźć pewne istotne różnice, wypa­cza­jące sens niektórych wypowiedzi. Te znalezione przeze mnie występują wyłącznie w pierwszym tomie, gdzie mamy więcej różnego rodzaju wiado­mości ogólnych i rozważań. Tom drugi, rozpoczynający się od lipca 1944, ma już inny charakter, bardziej związany z dywizjonową monotonią. Chciałbym przy tym zaznaczyć, iż nie dokonałem porów­nania 100% materiału za­czerp­nię­tego przez Autora z ORB z materiałem oryginalnym, koncentrowałem się jedynie na ele­men­tach, które, z różnych przyczyn, przyciągnęły moją uwagę.

„Nad Lewantem i Italią” „Operations Record Book”
(s. 59) „31 X 1943 r. 80% samolotów wymagało po ćwiczeniach serwisowania”. „Normal routine. Aircraft ser­vice­abi­lity for this month was 80.6 %” [chodzi o odse­tek maszyn spraw­nych i zdolnych do lotu].
(s. 64) „24 XI 1943 r. jeden samolot dywizjonu wy­ko­nał lot na foto­gra­fo­wanie zasięgu artyleryjskiego…”. „One aircraft photographed the Artillery Range…” [range to poligon].
(s. 70) „(…) 16 XII 1943 r., zaś me­cha­ni­cy zamon­to­wali na samo­lo­tach dywiz­jo­no­wych typu Hawker „Hurricane” Mk. II B cztery foto kamery, jakie trafiły do jed­nost­ki ze spec­ja­lis­tycz­nego 158. MU, i cztery nie­zmo­dy­fi­ko­wane samoloty wy­ko­ny­wały loty na zmianę. Kolej­nych sześć foto­kamer pozwo­liło na mody­fi­kację kolejnych samolotów (…)”. „Four camera modified Hurricanes were collected from 158 M.U. Four non-modified were flown there in exchange. The Squadron has now six camera modified aircraft altogether” [cztery samoloty zmodyfikowane wymieniono za cztery nie­zmo­dy­fi­ko­wane – i łącznie dywizjon miał ich sześć].
(s. 71) „27 XII 1943 r. kontynuowano szkolenie pionowego foto-rozpoznania pozycji artylerii (użyto 20 fotokamer)”. „Pilots com­menced training in vertical and oblique photo­graphy from high altitudes with 20’’ cameras” [obiek­tywy miały 20-calową ogniskową].
(s. 89) „(…) 3 I 1944 r. (…) tego dnia lotnicy otrzymali służbowe pistolety oraz pistolety maszynowe typu Sten”. „Revolver and Sten gun practice was also carried out by pilots” [ćwiczyli z, nie otrzymali].
(s. 91) „14 I 1944 r. (…) Ćwiczono niskie loty w for­ma­cji z użyciem broni maszy­nowej i apara­tów foto­gra­ficznych pod­czas atako­wania celów na­ziem­nych”. „Low flying in formation. In the afternoon camera gun practise” [camera gun to fotokarabin].
(s. 93) „(…) 20 I 1944 r. dział techniczny (OPREPS) zwrócił się do HQ RAF Middle East z prośbą o tygodniową przerwę dla dywizjonu w pracy operacyjnej, jednak dowództwo uznało, że nie jest to konieczne”. „A request for OPREPS since the arrival of the Squadron in the Middle East /19th August/ ha­ving been received from Operations Records, H.Q. R.A.F. Middle East, these are now being com­piled retro­spec­tively and weekly until the Squad­ron becomes opera­tional. As the Squadron is still in training and is still non-ope­rational, these had not previously been reques­ted” [poproszono o uzupełnienie dokumentacji]
(s. 95) „2 II 1944 r. (…) Tego dnia dwa samoloty dywizjonu miały awarie – Super­marine „Spitfire” Mk. V C (MH 584) oraz Hawker „Hurricane” Mk. II B (HL 957)”. „Two new aircraft were today delivered to the Squadron – one Spitfire VC No. M.H. 584 and one Hurricane IIB No. H.L. 957” [zostały dostarczone].
(s. 96) „5 II 1944 r. (…) Pod wieczór miała miejsce «potańcówka» w pobliżu kantyny NAAFI (…).”. „In the evening a Squadron dance was held at a nearby N.A.A.F.I. and was atten­ded by all ranks” [w pobliskiej kantynie].
(s. 96) „7 II 1944 r. rankiem dywiz­jo­nowy Inteligent [sic! – przyp. rec.] Oficer w swoim wykła­dzie zaprezen­tował zeb­ra­nym pilotom dywizjonu sprzęt latający używany na froncie północno-af­rykańskim przez Luftwaffe i Regia Aeronautica (…).”. „A lecture was given by the I.O. on Aircraft Recognition, this period being devoted to revision of Italian types in use with the German Air Force” [była to powtórka materiału o włoskich samo­lotach używanych przez Luftwaffe].
(s. 99) 17 II 1944 r. (…) Dowódca dywizjonu kpt. (S/Ldr) L. Wielo­chow­ski odznaczył w kasynie dywiz­jo­no­wym oficerów z Bry­tyj­skiej Sekcji Językowej ręcznie wyko­na­nymi metalowymi odznakami jed­nost­ki, co od­by­ło się w bardzo przyjacielskiej atmosferze”. „A happy tribute was paid to the British Liaison Section when the Squadron C.O., S/Ldr. Wielo­chow­ski, presented the officers and men each with a handworked Polish Air Forces badge in metal” [były to odznaki PSP, nie jednostki].
(s.106) „26 III 1944 r. dywizjon otrzy­mał dwa samoloty myśliw­skie typu Super­marine „Spitfire” Mk V C, wyposażone w osiem kamer skośnych każdy oraz do komu­ni­kacji lotniczej z sąsiadami jeden samolot typu Miles „Magister”. „A further 2 Spitfires VB fitted with mountings for 8’’ oblique cameras arrived for the Squadron, and the loan of 1 Magister which will be used for Communication purposes”. [po­now­nie chodzi o ogniskową, a Magister został wypożyczony]

Jak więc widać, tłumaczenie dokonane przez Autora nie zawsze odpowiada stanowi faktycznemu, co ma negatywny wpływ na treść całej pracy. Warto także zwrócić uwagę na fragment „Super­ma­rine «Spitfire» Mk V C, wyposa­żone w osiem kamer skośnych każdy”. W rzeczy­wis­tości zamonto­wanie tylu aparatów foto­gra­ficznych na tym samolocie było technicznie niemożliwe.

Na osobny komentarz zasługuje sposób prezento­wania danych pozyskanych z formularzy „541”. Dla lepszego zobra­zo­wa­nia tematu, pozwolę sobie na zamiesz­czenie niewiel­kiej tabeli porównu­jącej fragment wpisów dotyczących lotów z 4 maja 1944.

ORB Operation No.1
do. VB ES190 F/L W.Bere­zecki /P.0209/ do. 0630 0720 TAC/R of roads to SanBenedetto. Mission
do. VC JG789 F/O B.Gaworski /P.1687/ do. 0625 0725 not completed, owing to engine trouble.
Książka Supermarine „Spitfire” Mk. V B ES 190 – por. (F/Lt) W Bereżecki – lot na taktyczne rozpoznanie nad terenem nieprzyjaciela – droga w kierunku San Benedetto.
Supermarine „Spitfire” Mk. V C JG 789 – por. (F/O) B. Gaworski – lot na taktyczne rozpoznanie nad terenem nieprzyjaciela – droga w kierunku San Benedetto.

Skrót „do.” (ditto) pełni tu funkcję naszego „jak wyżej”, w pierwszym wypadku chodzi o słowo „Spitfire”, w drugim „pilot”, znajdujące się na samej górze stronnicy.

Jak widać, kopiując tekst, Autor pominął kilka informacji, resztę przedstawiając w zmo­dy­fi­ko­wany sposób. Ominął też jeden „detal” – misja zakończyła się niepo­wo­dze­niem z powodu kłopotów z silnikiem. Nie jest to zresztą przypadkiem, jako że Autor pomija tego typu informacje do­dat­kowe (awarie, ostrzał artylerii przeciw­lot­niczej, zła pogoda etc.) za każdym razem, kiedy korzysta z „541”.

Umieszczanie aparatu F.8 Mk.II o 20-calo­wej ogniskowej w kadłubie Spitfire’a PR Mk.IV.
(CH 10847 / Imperial War Museums)

W tym momencie, Szanowni Czytelnicy i Czytelniczki, pozwolę sobie na mały wtręt. Sprawdzając wyrywkowo tabele z tomu drugiego, znalazłem ciekawy detal na s. 206 książki, w tabeli poświęconej lotom z 2 grudnia 1944 roku, zaczynającej się na stronie poprzedniej. Autor, w zaprezentowany powyżej sposób, wypi­suje wszystkie loty zgodnie ze źródłem (dokładnie AIR 27/1711/16), aż w pewnym momencie… część lotów znika. Na samej górze s. 206 mamy szósty już lot tego dnia (Operation No.3), gdzie znajdziemy zapis „Super­marine «Spitfire» Mk. V B ER 512 – ppor. (P/O) A. Rudomino-Dusiacki – lot na współpracę z artylerią nad terenem nieprzyjaciela”. Problem tkwi w tym, że tego dnia na tej maszynie jako boczny w tej misji leciał F/L Bereżecki. Choć trudno to zrozumieć, Autor zestawił w jednej linijce maszynę z szóstego lotu w tym dniu, dopisując do niej pilota z 14. wylotu, a potem kontynuował listę jakby nigdy nic. I tak 2 grudnia 1944 r. dywizjon wykonał 24 loty, a według Autora zaledwie 16. I na dodatek pilot Dusiacki jest określony w „541” jako F/O, a nie „P/O”, jak podaje Autor. Proszę zwolnić mnie z obowiązku przeglądania wszystkich wpisów opartych na „541” zamiesz­czo­nych w „Nad Lewantem…”. W mojej opinii już jedna taka wpadka każe traktować wszystkie pozostałe informacje z dalece posuniętą ostroż­nością.

Pozostała część tekstu również zasługuje na uwagę. Autor stara się w niej być jak najbardziej dokładny i precyzyjny, co samo w sobie zasługuje na pochwałę. To, w jaki sposób objawia w praktyce swe przywiązanie do detali, jest już mniej chwalebne. Dla przykładu: przed­sta­wie­nie ścieżki awansu Włodzi­mierza Bere­żec­kiego jako „por./kpt./ (F/O/F/Lt/Sldr)” czy M. Sawickiego jako „ppor./por. (P/O/F/O)” bez jakich­kolwiek wyjaśnień jest nieczy­telne dla niezorien­to­wa­nego Czytelnika. W innych wypadkach, pewnego rodzaju „mania” Autora do zamiesz­czania wyjaśnień sprawia, iż fragmenty przyta­czanych wspomnień i relacji zaczy­nają wyglądać dosyć… osob­liwie. Dla przykładu (s. 13):

Co robić? Zaczynam próbować: z pleców nagły odwrót, stawianie na ogonie i przepadanie, beczki z nag­łym stopo­wa­niem obrotu w poło­żenie normalne. Nic… – [por. (F/Lt) O.] Sęp [-Szarzyński] informuje: – Masz jeszcze 2 minuty czasu. Zejdź i spróbuj na tej linii kolejowej. Robię to, co [por. (F/Lt) O.] Sęp [-Sza­rzyński] sugeruje, z tym że wyciągam z piki bardzo brutalnie, kilka sekund trwało zamroczenie, potem słyszę głos [por. (F/Lt) O.] Sępa [-Sza­rzyń­skiego] (…).

Na s. 283 też znajdujemy interesujący fragment:

W napięciu nacisnąłem dźwignię podwozia – lekki wstrząs i samolot [Super­marine „Spitfire” Mk. IX] zaczął przepadać – wepchnąłem dźwignię gazu na pełne obroty. Cała maszyna [Super­marine „Spitfire” Mk. IX] trzęsła się od wibracji lotek i ślamazarnie chwiała się i ślizgała jak sanie na lodzie, z trudem utrzymując kierunek, grożąc lada moment zwa­le­niem się na skrzydło. Osiągnąłem krytyczny stan lotności maszyny [Super­marine „Spitfire” Mk. IX] (…).

Jak to się czasem mówi, do trzech razy sztuka. Fragment s. 327:

Biały i czarny dym wydobywał się z silnika [Rolls Royce „Merlin”]. Pod­ciąg­nąłem rozpędzoną maszynę [Super­marine „Spitfire” Mk. IX MH 702 LW-B] do góry i dostałem znowu kilka pocisków – dwa w silnik [Rolls Royce „Merlin”] i parę w kabinę (…). Wysokość samolotu [Super­ma­rine „Spitfire” Mk. IX MH 702 LW-B] malała gwałtownie, gdyż [Super­marine] Spitfire [Mk. IX MH 702 LW-B] bez asysty silnika [Rolls Royce „Merlin”] (…).

Dążenie do zapewnienia Czytelnikowi jak najszerszego kontekstu jest mile widziane w praktycznie każdej publikacji, niemniej tu, jak się wydaje, Autor poszedł za daleko. Pojawia się też pytanie, dlaczego tego zjawiska nie wychwyciła sama redakcja.

Czy cała powyższa litania usterek i pomyłek zamyka listę uwag, które uważny recenzent może (i powinien) mieć do tej pracy? Nie, z pewnością nie. Znajdziemy jeszcze samochody pan­cer­ne „Stagehound” zamiast „Stag­hound”, ćwi­cze­nia „Tussale” zamiast „Tussle”, dodawanie słowa „wrogich” za każdym razem, gdy w dokumentach jest mowa o nauce rozpoznawania sylwetek samolotów, i tym podobne. Autor przemianował nawet „2nd Light A/A Regiment” (co można przełożyć jako 2. pułk lekkiej artylerii przeciw­lot­niczej) na „lekki 2. pułk artylerii”, a na kartach książki pojawia się także „4. Brygada Pancerna Australian Army Service Corps”; w dokumentach znajdziemy jedynie „4.A.A.S.C.”, a sama australijska 4 BPanc. walczyła na Dalekim Wschodzie.

Przed przejściem do podsumowania chciałbym przedstawić jeszcze jedną, jeśli mogę tak to nazwać, ciekawostkę.

2 września 1944 roku F/Lt Michniewicz został zaatakowany przez dwa Fw 190. Na szczęście ostrzał był dość niecelny, a pilot zdołał wrócić lekko uszkodzoną maszyną do bazy. W książce to zdarzenie pojawia się jednak w sierpniu (!) 1944 roku (s. 61/62, tom II). Na dodatek sam sposób opisania tej sprawy jest dość kuriozalny. Żeby niczego nie przeinaczyć, pozwolę sobie na kolejny cytat. Mamy w nim zdanie wprowadzające fragment relacji Galickiego i początek fragmentu jego wspomnień: „Por. (F/O) M. Galicki tak opisał swe spotkanie z sojuszniczym samo­lotem myśliwskim, będąc wziętym za samolot Luftwaffe: Jeszcze gorszy wypadek wydarzył się na początku sierpnia [1944 r.] por. [F/O M.] Michnie­wiczowi. Poleciał on z nowo przybyłym pilotem…”.

Jak widać z początku samego cytatu, Galicki w tym locie nie uczestniczył. Autor nie powinien więc pisać „opisał swe spotkanie”, bo to po prostu nie jest prawdą. Co więcej, sam Galicki błędnie datuje to wydarzenie, rozgrywające się na początku nie sierpnia, lecz września 1944 roku. Sam Autor się jednak tym nie przejmuje. Najpierw opisał wspomniane wydarzenie z perspektywy Galickiego, umieszczając je w sierpniu, a chwilę później (s. 101, tom II) opisuje je raz jeszcze, tym razem bazując na ORB i dywizjonowej kronice, prawidłowo umieszczając zdarzenie we wrześniu. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Autor nie zauważył błędu Galic­kiego lub też dlaczego nie porównał wspom­nianej relacji z ORB dywizjonu.

Podsumowanie

Najwyższy już czas na pod­su­mo­wanie. Myślę, iż nie zaskoczę nikogo, pisząc, że w mojej opinii książka „Nad Lewantem i Italią” jest złą, jeśli nie szkodliwą, publikacją. Żaden z jej elementów nie zasługuje na pochwałę, a liczba błędów i usterek jest wprost porażająca. Baza źródłowa zgromadzona przez Autora jest dalece niewystarczająca, a sposób wyko­rzys­tania materiałów dostępnych Auto­rowi zasługuje jedynie na słowa krytyki. Jest to tym bardziej szokujące, iż mamy tu do czynienia z pracą napisaną przez doktora habilitowanego.

Osobne słowa chciałbym skierować w tym momencie do dwóch osób wymie­nio­nych w „stopce” jako recenzenci naukowi książki – prof. dra hab. Macieja Franza i prof. nadzw. Piotra Semkowa. Czy, w świetle powyższej recenzji, jesteście Panowie przekonani, że dobrze wyko­na­liś­cie swoją pracę? Nie liczę na odpowiedź (a może jednak?), niemniej lektura omawianej książki każe mi, jako recenzentowi, takie pytanie postawić.

Pisząc już zupełnie krótko: jeśli ktoś chce zapoznać się z historią „318”, to – w mojej ocenie – lepiej omijać „Nad Lewantem i Italią” szerokim łukiem. Zamiast tego proponuję lekturę wspomnień (np. „W po­wietrznym zwiadzie” Władysława Nycza) i zapoznanie się z dokumentami dostępnymi online, a potem – jeśli taka Państwa wola – wycieczkę do Londynu. Wyjdzie Wam to na zdrowie.