Tradycyjnie już w ostatnim tygodniu czerwca do Darłówka zjechali miłośnicy wszelkiego rodzaju militariów, aby przez kilka dni wspólnie pobawić się na kultowej już w środowisku „Patelni”. Zjechali zresztą nie tylko z całej Polski, ale i Europy, a można powiedzieć, że i świata, gdyż jeden z uczestników przybył do tej nadmorskiej miejscowości aż z RPA. Natomiast pojazd, który przebył najdłuższą drogę pochodził z Andory. Oprócz nich byli także Niemcy, Rosjanie i inne narodowości gdyż nigdzie nie brakuje tego typu hobbystów. Przymiotnik międzynarodowy jest więc w pełni adekwatny do sytuacji.

Z każdym rokiem impreza jest coraz większa i coraz bardziej znana. Co roku też pojawiają się na niej nowe, wczesnej nie pokazywane pojazdy. Tak było i tym razem. Smaczkiem jubileuszowej edycji był „Błotniak” – miniaturowy pojazd podwodny zaprojektowany w PRL-u dla nurków, którzy z jego pomocą mieli dokonywać dywersji. Oprócz niego pojawiło się także wiele innego, równie ciekawego sprzętu, którego ilość wynosiła na oko kilkadziesiąt sztuk.

Były więc czołgi M-4 Sherman, T-34, T-55, wozy BMP-1, SKOT-y, wozy saperskie, ciężarówki oraz wszelkiego rodzaju łaziki, jeepy, gaziki, a także motocykle. Pojawił się nawet most towarzyszący, który dał pokaz swoich możliwości, niestety nie miałem możliwości zobaczyć go w akcji. Jak zawsze sporo było też pojazdów z drugiej wojny światowej, które ze względu na swoje lata nie mogą już szaleć po terenie tak jak ich młodzi kuzyni, ale i tak wzbudzają żywe zainteresowanie odwiedzających. Tradycyjnie pojawił się śmigłowiec Mi-2, którym, podobnie jak czołgami i transporterami, można było się przelecieć – za pewną opłatą, oczywiście.

Kto nie miał własnego pojazdu, musiał zadowolić się oglądaniem, jak jeżdżą inni. Było na co popatrzeć. Urozmaicony teren pozwalał na wykazanie się umiejętnościami w prowadzeniu jak i całkowicie obnażał niedoskonałości mechanicznych potworów. Prym oczywiście wiodły pojazdy gąsienicowe, dla których nie było terenu nie do przebycia, ale wszyscy inni prędzej czy później wpadali w tarapaty, co najczęściej objawiało się utknięciem w jednej z błotnych kałuż.

Po krótkim oczekiwaniu nadchodziła jednak kawaleria z odsieczą i przeprowadzano akcję wydobycia nieszczęśnika. Pół biedy, gdy utknął lekki gazik, czy inny samochód terenowy, który dało się wyciągnąć przy pomocy pojazdu podobnego typu i mocy. Gorzej, ale dla widzów ciekawiej, było, gdy w bagienku utknął SKOT. Wtedy do akcji wkroczyć musiał wóz zabezpieczenia technicznego na podwoziu T-55, który (i tak nie bez problemów) poradził sobie z tym wyzwaniem.

W przerwach między oglądaniem popisów kolejnych mistrzów kierownicy, z których część, trzeba przyznać, radziła sobie bardzo dobrze i chyba jeździli w wojsku podobnymi pojazdami, można było się przejść po prawdziwym, improwizowanym militarnym „centrum handlowym”, gdzie na kilkudziesięciu stoiskach można było kupić wszystko, co zapragnie dusza pasjonata. Były wszelkiego rodzaju mundury, historyczne i współczesne, naszywki, odznaki, ordery, buty, nakrycia głowy i całe inne wyposażenie osobiste żołnierza, a także repliki broni. Były też do nabycia elementy historycznych pojazdów czy broni znalezione gdzieś na wykopaliskach. Dla każdego cos miłego. Całość uzupełniało zaplecze gastronomiczne. Naprawdę, było gdzie zostawić pieniądze.

Momentami w imprezie przeszkadzała kapryśna pogoda, a dokładnie lejący deszcz, który zamieniał całą cześć dla publiczności w błoto. Nie padał jednak zbyt długo, a i zabrudzone buty nie powinny być dla fana militariów niczym strasznym. W czasie opadów można było przy piwku integrować się z podobnymi sobie z całej Europy. Momentami nawet częściej było słychać język niemiecki niż polski.

W czasie zlotu odbywały się także liczne imprezy towarzyszące, wśród których znalazły się: kino wojenne, festiwal piosenki wojskowej, wybory mokrej miss zlotu, pokaz sztucznych ogni czy prezentacje grup rekonstrukcyjnych a także inscenizacja bitwy z ich udziałem.

Impreza ze wszech miar udana. Kto jeszcze na takiej nie był koniecznie musi sobie zarezerwować czas i w przyszłym roku stawić się na „Patelni”. Do zobaczenia na XI Zlocie!